JEST: poniedziałek 28 VI 2010
BYŁA: sobota 28 VI 1410
Ryby i arcybiskup
Wpierw czytanie z Długosza:
„…w sobotę przybył do arcybiskupiej kopalni rudy żelaznej i do wielkiego stawu rybnego zwanego Sejmice [dziś – Samice, kilka kilometrów na wschód od Skierniewic; przyp. JK]. Tam piorun zabił kilka koni i jednego człowieka, a drugiego pozostawił pół żywego. Misę w namiocie rycerza Dobiesława z Oleśnicy pełną gotowanych ryb zniszczył doszczętnie w obecności wielkiej liczby spożywających posiłek przy stole, nikomu jednak z biesiadujących nic złego nie zrobił”.
Król skorzystał z gościnności arcybiskupa. Nie było piątku, a spożywano ryby, bo były łatwo dostępne – pochodziły pewnie z miejscowego stawu rybnego. Bodaj za zezwoleniem właściciela. Bo trudno pomyśleć, że zaraz tak na początku wojny obrabowano z ryb własnego arcybiskupa. Logiczne.
Po co o tym pisać – po raz pierwszy
Na pierwszy rzut oka Długosz zanotował wydarzenie raczej sensacyjne niż ważne. Dlaczego je zanotował? Bo było w zwyczaju kronikarzy mieszać wydarzenia takie i takie. Zanotował to uderzenie pioruna nawet jakby wbrew sobie, bo przecież pisząc o wielkiej wojnie z Zakonem cały czas mnożył zjawiska nadnaturalne świadczące o przychylności niebios wobec Jagiełły i Polaków. Tymczasem uderzenie pioruna to w kontekście królewskiej osoby zła konotacja. Kiedy indziej, gdy piorun uderzył bezpośrednio w Jagiełłę (pod Tulcami w roku 1419)… sam król zinterpretował rzecz jako karę za grzechy. A Długosz ciągnął domysły, o co Panu Bogu mogło wtedy chodzić. Tu piorun uznany został chyba raczej za ciekawostkę niż znak z niebios.
Po co o tym pisać – po raz drugi
Ostatnie więc pytanie – skąd Długosz o tym drobnym, acz sensacyjnym wydarzeniu wiedział? Tu wkraczamy w tajniki warsztatu naszego dziejopisa. Otóż wydarzenie, jakie miało miejsce w namiocie Dobiesława z Oleśnicy, czyni wiele kart kroniki wiarygodnymi w naszych oczach. Każe wierzyć, że Długosz korzystał z kwerendy przeprowadzonej u bezpośrednich świadków.
Zresztą takich miejsc, o których można powiedzieć: „z relacji naocznego świadka” – jest w kronice sporo. Często można nawet z dużą dozą prawdopodobieństwa określić, z czyich ust taka relacja, wykorzystana w kronice, pochodziła. Tu rzecz wydaje się prosta. Dobiesław z Oleśnicy był stryjem Zbigniewa Oleśnickiego, który też w wyprawie grunwaldzkiej uczestniczył – jako młody sekretarz królewski. Może zatem nawet sam był w namiocie Dobiesława. Ów Zbigniew, to przyszły biskup krakowski, czyli bezpośredni przełożony i mecenas Długosza…
Możemy sobie wyobrazić wieczory przy piecu czy kominie, podczas których biskup opowiadał i wspominał rzeczy ważne i mniej ważne, a słuchacze słuchali zapewne wszystkiego z ogromną uwagą i z wypiekami na twarzy, chłonąc jednakowo opowieść o rybach, spalonych przez piorun, jak i o posłach wielkiego księcia Witolda, którzy właśnie zbliżali się do królewskiego wojska…
Ale to należy do dnia następnego.
Jacek Kowalski
– – – – – – – – – – – – –
Tekst Jana Długosza podaję w przekładzie Julii Mrukówny, wg wydania: Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. VI/2, I, Księga 10 i 11, 1406-1412, red. J. Garbacik, K. Pieradzka, przeł. J. Mrukówna, Warszawa 1982
– – – – – – – – – – – – –
ZOBACZ: fragmenty nowego programu JK i Klubu Świętego Ludwika „Grunwald po Kowalsku”; płyta wkrótce, premiera miała miejsce 20 maja, mp3 pod adresem:
http://www.jacekkowalski.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=133&Itemid=81
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!