– My czekali na was, bo u nas nie było łatwo żyć, a naszą ziemię oddano osadnikom, ale ten pan był zawsze sprawiedliwy i ani jego, ani domu i ziemi jego nie damy skrzywdzić.

…ale najpierw było ogromne zdziwienie, bo nim zacząłem pisać ten artykulik sięgnąłem do zasobów naszego portalu. Wyszukiwarka na słowo „Perkowicze” nie zareagowała, podobnie na jego odmiany „Pirkowicze” i „Piorkowicze”. Przeszedłem zatem do sedna – wpisuję „Wysłouch”. Jest! jedna pozycja …. moja recenzja książki nieżyjącego już niestety Aleksego Dubrouskiego, krajoznawcy i ekologa z Pińska. Ki czort – pomyślałem – na naszym kresowym portalu słowa nie ma o Wysłouchach?!. Koniecznie trzeba to zmienić. A jako, że miałem okazję przebywać w dawnych dobrach Wysłouchów, to postanowiłem napisać ten tekścik.

Trafić tam nie trudno. Jadąc drogą z Kobrynia do Drohiczyna (ale nie tą główną magistralą M10, ale tą która biegnie na południe od linii kolejowej, przez Horodec i Antopol) kilka kilometrów przed Drohiczynem spotkamy przy drodze wyraźny znak, z napisem po białorusku: „Dworsko-parkowy kompleks rodu Wysłouchów”. „Ukazatiel” kieruje wprost na dawny dwór Wysłouchów. Nim jednak opowiem o nim warto cofnąć się wstecz tak … z 500 lat. W XVI i XVII wieku ziemie te należały do rodu Terleckich (a wcześniej do Turów, Wojtowiczów, Kozerackich) w tym do samego Cyryla Terleckiego, biskupa łucko-ostrogskiego, jednego z głównych architektów unii brzeskiej. On też wystawił tutaj okazały dwór drewniany, warowny i ze starego drewna. Bo też i żył biskup „po pańsku”, czym naraził się innym stronnikom unii, takim jak biskup Michał Rogoza, który nazywał Terleckiego „rajskim wężem” (kusicielem) i „chytrym lisem”. Naraził się też, co oczywiste, prawosławnym. W czasie jednego z powstań kozackich – buntu Nalewajki – ataman ów chciał odpłacić zdrajcy w sposób kozacki. Dotarł ze swymi semenami aż do Piórkowicz, nie znalazł jednak winowajcy i prawdopodobnie zadowolił się jeno spaleniem jego dworu. Zmarł „naczelny unita” śmiercią naturalną we własnych dobrach i został pochowany w wystawionej przez siebie cerkwi drewnianej. Niestety ona również nie przetrwała do dziś. Uważa się, że wraz z całym bogatym wyposażeniem uległa zniszczeniu w burzliwym, pełnym wojen wieku XVII.

Od połowy XVIII wieku Perkowicze stanowią już własność rodu Wysłouchów (zwanych też Wisłouchami) herbu Odyniec – rodu pochodzenia litewskiego o XIV-wiecznych korzeniach. Jednym z pierwszych właścicieli Perkowicz był Zenon Wysłouch, podkomorzy brzeski, współtwórca Konstytucji 3 Maja. On to też wybudował (w końcu XVIII lub na początku XIX wieku) murowaną, unicką cerkiew p.w. Zaśnięcia Najświętszej Bogarodzicy. Do niej przeniósł szczątki biskupa Terleckiego i w niej też wraz z małżonką Honoratą z Orzeszków spoczął i sam. Przedtem jednak, na początku XIX wieku rozpoczął budowę dworu klasycystycznego, który dokończył już jego syn Wiktor, skądinąd barwna bardzo postać, którą Józef Ignacy Kraszewski wspomina jako wielkiego miłośnika alkoholu i mariasza pisząc, iż potrafił pić i grać tygodniami robiąc jedynie przerwy na jedzenie i spanie. Mimo to Wysłouchowie dobrze żyli z miejscową ludnością. Świadczy o tym choćby fakt, że majątek ów został po powstaniu styczniowym uratowany przez … miejscowego Żyda, który wykradł z zajętego przez kozaków dworu materiały mówiące o związku dziedzica z powstańcami, co niechybnie skończyłoby się konfiskatą majątku i zsyłką.

Inną niezwykle ciekawą postacią był ostatni właściciel Perkowicz, Antoni Wysłouch, historyk, bibliofil, nauczyciel w gimnazjum w Brześciu, stąd nazywany „profesorem”. Jego postać przybliżył w jednym ze swych wspaniałych poleskich opowiadań jego syn, Franciszek Wysłouch, żołnierz, pisarz, malarz i zapalony myśliwy. Wspomina on o wielkim szacunku jakim cieszył się ojciec u miejscowej ludności. Nazywano go „sprawiedliwym panem”. Trudno jednak nie szanować człowieka, który odnosił się z olbrzymim szacunkiem do miejscowych mużyków. Franciszek Wysłouch przytacza taki „obrazek”: „Profesor przyszedł do siewców. Najstarszy siewca po dosianiu zagonu podszedł do niego.

– Dziękuję ci, Konrad, że siejesz – to były słowa Profesora-właściciela.

– Niech rośnie jak las nowe żyto. Daj Boże! – to była odpowiedź siewcy.

A potem obaj starzy ludzie siadali na workach z ziarnem i zapalali papierosa.”

Był też Profesor często zapraszany na wiejskie wesela. Pomagał, radził, użyczał dworskich wołów na każdy pogrzeb. Przyjmował pod swój dach wszystkich potrzebujących, zwłaszcza tych skrzywdzonych. Często gościli u niego Żydzi a nawet Cyganie, z którymi rozmawiał w ich języku.

Aż nadszedł okrutny wrzesień 1939 r. I przyszli towarzysze wyzwolić lud białoruski „z polskich butów, polskich sztanów”. Oddajmy raz jeszcze „głos” synowi Profesora: „Oficer NKWD zebrał całą wieś i wyprowadził Profesora na ganek. Okolicznościowe przemówienie do zebranych chłopów poprzedziło teatralny gest i słowa:

– A teraz, towarzysze, zróbcie porządek i odbierzcie sobie sprawiedliwość na waszym gnębicielu.

Chłopi popatrzyli na siebie i wreszcie padły słowa z ust starego Poleszuka:

– My czekali na was, bo u nas nie było łatwo żyć, a naszą ziemię oddano osadnikom, ale ten pan był zawsze sprawiedliwy i ani jego, ani domu i ziemi jego nie damy skrzywdzić.

Oficer oniemiał. Ale za parę dni w nocy przyjechał oddział wojska sowieckiego, zabrano Profesora do samochodu i wywieziono do więzienia. Przedtem jednak żołnierze wynieśli wszystkie książki z biblioteki i spalili. Płonęły stare bezcenne foliały i ręcznie jeszcze pisane księgi, dorobek narodowej literatury i nauki w oczach Starego Profesora pod strażą karabinów sowieckich, bo obstawiono dom i drogi obawiając się odsieczy ze wsi.

Co myślał i odczuwał Stary Profesor patrząc na płonący stos? Czy cierpiał tylko, czy nasuwała mu się analogia do odwiecznych spraw ludzkości kiedy barbarzyństwo i okrutna bezmyślność niszczy twórczą pracę jednostek i pokoleń. Całe życie badał te sprawy – teraz widział i czuł. Myślę jednak, że było mu pociechą i nagrodą życia, że wśród niszczycieli nie widział miejscowych swoich ludzi.[podkreślenie moje – K.W.]”

Warto też zapoznać się bliżej z barwną postacią jednego z ostatnich z Wysłouchów, cytowanego tu Franciszka Wysłoucha, a zwłaszcza z jego twórczością. Pod koniec życia wyda on trzy tomy wspomnień o Polesiu: Opowiadania poleskie, Na ścieżkach Polesia i Echa Polesia, w których barwnie opisuje poleską przyrodę. Miał z nią kontakt częsty i bezpośredni jako zapalony myśliwy. W swych wspomnieniach przenosi czytelnika w bajkową nieraz scenerię poleskich krajobrazów, świata Poleszuków z wiarą, zabobonami, kłusownictwem i wielkim znawstwem zjawisk przyrodniczych. Osobiście uważam, że to jedne z najpiękniejszych poleskich wspomnień jakie czytałem.

***

Miło mi oznajmić czytelnikom, że tak dwór, jak i cerkiew wystawiona przez Wysłouchów stoi do dziś. We dworze po wojnie zlokalizowano szkołę i sanatorium. Dobudowano do niego co prawda dwa „skrzydła” w radzieckim stylu. Nie mniej jednak biorąc pod uwagę to, że w swej 200-letniej historii przebudowywany był nie raz, możemy to potraktować jako kolejny „znak czasu”. A w 2003 roku został gruntownie odnowiony i dziś jego białe mury świecą w soczystej zieleni parku, a o porządek wokół dba ucząca się w nim młodzież. Park ostał się w gorszym znacznie stanie. Niewiele zostało ze starych drzew, które zdaniem Franciszka Wysłoucha sadzone były jeszcze ręką biskupa Terleckiego. System wodny, staw i rowy praktycznie nie działają.

Na osi alei biegnącej od dworu na południe znajduje się cerkiew wystawiona przez Zenona Wysłoucha. Ta również zachowała się w dość dobrym stanie, obecnie jest parafialną świątynią prawosławną. Przy cerkwi spotkałem jej proboszcza – młodego prawosławnego duchownego, który jak się okazało nim wstąpił do stanu duchownego uczył się w Warszawie u jezuitów „na żurnalistę”. Powołanie jednak okazało się silniejsze. To on wspomniał o tym, że bp Cyryl Terlecki był tu pochowany, ale jego granitowa nagrobna płyta z napisami po łacinie znajduje się obecnie w jednym z muzeów w Mińsku. Same zaś doczesne szczątki Cyryla spoczywają, o ile mi wiadomo, w katedrze łuckiej. Ale szczegóły ich „alokacji” z Perkowicz do Łucka nie są mi znane. A może jednak nadal spoczywa tu w swych dawnych dobrach? W każdym razie krypta, w której pierwotnie pochowany był Zenon Wysłouch ze swoją żoną jest obecnie zamurowana – ich doczesne szczątki zostały po wojnie z niej wyrzucone. Wiem, okrutnie to brzmi, ale patrząc na cerkiew, park, dwór i uwijające się wokół niego dzieciaki, które sprzątały teren i podlewały kwiaty, pomyślałem sobie, że jednak „gniazdo Wysłouchów” i tak ma wiele szczęścia. Bo możemy je dziś podziwiać choć i w zmienionej nieco postaci w odróżnieniu od setek innych majątków po których nieraz nie został ślad.

I za to właśnie należy się obecnym gospodarzom tego terenu nasza wdzięczność.

Krzysztof Wojciechowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply