U grobu porucznika Waryszaka

…napis na płycie grobowej głosił: “Ś.P. Wacław Waryszak porucznik 84 Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku…

Grupa Jezior Szackich nigdy chyba nie była w komplecie w jednej jednostce administracyjnej. Przed wojną dwa z nich wysunięte najbardziej na północny wschód znalazły się w granicach województwa poleskiego, podczas gdy pozostałe szackie szmaragdy przypadły Wołyniowi. Po rozpadzie krainy „gdzie tak swabodna dyszet cziełowiek” przedwojenna granica województwa stała się na tym odcinku granicą niepodległej Białorusi i Ukrainy. I znów owe północne szmaragdy zostały oddzielone od swoich większych znacznie braci z południa. A rzecz idzie o jeziorach Orzechowskim i Ołtuskim. To pierwsze uchodziło za jedno z najrybniejszych na Polesiu (jeśli wierzyć doktorowi Marczakowi). Nad tym drugim, mniejszym z nich o owalnym, wydłużonym kształcie, na wschodnim jego brzegu na wysepce wyniesionej ponad otaczające ją bagna o 20 metrów usadowiła się duża wieś Ołtusz. Przed wojną znajdował się tutaj urząd gminy, posterunek Policji Państwowej, poczta, apteka i lekarz oraz folwark. Uwagę zwracała drewniana cerkiew prawosławna, Spaska, z lat 80-tych XVIII wieku. Obok cerkwi znajdował się cmentarz z kaplicą na nim.

Obecnie sporo z przedwojennych urzędów (rzecz jasna w wersji białoruskiej) pozostało, a nadto wieś awansowała do rangi „agrogorodka” czyli agro-miasteczka, takiej krzyżówki miasta i wsi. Buduje się tutaj domy, które maja być na tyle atrakcyjne by przyciągać, zwłaszcza młodych ludzi, do pracy na wsi, w kołchozach. Bo zaznaczyć trzeba, że po otaczających niegdyś Ołtusz bagnach o uroczych nazwach: Selatyno, Zapole, Zasośnica czy Kremienka zostały już tylko wspomnieniem. Teraz zmusza je do wydawania polonów miejscowy kołchoz.

Ale co najważniejsze ocalała na wsi cerkiew i cmentarz. I tam właśnie powinien skierować swe kroki każdy turysta. Moja majowa wizyta pokazała, że powinien mieć też mocne nerwy, zwłaszcza jeśli obciążony jest dobrą pamięcią i był już kiedyś w tym miejscu – tak jak ja. Siedem lat temu podziwiałem cudną, błękitną, typową niebiańską poleską cerkiew, zabytek architektury i kultury „ochranianą zakonem”. Co prawda batiuszka o gęsto użelowanych włosach i bardzo dobrym samochodzie wspominał już wówczas z zazdrością, jak to dobrze jest prawosławnym w Polsce, że dostają znaczne fundusze na budowę i remonty cerkwi. „Gdybym ja miał takie pieniądze zaraz bym obił chram sajdingiem” – ciągnął rozmarzony duchowny. Niech mi to wybaczą białoruscy przyjaciele ale gorąco dziękowałem wówczas Panu Bogu, za biedę na Białorusi. Jednak kapłani Najwyższego nie potrafią co prawda wzorem Zbawiciela pomnożyć chleba i ryb, ale maja niesamowite zdolności do mnożenia, a ściślej zdobywania pieniędzy. Bo w maju A.D. 2012 we wsi Ołtusz rejonu Małoryta przywitał mnie budynek, który z bryły przypominał mi cerkiew widzianą równo 7 lat temu. Dziś jednak budynek ów koszmarnie zgwałcony był białym sajdingiem. „Zakon” nie ochronił, a wierni zebrali kwotę, którą swiaszczennik tak paskudnie spożytkował.

Jak się okazało nie jedyne to okrutne zaskoczenie, które miało czekać mnie tamtego majowego dnia. Poszliśmy na cmentarz. Tam kolejny szok. Od razu widać, że wieś położona niedaleko Zachodu, (z Ołtusza do Włodawy jest w prostej linii kilkanaście kilometrów, tyle że … trzy granice państwowe po drodze). Ot i widać modę, która przyszła z zachodu. Na starej części cmentarza wszystkie drzewa leżały pokotem: wyrąbane i pocięte na klocki. Słowem golizna na cmentarzu taka, że nie powstydziłby się jej niejeden katolicki proboszcz z mojej ojczyzny. Serce boli. Ale przyszedłem tu w konkretnym celu. Mieszkający tu od lat kolega wspominał o polskich pochówkach na tym cmentarzu. Podejrzewałem, że albo przedwojenne, albo może „wrześniowe”. To co znaleźliśmy nieco mnie zaskoczyło. Oto na starej części cmentarza, na wprost zbiorowej mogiły rozstrzelanych w 1942 r. mieszkańców Ołtusza znajdował się polski grób. Byli tam pochowani żołnierze września. Przy czym jeden z nich był bezimienny, zaś o drugim można było dowiedzieć się znacznie więcej, napis na płycie grobowej głosił: „Ś.P. Wacław Waryszak porucznik 84 Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku ur. 15.06.1911 zamordowany w Ołtuszu w 1939 r. Cześć Jego Pamięci”. Nad napisem widnieje zdjęcie porucznika w hełmie. Skoro zamordowany i we wrześniu, to do razu myśli idą w kierunku tych co to na czapkach nosili takie gwiazdy, które zdobią mogiłę naprzeciw, a którzy przyszli wyzwalać „uciśniony” lud poleski z „polskich kajdanów”. Ale kto wie, mogli zrobić to też i miejscowi otumanieni czerwoną propagandą. W samym Ołtuszu Polaków już nie ma, a wśród mieszkańców niewielu ostało się miejscowych. Bardzo wielu jest najezdnych. Nie bardzo jest kogo zapytać. Choć … kolega przypomina sobie, że za Ołtuszem pod lasem, przy drodze na Orzechowo mieszka leśnik. Na imię ma Iwan, ale żona zawsze nazywa go Janem. Jedziemy zatem do niego. Niestety Pana Jana ani jego żony nie zastaliśmy „doma”. Poczekaliśmy trochę, ale nie przyjechali szybko. Póki co zatem zagadka śmierci młodego porucznika Waryszaka zostaje dla mnie jeszcze jedną kresową tajemnicą.

Krzysztof Wojciechowski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply