…pod południową ścianą cmentarza, pod wielkimi lipami znajduje się mogiła powstańców. Nad nią zadbany nagrobek z krzyżem, cierniową koroną na nim oraz tablicą z napisem: “Mogiła powstańców poległych za wolność narodu”

Z Białej Podlaskiej, zwanej dawniej Radziwiłłowską, wracać można do Lublina różnymi drogami. Można rzecz jasna główną, krajową 17-tką. Nie najgorszy to wariant, droga jest przyzwoicie utrzymana i wszystkie większe miasta na niej (Lubartów, Kock, Radzyń Podlaski i Międzyrzec Podlaski) poza Lublinem, posiadają już nowe, wygodne obwodnice. Jedzie się szybko i raczej bezproblemowo. Ale ja często wybieram drogę przez Parczew. Niby miejscami gorsza (choć niewiele), ale za to biegnie przez bliskie sercu i ciepłe krajobrazy Południowego Podlasia i Polesia. A w tym roku mieliśmy jeszcze jedną motywację – mogiłki powstańcze „po trasie”. Pierwszą miejscowością, w której się zatrzymaliśmy była

Rossosz

To siedziba jednej z najmniejszych gmin w województwie. Według naszych informacji mogiła 9-ciu powstańców poległych pod Rossoszą w listopadzie 1863 roku miała znajdować się na dawnym cmentarzu unickim w tej miejscowości. Warto przypomnieć, że jesteśmy na Południowym Podlasiu. To kraina, która w kilka lat po powstaniu złożyła daninę męczeńskiej unickiej krwi w czasie siłowego „przywracania unitów na łono cerkwi prawosławnej”. To tu niedaleko jest Drelów gdzie padły pierwsze kozackie strzały do broniących swej cerkwi unitów, tu, nieco dalej jest Pratulin, skąd pochodzą uniccy męczennicy. Stąd też pamięć o unitach żyje do dziś w cerkwiach pounickich i dawnych cmentarzach. Znaleźć jednak ten w Rossoszy nie jest tak łatwo. Człowiek „niewprawiony” może go przeoczyć. Jest on bowiem położony nieco dalej od szosy. Przy samej drodze stoi za to krzyż i głaz z napisem „Cmentarz unicko-katolicki 1840-1913”. Trzeba przejść za głazem jeszcze kilkadziesiąt metrów i już jesteśmy przed metalową bramą do cmentarza. Niewiele nagrobków zachowało się na nim. Wszystkie napisy polskie, ale nazwiska o zdecydowanie niepolskim brzmieniu, bo zwykle kończące się na „-uk”. Niewątpliwą ciekawostką jest drewniany krzyż na grobie Franciszka Głowackiego – jak wieszczy tablica – członka PPS Lewica Frakcja Rewolucyjna. Za nim, pod południową ścianą cmentarza, pod wielkimi lipami znajduje się mogiła powstańców. Na niej zadbany nagrobek z krzyżem, cierniową koroną na nim oraz tablicą z napisem: „Mogiła powstańców poległych za wolność narodu”. Palimy znicz, zostawiamy flagę owego narodu, o którego wolność oni walczyli i modlimy się za ich dusze. Ruszamy dalej, na trasie naszej pielgrzymki

Wisznice

Gmina, w której ludzie kochają kwiaty a wójt jest prawdziwym dobrym gospodarzem, a swą energią obdziela także sąsiadów. Tutaj groby powstańców znajdują się … a jakże, na dawnym cmentarzu unickim, który podobnie jak i w Rossoszy po kasacie unii wykorzystywany był jako rzymskokatolicki. A cmentarz to niezwyczajny. Przede wszystkim jego historia sięga gdzieś początku XIX wieku, można go zatem śmiało zaliczyć do najstarszych w województwie. A poza tym jak na, było nie było, prowincjonalny cmentarza zachowuje w swym łonie niezwykle zasłużone osoby. To właściciele okolicznych dóbr: Ratajewiczowie, Horodyscy, Sosnkowscy ale przede wszystkim Kraszewscy. Znajduje się tutaj grobowiec tego sławnego rodu, który gospodarował w nieodległym Romanowie. Na wisznickim cmentarzy spoczywają z całą pewnością: matka Józefa Ignacego Kraszewskiego – Zofia z Malskich Kraszewska i jego dwaj młodsi bracia: Kajetan, który ponad pół wieku gospodarował na romanowskich włościach będąc przy tym literatem i … astronomem. Obserwatorium umieścił na poddaszu dworu. A także Lucjan, rysownik, jeden z prekursorów fotografii. Wszyscy oni spoczywają w odnowionych, staraniem władz gminy, grobowcach w cieniu pomnikowych lip i jesionów. Ale nas tym razem bardziej interesują powstańcy. Ich kwatera znajduje się tuż przy ogrodzeniu od strony ulicy. Historia upamiętnienia tych mogił zasługuje na przypomnienie. Otóż przez długie okres panowało przekonanie, że na cmentarzu tym nie ma mogił powstańczych, jednak odnaleziono je i upamiętniono dzięki staraniom pani Jadwigi Horodelskiej, która pamiętała miejsca oznaczane przez ludzi krzyżami, jako mogiły powstańców styczniowych. Dziś miejsce to upamiętnia metalowy krzyż z tabliczką i cztery krzyże drewniane z daszkami metalowymi (wzorowane na krzyżach z I wojny światowej). Nie ma natomiast pewności gdzie zginęli (czy też zmarli od ran) pochowani tutaj powstańcy. Są przypuszczenia, że albo w bitwie pod Rossoszą, albo pod Kolanem. To ona właśnie, wioska o ortopedycznej nazwie

Kolano

jest kolejnym naszym celem. To w jej okolicach w listopadzie 1963 roku rozgrywała się bitwa z moskalami. W centrum wsi, przed szkołą noszącą dziś imię Amelii hrabiny Łubieńskiej stoi wielka tablica z mapą działań wojennych Krysińskiego, Kozłowskiego i Wróblewskiego na pograniczu ówczesnego województwa podlaskiego i lubelskiego. Z tablicy (ufundowanej przez rodzinę Stefaniuków) może odczytać kierunki marszów i miejsca potyczek wspomnianych oddziałów powstańczych. Prócz tablicy, jak nam donosi nasza literatura, w Kolanie znajduje się jeszcze mogiła dwóch poległych w bitwie powstańców oraz pomnik na polu bitwy. Mogiłę odnajdujemy w zasadzie bez trudu. Na skraju lasu o nazwie Smugi stoi obecnie już dwa wysokie drewniane krzyże. Jeden stary na tyle, że zaczęły się już w nim gnieździć ptaki, drugi stosunkowo nowy. I tutaj okazuje się, że nawet myśliwi mogą się do czegoś przydać. Otóż nowy, postawiony przed 10-ciu laty krzyż stanął staraniem Koła Łowieckiego Nr 51 „Szarak” w Wisznicach. My atakowani zmasowanym nalotem komarów palimy tu znicz, zostawiamy flagę narodową i modlimy się. Następnie udajemy się na przeciwległy kraniec wioski, gdzie podobno miała obyć się bitwa. Mapa pokazuje nam, że ma tutaj stać jakiś obelisk, krzyż czy inne upamiętnienie. Po raz kolejny przekonujemy się, że mapie jak kobiecie, nie trzeba do końca wierzyć. Przeczesaliśmy teren dokumentnie – żadnego efektu. Owo upamiętnienie musiałoby być tak małe, by schować się w kwitnącym rzepaku, żebyśmy nie mogli go dojrzeć. Ruszamy dalej nie odnalazłszy pomnika. A po powrocie do domu przekonujemy się jak ważne jest „chwycenie języka” – tak dawniej jak i teraz. Gdybyśmy go w Kolanie chwycili, to pewnie skierowałby nas na cmentarz parafialny, gdzie jakiś pomnik powstańczy się znajduje, a tak nie wiedzieliśmy i szukaliśmy w niewłaściwym miejscu. Nic to Baśka – jak rzekłby Mały Rycerz – przyjedziemy jeszcze do Kolana.

Słońce wisiało już niewysoko nad horyzontem kiedy dojechaliśmy do

Lubartowa

Odnalezienie cmentarza parafialnego (bo tam właśnie znajduje się mogiła 10 powstańców poległych pod Lubartowem i Brzostówką oraz zmarłych z ran) w tym dawnym podlubelskim sztetl nie nastręcza nam problemu. Odnalezienie mogiły jak się okazuje również. Ale to co zobaczyliśmy nie raduje serca. Wielki cementowy krzyż przedstawia widok, no może nie opłakany, ale stanowczo nie odpowiadający tegorocznej okrągłej dacie. Tym bardziej, że to w noc styczniową właśnie pod Lubartowem bili się powstańcy. Tynk na krzyżu odpada. Szczeliny w nim są tak wielkie, że można wetknąć tam flagę, nawet trawa nie wykoszona. Kontrastuje to z okolicznymi pomnikami, tymi współczesnymi i tymi historycznymi, które są zdecydowanie bardziej zadbane. Tak Lubartów dba o pamięć „Bohaterów poległych w walce o niepodległość w latach 1831 i 1863”. Pewnie, jakby rzekł bohater znanej komedii: „to nie grzech … ale wstyd”. Cóż, widać władze Lubartowa biorą przykład „z góry”, tam również nieprzesadnym zainteresowaniem darzą powstanie, by zacytować klasyka-historyka „takie obchody – jakie powstanie”. Ale drodzy lubartowscy włodarze, tak jak nie wszystko co przychodzi z Ameryki jest dobre, taki nie wszystko co przychodzi „z góry” trzeba zaraz naśladować. W tym wypadku warto popatrzeć jak robią „doły”. A one stanęły na wysokości zadania i naprawdę wiele zrobiły, nie po raz pierwszy zawstydzając tzw. „oficjalne czynniki rządowe” (o ile rzecz jasna owe czynniki w ogóle mają wstyd). W ostateczności uświadomcie sobie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, że oni walczyli i o to byście wy dzisiaj mogli siedzieć na tych stołkach, na których siedzicie. To nie waszym partyjnym bonzom to zawdzięczacie, ani nawet wyborcom, a w pierwszej kolejności takim właśnie jak powstańcy styczniowi. Bo bez nich nie byłoby kraju, w którym władzę piastujecie. Zadbanie o jedyną mogiłę w mieście, to nie jest wysoka cena…

Krzysztof Wojciechowski

Fotorelację z tej pielgrzymki mogą czytelnicy obejrzeć pod linkiem:

[link=http://kresy.pl/zobacz-kresy,fotorelacje?zobacz/powstancza-lubelszczyzna-rossosz-wisznice-kolano-lubartow]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply