Miedzy Chrystusem a Leninem

… po Mszy Świętej słychać pod kościołem piękną kresową polszczyznę: “A dziń dobry Pani Władysławi, pugoda nam si piękna zrobiła”

Istnieją takie miasta, które podróżując omijamy nie wiedząc nawet o tym co w sobie kryją. Wygodna, nowoczesna obwodnica ułatwia nam podróż i szybkie przemieszczanie się, ale też pozbawia wiedzy i wrażeń związanych z przejazdem prze różne niewielkie, a malownicze miasteczka. Zapewne niejeden turysta, podróżnik, pielgrzym jadąc do Lwowa jedynie z daleka, z obwodnicy, podziwiał kopuły świątyń w Żółkwi. Takich miast jest na Ukrainie wiele. Jednym z nich jest Korosteszów położony ok. 20 km na wschód od Żytomierza, przy głównej trasie na Kijów. Miasteczko szerokim łukiem oplata od północy obwodnica, stąd mało kto do niego zajeżdża – a warto.

Jego nazwa nie ma nic wspólnego z krostami, a wywodzi się z języka dawnych Słowian. „Korostem” nazywano dawniej głaz, skałę. Nazwa jak najbardziej trafna, bo właśnie na pokładach granitu i labradorytu miasteczko jest posadowione. Granit wydobywa się tutaj do dziś a wyroby z miejscowego kamienia zdobią kijowski Chreszczatyk i moskiewskie metro. Choć swój rodowód miasteczko wywodzi jeszcze z przedchrześcijańskich czasów, to okres świetności przeżywało w czasie ok. 300-letniego władania nim przez stary ród Olizarów pieczętujących się herbem Radwan Sowity. Weszli oni w posiadanie miasteczka w latach 60-tych XVI wieku a odebrane im zostało po powstaniu styczniowym. Olizarowie wybudowali na skalistym wzgórzu nad rzeką nieistniejący już dziś zamek. Założyli też piękny park, który nazywano swego czasu „małą Zofiówką” (jako porównaniu do najpiękniejszego wówczas założenia parkowego Potockich w Zofiówce pod Humaniem), w którym wystawili się nie mniej piękny pałac. W tym piętrowym budynku znajdowały się liczne dzieła sztuki i olbrzymia biblioteka zawierająca m.in. XV-wieczne wydania Wergiliusza. Do dziś niestety zachowała się tylko cześć parku, pałac został rozebrany już latach 90-tych ubiegłego wieku. W parku za to zobaczyć można osobliwy XIX-wieczny budynek letniej biblioteki. Jest to domek o murze szachulcowym. Olizarowie fundowali także świątynie. Najpiękniejszą jest kościół rzymskokatolicki. Pierwszy, drewniany wybudowany został w 1602 roku, obecnie istniejący pochodzi z końca XVIII wieku. Bogate zdobienia wnętrza padły ofiarą bolszewików, którzy w latach 30-tych przebudowali go na spichlerz a potem na kino. Niepodległa Ukraina zwróciła go wiernym. Dziś, w pogodne niedzielne popołudnia po Mszy Świętej słychać pod kościołem piękną kresową polszczyznę: „A dziń dobry Pani Władysławi, pugoda nam si piękna zrobiła” – miód na duszę. Młody wikary, Ukrainiec, ksiądz Witalij równie piękną polszczyzną opowiada o historii świątyni, obrazie Smuglewicza, który tu się kiedyś znajdował, o odbudowie ołtarza na koszt potomka Olizarów – Jana.

Na placyku obok kościoła stoi pomnik Gustawa Olizara, ojca świetności miasteczka. Ów kijowski marszałek i poeta przyjaźniący się z Puszkinem i Balzakiem, upiększył rodowy pałac, wybudował zakład leczniczy, sprowadził z Italii i Niemiec kamieniarzy, którzy zapoczątkowali kamieniarskie tradycje w miasteczku. Był troskliwym i dobrym gospodarzem, jednak o nieprawomyślnych poglądach. Siedział w Twierdzy Pietropawłowskiej a zmarł na emigracji w Dreźnie.

W Korosteszowie przed masywnym Budynkiem Kultury stoi, podobnie jak wielu miastach Ukrainy na wschód od Zbrucza i Horynia, postać wodza rewolucji. Kilkaset metrów dalej na wschód, niemal na krawędzi doliny rzeki Teterew, w parku Olizarów, na olbrzymim głazie ustawiono niewielką figurę Zbawiciela. Niemal dokładnie pośrodku nich, na prostej, którą można przeprowadzić od Chrystusa do Lenina stoi posąg brzemiennej kobiety ze słonecznikiem za plecami. Można ją uznać za alegorię Ukrainy, ale może też ona symbolizować każdego człowieka. Bo każdy z nas ma wybór, w którą stronę iść, co wybrać, gdzie się obrócić, czy do Chrystusa, czy zawierzyć takim szarlatanom jak Lenin. Korosteszowska kobieta stoi, niestety, plecami do Chrystusa. Ale zawsze jest nadzieja i szansa by odwrócić się w tę właściwą stronę. Bo Pan Bóg zawsze zostawia nam możliwość poprawy. A dowód na to znajdziemy w samym Korosteszowie: jednym z tych, którzy w latach 90-tych odbudowywali zwrócony wiernym kościół był stary człowiek, który w swej młodości go niszczył…

Krzysztof Wojciechowski

Artykuł ukazał się w diecezjalnej zamojsko-lubaczowskiej edycji tygodnika katolickiego „Niedziela”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply