Rosyjska gazeta opozycyjna „Nowaja Gazieta” opublikowała nagrania z wywiadu przeprowadzonego przez jej reportera z rosyjskimi żołnierzami wziętymi do ukraińskiej niewoli.

Paweł Kanygin twierdzi, że rozmawiał z Aleksandrem Aleksandrowem i Jewgienijem Jerofiejewem bez towarzystwa żadnym przedstawicieli władz Ukrainy. W pewnych momentach nagrania wyłączał kamerę, ze względu na charakter rozmowy i reakcje jeńców. Aleksandrow mocno zareagował na informację dziennikarza, który powiedział mu o słowach, jakie miała wypowiedzieć jego żona w telewizji Rassija24. Stwierdziła ona, że jej mąż został zwolniony ze służby w 2014 i nie wiedziała, że udaje się do Donbasu. Aleksandrow nie chciał dać temu wiary. Twierdził, że otrzymał rozkaz.

Aleksandrow stwierdził, ze jest żołnierzem służby czynnej, a przynajmniej zwykł nim być. „O ile mi wiadomo, nie odszedłem [ze służby-red.], nie pisałem żadnych deklaracji [dotyczących rezygnacji – red.]”. Przyznał, że nie posiada na Ukrainie statusu jeńca wojennego i jest oskarżony o terroryzm.

Mężczyzna przyznał również, że otrzymał rozkaz, by udać się z misją zwiadowczą do Donbasu. Zaprzeczył, by brał udział w działaniach sabotażowych. Jak twierdził, nic nie wiedział na temat komunikatu rosyjskiego resortu obrony głoszącego, że od grudnia 2014 roku nie jest już żołnierzem rosyjskich sił zbrojnych.

Aleksandrow powiedział również, że osobom służącym po stronie separatystów (reporter zapewne miał na myśli Rosjan) obiecano podwójny żołd, ale obietnice te pozostawały bez pokrycia. Stwierdził również, że zawieszenie broni generalnie jest przestrzegane.

Z kolei Jerofiejew przyznał, że dotarły do niego informacje o tym, że „rzekomo się na wyparto, że zostaliśmy zwolnieni (na własną prośbę – red) ze służby z początkiem tego roku”. Zaprzeczyl temu dodając, że dotąd żaden przedstawiciel rosyjskich władz czy ambasady nie kontaktował się z nimi.

Jerofiejew potwierdził, że brał udział w misji zwiadowczej. Ich zadaniem było „monitorowanie stron zaangażowanych w konflikt”,dodając, że mógł „odrobinę zboczyć ze swojej trasy”. „Nie brałem udziału w żadnej specjalnej misji by kogoś zlikwidować czy złapać. Nikogo nie zabiłem, nie było nawet rozkazu by rozpoczynać walkę ogniową, tylko strzelać w samoobronie”– powiedział mężczyzna. Przyznał, że misja była tajna i polegała na obserwacji wymiany ognia pomiędzy stronami i określeniu kto strzelał, naruszając porozumienia mińskie.

Mężczyzna przyznał, że podczas misji miał status żołnierza i wykonywał rozkazy: „(…) byłem, i zapewne nadal jestem żołnierzem”.Zaprzeczył braniu udziału w jakichkolwiek operacjach wojskowych w Donbasie.

Zapytany o to, czy jest funkcjonariuszem GRU powiedział: „jestem oficerem wywiadu, nic więcej. Jest sporo takich oddziałów w całym kraju, także na Ukrainie”.

Jego zdaniem, w Donbasie nie ma rosyjskiej armii. „Złapali nas, dwóch obserwatorów i chcą pokazać to jako inwazję rosyjskiej armii na Ukrainę. Armia to sporo sprzętu, pełno piechoty, artylerii, samolotów itd. Nie ma takich oddziałów wojskowych w ŁRL i DRL. One mają swoje własne. Ktoś zwyczajnie chce nas wykorzystać w jakiejś politycznej grze, używając nas by pokazać agresję i całą rosyjską armię”– powiedział Jerofiejew.

Na pytanie, czy słyszał coś o buriackich żołnierzach na Ukrainie odparł z uśmiechem, że słyszał, że „Rosja rzuca swoje ostatnie rezerwy z Sachalinu”i stwierdził, że ich nie widział.

„Miałem okazję obserwować konflikt z obu stron. Obie zrobiły wiele złych rzeczy. Bataliony ochotnicze i bojownicy – wszyscy sieją spustoszenie. (…) To jest wojna domowa. (…) [Rosja] jest wciągana w tę wojnę. (…) Mam nadzieję, że wkrótce wszystko się skończy. Wiele osób jest tym wszystkim zmęczone. Myślę, że już czas zakończyć walkę. Zły pokój jest lepszy od dobrej wojny”– stwierdził Jerofiejew.

Nagranie wywadów jest dostępne TUTAJ.

Unian.info / novajagazeta.ru / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply