„Brakuje dla nas wsparcia politycznego. (…) Widzimy co się dzieje w Anglii na tle narodowościowym. Premier Szydło wysyła w takiej sytuacji swoich ministrów. U nas zabijają oświatę polską – paragrafami i decyzjami. Nie mamy żadnego wsparcia, żeby ktoś przyjechał i powiedział: stop, tak nie można czynić z rodakami, którzy zostali na własnej ziemi” – mówi Kresom.pl o sytuacji polskiej szkoły im. Lelewela w Wilnie Renata Cytacka.

Władze Republiki Litewskiej od lat prowadzą konsekwentne działania mające na celu faktyczne unicestwienie polskiego szkolnictwa na Litwie i lituanizację Polaków. W sposób szczególny i symboliczny dotyczy to Wilna, w którym kontrolowane przez litewskich liberałów i konserwatystów władze miejskie chcą wyrzucić Szkołę im. J. Lelewela do innej dzielnicy. Rodzice i nauczyciele walczą o utrzymanie tej legendarnej szkoły. Czy jeszcze istnieje na to szansa?

– Przede wszystkim sytuacja jest niepewna. Szkoła nadal jest zagrożona– zwraca uwagę w rozmowie z Kresami.pl Renata Cytacka, Prezes Forum Rodziców Szkół Polskich Rejonu Solecznickiego i przedstawicielka Forum Szkół Polskich na Litwie. Podkreśla, że walka o szkołę trwa w zasadzie od kilku lat, ale osoby w niej pracujące toczą ją już 23 lata. – W tym czasie non stop nad tą legendarną szkołą zbierały się czarne chmury– mówi Cytacka.

Polacy walczą, polskie władze milczą

Szkoła im. J. Lelewela to pierwsza szkoła na Litwie, w której po II wojnie światowej odrodziła się polska oświata. Maturzyści z tej szkoły walczyli o przywrócenie nauczania w języku polskim, a za swoją działalność byli zsyłani do lagrów – niektórzy na 8 lat. – Paradoksalnie, te osoby do dziś walczą– mówi Cytacka. Stowarzyszenie „Zawsze Wierni Piątce” każdego roku zbiera się w ostatnią niedzielę czerwca, jego członkowie od dwóch lat apelują o utrzymanie polskiej szkoły w wileńskiej dzielnicy Antokol. Zwracają się do najwyższych władz Republiki Litewskiej, a także Polski – w tym do prezydenta Dudy, minister Szydło czy szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego. – Niestety, nie wiem dlaczego, ale z tego co wiem, nie otrzymali z Polski żadnej odpowiedzi– zaznacza polska działaczka. W 2015 roku w szkole im. Lelewela powstał Komitet Obrony Szkoły, który broni zagrożonej placówki.

– W zeszłym roku miała miejsce kuriozalna sytuacja, gdy w czerwcu przyjęto decyzję o degradacji szkoły z poziomu szkoły średniej do podstawowej, bez odpowiedników klas licealnych w Polsce– przypomina Cytacka. Później wicemer Wilna Valdas Benkunskas na spotkaniu w szkole wprost uciekł się do szantażu. – Powiedział: jeżeli chcecie uzyskać status gimnazjum (szkoły średniej dającej możliwość uzyskania matury – red.) to tylko w zamian za pomieszczenia– mówi polska działaczka. Szkoła dzieli bowiem pomieszczenia z litewskim progimnazjum, któremu brakuje pomieszczeń.

Polskie dzieci potraktowano też przedmiotowo, gdy odgórnie podjęto decyzję o przerzuceniu ich do szkoły w innej dzielnicy – Żyrmuny, po drugiej stronie rzeki Wilii. Zdaniem Cytackiej jest to skandal. – Mówimy o legendarnej szkole, o wielkiej dzielnicy miasta, która zostałaby bez żadnej szkoły z nauczaniem w języku polskim. Antokol to 1/3 miasta, a szkoła im. J. Lelewela obecnie obsługuje uczniów z 249 ulic. To tak, jakby Pragę i inne części prawobrzeżnej Warszawy pozbawić polskiej szkoły– mówi. Zaznacza, że Polacy nie chcą się na to zgodzić.

Przeczytaj: Zamach na polskie szkoły

Litewska presja

Strona litewska przytacza kilka argumentów na obronę swoich decyzji i działań: przede wszystkim podkreślają, że szkoła dzieli pomieszczenia z litewskim progimnazjum, któremu brakuje pomieszczeń. Ponadto, wskutek reorganizacji inna szkoła przy ulicy Minties została zdeklasowana i przyłączona do Lelewela jako filia – stąd w ramach oszczędności uważają za słuszne połączenie obu placówek i przeniesienie całej szkoły na drugą stronę rzeki Wilii. Władze litewskie argumentują też, że na generalny remont tej placówki przeznaczono niemałe środki w wysokości ponad 2 mln euro.

Cytacka zwraca uwagę, że tak naprawdę remonty rozpoczęły się pod koniec lipca. Przez cały sierpień trwały intensywne prace, ale przeprowadzenie tak dużego, generalnego remontu w tak krótkim czasie jest w zasadzie niemożliwe:

– Sami budowlańcy mówią, że taki remont powinien potrwać co najmniej 9 miesięcy, a nawet rok. Oni pracują na trzy zmiany, dostają suszarki przemysłowe, ale to nie jest normalny tryb budowlany, z suszeniem itp. Naciska się na nich, by jak najszybciej pracowali, więc obawiamy się, że to wszystko za chwilę zacznie niszczeć.

Cytacka podkreśla, że w oparciu o Konwencję Praw Mniejszości Narodowych, prawa te muszą być przestrzegane, a ponadto nie można pomniejszać stanu posiadania lub pogarszać dotychczasowych warunków. – W naszym pojęciu to właśnie narusza konwencję– mówi. Podkreśla, że dzieci nieraz muszą dojechać ze znacznych odległości, nawet ponad 20 km, a w przypadku nowego budynku przez złe połączenie dzieci, szczególnie młodsze, nie będą mogły dojeżdżać.

– Władze Wilna mówią, że to raptem 1,5 kilometra dalej. Owszem, ale mówimy o innej dzielnicy do której trzeba dostać się przez rzekę. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś pozwalał dzieciom w wieku 6-7 lat iść taka drogą, przez most, 1,5 km dalej z ciężkim plecakiem –opisuje sytuację znana działaczka AWPL.

– Szkoła to nie jest tylko budynek, który można przenieść w dowolne miejsce. Tu chodzi o coś więcej – o ducha i legendę tej szkoły, tworzonej przez kilkanaście pokoleń, która wychowała dwóch noblistów. Dla nas to jest bastion polskiej oświaty w Wilnie, który teraz próbuje się zniszczyć– podkreśla.

Tylko po litewsku

Społeczność polska oraz rodzice uczniów szkoły organizowali już szereg pikiet w obronie szkoły. Cytacka zaznacza, że potężnym uderzeniem w polskie szkolnictwo była nowelizacja ustawy o oświacie z 17 marca 2011 roku, która m.in. wprowadzała egzamin z języka państwowego i dodatkowe nauczanie w języku litewskim kilku przedmiotów, w tym historii, do szkół mniejszości narodowych.

– Nasze szkoły nie stosują się do tego, gdyż na radach przyjmują decyzję, że w szkole z polskim językiem nauczania w dalszym ciągu wychowujemy i nauczamy nasze dzieci w języku ojczystym –mówi działaczka.

Od 1 września tego roku wszyscy pierwszoklasiści mają obowiązek nauki języka litewskiego na podstawie ujednoliconego programu. Cytacka zwraca uwagę, że dzieci z polskich domów, wychowywane w języku polskim, nie zawsze mają odpowiedni zasób słownictwa litewskiego. A lituaniści przychodzą na lekcje i mówią do nich tylko po litewsku, korzystając tylko z podręczników w języku litewskim – przystosowanych dla dzieci z rodzin litewskich. – To absurd –mówi Cytacka. – Dla naszych dzieci to jest język państwowy, a nie ojczysty– zaznacza dodając, że podręczniki nie są przystosowane dla dzieci polskich. – Niestety, musimy nasze dzieci do tej nauki zmuszać- nie ma metodyki nauczania, pomocy dla nauczycieli, podręczników przystosowanych do nauczania dzieci ze szkół mniejszości narodowych.Zaznacza, że rodzice chcą, by ich dzieci znały język państwowy, ale jego nauczanie musi być przystosowane do rozwoju dziecka. – Bez tego są u dzieci frustracje, nerwice– przypomina. Dodaje, że w 3-4 klasie dzieci zaczynają się buntować, bo wkładają w naukę wysiłek, a nie widzą efektów.

Polacy mają propozycję

Cytacka ma nadzieję, że wszystkie działania podejmowane przez Polaków na Litwie, a także przez rodaków z Polski czy z Ameryki przyczynią się do zmiany nastawienia strony litewskiej. Podkreśla, że Polacy przedstawiają w tej kwestii konkretną propozycję. – Ponieważ litewskie progimnazjum nie mieści się w budynku, to proponujemy rotację: przenieść je do antopolskiego gimnazjum [odpowiednik polskiego liceum – red.], a to gimnazjum – do nowowyremontowanego budynku na ulicy Minities– mówi. Zaznacza, że do gimnazjum, w przeciwieństwie do polskich dzieci, zjeżdża młodzież litewska z całego Wilna.

Kilka dni temu odbyło się w litewskim Pałacu Prezydenta spotkanie z udziałem dyrekcji szkoły, przedstawicieli Komitetu Obrony Szkoły i Rady Rodziców, na którym miała być obecna prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Ostatecznie jednak nie przybyła. Zdaniem Cytackiej, za takimi akcjami nie idą jednak żadne decyzje i są to tylko pozory.

Renata Cytacka przyznaje, że społeczność szkolna jest już zmęczona całą sytuacją, która wprowadza niepewność:

– To jest najgorsze. Podpisujemy umowy ze szkołami, że nasze dzieci będą kształcone do czasy zakończenia procesu edukacyjnego, a nie ma gwarancji, że szkoła nie zmieni jako jedna ze stron warunków w trakcie nauczania.

– Chcemy żeby szkoła zajęła się nauczaniem naszych dzieci na jak najwyższym poziomie, a nie walczyć o materiały dydaktyczne czy materiały do nauczania. Dyrekcja i my, rodzice, którzy bardzo się zaktywizowali, walczymy o to. Ale niektórzy rodzice są zmęczeni– wyjaśnia Cytacka.

Brakuje wsparcia politycznego

Ponadto, od ponad 10 lat na Litwie nie ma matury z języka polskiego. Obniża to w pewien sposób poziom nauczania. Rodzice na radach praktycznie wszystkich polskich szkół na Litwie podejmują decyzje, że abiturienci składa ten dodatkowy egzamin, który niestety nie jest nigdzie później uwzględniany.

– Brakuje dla nas wsparcia politycznego –zaznacza Cytacka. Przypomina w tym kontekście o zapisie o szkolnictwie polskim na Litwie w traktacie polsko-litewskim z 1994 roku. Daje on prawne podstawy do działania.

– Widzimy co się dzieje w Anglii na tle narodowościowym. Pani premier Szydło wysyła w takiej sytuacji swoich ministrów. U nas w tej chwili zabijają oświatę polską – paragrafami i decyzjami. Nie mamy żadnego wsparcia, żeby ktoś przyjechał i powiedział: stop, tak nie można czynić z rodakami, którzy zostali na własnej ziemi –mówi Kresom.pl Cytacka.

Działaczka przyznaje, że rodzice mają zaufanie do nauczycieli ze szkoły. Zwraca jednak uwagę, że dyrektor jest powoływany na posiedzeniu rady miasta. – Tu jest już kwestia bycia podwładnym i wykonywania decyzji. Musimy jako rodzice zawsze o ty m pamiętać– zaznacza.

Natomiast w kwestii samej szkoły i zmian, to w ustawodawstwie litewskim jest zapis, że jednym z podstawowych kryteriów musi być uzgodnienie działań ze społecznością szkolą – czyli z rodzicami, dyrektorem i uczniami. – Jeżeli większość podejmuje decyzje o zachowaniu szkoły, to nie ma dyskusji. Takiej decyzji trzeba przestrzegać. Na razie udaje się nam rozmawiać zarówno z nauczycielami, jak i z dyrekcją –mówi Cytacka. Zaznacza, ze walka o szkołę trwa już długo i wszyscy są zmęczeni tą sytuacją. Czołowy portal Polaków na Litwie L24.lt twierdzi także, że Litwini próbują wykorzystywać nieliczne kręgi nastawionych ugodowo Polaków do rozbijania oporu, w powiązaniu ze środowiskiem Ryszarda Okińczyca.

– Cały czas nie wiemy co będzie dalej, a pani dyrektor ma wielki problem. Wcześniej była zapewniana, ze już 5 września będzie możliwość przeniesienia się z Antokola do dzielnicy Żurmuny. Ale okazał się, że tam jest plac budowy i nauczyciele nie wezmą odpowiedzialności za dzieci w takich warunkach– mówi Prezes Forum Rodziców Szkół Polskich Rejonu Solecznickiego.

“Będziemy walczyć do końca”

Ponadto, władze litewskie zaproponowały, by dzieci w ramach czynu społecznego przenosiły meble, a nauczyciele – pudła. – Dla mnie to skandal. XXI wiek- czyn społeczny. Tak to chyba za komuny pracowaliśmy?– mówi oburzona takimi propozycjami Cytacka.

– Szczycimy się tym, że mimo trudności i niepewności staramy się znaleźć porozumienie– zaznacza polska działaczka. Przypomina, że po spotkaniu z ministrem Janem Dziedziczakiem 3 września doszło do porozumienia i w niewielkim gronie przyjęto, że i rodzice, i grono pedagogiczne, i pani dyrektor jeszcze podejmą dodatkowy wysiłek w celu obrony szkoły.

– Będziemy jej bronili do końca. Skoro decyzja rodziców jest za tym, żeby pozostawić szkołę na tym miejscu, to zostawimy– mówi Cytacka.

Pod koniec września organizowana jest kolejna akcja „Zawsze Wierni Piątce”. Przy szkole im. Lelewela ma wówczas odbyć się pikieta.

– Podejmujemy wszelkie możliwe działania i zrobimy wszystko co w naszej mocy żeby obronić tę szkołę, bo to jest wartość większa niż budynek czy coś podobnego. Tu chodzi o zachowanie tej szkoły w dzielnicy Antokol, legendarnej Piątki, która wydała wiele znanych osobistości. W naszych czasach, kiedy nie grożą nam zsyłki na Syberię, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli taka jest wola rodziców i uczniów, że chcą do tej szkoły chodzić, to wystarczyłoby ich wspomóc– podkreśla przewodnicząca Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie.

Przeczytaj także: Maciążek krytykuje wyprawki szkolne dla polskich dzieci na Litwie

Kresy.pl / Marek Trojan

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. baciar
    baciar :

    a jaki to problem zrobic porządek z litusami przestać dotować szkoły litewskie w POLSCE I organizacje i zaraz litusy zmiękną bo to zwykli tchórze ale do tego trzeba mieć rząd z jajami a nie popisianych chłopczyków

  2. mariusz67
    mariusz67 :

    Ze smutkiem ale i złością trzeba głośno powiedzieć, że kolejne rządy RP nie stanęły na wysokości zadania. Uleganie lietuvisom, którzy w haniebny sposób niszczą polskość na Wileńszczyźnie, okrywa niesławom wszystkich giedroyciowców, michnikowców, polską dyplomację, władze i wpływowe media. Dlaczego jesteśmy tak bezradani wobec malutkiego, buńczucznego sąsiada? Oto jest pytanie. Coraz częściej słyszę głosy, że to celowe zabijanie polskich Kresów. Trudno się z tym pogodzić.

  3. mariusz67
    mariusz67 :

    Trwa dramatyczny bój o szkoły, o polskość, o naszą tradycję i przyszłość. A nóż w plecy wbijają nam redaktor Przełomiec, Romaszewska-Guzy, pseudo eksperci Żurawski/Gajewski, Jarosław Guzy, Jurasz i paru innych, którzy nie mogą ścierpieć istnienia wciąż jeszcze mocnych przyczółków polskości na Wileńszczyźnie.

  4. anka
    anka :

    Chylę czoła przed tymi, którzy mężnie bronią polskiej szkoły i nie ulegają naciskom, brutalnej sile i szantażom władz litewskich ani jej (nielicznym na szczęście) poplecznikom jak media ZW Okinczyca z fałszywcami Radczenko (litewski urzędnik rządowy), Komar (litewski doradca), Pukszto (litewski wykładowca). Szacunek dla bojowników o uratowanie polskości w Wilnie.