W czasie dzisiejszej otwartej konferencji prasowej prezydenta Rosji ostre pytania zadawała mu znana celebrytka Ksenia Sobczak. U początków politycznej kariery Putin był protegowanym jej ojca.

Sobczak w imieniu opozcyjnej telewizji Dożdż zwróciła uwagę na destabilizację, jakiej w ostatnim okresie ulega Czeczenia. Odniosła się do słów jej przywódcy Ramzana Kadyrowa, który zapowiedział “rozprawę” z rodzinami terrorystów odpowiedzialnych za atak w Groznym na początku tego miesiąca. Pytała Putina “jako pracownika i gwaranta konstytucji” czy toleruje tego typu wypowiedzi podważające prawodządność w Federacji Rosyjskiej, tym bardziej, że faktycznie doszło do napadów na rodziny zatrzymanych. W drugiej kolejności Sobczak oskarżyła rosyjskie media państwowe o rozpalanie “nienawiści wewnętrznej w społeczeństwie” na kanwie konfliktu na Ukrainie. Twierdziła, że “granica między piątą kolumną a opozycją” stała się w Rosji zbyt cienka, że państwowe media łatwo klasyfikują wszystkich przeciwników Kremla jako “żydobanderowców” i “przyjaciół junty [kijowskiej]”. “Dalej uważacie, że ludzie dzielą się na waszych zwolenników i banderowców?” – podsumowała swoje pytania Sobczak.

Putin tłumacząc Kadyrowa stwierdził, że wygłosił on kontrowersyjną wypowiedź we wzburzeniu emocjonalnym, choć “nie miał do tego prawa”. Stwierdził, że najść na rodziny podejrznych o akty terrostyczne, mogli dokonać jego nadgorliwi zwolennicy, ale też że “w światowej wojnie z terroryzmem takie metody są używane, szczególnie w Izraelu”. Wskazywał też na opracowanie całej metodyki tortur przez amerykańskie CIA. Jak mówił “życie jest zróżnicowane i złożone, ale trzeba trzymać się przepisów i w tym jestem z wami zgodny”.

Ksenia Sobczak jest córką zmarłego w 2000 r. Anatola Sobczaka – w latach 1991-1996 był on merem Petersburga. Jednym z jego doradców i szefem wydziału ds. kontaktów międzynarodwych magistratu był w urodzony w tym mieście Władimir Putin. Być może przez wzgląd na dawną zażyłość rosyjski prezydent pozwolił sobie na zwracanie się do dziennikarki poprzez zdrobnienie jej imię do sformułowania Ksiusza.

youtube.com/kresy.pl

10 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

      • jaroslaus
        jaroslaus :

        tak zwane “prawo międzynarodowe” nazywało się jeszcze sto lat temu “prawem wojny”. Ta druga nazwa była odpowiednia bo przynajmniej nie ukrywała czym tak naprawdę są stosunki międzynarodowe – że są to relacje oparte na czystej przemocy. Aby zachować względny spokój zawierane się więc traktaty i umowy międzynarodowe, np. “traktaty o dobrym sąsiedztwie” itp. Czasami są to oświadczenia jednostronne jak np. uznanie państwa albo uznanie granic. Takie akty niemal zawsze służą pewnym wymiernym celom. Np. Niemcy nie uznały polskiej granicy zachodniej bo nagle poczuli wyrzuty sumienia za swoje zbrodnie – oni musieli to zrobić bo inaczej nie dostaliby zgody na zjednoczenie. Uznaje się jakieś państwo po to by np.: zdestabilizować kraj na którego obszarze uznano to nowe państwo. Nie ma jednak znaczenia ile wina wypito przy podpisywaniu takiego traktatu czy na jakim papierze jest podpisany – podstawową i jedyną zasadą “prawa wojny” dzisiaj zwanego “międzynarodowym” jest taka, że “państwa są panami traktatów”. Kiedyś rozumiano to bardzo dobrze – wiedziano, że “prawo” to iluzja, że liczy się tylko wola przedstawicieli danego narodu. Przykładowo głosy, że np: “z Unii Żydowskiej nie możemy wyjść bo to – tamto” są komiczne. Chcemy wyjść, wychodzimy – i nikt nas nie powstrzyma, no chyba, że zagrozi użyciem broni albo wojną gospodarczą. Dzisiaj sytuacja jest inna niż sto lat temu bo powstało żydowsko – masońskie ONZ (które ma służyć wprowadzeniu rządu światowego, ale dopóki na scenie są Rosja i Chiny to nie nastąpi), które służy do uzasadniania polityki silnych państw wobec słabszych. Za pomocą ONZ koordynuje się najczęściej wojnę gospodarczą wobec krajów silnych jak Rosja – chodzi tu o sankcje gospodarcze. Za to w przypadku krajów maciupkich takie wielkie i silne USA stosuje atak wojskowy i nie patrzy czy było to za zgodą ONZ czy nie. Tak było w przypadku Iraku, gdzie atak na ten kraj miał charakter „agresji”. Ale czy ktoś coś zrobił na ten temat? W przypadku tzw. Ukrainy, Białorusi i tzw. Litwy Polska ma pełne prawo żądania zwrotu Kresów a wynika to przede wszystkim z polskiego charakteru tej ziemi. Ale na drodze dyplomatycznej tego się nie da zrobić na zasadzie „oddawaj bo zostało to wam przekazane bezprawnie, bo wymordowano tam naszych rodaków etc.”. Aby tego dokonać trzeba spełnić kilka warunków. 1. Mieć silną armię i najlepiej broń jądrową oraz środki do jej przenoszenia – by zapobiec „interwencji w obronie pokoju i demokracji” 2. Silną gospodarkę – by przetrwać atak gospodarczy „obrońców pokoju”. Następnie są dwie opcje: wypowiedzenie traktatów z krajami sztucznymi na wschodzie lub metoda faktów dokonanych oraz czekanie na właściwy moment, gdy albo taki kraik pada – była świetna okazja by teraz odzyskać tereny południowowschodnie – ale nie mamy armii, nasza polityka zagraniczna jest w pełni podporządkowana żydomasonerii, albo wykorzystujemy jakiś pretekst – np. taka Litwa, prześladowanie polskiej większości na Wileńszczyźnie, albo najbardziej brutalny sposób – inwazja wojskowa. Oczywiście dzisiaj nie stosuje się czystego sposobu trzeciego. Zawsze szuka się pretekstu albo wykorzystuje słabość – a najczęściej stosuje się kombinację tych dwóch metod. Wniosek jest jednak taki – nie ma żadnych przeszkód by Polska odzyskała Kresy pod względem prawnym. Inną kwestią jest odpowiednie tego rozegranie. To już wymaga mężów stanu a nie bandy parchów, chachłów, sowieckich agentów i ogólnie skurwysynów.

        • sobiepan
          sobiepan :

          jaroslaus:
          18.12.2014 21:08/. Bardzo dobra analiza i wskazanie drogi postępowania .Wniosek jest jednak taki – nie ma żadnych przeszkód by Polska odzyskała Kresy pod względem prawnym. Inną kwestią jest odpowiednie tego rozegranie. To już wymaga mężów stanu a nie bandy parchów, chachłów, sowieckich agentów i ogólnie skurwysynów.

    • sylwia
      sylwia :

      Według Żydówki z Drohobycza, a zarazem wielkiej polskiej patriotki doc. dr Dory Kacnelson na początku pieriestrojki odzyskanie Kresów Wschodnich było w zasięgu ręki. Kiedy bowiem Związek Sowiecki zaczął się rozpadać, w rosyjskich stacjach radiowych i telewizyjnych wystąpił wojewoda petersburski, prof. prawa międzynarodowego Anatol Sobczak i stwierdził, iż zgodnie z prawem międzynarodowym, jeśli federacja kilku zjednoczonych krajów rozpada się, terytoria, które dołączono później, mają prawo wrócić do ich poprzedniego statusu. Gorbaczow chciał więc Polsce oddać Lwów, Wilno, Stanisławów, Grodno i Tarnopol. Informację podaną przez doc. Kacnelson podtrzymał prof. Edward Prus, podkreślając jednocześnie, że na przeszkodzie planom Gorbaczowa stanęli Michnik [Szechter], Geremek [Lewartow], Mazowiecki [Dikman] i Kuroń [Kornblum] …” (Anarchista) 7.9.2014 19:47.