Jak wynika z najnowszego sondażu Instytutu Badawczego Randstad i TNS Polska, 44 proc. firm chce zwiększać wynagrodzenia w ciągu nadchodzącego półrocza.

Jak poinformował w poniedziałek Instytut Badawczy Randstad, aż 44 proc. badanych polskich firm zamierza zwiększać wynagrodzenia. Podkreślono, że to najwyższy zanotowany w ośmioletniej historii badania wynik – jest o 19 pkt. proc. więcej niż w poprzednim kwartale i o 9 pkt. proc. więcej niż w analogicznym okresie 2015 roku. Badanie objęło 1000 polskich firm.

Ponadto, 32 proc. firm przewiduje zwiększanie zatrudnienia – to spadek o 5 pkt. proc. w stosunku do poprzedniego kwartału. W sektorach transportu, gospodarki magazynowej i łączności oraz w obsłudze nieruchomości i firm podwyżki pensji zapowiedziało po 35 proc. firm. Z kolei w budownictwie podniesienie pensji deklaruje 33 proc. firm, a w sektorze pośrednictwa finansowego – 32 proc. Zwrócono uwagę, że w ostatnich trzech kwartałach takie wskazania charakteryzowały całą gospodarkę, a nie najbardziej niechętne podwyżkom branże.

51 proc. firm “pogodzonych z perspektywą zwiększenia wynagrodzeń” zasygnalizowało, że będą one dotyczyć zdecydowanej większości kadry (ponad 90 proc. pracowników), zaś 16 proc. deklaruje podwyżki dla ponad połowy pracowników.

Po 24 proc. firm zamierza uzależnić je od wyników finansowych czy sprzedażowych pracowników, lub chcąc docenić osiągnięcia pozafinansowe. 22 proc. firm twierdzi, że podwyżki mają być związane ze wzrostem wynagrodzenia minimalnego. Jedynie 7 proc. deklaruje, zamierza podnieść wynagrodzenia w obawie przed odejście pracowników.

Najwięcej firm deklaruje podwyżki o 2-4 proc. (26 proc. szefów firm) lub o mniej niż 2 proc. (21 proc.). Wyższe podwyżki, rzędu 4-7 proc., deklaruje co piąty szef firmy.

Zdaniem Moniki Hryniszyn z zarządu Randstad, choć „takiego czwartego kwartału jeszcze nigdy nie było”, to ma to raczej charakter sezonowy. Zaznaczyła, że zwiększenie wydatków na wynagrodzenia spodziewa się 55 proc. firm przemysłowych, 48 proc. innych firm usługowych i 43 proc. w sektorze SSC/BPO. Dotyczy to także firm ze wschodniego rejonu kraju i tych zlokalizowane na wsiach poza obrębem aglomeracji miejskich (po 50 proc.). W najmniejszym stopniu podwyżki płac przewidują przedsiębiorstwa z północnej Polski (39 proc.), a także te, zlokalizowane na wsiach w obrębie dużych aglomeracji.

Według sondażu, 32 proc. polskich firm przewiduje wzrost zatrudnienia.

– Maleje udział firm, które planują wzrost zatrudnienia, a rośnie udział tych, które przewidują zmniejszenie zatrudnienia. Jednocześnie wzrasta udział firm, szczególnie w przemyśle, które planują podwyższenie wynagrodzeń. (…) Obecnie przedsiębiorcy chcąc zachować konkurencyjność będą się koncentrować na wzroście produktywności – uważa Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. Z kolei Hryniszyn przypuszcza, że przedsiębiorcy mogą nie być już tak chętni do zwiększania liczby pracowników, jak jeszcze kwartał temu.

W październiku “Rzeczpospolita” podawała, że blisko trzy czwarte polskich firm przyznaje, że ma trudności z pozyskaniem pracowników. Zdaniem ekspertów to m.in. efekt rozwoju gospodarki przy jednoczesnej emigracji Polaków. Sytuacja ta wzmagała presję płacową i skłaniała przedsiębiorców do podwyżek.

Dziennik prognozował, że obecne umiarkowane tempo wzrostu płac niebawem może przyspieszyć. Każdego miesiąca przybywa firm, które mają trudności ze znalezieniem pracowników. Obecnie przyznaje to 72 proc. pracodawców, natomiast dwóch na trzech zauważa nasilenie tych kłopotów w porównaniu z minionym rokiem. By poradzić sobie z sytuacją, firmy najczęściej zwiększają budżety na wynagrodzenia. Trend ten potwierdzają dane GUS: w sektorze przedsiębiorstw przeciętne miesięczne wynagrodzenie po dziewięciu miesiącach br. było o 4,1 proc. wyższe niż rok wcześniej.

Również Krzysztof Inglot z agencji zatrudnienia Work Service, która zajmuje się m.in. ściąganiem pracowników z Ukrainy i promuje to rozwiązanie przyznaje, że przedsiębiorcy są bardziej otwarci na podwyżki, niż w 2015 roku. Potwierdza również, że w Polsce duża podaż pracowników i wysokie bezrobocie długo zaniżało poziom wynagrodzeń szeregowych pracowników.Powodowało to bardzo niską presję płacową, szczególnie widoczną w porównaniu z Czechami czy Węgrami, gdzie na prostych stanowiskach produkcyjnych zarabia się niemal dwa razy więcej. Niektóre prognozy wskazują, że osiągnięcie poziomu Czech czy Węgier pod względem płacowym dla pracowników prostej produkcji (równowartość ok. 2,4 tys. zł) może zająć 2-3 lata. Zbliżona sytuacja widoczna jest jednak także na Węgrzech.

PRZECZYTAJ: Ukrainizacja polskiego rynku pracy jest nieunikniona? „Jesteśmy nakierowywani na gospodarczą zapaść”

PAP / bankier.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply