Według najnowszych doniesień, Anis Amri, Tunezyjczyk podejrzany o dokonanie zamachu w Berlinie, nie żyje. Zginął w Mediolanie podczas wymiany ognia z policjantami. Tożsamość zabitego potwierdzają włoskie władze.

W piątek około 3 w nocy na dworcu autobusowym San Giovanni w Mediolanie policjant chciał rutynowo wylegitymować pewnego mężczyznę. Ten jednak wyjął z plecaka broń i strzelił do policjanta, raniąc go. Policjanci obecni na miejscu odpowiedzieli ogniem i zastrzelili napastnika. Na miejsce wezwano dodatkowych funkcjonariuszy. Okazało się, że był to Anis Amri, islamista z Tunezji, podejrzany o dokonanie poniedziałkowego zamachu w Berlini.

Według dziennika, Amri miał w plecaku bilet wskazujący że przyjechał do Włoch z Francji.

Mężczyzna miał zginąć zastrzelony przez innego policjanta, który był na miejscu. Inne relacje wskazują, że napastnika zdołał zastrzelić ranny policjant. Część źródeł twierdzi, że Amri krzyknął „Allahu Akbar”, gdy wezwano go do okazania dokumentów, po czym zaczął strzelać. Informację o tym, że policjanci zastrzelili Amriego potwierdza włoskie MSW. Ranny policjant przebywa w szpitalu.

Podczas konferencji prasowej szef Włoskiego MSW Marco Minitti potwierdził, że zabitym jest Anis Amri. – Nie ma co do tego wątpliwości –powiedział.

ZOBACZ: Berlin: nagranie momentu zamachu [+VIDEO]

W reakcji na te doniesienia niemieckie MSW zorganizowało konferencję prasową. Niemcy ostrożnie odnieśli się do informacji ze strony Włochów o tym, że zastrzelony mężczyzna to rzeczywiście poszukiwany Anis Amri. Jeden z przedstawicieli MSW powiedział, że Niemcy nie mogą potwierdzić śmierci islamisty, ponieważ “to należy do włoskich władz”.

Jak podawaliśmy wcześniej, na drzwiach ciężarówki użytej do zamachu w Berlinie znaleziono odciski palców Tunezyjczyka Anisa Amri, podejrzanego o dokonanie ataku terrorystycznego. Informację tę potwierdziło później niemieckie MSW. Wcześniej pod siedzeniem pojazdu znaleziono dokumenty mężczyzny. Wyznaczono 100 tysięcy euro nagrody za pomoc w jego schwytaniu.

Z kolei tygodnik “Der Spiegel” podaje, że Tunezyczyk miał oferować islamistom swoje usługi jako zamachowiec samobójca. Kontaktował się w tej sprawie m.in. z kluczową postacią ISIS w Niemczech, Abu Walaa. Informacje pozyskane przez niemieckie służby w ramach podsłuchów nie wystarczyły jednak do zatrzymania Amri. Według gazety, jego wypowiedzi były tak niejasne, że nie wystarczyły jako podstawa do zatrzymania. Ponadto, Tunezyjczyk dowiadywał się u źródła znanego policji o możliwość załatwienia sobie broni.

Według ostatnich informacji, ok. 8 godzin po zamachu Amri był widziany w meczecie w Berlinie, który był punktem spotkań grupy “Fussilet 33”, rekrutującej do IS i wysyłającej chętnych do walki do Syrii. Wczoraj niemieckie służby przeprowadziły nalot na meczet.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Berlin: policja poszukuje podejrzanego Tunezyjczyka

Amri wyjechał z Tunezji w 2012. Tam pod jego nieobecność skazano go na 5 lat więzienia. Później, według relacji jego ojca, spędził 4 lata w więzieniu we Włoszech, m.in. za podpalenie ośrodka dla uchodźców. W Niemczech został schwytany z fałszywymi włoskimi dokumentami. Trafił do aresztu, ale po 2 dniach wypuszczono go na prośbę lokalnych władz i przeniesiono do ośrodka dla uchodźców. Powodem był brak dokumentów potrzebnych do deportacji.

Mężczyzna od lipca br. był poddany procedurze wydalenia z Niemiec. Wcześniej nie otrzymał azylu, ale uzyskał tzw. papiery tolerancyjne, pozwalające mu na pobyt na terytorium Niemiec. Był znany niemieckim służbom bezpieczeństwa. Wiedziano też o jego powiązaniach z dżihadystami z ISIS. Mimo tego, pozwolono mu zostać w Niemczech.

Pojawiła się również informacja, że przeszukania przez policję miejsc ewentualnego pobytu Amriego zostały opóźnione, ponieważ nakaz był nieważny. Powodem były… literówki, które znalazły się w dokumencie.

Jak stwierdził Ralph Jäger, szef MSW Nadrenii Północnej – Westfalii, gdzie Amri został zarejestrowany, mężczyzna ten był podejrzewany o spisek terrorystyczny, prowadzono w jego sprawie śledztwa. Był również w kontakcie ze znanymi salafitami. Powiedział też, że Amriego nie można było deportować do Tunezji, ponieważ nie miał tunezyjskich dokumentów tożsamości. Zostały one przysłane z Tunezji dopiero w środę. Rzecznik MSW Nadrenii zapytany o to, dlaczego Amri nie został osadzony lub deportowany, pomimo ewidentnych powiązań terrorystycznych odparł: „zapytajcie Berlin”.

Jak podał na Twitterze dr Wojciech Szewko, Anis Amri był znany jako islamista, a od miesięcy obserwowały go służby specjalne. Kontaktował się m.in. z Abu Walaa, aresztowanym w listopadzie człowiekiem, uznawanym za kluczową postać ISIS w Niemczech.

Niemiecki dziennik „Bild” pisał w środę, że polski kierowca żył w momencie, gdy zamachowiec w poniedziałek wieczorem wjeżdżał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Wcześniej policja w żaden sposób nie informowała o przebiegu wydarzeń w kabinie, jednak „Bild” twierdzi, że Polak rzeczywiście miał być świadomy tego, co się dzieje. Anonimowe źródło w policji, na które powołuje się gazeta, podaje, że kierowca miał rzucić się na zamachowca, by próbować go powstrzymać. Stąd miały powstać ślady walki i rany od noża. Z kolei śmiertelny strzał miał paść już po tym, jak ciężarówka stanęła – terrorysta miał zabić Polaka i uciec.

Fot. twitter.com, milanotoday.it

Telegraph.co.uk / theguardian.com / twitter.com / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply