Szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski poinformował, że będzie rozmawiał na temat członkostwa Ukrainy w NATO. Donosi o tym agencja TASS.

Jak poinformował Waszczykowski Ukraina póki co znajduje się w fazie wewnętrznej debaty na temat członkostwa w Sojuszu. Dodał, że większość sił politycznych uważa, że Ukraina powinna w przyszłości stać się częścią NATO i że taka możliwość już przed tym krajem stoi.

Waszczykowski dodał także, że Gruzja jest kandydatem do członkostwa i rozmowy na temat jej dołączenia trwają i są na wstępnym etapie.

Wcześniej John Kerry poinformował, że Ukraina musi jeszcze wiele zrobić by móc przystąpić do NATO.

Patrz także: Brytyjczycy wyszkolą 4 tysiące ukraińskich żołnierzy

TASS/KRESY.PL

8 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. manetekelfares
    manetekelfares :

    Niech was nie zwiedzie ciapciakowata twarz tego pierdoły. Po tym co ten człek gada i robi, dochodzę do wniosku, że on nie spocznie dopóki nie wpieprzy Polski w wojnę z Rosją w interesie ( a jakżeby inaczej) oczywiście Upainy. Wtedy dopiero będzie w pełni zadowolony ze swym drużbą Antkiem jak Polaków dotknie hekatomba.

  2. piotrx
    piotrx :

    Gra w dobrego i złego policjanta. Kerry niemal codziennie rozmawia z Ławrowem!

    https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/7406-tylko-u-nas-grzegorz-braun-gra-w-dobrego-i-zlego-policjanta-kerry-niemal-codziennie-rozmawia-z-lawrowem

    “……………Mądrość aktualnego etapu: „wzmacnianie wschodniej flanki NATO w obliczu zagrożenia rosyjskiego” wkrótce ustąpić może mądrości etapu nowego, np.: „walka z radykalizmem w obliczu zagrożenia demokracji”. My tu bowiem na co dzień ekscytujemy się manewrami „Anakonda” i wizją stałej obecności naszych sojuszników, a tymczasem sekretarz Kerry z ministrem Ławrowem wprost wiszą na telefonie – od początku roku rozmawiali ze sobą już kilkadziesiąt razy (w pierwszych dniach czerwca już trzykrotnie, dzień po dniu!). Oficjalnie dyskutują tylko o sprawach syryjskich, ale z ich własnych wypowiedzi wprost wynika, że Bliski Wschód i Europa Środkowa to geopolityczne naczynia połączone. Hipoteza uprawianej na nasz użytek gry w dobrego i złego policjanta nabiera coraz większej realności. Czy bowiem Rosja i USA mogą pozostawać wiarygodnymi partnerami nad Eufratem, a jednocześnie zaciekłymi przeciwnikami nad Bugiem? ……………..

    Przykłady wymieniać można by w nieskończoność, ograniczając się jednak do aktualności, wystarczy wskazać, że np. w pierwszych dwóch kwartałach bieżącego roku minister spraw zagranicznych Waszczykowski zdążył już trzykrotnie (sic!) spotkać się z prezesem AJC (Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego) Harrisem. Oficjalne komunikaty ministerialne z tych spotkań milczą oczywiście o sprawie roszczeń żydowskich – możemy za to przeczytać, że: „Szef polskiej dyplomacji przedstawił delegacji AJC priorytety Polski na szczyt NATO w Warszawie w kontekście zagrożeń płynących ze Wschodu i Południa. – Zwiększenie obecności NATO w naszym regionie ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa Polski – oświadczył minister Waszczykowski. Strony omówiły także perspektywy rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego oraz sytuację na Bliskim Wschodzie. Zgodziły się co do szczególnego charakteru partnerstwa polsko-izraelskiego”. Warto docenić kuriozalność tej sytuacji: oto minister rządu RP „przedstawia priorytety” szefowi jakiejś bądź co bądź prywatnej organizacji. Szanownym Czytelnikom zrzeszonym np. w Oddziałach Polski Niepodległej polecam najuprzejmiej, by tytułem eksperymentu spróbowali umówić się np. zaraz na przyszły wtorek w Departamencie Stanu USA, żeby odpytać sekretarza Kerry’ego z jego „priorytetów”………….”

  3. piotrx
    piotrx :

    „MSZ – polski czy antypolski” – Krzysztof Baliński /fragmenty/

    „…..O tym, jak mozolnie szło Fotydze odzyskiwanie MSZ, a raczej o tym, że PRL nigdy z MSZ nie wyszła, świadczyło, że ważne stanowiska dyplomatyczne ciągle pełnili (w duchu zgody i harmonii) byli I sekretarze Komitetu Zakładowego PZPR: Jan Granat i Roman Chałaczkiewicz, a także cała chmara funkcjonariuszy KC PZPR, instruktorów komitetów dzielnicowych i aparatu terenowego nieboszczki Partii.W odzyskanym MSZ obok Fotygi funkcjonował alternatywny układ rozgrywający swoje interesy. Powstała nieformalna grupa urzędników przekonanych, że jest postacią przejściową i że za chwilę MSZ trafi powtórnie i niepodzielnie w ręce ludzi Mellera.

    Tu pierwsze skrzypce obok Schnepfa grał Witold Waszczykowski. Grupa ta blokowała ludzi spoza tzw. korporacji Geremka. Podsuwała minister listy proskrypcyjne ludzi do zwolnienia. Rozsiewała negatywne oceny na temat swej przełożonej, z których najłagodniejsze to „głupia baba”.

    W kontekście Waszczykowskiego nie od rzeczy będzie przypomnieć pewną starą francuską, ale do dziś aktualną zasadę dyplomacji — surtout pas trop de zele, tj. unikania błędu nadgorliwości i chciejstwa. Tak bardzo chcieliśmy się przypodobać naszemu sojusznikowi, że spełnialiśmy każde życzenie Waszyngtonu, zanim one jeszcze zostało wprost wypowiedziane. Próżność zaspokajało pokazywanie się z dyplomatami USA, branie pozoru za rzeczywistość. Nie byłoby sprawy tajnych więzień, gdyby nie owa nadgorliwość kolejnych ekip rządzących III RP. Lewicowych z powodów koniunkturalnych – po prostu Amerykanie wiedzieli, że bardziej oportunistycznych sojuszników niż Miller i Kwaśniewski nie znajdą. Prawicowych z powodu zauroczenia Ameryką (i Izraelem) czasów neokonserwatystów.

    Rządząca w USA ekipa nie miała jednak ochoty i interesu poświęcać dobrych stosunków z Moskwą na rzecz obrony Polski czy innego państwa naszego regionu przed Rosją. Ale tacy jak Waszczykowscy nie chcieli przyjąć tego do wiadomości i jeszcze dziś wcale nierzadki jest pogląd, że Amerykanie nam pomogą w wyjaśnieniu prawdy o katastrofie smoleńskiej. Ze swoimi złudzeniami, z niezdolnością rozróżniania iluzji od rzeczywistości, dużo porażek będzie Polska musiała ponieść, zanim uświadomi sobie naturę swoich stosunków z USA.

    Żeby jednak porażkę zauważyć, trzeba jasno zdefiniować polski interes narodowy. A z tym ludzie pokroju Waszczykowskiego mają bardzo duże problemy. W odniesieniu do tego ostatniego trzeba też napisać, że zawód „przyjaciel Izraela” miał i ma ten plus, że nie wymaga dużych kwalifikacji dyplomatycznych. A daje dużo.

    Pro-amerykańska nadgorliwość władz III RP, która dorównywała, a czasami nawet przerastała nadgorliwość wobec Brukseli i Berlina, miałaby jakiś sens, gdyby Polska coś dzięki niej zyskiwała. Ale realne zyski trudno dostrzec. Bo cóż dostaliśmy w zamian za udział w wojnach w Iraku i Afganistanie? Antypolonizm amerykańskich Żydów, utrzymanie wiz dla Polaków, warszawską lożę B’nai B’rith, a na koniec jeszcze odpowiedzialność za więzienia CIA w Kiejkutach. Oby tylko z tymi ostatnimi nie skończyło się tak jak z „polskimi obozami”…….”