Zarząd Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego podejmuje działania mogące doprowadzić do ograniczenia Polakom dostępu do broni i zahamowania rozwoju strzelectwa. – Nie może być tak, że ktoś posiłkując się rzekomą rzetelnością egzaminów, uniemożliwi Polakom dostęp do broni – mówi Kresom.pl Jacek Hoga, prezes Fundacji Ad Arma.

Instytucją, mającą w Polsce najwięcej do powiedzenia w kwestii strzelectwa sportowego jest, jak łatwo się domyślić, Polski Związek Strzelectwa Sportowego (PZSS). Który w zasadzie jest w tej dziedzinie monopolistą. Szczególnie, jeżeli chce się posiadać pozwolenie na broń sportową – w tym względzie tylko PZSS ma do tego odpowiednie uprawnienia.

– O ile idea, żeby ludzi o tych samych zainteresowaniach związać, by wspólnie na zasadzie synergii mogli coś zrobić dla swojej pasji, jest szczytna, o tyle praktyka administracyjna może już być nieco inna –mówi Kresom.pl Jacek Hoga, prezes Fundacji Ad Arma. W sytuacji, gdy są podzielone opinie w kwestii dostępu do broni (rejestracja / reglamentacja), fundacja ta stara się pokazać, że jedyną drogą jest pełny, swobodny dostęp do broni dla praworządnych obywateli. Zdaniem Hogi, na przykładzie sytuacji w PZSS widać, że „rejestracja jest tylko narzędziem reglamentacji”:

– Jeżeli, pomijając inne szkodliwe skutki rejestracji, ustawa jest przychylna strzelcom, a policja nauczy się w miarę wykonywać prawo, które dotyczy strzelców sportowych, to przeciwnicy nie powszechnego, ale nawet szerszego dostępu Polaków do broni mają jeszcze inne, silne narzędzie, którym mogą manipulować uniemożliwiając im rozwój strzelectwa sportowego. Chodzi właśnie o PZSS.

Zbyt łatwo o broń

PZSS opublikował w połowie stycznia dokument, w którym zarząd Związku, „w odpowiedzi na docierające sygnały o możliwości występowania potencjalnych zagrożeń dla poziomu egzaminu na patent strzelecki, w celu uniknięcia zarzutów co do rzetelności sprawdzianów”, postanawia „doprecyzować” niektóre przepisy regulaminu egzaminów, które są niezbędne dla uprawiania strzelectwa sportowego. – Czyli tłumacząc z urzędniczego na nasze: to wyraźna sugestia, że egzaminy są za proste, a ludzie za łatwo dostawali pozwolenia – i trzeba to uciąć– tłumaczy Hoga. Zaznacza on, że zasadniczo nie było jak dotąd żadnych stwierdzonych przypadków niekompetencji czy poważnych nadużyć, które w pełni usprawiedliwiałyby taką decyzję. – W każdym systemie zdarzają się nieprawidłowości, jednak tu z jednej strony uznano, że jest zbyt łatwo, z drugiej wprowadzono zasadę działania prawa wstecz – a to już jest skandal –dodaje.

Chodzi o to, że dotychczas dopuszczenie do egzaminu wymagało wcześniejszego, 3-miesięcznego członkostwa w PZSS. Co w praktyce było liczone od momentu wejścia do klubu strzeleckiego i decyzji jego prezesa – Tomasza Kwietnia. Jednak zarząd związku zadecydował również, że okres ten będzie liczył się dopiero od momentu zarejestrowania się w bazie systemu elektronicznego PZSS, ponieważ zakładano, że prezesi klubów rzekomo mają antedatować dokumenty. Tym samym, osoby mające staż wynoszący pół roku czy nawet rok mają dodatkowe, poważne utrudnienie. Dotyczy to bowiem wszystkich, którzy zapisali się do klubów, ale jeszcze nie zdążyli podejść do egzaminu. – Związek nagle uznał, że tych ludzi nie ma. Mimo tego, że w zeszłym roku najpewniej otrzymał od nich składki –mówi Jacek Hoga. Co więcej, wspomniany system rejestracji przez dłuższy czas zwyczajnie nie działał– dopiero w poprzednim tygodniu zaczęto do klubów rozsyłać specjalne kody konieczne do rejestracji. Jednak w związku z tym, od paru miesięcy egzaminy są wstrzymane.

Uniemożliwić Polakom dostęp do broni?

Ponadto, zarząd związku upoważnia jego prezesa do wprowadzenia limitu liczby osób przystępujących do egzaminu na patent strzelecki.– Czyli mamy jedną osobę w Polsce, który według własnego uznania może jedną swoją decyzją ograniczyć liczbę osób mogących przystąpić do egzaminu –tłumaczy Hoga. – Cały ruch rozwijania polskiego strzelectwa sportowego pomysłem jednego człowieka może zostać zarżnięty jak kura znosząca złote jajka –dodaje. Zaznacza, że ktoś potencjalnie mógłby chcieć wywrzeć na prezesa wpływ w takiej czy innej sprawie, podczas gdy on sam nie jest umocowany ustawowo.

Zdaniem Hogi, takie działania są pośrednio uderzeniem w obronność kraju:

– Nie może być tak, że ktoś posiłkując się rzekomą rzetelnością egzaminów, uniemożliwi Polakom dostęp do broni po to, byśmy mogli przywrócić kulturę posiadania broni w Polsce, czego Polacy przez kilkadziesiąt lat byli pozbawieni.

PRZECZYTAJ i ZOBACZ: Jacek Hoga (Ad Arma) dla Kresów.pl: Polacy nie dorośli do posiadania broni? To bujda [+VIDEO]

– Nie ustawowo, nie na poziomie administracyjnym czy policji, ale na poziomie związku delegowanego ustawowo do zajmowania się tymi sprawami, można po prostu zniszczyć cały żywiołowo rozwijający się ruch strzelectwa –mówi Hoga. Dodaje, że potencjalne ograniczenie liczby osób dopuszczanych do egzaminów nie będzie faktycznie przekładało się ani na wyniki sportowe, ani na upowszechnianie strzelectwa sportowego. Podobnie sprawa ma się z możliwymi restrykcjami dotyczącymi samych egzaminów. – Moim zdaniem teraz, jak ktoś się nauczy, to egzamin zda. A po poprawkach może być tak, jak z egzaminami na prawo jazdy…

Według uzyskanych przez Kresy.pl informacji, jakiś czas temu w PZSS miała miejsce kontrola NIK. Ponadto, w jednym z województw odbyły się egzaminy na patent, które logistycznie były trudne do przeprowadzenia (200 osób w jeden dzień na strzelnicy z czterema stanowiskami). Sprawą tą zainteresowała się prokuratura. Niewykluczone, że te sytuacje mogły skłonić Związek do podjęcia opisywanych działań.

Kluby lepsze i kluby gorsze

Prezes Ad Arma zwraca również uwagę, że w samym PZSS część jego członków zaczęła nieformalnie dzielić kluby strzeleckie na lepsze (stare, zajmujące się sportem kwalifikowanym) i gorsze (tzw. komercyjne). Jak wyjaśnia, różnica między nimi, z perspektywy zwolenników „lepszych klubów” polega na tym, że te pierwsze zajmują się sportem kwalifikowanym i rzekomo są bardziej „fachowe”. – Tylko że tam nie ma ani żadnych wyników, ani żadnego rozwoju strzelectwa –podkreśla Hoga, zaznaczając, że są one centralnie dotowane. Z kolei tzw. kluby komercyjne, często pogardzane przez część związkowców, nie dostają niczego z budżetu państwa, a często również od PZSS i działają za pieniądze swych członków i ich wkładowi własnemu. – Może nie ma tam olimpijczyków, ale są tysiące osób, które przyczyniają się do rozwoju strzelectwa sportowego –mówi Hoga dodając, że trudno czynić takim ludziom zarzut tylko z tego powodu, że nie mają rewelacyjnych wyników. Zwraca też uwagę, że niestety rozwój strzelectwa sportowego nie jest uznawany za ważny z perspektywy bezpieczeństwa państwa, podczas gdy strzelectwo ma wpływ na umiejętności np. żołnierza lekkiej piechoty.

– Wiele osób ze Związku patrzy na to niechętnie, traktując tych ludzi nieomal jak jakiś cwaniaków. A to oni są tym kośćcem boomu rozwoju strzelectwa sportowego. Ponadto, wielu z nich może rozwijać takie dyscypliny strzeleckie, którymi PZSS się nie zajmuje, jak np. longshot – strzelanie na dystans, strzelanie czarnoprochowe czy zawody trójbroniowe. To wszystko rozwija się oddolnie, nie przeszkadzając Związkowi– mówi Hoga.

Prezes Ad Arma zwraca uwagę, że z racji posiadania kompetencji delegowanych ustawą, Związek podpada pod Kodeks Postępowania Administracyjnego. I przez powstałą sytuację i opóźnienia powinien się liczyć z tym, że będzie dostawać pozwy z powództwa cywilnego. – Jeśli jest zaniechanie czynności przez organ ustawowo delegowany, to można dochodzić swych praw –zaznacza Hoga. Dodając, że PZSS jest niejako „przymusowym monopolistą”, co jest samo w sobie bardzo niekorzystne. – Jak uczy doświadczenie, monopole mogą mieć małe, ale wyżyją, bo są monopolami. Nie muszą konkurować i efekty są takie, jakie są.

PRZECZYTAJ:Jacek Hoga (Ad Arma) obala mity nt. zwiększenia dostępu do broni palnej

28 stycznia ma odbyć się walne zebranie PZSS, podczas którego odbędą się wybory prezesa i 15-osobowego zarządu. Ilość delegatów klubów jest jednak nierównomierna w skali kraju – jest uzależniona od liczby członków, a także od wyników. Stąd, kluby zajmujące się głównie upowszechnianiem strzelectwa mają najczęściej mniejszą liczbę delegatów, niż kluby koncentrujące się na sporcie kwalifikowanym. – Niewykluczone, że narracja na tym zebraniu może pójść w taką stronę, że „my tych komercyjnych klubów w zasadzie nie potrzebujemy, z tego tylko kłopoty są” –zaznacza Hoga. Dodaje, że niestety część strzelców, którzy w 2012 roku dzięki ustaniu uznaniowości dostali pozwolenie na broń przyjęła postawę, że skoro oni już mają broń, to w sumie po co inni mieliby mieć. – A wcześniej, jak tych pozwoleń nie mieli, to głośno domagali się, że każdy uczciwy obywatel powinien móc mieć posiadać broń –śmieje się Hoga.

Kresy.pl zwróciły się do władz Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego z prośbą o komentarz i ustosunkowanie się do kwestii opisywanych wyżej – szczególnie do decyzji Zarządu ws. zmian w regulaminie egzaminów, upoważnienia prezesa PZSS do wprowadzania limitów liczby osób przystępujących do egzaminu na patent strzelecki oraz kwestii związanych z rejestracją w bazie. Do czasu publikacji, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na nasze pytania.

Marek Trojan / Kresy.pl

7 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. krok
    krok :

    Gdy ustawodawca zmienia prawo na korzyść obywateli, jak np. w przypadku zniesienia obowiązku pozwoleń na ścinanie drzew na własnym terenie, często słyszę historyczne już powiedzenie, że “właśnie skończył się komunizm”. Jak czytam to co się dzieje PZSS, to uświadamiam sobie, że komuna ma się w Polsce bardzo dobrze.

    • boruta
      boruta :

      O co tu kurde chodzi?A o to – na szkopów ciapatych nasłali – na nas ukrów walą – żebyśmy się bronić nie mogli jak nam ukry dowalać zaczną – na szkoły napadać – dzieci zabijać – wioski palić —

  2. wojmir
    wojmir :

    Boją się dać Polakom broń, bo doskonale wiedzą, że w razie godziny “W” to Polacy sami będą doskonale wiedzieli w którą stronę i przeciwko komu należy skierować broń, oczywiście przeciwko wrogom.

    • krok
      krok :

      Tylko kto teraz jest wrogiem ? Polskie rządy, Europa były za sankcjami dla Rosji. Okazuje się, że na sankcjach Rosja nie tylko nie straciła, ale i zyskuje. Mam nadzieję, że Polacy, bynajmniej duża część, dorosła do tego, by szabelką nie wymachiwać zbytnio, bo można się nią pokaleczyć.

        • krok
          krok :

          Z pewnością Rosja może odczuć embargo na wysokie technologie, niemniej Polska do Rosji słała nieprzetworzone towary, produkty rolne, które oni są w stanie sami sobie zapewnić. Wracając do wysokich technologii, bezpośredniość Chin, która szuka rynków zbytu, sprawia, że ta technologia i tak będzie do Rosji przenikała, jest jeszcze Japonia, która żeby nie Kuryle, to nie wahała by się bardziej zacieśnić współpracę, która i tak jest coraz większa. Zachodnie firmy, oprócz zbrojeniowych, dalej współpracują z Rosjanami, nawet ukraina dalej produkuje silniki rakietowe do ruskich. Na Syberii stoją zachodnie Auchan’y, Liroye, itp. tylko po rosyjsku pisane, to znak, że zachód cały czas tam inwestuje, bez patrzenia się na sankcje. Obawiam się, że na sankcjach stracą głównie takie Państwa jak Polska, która szczeka dwa razy głośniej od ukraińców w sprawie utrzymania sankcji gospodarczych . Rusek płacze jedynie nad eksportem swoich produktów i utrzymaniem z tego powodu wielu firm, bo oprócz gazu, ropy i broni, nie mają już podobnych sukcesów eksportowych.