Chińskia firma chce pozyskiwać bursztyn bo istnieje wysoki popyt na ten surowiec wśród mieszkańców “Państwa Środka”.

Jak informuje portal Forsal chińska firma Guangxi Wuzhou QuanLi Tony Guo zainwestuje 2,5 miliardów dolarów w zamian za udziały w tworzonej przez Europejski Fundusz Energii spółce Discovery. Spółka ta zamierza otworzyć kopalnię bursztynu w województwie pomorskim. Do realizacji umowy inwestycyjnej dojdzie z chwilą gdy Discovery otrzyma od polskich władz koncesję na poszukiwanie bursztynu. Stotoswny wniosek spółka złożyła 18 stycznia.

“Jakiś czas temu informowaliśmy rynek, że prowadzimy zaawansowane rozmowy z partnerem z Chin. Będzie on zaangażowany w poszukiwania bursztynu, ale też, co dla nas niezwykle ważne, w sprzedaż surowca na terenie Chin. Pozwoli nam to ominąć łańcuch pośredników i znacząco podnieść rentowność przedsięwzięcia” – można przeczytać w komunikacie Europejskiego Funduszu Energii.

forsal.pl/kresy.pl

11 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. fiesta
    fiesta :

    W Polsce sa znane miejsca pokladow bursztynu od lat, ktory wystepuje glownie w polnocnych rejonach Polski (na calym Pomorzu) – patrz mapa na stronie:
    ( http://www.redbor.pl/bursztyny/0_bursztyny.htm ) , wiec nie rozumie w jakim celu jakies ch*je na kaczych lapach wpuszczaja obce firmy do Polski i wydaja im “koncesje” na poszukiwanie bursztynu, skoro jest wiadomo, gdzie znajduje sie bursztyn.
    Poza tym po co sa potrzebni azjaci w Polsce, skoro Polacy sami moga wydobywac bursztyn, czyli znalezc samozatrudnienie (otworzyc wlasny biznes) i dostarczac bursztyn do jubilera lub sami produkowac wyroby z bursztynu i sami handlowac gotowymi wyrobami z bursztynu.
    Taka procedura jest korzystniejsza dla Polski i Polakow niz wydawanie “koncesji” obcej firmie, ktora po zawarciu umowy-kontraktu z rzadem dotyczacym podzialu zyskow z wydobycia bursztynu, zwykle 50-50, albo gorszy, jak w przypadku “gazu lupkowego”, ktory wynosil 70-30 (70% zysku dla obcych firm, a tylko 30% dla Polski), spowoduje masowy odplyw surowca z Polski po bardzo niskich cenach i azjatycka dzicz nie bedzie patrzec na to, ze rujnuje Polakom glebe lub lasy, bo dla nich bedzie liczyl sie jak najwiekszy zysk. A obdarci z bogactw naturalnych Polacy beda pozniej szukac roboty u obcych, zeby zarobic na chleb i utrzymac rodzine, podczas gdy azjaci beda sie smiac z naiwnych i glupich Polakow i sprzedawac Polakom swoje azjatyckie wyroby z bursztynu po zawrotnych cenach.
    NA SZUBIENICE ZE ZDRAJCAMI, KTORZY ODDAJA OBCYM BOGACTWA NATURALNE POLSKI, KTORE NALEZA DO WSZYSTKICH POLAKOW.

    • fiesta
      fiesta :

      Rolnik z Parczewa wykopał na polu dziwną bryłę.
      Leżący w północnej części woj. lubelskiego Parczew żyje opowieścią o rolniku z pobliskiej wsi, który wyorał z ziemi bryłę o nieregularnych kształtach wielkości ludzkiej głowy. Początkowo chciał ją wyrzucić, ale położył na przyczepie, przywiózł do domu i rzucił przy stodole. Po kilku dniach bryłę wypatrzył syn gospodarza, gimnazjalista. Kiedy ją oczyścił z ziemi, okazało się, że znalezisko mieni się żółtobrązowo. To był bursztyn. Chłopak znalazł w internecie adres jubilera z Gdańska, któremu przesłał zdjęcie znaleziska. Przedsiębiorca następnego dnia był już w Górce Lubartowskiej. Kiedy gospodarz usłyszał, ile jubiler chce mu zapłacić, z wrażenia osunął się po ścianie. W Parczewie przekazują sobie, że otrzymał za znalezisko 90 tys. złotych.
      Pewne jest, że na terenie powiatu parczewskiego i kilku sąsiednich gmin znajdują się ogromne pokłady bursztynu. Wie o nich wszystko starosta parczewski Waldemar Wezgraj. – To było 45 milionów lat temu. Znaczny obszar dzisiejszej Polski pokrywało morze eoceńskie, którego północne i południowe brzegi porastały przepastne lasy żywiczne. To właśnie dzięki nim pokłady bursztynu występują w okolicach Gdańska, a na południu – właśnie u nas, w delcie parczewskiej. Żeby móc uświadomić sobie, o jak odległych czasach rozmawiamy, dodam, że Bałtyk ma jedynie 20 tysięcy lat – Waldemar Wezgraj dostaje wypieków.

      Udokumentowane przez Państwowy Instytut Geologiczny pokłady bursztynu w powiecie parczewskim to co najmniej 1100 ton – przeszło milion kilogramów. – Jednak to tylko mała część złóż, która występujące w okolicy jednej wsi – Górki. Pozostałych jeszcze nikt dokładnie nie zbadał. Geolodzy twierdzą, że na terenie Lubelszczyzny może znajdować się 250 tys. ton. Wszystko dość płytko, na głębokości 17-20 metrów pod powierzchnią – Wezgraj podskakuje z emocji.

      To, że w rejonie Parczewa jest bursztyn, wiadomo od lat 50. zeszłego stulecia, kiedy szukano tu węgla kamiennego. Węgiel znaleziono w Bogdance, 40 kilometrów dalej, ale przy okazji odwiertów natrafiono na bursztyn. Wiedzą o tym miejscowi, którzy od lat wykopują fragmenty minerału przy okazji bicia studni, wykopów pod fundamenty czy prac polowych.

      Pewnie nikt nie przypomniałby sobie o parczewskich złożach bursztynu, gdyby nie decyzja Rosjan z października zeszłego roku całkowicie zakazująca eksportu minerału z obwodu kaliningradzkiego, gdzie znajdują się największe eksploatowane złoża.

      – A przecież to nie Rosja, tylko Polska jest światową stolicą bursztynu – podkreśla Zbigniew Strzelczyk, prezes Krajowej Izby Gospodarczej Bursztynu i wykładowca w szkole złotniczej w Brukseli. – W Gdańsku odbywają się największe targi bursztynu, na które w tym roku przyjechało 6 tysięcy gości. Jesteśmy największym na świecie eksporterem biżuterii. Bursztynowa branża daje pracę 20 tysiącom ludzi. Drugie tyle zatrudniają firmy współpracujące z jubilerami. Ten przemysł potrzebuje w ciągu roku co najmniej 200 ton surowca.

      Nie ma tygodnia, by w serwisach internetowych nie pojawiła się informacja o próbie przemytu bursztynu z Kaliningradu. Na początku października przy wjeździe do Polski wpadł obywatel Litwy, który jadąc do Gdańska, w podwójnym podwoziu peugeota ukrył worki z 20 kilogramami. Wcześniej udało mu się pokonać odprawę rosyjską, choć tamtejsi pogranicznicy do wyszukiwania bursztynu używają psów.

      O tym, jak dla Gdańska ważny jest przemysł bursztynowy, świadczy to, że prezydent Paweł Adamowicz ma swojego pełnomocnika ds. bursztynu. To właśnie Robert Pytlos wiosną tego roku pojechał do Parczewa, by rozmawiać ze starostą Wezgrajem o tamtejszych złożach.

      Powiat parczewski to liche, piaszczyste ziemie i wysokie bezrobocie. Oprócz urzędów i szpitala pracę dają tam tylko wytwórnia musztardy, huta szkła i fabryka kabli. W ostatniej dekadzie liczba ludności powiatu skurczyła się o ponad 10 procent, do 36 tysięcy. Emigrują przede wszystkim do Warszawy i Anglii.

      Starosta Wezgraj, słuchając bursztynowych opowieści, nie mógł nie połknąć haczyka. Latem podpisano list intencyjny o współpracy Parczewa, Gdańska i Krajowej Izby Gospodarczej Bursztynu. Powiat zgodnie ze zobowiązaniem rozpoczął właśnie poszukiwania surowca. Gdańsk wraz z trójmiejskimi jubilerami podzieli się know-how dotyczącym technik obróbki bursztynu i promocji.

      W szkole w Parczewie zorganizowano wystawę bursztynowej biżuterii, połączoną z pokazem mody. Uczniowie prezentowali m.in. szykowne naszyjniki, broszki i pierścionki. W siedzibie starostwa na początku listopada utworzono biuro bursztynu.

      Starosta Wezgraj podczas rozmowy kilkakrotnie podkreśla, że Parczew nie będzie miejscem, gdzie się bursztyn tylko i wyłącznie wydobywa, ale gdzie się go też obrabia. – Po Gdańsku chcemy być drugim bursztynowym księstwem. W żadnym stopniu nie będziemy dla siebie konkurencją, bo bursztynowy popyt na świecie jest ogromny. Nakręcają go m.in. Chińczycy, którzy w tego typu biżuterii przed kilku laty wręcz się zakochali.

      – Podczas otwarcia biura w Parczewie miałem wykłady dla młodzieży i słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku – mówi prezes Krajowej Izby Gospodarczej Bursztynu. – Na początku widziałem zdziwienie w stylu: o czym on mówi? My i jubilerstwo? Jednak kiedy zacząłem mówić i pokazywać, że wcale nie jest to takie trudne, na twarzach dostrzegłem zaciekawienie.

      Starosta Wezgraj wyjaśnia nieufność dotyczącą bursztynu: – Złą robotę zrobiła burza wokół gazu łupkowego i to, że do dziś nic z tego nie wyszło.

      Przed sklepem spożywczym w Górce Lubartowskiej, tam gdzie znajdują się już udokumentowane złoża, rozprawia grupa mężczyzn. Temat? Ten sam od kilku miesięcy: bursztyn.

      Dowiadujemy się, że za surowiec nie płacą w Polsce stałej kwoty – jak np. za złoto. Za jedną kilogramową bryłę można wziąć 12 tys. zł, a za drobne kawałeczki – nie więcej niż 100 zł od kilograma. Miejscowi świetnie znają już przepisy. Wiedzą, że wszystko, co znajduje się płytko w ziemi, należy do jej właściciela. Jednak chcąc legalnie zacząć poważne poszukiwania, czyli zacząć kopać głęboki otwór, trzeba mieć koncesję z ministerstwa.

      Hitem dnia jest opowieść o ciężarówce na śląskich numerach z wielkim wiertłem, która krążyła na nieużytkach pod lasem. – Zawołałem szwagra i razem polecieliśmy. Kiedy nas zobaczyli, wskoczyli do auta i odjechali. To już czwarty przypadek w tym miesiącu. Trzeba wiejską straż powołać, co by naszego bursztynu pilnowała – oświadcza mężczyzna oparty o rower.

      – Józef ze skraju wsi już zamówił ekipę, co bije studnie, biorą 120 złotych za metr odwiertu. Mówi, że widział mapy i zacznie szukać na polu koło dużego kamienia – wtrąca ktoś z boku.

      – Czesiek spod kościoła ma dwóch kupców na dwuhektarową działkę pod lasem. Podobno już od trzech tygodni wzajemnie podbijają cenę. Kiedy zapytałem Cześka, ile mu dają, tylko się uśmiechnął i odszedł – macha ręką mężczyzna w kaszkiecie.

      Sołtys Górki Lubartowskiej narzeka, że odkąd ta gorączka bursztynu wybuchła, ludzie stali się nieufni, podejrzliwi, skryci. – Podobno ten grzebiąc w ogródku, coś znalazł, ktoś inny pieląc truskawki, do czegoś się dokopał, ten sprzedał działkę za tyle, a ten za tyle. Niczego od ludzi się nie można dowiedzieć. Jakby się bali, że im ten bursztyn ktoś zabierze.

      Janusz Marzęda, wójt gminy Niedźwiada w powiecie lubartowskim, gdzie leży Górka, przyznaje, że od kilku miesięcy ceny gruntów poszły w górę. – Jeszcze niedawno hektar można było kupić po 8-10 tys. Dziś słyszę, że ziemia chodzi już nawet po 50 tys.

      Drzwi do gabinetu wójta praktycznie się nie zamykają. Przyjeżdżają przedsiębiorcy z całej Polski. Niedawno gmina sprzedawała skrawki pola. Poszły na pniu, ziemię kupili dwaj przedsiębiorcy spod Bydgoszczy. Latem wójt Marzęda gościł biznesmena z Chin zainteresowanego bursztynem. – Przyjechał z tłumaczem, ciągle coś notował. Efektów wizyty nie znam, bo ziemia, którą się interesował, jest prywatna – mówi Marzęda.

      Gorączka udzieliła się też władzom województwa lubelskiego. W Niedźwiadzie, dokładnie kilometr od siedziby urzędu gminy, miał zaczynać się pas startowy lotniska. Jednak po wyborach w 2007 r. na Lubelszczyźnie zmieniła się koalicja rządząca i port lotniczy powstał w Świdniku. W efekcie województwo zostało ze 180 hektarami ziemi. Kiedy okazało się, że także na tym terenie znajduje się bursztyn, członek zarządu województwa Jacek Sobczak wsiadł w samochód i pojechał przekonywać radnych z Niedźwiady, by zgodzili się na wykopanie wielkiej dziury.

      Państwowa Szkoła Wyższa w Białej Podlaskiej w tym roku otworzyła nowy kierunek: inżynieria geologiczna. Renata Karwacka, rzecznik uczelni, nie ukrywa, że nowy kierunek został powołany w odpowiedzi na szał bursztynu. – Rekrutację rozpoczęliśmy w tym roku. Mamy już 30-osobową grupę studentów. Z prowadzonego rozpoznania wiemy, że zainteresowanie kierunkiem z roku na rok będzie coraz większe.

      – Zamyka pan oczy i widzi pan powiat parczewski za dziesięć lat? – pytamy prezesa Strzelczyka.

      – Za dziesięć? Próbne odwierty w ciągu miesiąca, dwóch. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wydobycie ruszy w przyszłym roku.

    • fiesta
      fiesta :

      Bursztynowe eldorado w Polsce ! Polacy śpią na miliardach złotych ! – informacja z 2012 roku.

      W Polsce ziemia skrywa 1118 ton bursztynu – wynika z ustaleń Państwowego Instytutu Geologicznego z 2012 r.. Cena kamienia zależy wielu czynników, ale może osiągać nawet 7500 dol. za kilogram, co przy naszych złożach da ponad 7 mld dol. Czy Polska wykorzysta swoją szansę za zagospodarowanie ogromnych pokładów bursztynu? Emocje studzi geolog Mirosław Rutkowski, rzecznik PIG. – Jeśli zostaną otwarte nowe złoża, to cena detaliczna bursztynu może spaść drastycznie – słyszymy.
      Bursztyn kojarzy się głównie z nadmorskimi wakacjami i małymi kamyczkami zbieranymi na plaży, ale wbrew pozorom, to nie okolice polskiego Bałtyku skrywają największe pokłady tego surowca. Chociaż sąsiedni obwód Kaliningradzki (ok. 90 proc. światowych zasobów) jest bogaty w bursztyn, to w Polsce ogromne pokłady kopaliny znajdują się na Lubelszczyźnie.
      Nowe, stare złoża
      “Dziennik Wschodni” informuje, że odkryto tam bogate złoża bursztynu, przy okazji poszukiwań gazu łupkowego. – Osady bursztynonośne na północy regionu występują płytko, na obszarze o powierzchni 730 km kwadratowych – donosi gazeta. Wiadomość robi wrażenie, ale… fakt ten jest już znany specjalistom od trzech dekad.

      Według danych Państwowego Instytutu Geologicznego, w Polsce występują cztery źródła bursztynu. Trzy z nich umiejscowione są na terenie Pomorza, w powiecie gdańskim i słupskim. Jednak to jedynie 30 ton surowca. Reszta – 1088 ton, znajduje się w powiecie lubartowskim na Lubelszczyźnie. Co zaskakujące, jeszcze nikt się schylił po pieniądze, które dosłownie leżą pod ziemią. W województwie lubelskim dwie polskie firmy uzyskały zgodę na „poszukiwanie i rozpoznawanie” złóż, ale jak przekonuje Beata Górka rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego, o koncesję nie ubiegała się jeszcze żadna firma. A bez tego nie można wydobywać bursztynu.

      Do poszukiwań wystarczy zatwierdzenie planu robót geologicznych. – Odbywają się one metodą odkrywkową lub hydrauliczną, jeśli kopalina jest poniżej 2000 metrów – wyjaśnia Górka. Dodaje, że gdyby zaczęło się jego wydobycie, to o korzyściach dla regionu można by mówić wówczas, gdy bursztyn byłby obrabiany na miejscu. – Jeśli surowiec zostanie wywieziony w inne miejsce, to firmy płacą jedynie opłatę eksploatacyjną – wyjaśnia rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.

      O tym, że to nieopłacalny biznes przekonuje Anna Sado z amber.com.pl, serwisu zajmującym się bursztynem. – Na dobrą sprawę w przypadku małych złóż nie trzeba nawet koncesji na wydobycie, ale na Lubelszczyźnie sprawa dotyczy znacznie większych obszarów i koncesje są wymagane – przekonuje. Sado zaznacza, że nie ma tam żadnego bursztynowego eldorado. – O tym, że mamy spore zasoby bursztynu wiadomo od lat 80-tych i jakoś nikt się nie kwapi, aby go wydobywać. To nie są żadne miliardy – tłumaczy. Wyjaśnia, że pomimo wzrostu cen surowca w ostatnich latach, to nadal nie jest ona na tyle duża, aby inwestowanie w budowę kopalń było dochodowe. – Cena bursztynu drastycznie podskoczyła w ciągu ostatnich 5 lat, ale od maja znowu spada – zaznacza Sado.

      Przedstawicielka bursztynowego portalu przekonuje, ze wiedza o złożach w Polsce jest przestarzała i należałoby sporo zainwestować, zanim w ogóle można byłoby je eksploatować. – Pojawiło się sporo bursztynu na rynku, który ludzie przechowywali, kiedy rosły ceny. Teraz nikt nie chce już płacić za niego horrendalnych kwot – dodaje. Jakie to sumy? Anna Sado przekonuje, że nie można mówić o konkretnej sumie, ponieważ zależy ona od wielu czynników np. wielkości kamienia i od tego, do czego ma zostać użyty.
      Dlaczego zatem na Lubelszczyźnie nie ma bursztynowej gorączki? – To niespecjalnie cenny surowiec – wyjaśnia Mirosław Rutkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego. Zaznacza, że gdyby uruchomiono tam kopalnię to cena bursztynu automatycznie znacznie by spadła. Obecnie w Polsce tylko jedna firma ma koncesję na wydobywanie kopaliny. Jej właściciel jest trójmiejski biznesmen Zbigniew Nowak, właściciel m.in. Zakładów Mięsnych Nowak. Chociaż lokalne media informowały o tym w lutym, do gdańska kopalnia nadal jest nieczynna.
      To co na dużą skalę jest niespecjalnie opłacalne, to małym i nielegalnym wydobywcom może przynieść szybki zysk. Kamień Pomorski, Dębki, Stegna, Krynica Pomorska, Wyspa Sobieszewska – to tylko kilka z nadmorskich miejscowości, gdzie bezprawnie i chałupniczo poszukuje się „złota Bałtyku”. To także w tych miejscach policja zatrzymała osoby, które się tym trudniły. Scenariusz zawsze jest taki sam. Pod osłoną nocy kilku mężczyzn za pomocą wężów strażackich wpompowuje wodę w szczeliny wydrążone w ziemi, a następnie przeszukuje wypłukaną znaleziska.

      W zeszłym roku w rezerwacie przyrody “Widowo” koło Dębek, służby mundurowane zatrzymały pięć osób, które w ten sposób wydobyły ok. 60 kg nieoczyszczonego bursztynu, z którego można otrzymać ok. 3 kg właściwego surowca. Wówczas policja wyceniła go na 20 tys. zł. Po działalności nielegalnych poszukiwaczy bursztynu pozostają głębokie, niebezpieczne dla zwierząt i ludzi doły. To jak wygląda taki proceder, można zobaczyć na poniższym amatorskim filmiku.
      Za kilogram nieprzebranego, drobnego bursztynu (np. znalezionego na plaży) można dostać około 120 zł. Ceny większych kawałków sukcynitu (tzw. bursztyn bałtycki) dochodzą nawet do 2 tys. zł za kilogram – informuje gdansk.naszemiasto.pl. Wydobywanie bursztynu bez wymaganej koncesji lub bez zatwierdzonego projektu robót geologicznych lub z naruszeniem określonych w nich warunków stanowi przestępstwo z art. 176 Ustawy Prawo Geologiczne i Górnicze, za które grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
      http://natemat.pl/105729,bursztynowe-eldorado-w-polsce-ludzie-spia-na-miliardach-zlotych-ale-nie-oplaca-sie-tego-wydobywac

    • grzesiu
      grzesiu :

      Przykład z google books. Skanują całe biblioteki i prezydent Francji powiedział, że jest to nie do zaakceptowania aby prywatna korporacja zawłaszczała dziedzictwo narodowe. Jak widać w kraju jednak rządzą ekipy, które widzą tylko mamonę….

    • fiesta
      fiesta :

      Leśne gniazda polskiego złota.
      Nazywa się go polskim złotem, bo w naszym kraju przetwarza się większość jego światowych zasobów. Mało kto wie, że spore pokłady bursztynu znajdują się blisko nas – w Borach Tucholskich. To tu przed laty było wielkie bursztynowe zagłębie.
      Według ks. Stanisława Kujota, autora wielotomowej monografii „Dzieje Prus Królewskich do roku 1309”, to właśnie bursztyn znajdowany nad polskim morzem znacząco posunął rozwój tutejszej cywilizacji i na długi czas rozwój ten podtrzymał, bowiem handel złotem Bałtyku trwał od drugiego tysiąclecia przed naszą erą. To wówczas powstały słynne szlaki bursztynowe, wiodące poprzez Europę. Wymieniano go na brąz i inne zdobycze cywilizacji śródziemnomorskiej.

      Powszechnie uważa się, że bursztyn występuje tylko nad Bałtykiem. Tymczasem są jeszcze w Polsce inne obszary, prawdopodobnie wcale nie mniej zasobne. To, m.in., tereny Pomorza, Kurpiów i …Borów Tucholskich. Do lat 60. XIX wieku to właśnie ten ostatni obszar dostarczał najwięcej tego cennego surowca w całych Prusach. Dopiero odkrycie nadmorskich złóż na Półwyspie Sambijskim zmieniło tę sytuację.

      Skąd się wziął bursztyn w borach? Przed wiekami lodowce w swoim pochodzie porozdzierały pierwotne pokłady bursztynu w morzu i złożyły ich część w samym morzu, a część zaniosły daleko, m.in., w okolice Tucholi. Przypadkowo znalazły się tutaj pod powierzchnią niezbyt głęboko, bowiem dostały się na miejscowe wzgórza w epoce dyluwialnej. Kiedy natrafiono na złoża? Zapewne już dawno, przez przypadek. Na szerszą skalę poszukiwania rozpoczęto na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy w borach znajdowano znaczne i liczne okazy bursztynu – zawsze w brunatnych żyłach bardzo miałkiego piasku z podkładem gliny.

      Nie zachowały się, niestety, dokładne opisy tych znalezisk. Wiadomo jedynie, że bursztyn występuje w bardzo odosobnionych gniazdach, składających się z kawałków wielkości włoskiego orzecha, albo w długich żyłach. W piasku, w którym spoczywa bursztyn, spotyka się często kawałki drzewa albo kory świerku bursztynowego. Wiadomo też, że trafiano na pokłady w formie gniazd o pokaźnej zawartości. Jakie one mogły być, niech pokaże przykład znaleziska z połowy XIX w. spod Wrocławia. W pokładzie piasku i żwiru dyluwialnego robotnicy odkopali gniazdo bursztynu o średnicy około 80 cm. Ważyło ponoć około 400 kg.

      Pierwsze prymitywne kopalnie na terenie Borów Tucholskich pojawiły się w końcu XVIII w. Z zachowanych zapisków wiadomo, że dochód z nich wynosił np. w 1789 roku ponad 500 talarów, a zatem był bardzo znaczący. Wkrótce poszukiwanie cennego surowca – obok smolarstwa i bartnictwa – stało się jednym z najpowszechniejszych zajęć tutejszej ludności.

      We wstępie do monografii Pomorza Stanisław Kujot pisał: „Po lasach wydzierżawia się wycięte polanki na poszukiwanie bursztynu. Czasem Borowiakowi uda się przechytrzyć przedsiębiorcę i sprzedać z własnej ręki bursztyn, który zawozi do Bydgoszczy”.

      Gdzie dokładnie znajdowały się pokłady polskiego złota? Z zachowanych zapisków wynika, że na lewym brzegu Brdy, w całym jej biegu, zwykle w sąsiedztwie pokładów węgla brunatnego, od jezior przy Swornigaciach aż od ujścia przy Bydgoszczy. Okolice Swornigaci, Męcikała, Rytla i Woziwody uchodziły za najbardziej bursztynodajne. Wymieniano również okolice Chojnic, Czerska i Tucholi. Najwięcej cennych bryłek znajdowano w nadleśnictwach i leśnictwach Świt, Zamrzenica, Mąkowarsko, Woziwoda, Wtelno i Stronno. Kopalnie były, m.in., w miejscowościach Brusy, Swornigacie, Męcikał, Klonia, Rytel, Lutom, Kłodnia, Świekatowo, Glinki, Żołędowo, Koronowo, Jasiniec oraz w okolicach Jeziora Karsińskiego.

      Wydobywanie bursztynu w XIX wieku w borach odbywało się na zasadzie wyczucia i wiary w szczęście. W miejscach, w których spodziewano się znaleźć bursztyn, kopano doły głębokie na 2-2,5 metra, a następnie szukano w nich żył brunatnego piasku. Dół trzeba było umocnić szalunkami. Inwestowali w poszukiwania przede wszystkim tucholscy i chojniccy Żydzi, którzy zakładali paroosobowe spółki i wydzierżawiali teren od państwa, a następnie najmowali robotników. Praca była nadzwyczaj żmudna i uciążliwa, a przy tym wymagała wielkiej zręczności. Znalezienie większej żyły było wielkim darem losu dla przedsiębiorcy, bo np. w roku 1800 płacono za pół kilograma średniego gatunku bursztynu 10 złotych dukatów. Bardzo często jednak poszukiwano bez powodzenia, albo, kiedy trafiono na żyłę, kradli bursztyn robotnicy, którzy potem porzucali pracę. Ci ostatni sprzedawali go najczęściej miejscowym Żydom. W związku z tym niewielkie wzniesienie pod Osiem uzyskało nazwę Żydzia Góra. Podobno tam właśnie mieli zwyczaj czekać handlarze na ludność wracającą z poszukiwań z cennym nieraz łupem.

      W latach 1835-60 wydobywano w borach tak dużo bursztynu, że spółki zatrudniały ponad 200 robotników jednorazowo! W latach 30. XIX wieku pojawiła się jednak konkurencja. Na złoża żółtych bryłek trafiono na Półwyspie Sambijskim. Firma Stantien i Becker rozpoczęła 12 statkami parowymi bagrowanie Zalewu Kurońskiego. Metoda ta pozwoliła na uzyskanie w 1883 roku aż 75 ton surowca. Wkrótce powstała szybowa kopalnia „Anna”, której wydajność wynosiła kilkaset ton bursztynu rocznie.

      Tym samym wydobywanie złota Bałtyku w Borach Tucholskich przestało być opłacalne. Tym bardziej że masowe kopanie głębokich i długich dołów spustoszyło drzewostany. Uszkadzano korzenie drzew, które następnie usychały. W 1860 roku pruskie ministerstwo wydało zakaz szukania bursztynu w lasach państwowych. Borowiacy jednak nie zaprzestali poszukiwania cennej kopaliny, choć robili to potajemnie. Tak pisał o tym Kazimierz Karasiewicz, autor przewodników po Borach Tucholskich: „Rozpoczęło się wówczas potajemne kopanie nocami, pomimo wielkiego dozoru nie mogły władze wyrugować. Dopiero kiedy ceny bursztynu znacznie się obniżyły, ustało tajne kopanie po lasach. Wielkie doły w lasach Woziwody i nad jeziorem Radodzierz (Radno) we wschodniej części borów są pamiątką tej gorączkowej gonitwy za złotem”.

      Kopano prawdopodobnie aż do II wojny światowej. Jeszcze w 1937 roku Karasiewicz pisał: „Mimo to jednak po dzień dzisiejszy niejeden osadnik leśny, a szczególniej smolarze podejmują sporadyczny trud kopania bursztynów, na ogół jednak to zajęcie zostało przez Borowiaków zaniechane”. Wiadomo skądinąd, że w międzywojniu w okolicach Rytla działała również firma Klińskiego (zatrudniająca w szczytowym okresie około 200 osób).

      Ślady bursztynnictwa w borach pozostały także w hafcie szkoły tucholskiej. Zazwyczaj stosuje się w nim co najmniej jedenaście odcieni kolorów złota i bursztynu. W zasadzie nie ogranicza się ich gamy, bowiem tylko od umiejętności osoby haftującej, powielającej jej wzornictwo, zależy ich liczba i dobór, a najbardziej istotne jest, aby był bursztynowy.

      Także i obecnie zdarzają się przypadki pojedynczych znalezisk bursztynu w borach. Jednak miejscowi wolą o tym głośno nie mówić, obawiając się konkurencji w postaci poszukiwaczy uzbrojonych w nowoczesny sprzęt. Tak jak nad Bałtykiem, gdzie dzięki najnowszym amerykańskim mapom satelitarnym zbieracze wykupują koncesje i trafiają na wielkie pokłady. Czy takie są jeszcze w borach? Jeśli tak, to gdzie?

      Bursztyn jest kopalną żywicą drzew iglastych, a w rzadszych przypadkach żywicujących liściastych drzew z grupy bobowców.

      Znanych jest ok. 60 odmian (gatunków) bursztynu. Najstarsze z nich pochodzą z utworów dewońskich (stwierdzono je w Kanadzie), najmłodsze zaś, niezaliczane zasadniczo do bursztynów, są znajdowane w Ameryce Południowej, Afryce, Australii i Nowej Zelandii (kopal).

      Najbardziej znana odmiana – sukcynit jest znajdowana w utworach trzeciorzędowych Polski, Litwy, Łotwy, Rosji, Danii, Niemiec, Szwecji. Największa znaleziona bryła bursztynu bałtyckiego waży 9,75 kg.

      Powszechnie mówi się o właściwościach leczniczych bursztynu. W medycynie ludowej dym bursztynowych kadzidełek zabijał zarazki, a noszone na szyi korale zapobiegały bólom gardła i głowy oraz wzmacniały tarczycę. Ogrzane grudki bursztynu stosowało się do wyciągania z oczu ciał obcych (muszek, pyłków). Utłuczony proszek zażywano jak tabakę, co miało oczyścić zatoki i pomóc w pozbyciu się kataru.

      http://nowosci.com.pl/180147,Lesne-gniazda-polskiego-zlota.html

    • fiesta
      fiesta :

      Bursztyniarstwo na Kurpiach.
      Kurpie to region znajdujący się w dorzeczu rzeki Narwi. W przeszłości obszar porośnięty puszczami, poprzecinany licznymi dopływami Narwi. Stałe osady na Kurpiach powstały stosunkowo późno, bo w XVI – XVIII wieku. Opóźniony był rozwój rolnictwa, co spowodowało, że miejscowa ludność zajmowała się także bartnictwem, myślistwem, rybołówstwem, stolarstwem oraz w znacznym stopniu wydobywaniem i obróbką bursztynu. Spośród skąpych, nadnarwiańskich bogactw, najbardziej interesowano się bursztynem, który szczególnie na prawym brzegu Narwi znajdowano od dawna. Ludność dorzecza Narwi tak silnie związała się z eksploatacja i obróbką bursztynu, że minerał ten wszedł na stałe do historii kultury materialnej regionu. Wpłynął na powstanie etnograficznej odrębności tego obszaru i przez wiele lat warunkował jego rozwój gospodarczy.
      Skupiska bursztynu na Kurpiach w czwartorzędowych osadach lodowcowych i wodnolodowcowych, powstały w wyniku redepozycji złóż trzeciorzędowych przez lodowce plejstoceńskie w tak zwanej epoce lodowcowej (od około 1.700.000 do około 10.000 lat temu). Jest to bursztyn bałtycki (Succinit), bardzo zróżnicowany pod względem form występowania jak i odmian. Kolejne przemieszczanie, w okresie późniejszym, odbywało się transportem rzecznym. Stopień zwietrzenia jest bardzo różny, podobnie jak różna jest barwa, przezroczystość i wielkość bryłek.

      Bursztyn nad Narwią znajdowano i znajduje się w różnych miejscach. Na piaskach i wydmach nadrzecznych można znaleźć kawałki bursztynu z popękaną od słońca, zczerwieniałą powłoką zwietrzelinową. W gruzie polodowcowym, wśród drobnych kamieni i żwiru, spotkać można różnej wielkości, mocno zwietrzałe otoczaki bursztynowe. Na duże ilości bursztynu natrafiano w wodzie przy łowieniu ryb i na dnie zbiorników wodnych. W wodzie poszukiwano bryłek bursztynu często wieczorem lub w nocy, ponieważ leżący na dnie był ponoć, w świetle palonego łuczywa, doskonale widoczny. Znajdowano wśród kamyków w wodzie czasem nawet spore bryłki. Do wydobywania bursztynu z wody używano drewnianych szufli i szufelek z otworami oraz siatek na obręczy i drążku zwanych czerpakami i kaszorkami.

      Najbardziej bursztynodajnymi rzekami były: Szkwa, Piasecznica i Rozoga. Przed regulacją tych rzek (1935-1937) wody często zmieniały koryto, wypłukując duże ilości bursztynu.
      Ciekawym sposobem wydobywania bursztynu na Kurpiach było pozyskiwanie go poprzez udeptywanie powierzchni gruntu. Na mokrych łąkach zwanych “rygociami” podeptanych przez bydło, bursztyn znajdowano tuż pod powierzchnią, lub też woda wydostawała się często wraz z bursztynem.
      Brak dokładniejszych badań na Kurpiach nie pozwala niestety określić kiedy zaczęto kopać bursztyn, prawdopodobnie czyniono to od setek lat. Często znajdowano bursztyn przypadkowo np. w czasie orki, przy kopaniu rowów, studzien (na głębokości 2 – 4 m) przy eksploatacji glinianek i żwirowni. Częste, choć przypadkowe znaleziska doprowadziły z czasem do regularnego poszukiwania bursztynowego surowca. To pozwoliło na zastosowanie określonych sposobów wydobywania bursztynu oraz spowodowało wprowadzenie i udoskonalenie różnych narzędzi używanych przy jego eksploatacji. Mieszkańcy kurpiowszczyzny nauczyli się rozpoznawać miejsca, w których mógł znajdować się bursztyn. Na obszarach podmokłych poznawali te miejsca po rdzawym kolorze wody, na gruntach stałych – po kolorze gleby. Najwięcej bywało bursztynu w dołach i mokradłach, w ziemi miałkiej, nie zawierającej kamieni, barwy siwej lub modrej. Ziemia taka nosiła nazwę “siwicy”, a jej żwirowe podłoże nazywano “ciękieć”.
      Bursztyniarze poszukujący bursztynu robili w wybranym miejscu tzw. “bicie próby” Czynność tę wykonywano przy pomocy ostrych widełek o dwóch długich zębach lub tzw. “próbnych drągów lub kijów” Widełkami kłuto łąki, paśniki, gdzie spodziewano się “siwicy”, w której nie ma kamyków. Jeżeli zęby wideł trafiły na coś twardego – to zapewne był to bursztyn, wtedy dopiero rozpoczynano kopanie łopatą. Próbny drąg to kij z nasadzonym żelaznym ostrzem, na którym było jeden lub więcej “zadziorów” Służył on do wydobywania próbek ziemi. Wbijano go silnym uderzeniem w wybranym miejscu i po wyciągnięciu z ziemi na “zadziorach” pozostawały resztki gleby. Stary bursztyniarz – “majster” oglądał te próbki ziemi, rozcierał je w ręku, a gdy spostrzegł siną lub modrą barwę, decydował, że w tym miejscu należy kopać. Stary “majster” ze wsi Wolkowe powiadał “Jak gaść zieni weznę do ręki, to poznam: burśtyn cy nie”. Do kopania używano łopaty, do pogłębiania otworów próbnych – rydli, rozbijaczy i metalowych pogłębiaczy. W miejscu, w którym spodziewano się bursztynu kopano też parę niewielkich dołków o wymiarach w przybliżeniu: szerokość 1 sztych (25 cm), długość 1,5 sztycha (37 cm), głebokość 3 – 6 sztychów (75 cm – 1,5 m). “Majster oglądał ziemię, rozcierał w ręku, kiedy zaś natrafił na siną czy modrą, wilgotną ziemię z ziarenkami piasku, wołał na innych, że natrafili już na “ciękieć”, a więc i bursztyn musi być wkrótce”.
      Kopiąc napotykano najpierw na tzw. pasiki bursztynowe, długości 4 – 5 kroków (3 – 4 m). Pod nim na głębokości 2 – 3 piędzi (60 – 90 cm) dokopywano się do znacznych skupisk bursztynu zwanych pasami bursztynowymi. Tak nazywano w słownictwie bursztyniarzy kurpiowskich pewne formy nagromadzenia bursztynu w ziemi. Teraz z kolei należało się zorientować, poprzez wykopanie dalszych prób, w jakim kierunku pasy się ciągną i w którą stronę się rozszerzają. Pasy bursztynowe miały różną długość, średnio do 24 m. Zawsze zakończone były miejscem rozszerzającym się (58 cm do 1,15 m) tzw. “kociołkiem”, w którym było najwięcej nagromadzonego bursztynu. Zdarzały się przypadki, że z kociołka wybierano nawet do 100 kg bursztynu. To szerokie zakończenie występowało przeważnie po stronie wschodniej. Pasy bursztynowe nie biegły w ziemi poziomo lecz zawsze pod pewnym kątem, często zmieniały kierunek, czasem się ze sobą przecinały. Wyróżniano wiele rodzajów pasów, miały one swoje nazwy np. zwyczajny, krzywy, przerywany, złamany, pas z wylotem, podwójny.
      Czasem zdarzało się, że w trakcie kopania ukazywała się woda zwana “żygawicą”.

      Zabezpieczała ona boki dołu i pozwalała kopać do głębokości 3 – 5 m, wyjątkowo do 8 m. W zależności od tego w jakim gruncie kopano używano następujących narzędzi: łopatki wąskiej do kopania między korzeniami drzew w lasach, motyczki lekkiej do szukania w dole, łyżki “próbnej” do błotnistego gruntu, żelaznych “grabci” do ziemi bursztynodajnej i szufli drewnianej do rozrzucania wydobytej ziemi.
      Bursztyn na Kurpiach kopano na gruntach własnych lub dzierżawionych, pojedynczo lub całą rodziną. Tworzono także grupy tak zwane “osmany”. Na czele takiej spółki stał “majster” – najbardziej doświadczony bursztyniarz, który umiał nie tylko kopać ale i wyszukiwać bursztyn. Stosownie do ilości wykopanego bursztynu, po sprzedaniu go, dzielono się zarobkiem. Na swoich gruntach mógł kopać każdy bez żadnych ograniczeń. Natomiast tereny rządowe były oddawane w dzierżawę na drodze licytacji. Rząd bezpośrednio kopalniami nie zarządzał, nadzór nad nimi powierzano służbie leśnej. Ich zadaniem było jedynie dopilnowanie regularnego uiszczania opłat dzierżawnych oraz pilnowania, aby bursztyniarze zasypywali kopane doły.

      Największe zainteresowanie wydobywaniem bursztynu na Kurpiach przypada na pierwszą połowę XIX w., chociaż początki eksploatacji historia wiąże z przybyciem na te ziemie w XVIII w. Wolframa de Vozy ze Starych Prus. W 1796 r. rozpoczął on poszukiwania w okolicy wsi Wolkowe, a nieco później w Chełchach w gminie Sypniewo. W pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia, na najbogatszych w bursztyn terenach południowego Bałtyku, doszło do wyraźnego regresu w rozwoju eksploatacji i obróbki tego surowca. Zarzucane były kolejne drobne kopalnie na Sambii, a prywatni dzierżawcy ubiegali się o dzierżawę rządowych terenów, nadających się do poszukiwania bursztynu. Tereny kurpiowszczyzny zastępowały w wydobyciu i obróbce plaże Bałtyku i wybrzeże Półwyspu Sambijskiego. W XIX wieku było ponad 100 małych kopalni odkrywkowych typu skrzyniowego o głębokości 0,5 – 5 m, czasem o znacznej wydajności i drugie tyle pojedynczych znalezisk dokumentowanych w literaturze.
      Pierwszą kopalnią rządową była kopalnia w leśnictwie Łacha. Bursztyn odkryto tu w 1808 roku, ale umowę o dzierżawie podpisano w 1816 r. Do największych kopalni rządowych należała kopalnia w leśnictwie ostrołęckim. Zajmowała ona powierzchnię 1000 km2. Tereny bursztynodajne oddawane były w dzierżawę od 1810 roku. W latach 1818 – 1822 przystępowało tam do pracy nawet 2000 – 3000 ludzi dziennie. W 1818 roku, w niektórych miejscach, wydobywano dziennie około 100 kg bursztynu. Dzierżawcy bardzo pilnowali robotników zabierając im cały wydobyty bursztyn. W latach 1835 – 1836 wydobyto w leśnictwie ostrołęckim 1285 kg bursztynu drobnego i 1148 kg bursztynu w większych kawałkach. Kopalnia ta istniała aż do 1850 roku.
      Druga kopalnia rządowa rozciągała się w leśnictwie Przasnysz, dzierżawiona była od 1816 roku. Dziennie wychodziło do pracy około 15 ludzi. Pasy bursztynodajne dochodziły do 35 m długości. W 1817 roku rozpoczęła pracę trzecia kopalnia rządowa w leśnictwie Różan. Zajmowała powierzchnię około 50 km2. Do pracy w tej kopalni wychodziło około 20 ludzi. Pasy bursztynodajne znajdowały się na głębokości 1 – 2 metrów. Największe bryły ważyły do 1 kg. Czwarta kopalnia rządowa, dzierżawiona od 1825 roku, obejmowała tereny w leśnictwie Pułtusk. Dochody z powyższych kopalni były zróżnicowane. Największy dochód ze wszystkich kopalni rządowych przynosiła kopalnia ostrołęcka, również najdłużej utrzymywała się tam dzierżawa. W 1840 roku w dorzeczu Narwi prosperowało około 60 przedsiębiorstw zajmujących się wydobywaniem bursztynu, ale już w 1865 r. pozostały z nich tylko dwa. W 1841 r. W.K. Wójcicki pisał o wydobywaniu na Kurpiach: “Zwykle Żydzi kopalnie dzierżawią i ci za kopanie im nie płacą, tylko do woli wódki dostarczają, a dopiero za znaleziony bursztyn wynagradzają. Takim sposobem lud się ten rozpija. Nadto przez kopanie bursztynu i wydobywanie na wierzch ziemi nierodnej niszczą sobie grunta i pastwiska”.
      Zlikwidowanie kopalni rządowych oczywiście nie oznaczało zaprzestania kopania bursztynu. Kurpie jeszcze przez długie lata trudnili się wydobywaniem bursztynu. Wg maszynopisu Hessa z 1917 r. bursztyn w tym roku kopano jeszcze w 15 miejscowościach ostrołęckiego, a i dziś zdarzają się jeszcze chętni do tej pracy. Obecnie poszukują bursztynu na świeżo zaoranych łąkach, wieczorem lub w nocy. Wykorzystuje się do tego światło lampki, którą zakłada się na czoło. Na wydobywanie bursztynu trzeba, obecnie w Polsce, mieć koncesję. Mimo tego czynione są próby wydobywania bursztynu metodą hydrauliczną przez osoby indywidualne. Wydobywany on jest z głębokości od 1 do 12 metrów, przy czym nie są to duże ilości surowca.

      Kurpie nie tylko umieli szukać i kopać bursztyn ale także go obrabiać. Tradycje obróbki bursztynu w dorzeczu Narwi sięgają XV wieku. Pierwotnie była to dość prosta obróbka ręczna. Używano do niej następujących narzędzi i materiałów pomocniczych: drobny piasek, płytki piaskowca (oślany kamień), marmurki, popiół, trociny bursztynowe, iły rzeczne i bagienne, glinki suche i błotniste, kreda w proszku sucha i zwilżona, tarta cegła, kawałki szkła, skóra – kozia, barania, grube sukno, flanela, szczotki, szczoteczki, pędzelki, miski gliniane, woda, olej, mydło.
      Piasek służył do szlifowania z grubsza płaskich powierzchni bursztynu. Był to pierwszy etap obróbki. Oczyszczone z zewnętrznej łupiny (kory) płaskie powierzchnie tarto o grubo lub drobnoziarnisty piaskowiec, aż do uzyskania powierzchni bez zagłębień. Tak startą płaszczyznę gładzono na marmurkowej płytce polewanej czystą wodą. Jeżeli bursztyniarz nie posiadał marmuru, używano drewnianego klocka (kopystkę), posmarowanego rozprowadzonym w wodzie, przesianym popiołem z miękkiego drewna. Mieszkający w pobliżu wód stojących, wykorzystywali do szlifowania rzadkie błota i glinki. Wcierane przy pomocy drewnianej łopatki, szlifowały i gładziły bursztyn, ale go nie polerowały. Do tego celu używano grubego sukna, posypanego miałem kredowym, zwilżonym wodą lub wodą z mydłem. Po kilkudziesięciu minutowym szlifowaniu i polerowaniu kawałek bursztynu był już gotowy, a jeżeli posiadał naturalny otwór (nadziak) z kawałka bursztynu stawał się wisiorkiem. Bryłki bursztynu były gładzone z grubsza także na kawałku cegły z równą, wypaloną płaszczyzną. Do miałkiej kredy dodawano czasem oleju lnianego, a w późniejszym okresie kredę zastąpiła pasta do zębów.
      Do szlifowania i polerowania nierównych, wyżłobionych bryłek – płaskie płytki piaskowca, marmuru czy sukna nie wystarczały. Przy ręcznej obróbce radzono sobie przy pomocy gładzików z kredą, z papką gliniastą czy ilastą, używano też twardych szczotek maczanych w glince czy kredzie. Noże i dłuta potrzebne do oczyszczania były pierwotnie z krzemienia i łupanych muszli. Narzędzia z tych materiałów wytrzymywały twardość bursztynu i były w stanie skubać, gładzić, powiększać otwory “nadziaków”. Jeszcze w 1860 r. bursztyniarze na Kurpiach do obróbki bursztynu używali zamiast szkła – okrzesek z krzemienia “scadrów”, zbieranych na wydmach, a do borowania otworów używali krzemiennych borów (krzemieniuszek) obsadzonych w drewnianych przyrządach do borowania – “drylach”. Ciag dalszy na stronie: http://www.kurpie.com.pl/index_pliki/page0034.htm

    • fiesta
      fiesta :

      13 tys. zł można dostać za kilogram bursztynu. Teraz jest doskonały czas na poszukiwanie tego minerału (w zasadzie kopalnej żywicy). Jak mówią znawcy, takiego wysypu nie było nad morzem od lat. Tłumy poszukiwaczy z całej Polski okupują plażę na Wyspie Sobieszewskiej pod Gdańskiem. Są i tacy, którzy ze zbierania uczynili niemal zawód.

      Nic dziwnego, że zainteresowanie bursztynem jest tak duże. Ich cena od lat rośnie. Jeszcze w 1990 roku kilogram kosztował zaledwie 100 dolarów (ok. 320 zł). Dziś można dostać nawet 4100 dol., czyli ok. 13 tys. złotych – podaje „Fakt”. Znalezione bursztyny można po prostu zanieść do któregoś z zakładów jubilerskich i sprzedać.

      – Rzeczywiście w ostatnim czasie więcej osób przynosi bursztyny. Cena zależy oczywiście od jakości. Od tego, jak ten bursztyn wygląda, czy jest przejrzysty, czy grudki są duże, mają oryginalne kształty i nadają się do obróbki. Im większa sztuka, tym lepiej. Za tzw. śmieci, czyli małe kamyczki, dużo nie płacimy, a często w ogóle ich nie przyjmujemy – mówi Tadeusz Woliński, jubiler z Gdańska.

      Zbieracze, którzy od lat zajmują się poszukiwaniem tego minerału, odradzają jednak sprzedawanie bursztynu jubilerom. Twierdzą, że dużo więcej można zarobić wystawiając znalezisko na internetowej aukcji.

      – Jubiler proponował mi 500 zł za naprawdę piękny i duży okaz. Znalazłem go przypadkiem na plaży po sztormie. Stwierdziłem, że to za mało i wystawiłem go na sprzedaż. Po 3 dniach cena wzrosła do 5 tys. zł, ostatecznie sprzedałem go jubilerowi z Krakowa za 11 tys. zł. Zacząłem interesować się bursztynem, sam szukam, ale myślę też o handlowaniu nim – mówi Jarosław Wojcieszek, przedsiębiorca z Gdyni.

      Ciag dalszy na stronie: http://finanse.wp.pl/kat,1013819,title,Za-to-znalezisko-placa-nawet-13-tys-zl-Niektorzy-polawianiem-bursztynu-wrecz-sie-trudnia,wid,16106068,wiadomosc.html?ticaid=116694