andrzej_witowski @andrzej_witowski
Kilka słów o mnie:
Brak danych
Strona internetowa:
Brak danych
Skąd jestem:
Brak danych
Wykształcenie:
Brak danych
Związki z Kresami:
Brak danych
Ulubiona książka:
Brak danych
Facebook:
Brak danych
Twitter:
Brak danych
No to koniec dyskusji
Z kulturalnymi inaczej nie podejmuję dyskusji, zwłaszcza gdy w powodzi wyszukanych epitetów trudno jest wyłowić jakąś myśl. Jedną tu wszakże dostrzegłem: co sądzą na ten temat rodziny bestialsko pomordowanych ofiar na Wołyniu. — Otóż doskonale wiem, co sądzą i w pełni ich rozumiem, wyraziłem jednak pogląd, że część rodzin jest świadoma istnienia na Ukrainie sił prezentujących punkt widzenia na wydarzenia na Wołyniu odmienny od naszego, czego wyrazem jest sławienie w rozmaity sposób ludzi uznawanych przez na za zbrodniarzy. Wyraziłem nadzieję, że ta część rodzin uzna, że pamięć o Polakach pomordowanych na Wołyniu będzie w Polsce trwała, nawet bez ustanawiania oficjalnego święta. — Istnienie na Ukrainie sił nam wrogich jest oczywiste i należy się obawiać, że zdobędą one bardzo duży wpływ na rządzących. Nie można się nie liczyć z tym, że mogą oni przyczynić się do zwrotu w polityce państwa. Impulsem do takiego zwrotu może być niezbyt wiele ważąca sprawa, taka choćby jak ustanowienia u nas Dnia Pamięci. — I może się stać, że wzorem Chmielnickiego, popartego przez kozacką starszyznę, dzisiejsza Ukraina odda się pod opiekę i władztwo Rosji. A to byłoby dla Polski bardzo niedobre.— I kto wie czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi memu utajonemu adwersarzowi ?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski powiada, że prezydent i szef partii rządzącej powinni być w stosunkach z Ukrainą odpowiedzialni (a jakże) i niezakłamani. Oba te warunki, jak wiadomo, wzajemnie się, prawie zawsze wykluczają (gdyby się dawały spełnić, historia ludzkości byłaby zupełnie inna).
A w ogóle co to znaczy “zakłamani”? Czy mówią, że Ukraińcy z OUN-UPA nie dopuścili się ludobójstwa na polskiej ludności na Wołyniu, czy zakazują mówić o tym innym? Przecież nie – jako politycy odpowiedzialni uważają tylko, że ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci o Ofiarach Ludobójstwa jest przedwczesne: niech ten tragiczny w dziejach naszego narodu okres oceni wpierw i opisze wspólna polsko-ukraińska komisja historyczna.
Żywotnym interesem Polski jest utrzymanie bardzo dobrych stosunków z Ukrainą, udzielanie jej pomocy w integracji z zachodem. W nadziei, że ten niewiarygodny sojusznik odzyskałby wiarygodność po przyjęciu do Unii. Żeby się nie przerodził w otwartego wroga wskutek naszych nieprzemyślanych inicjatyw, wrogich w ocenie Ukraińców.
Ukraina potrzebuje pomocy. Zmęczona oczekiwaniem na wyciągnięcie ręki przez Zachód może się zwrócić o tę pomoc do Moskwy. Nie ma wątpliwości, że ta udzieli jej bardzo chętnie, spełni warunki stawiane przez Kijów: zwrot Krymu, uciszenie separatystów z Donbasu, umorzenie długów za gaz i wiele innych. A przynajmniej obieca je spełnić. A do takiego zwrotu wystarczy mało znaczącego gestu.
Czy ksiądz Isakowicz-Zaleski jest pewien, że taki scenariusz jest niemożliwy? Że ustanowienie święta 11 lipca zrównoważy skutki nowej Rady Perejasławskiej?
Jestem przekonany, że duża część rodzin pomordowanych na Wołyniu Polaków, po przemyśleniu aspektów towarzyszących z ustanowieniem święta, optowałaby za rozwiązaniem proponowanym przez odpowiedzialnych polityków, zgodnym z polską racją stanu.