Słowacki niechciany w Kijowie

W 2002 r. w Warszawie wzniesiony został pomnik Tarasa Szewczenki. Rząd ukraiński zobowiązał się, że w drodze rewanżu w Kijowie powstanie pomnik Juliusza Słowackiego.

O ile Lwów pod rządami ugrupowań nacjonalistycznych, miał opinię miasta antypolskiego, w którym miejscowych Polaków traktowano nieomal jak “niedorżniętych Lachów”, to Kijów uchodził za miasto proeuropejskie, zamieszkiwane przez inteligencję, która nie zagłębiała się w nacjonalistyczne pyły. Okres rządów Wiktora Juszczenki sprawił jednak, że opinia ta, choć odnośnie Lwowa zachowała swoja aktualność, a nawet nabrała pełniejszych barw, to w kwestii Kijowa staje się powoli nieaktualna. Ukraińska stolica zaczyna także odsłaniać swe antypolskie oblicze. Inteligencja kijowska nie potrafi się niestety temu trendowi przeciwstawić.

Jako przykład może służyć afera z pomnikiem Juliusza Słowackiego, który od ośmiu lat nie może stanąć w Kijowie. Sprawa ma następującą historię. W 2002 r. w Warszawie wzniesiony został pomnik Tarasa Szewczenki. Wówczas to rząd ukraiński podjął się zobowiązania, że w drodze rewanżu zgodzi się na ustawienie w Kijowie pomnika Juliusza Słowackiego. Strona polska liczyła , że sprawa nie będzie budzić żadnych kontrowersji. Juliusz Słowacki urodził się przecież w Krzemieńcu na Ukrainie, której był piewcą. W jego poezji „błękitne pola Ukrainy” płonęły blaskiem odczuwanego tu Boga. W wielu utworach pojawiał się Wernyhora, a w Beniowskim „duch stary matki Ukrainy, co jeszcze nie chciał spać pod mogiłami”.

„Przed Słowackim by ukląkł”

Na Ukrainie Słowacki miał też zawsze miłośników, którzy nie tylko zaczytywali się w jego poezji, która była tłumaczona na język ukraiński jeszcze w czasach sowieckich. W tym także przez ukraińskiego poetę, tłumacza i działacza politycznego – Dmytra Pawłyczkę. Był on tak zakochany w poecie, że podczas jednej z wizyt w Krzemieńcu oświadczył, że: „przed Słowackim by ukląkł”. Okazało się, że jak przyszło co do czego, to sprawa stała się bardziej skomplikowana. Pomnik wykonywany przez stronę polską złożono w magazynie. Nie został ustawiony na postumencie w 2009 r. podczas obchodów „Roku Słowackiego” w dwusetną rocznicę urodzin wieszcza. Obelisk miał stanąć w samym centrum Kijowa tuż obok kościoła św. Aleksandra przy ul. Kościelnej. Minister Kultury RP Bogdan Zdrojewski musiał w ostatniej chwili odwołać wizytę w Kijowie. Urzędnicy kijowskiego merostwa oświadczyli, że na ustawienie monumentu nie zgodzili się mieszkańcy z ulicy Kościelnej. Zapowiedzieli jednak, że wyznacza dla pomnika nowa lokalizację. Zaproponowali by stanął on przed kościołem św. Mikołaja, obecnie zamienionego na „salę organową”. Było to typowe odsyłanie od Annasza do Kajfasza. Mieszkańcy ul. Kościelnej pełnili rolę zasłony dymnej dla „kijowskiego mafijnego lobby”, które za wszelką cenę nie chciało dopuścić do stworzenia wokół kościoła św. Aleksandra swoistego „polskiego zaułku”, składającego się z samej świątyni, pomnika polskich ofiar stalinowskich represji stojącego obok niego, oraz pomnika Słowackiego.

Zrabowane mienie

Przy ulicy Kościelnej mieszkali niegdyś sami Polacy. Część działek należała do samej parafii. Po jej likwidacji w czasach stalinowskich zostały one upaństwowione. Gdy parafia w latach 90-tych wróciła do życia, zaczęła upominać się o zwrot swojej własności: działek i stojących na niej budynków. Władze miejskie ani myślały oczywiście niczego parafii św. Aleksandra oddawać. Sprywatyzowały działki, przedstawiające ogromną własność, na których różni biznesmeni uruchomili różnoraką działalność. Tuż obok kościoła, w dawnym parafialnym budynku swoje podwoje otwarła np. restauracja. Ci, którzy prawem kaduka weszli w posiadanie kościelnej i polskiej własności obawiali się, że utworzenie „polskiego zaułka” ponownie spowoduje, że władze diecezji kijowsko-żytomierskiej ponowią starania o odzyskanie bezprawnie zabranej im własności. Kijowski ratusz, którego urzędnicy wzięli się za sprzedaż kościelnej ziemi, wartej miliony dolarów i solidne łapówki, też nie życzyli sobie powrotu do sprawy. Ukraińscy miłośnicy Słowackiego też nabrali wody w usta. Im tez nie podobało się utworzenie „polskiego zaułku” na wzgórzu, kilkadziesiąt metrów od pomnika św. Włodzimierza, który właśnie w tym miejscu miał rozpocząć Chrzest Rusi.

Wieszcz w cieniu „Berkuta”

W tym roku sprawa wróciła. Po upadku Wiktora Juszczenki, władze Kijowa okazały się bardzo spolegliwe wobec strategicznego partnera. Mimo protestów mieszkańców przystąpiono w maju do montowania monumentu. Na ulicy stanęło kilkunastu milicjantów, a w pobliżu skweru zaparkował autobus z oddziałem specnazu „Berkut”. Do odsłonięcia monumentu jednak nie doszło. Strona ukraińska nie zdążyła przygotować dokumentacji w sprawie. Należy jednak mieć nadzieje, że ostatecznie do odsłonięcia monumentu dojdzie.

Mimo to w Kijowie mówi się, że jeśli zostanie on zbudowany, to może spowodować antypolskie ekscesy ze strony faszyzującej „Swobody” i innych nacjonalistycznych ugrupowań.

Neonaziści palą flagę

O wzroście w Kijowie antypolskich nastrojów świadczy m.in. oświadczenie „Zgromadzenia w imię zgody między narodami im. Jerzego Ogólczańskiego”, które zwraca uwagę władz na antypolskie ekscesy świadczące o: “pogorszeniu ustosunkowania do polskiej mniejszości narodowej w stolicy Ukrainy, czego wcześniej nie było”, a także „Oświadczenie Związku Polaków na Ukrainie”. W tym ostatnim czytamy m.in.: “14 kwietnia 2010 r. przedstawiciele zrzeszenia społecznego „Patrioci Ukrainy”, organizacji znanej ze swoich radykalno-nazistowskich, prowokacyjnych działań, podczas obchodów kolejnej rocznicy Koliszczyzny demonstracyjnie spalili pod pomnikiem hetmana Sahajdacznego w Kijowie flagi „odwiecznych wrogów Ukrainy” – polską, rosyjską i izraelską. Stało się to w czwartym dniu tygodniowej ogólnonarodowej żałoby w Polsce., ogłoszonej w związku z katastrofą polskiego samolotu pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób – członków państwowej delegacji Polski z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Wyrażamy swoje wielkie oburzenie wobec takich działań ukraińskich neonazistów. Zaniepokojenie wzbudza faktyczna bezczynność ukraińskiej władzy, która toleruje działalność organizacji, wyznającej otwarcie ideologię faszystowską. Zdziwienie wywołuje również orzeczenie sądu, w postanowieniu którego mówi się tylko o fladze rosyjskiej i izraelskiej. Domagamy się od władz szczegółowego zbadania danej sprawy i zastosowania przedsięwzięć, które nie dopuszczą do podobnych czynów w przyszłości”.

Co zrobią władze?

Wydaje się, że nowe władze pod kierownictwem prezydenta Wiktora Janukowycza wobec takich oświadczeń nie będą obojętne. Walka z nim będzie jednak trudna. Dżin banderowskiego nacjonalizmu został już wypuszczony z butelki. I to jest główna zasługa Wiktora Juszczenki.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply