Lwów spogląda w stronę Europy

Współczesny Lwów oczami francuskich dziennikarzy.

Lwów, miasto o przygasłej świetności, kolebka „pomarańczowej rewolucji” marzy o Unii Europejskiej, lecz bez większych złudzeń. Z takiej perspektywy widzą miasto zachodni dziennikarze, opisując swoje wrażenia.

We Lwowie historie obsuwających się balkonów są regularnie opisywane w prasie. Zniszczone, często odrywają się narażając życie przechodniów. Balkonów jest tu mnóstwo, w większości bardzo starych, podobnie jak renesansowych i secesyjnych kamienic, od których roi się we wszystkich zakamarkach miasta. Niezliczone tramwaje kupione okazyjnie w Niemczech przemierzają wybrukowane ulice.
Nietknięty w czasie wojny, lecz nieco przybladły Lwów nadal zachwyca. Jest on nie tylko Ukraińskim miastem w Europie Środkowej, ale też mitycznym horyzontem, który wyznacza z melancholią odległą, zapomnianą granicę. Raz polski, raz austro-węgierski Lwów alias Lvov, albo Lemberg był stolicą wschodniej Galicji i dołączył do Rosji dopiero w 1939. Wschód Ukrainy natomiast należał już od kilku wieków do imperium carów, a następnie do sowietów. We Lwowie mówi się po ukraińsku, w Doniecku, na wschodzie Ukrainy wyłącznie po rosyjsku. Jedno miasto spogląda w stronę Unii Europejskiej, a drugie w stronę Moskwy. We Lwowie kościoły wyznania grekokatolickiego są oblegane, w Doniecku religijny zapał wygasa. Panują też utarte przesądy, według których lwowiacy postrzegają Donieck jako bastion polityczno-mafijny, zaś mieszkańcy Doniecka drwią, że we Lwowie strzela się do wszystkich tych, którzy nie mówią po ukraińsku.

System sowiecki

Gdy „Wielki Głód”, sztucznie wywołany przez Stalina w 1933 r., doprowadził do zagłady sześciu milionów Ukraińców, Lwów należący jeszcze do Polski ocalał. Dziś, gdy turyści ze wschodu wstępują do herbaciarni na strudel, czują się jakby pochodzili z innej planety. Dwie historie, dwa języki, dwie kultury, które próbują jakoś razem koegzystować, jeśli tylko politycy nie zdecydują nimi manipulować dla własnych ambicji.
Rosja zawsze była czujna, jeśli chodzi o Lwów. I miała rację. Lwów stał się źródłem inspiracji „pomarańczowej rewolucji”, jej siłą napędową. Pięć lat później po nadziei nastąpiło rozczarowanie.
Według Wiry Naniwskiej, która zarządza Instytutem Rozwoju Miasta, Ukraina żyje nadal w systemie sowieckim. Większość zapowiadanych reform nie zostało zrealizowanych, prawo nie jest przestrzegane, gdyż nie ma żadnej kontroli ze strony urzędów, a korupcja jest tu codziennością.
To prawda, że prasa jest wolna – dodaje były dziennikarz Jurko Nazaruk, ale natychmiast wpadła w ręce oligarchów, którzy wykorzystali panujący chaos ekonomiczny na początku lat 90-tych, aby przejąć kontrolę w kraju.
Fortuna pięćdziesięciu głównych, wszechmocnych ukraińskich oligarchów jest szacowana na 85% PKB. Wira Naniwska zapewnia, że we Lwowie są tylko „mali oligarchowie”.
Miasto było siedzibą Wiktora Juszczenki. Przez pięć lat, prezydent Ukrainy – „patriota” jak go tutaj nazywają – chciał oddzielić sferę polityczną od interesów. Nie tylko nie dotrzymał obietnicy, ale co gorsze dziś współpracuje z klanami, które dyktują warunki na Ukrainie. W 2004 roku Juszczenko zebrał we Lwowie 80% głosów. Według najnowszych sondaży, ukraiński szef rządu będzie mógł liczyć na zaledwie 7 lub 8-procentowe poparcie, w najbliższych wyborach prezydenckich 17 stycznia 2010 r.
„Juszczenko nie ma żadnych szans – stwierdza Oleksandr Starowojt. z pro prezydenckiej partii „Nasza Ukraina”. – Nie potrafił otoczyć się odpowiednimi osobami, wykazuje znaki słabości”. Jego przeciwnik Mykoła Łakomow z „Partii Regionów” mówi głośno to, o czym wszyscy myślą po cichu; „Juszczenko nas zdradził”.
Lwów zakończył żałobę po pomarańczowej rewolucji i jej bohaterach, ale nie poddaje się. Miasto kipi życiem i energią. Mury Lwowa są bardzo stare, lecz jego mieszkańcy są niezwykle młodzi. W najbardziej prestiżowych uniwersytetach w kraju uczy się 140 000 studentów.
Zaledwie 41-letni mer Lwowa ambitnie marzy aby „wybudzić” ze snu Lwów, a może pewnego dnia nawet i całą Ukrainę. „Gdyby nie Lwów, niepodległość Ukrainy nie byłaby możliwa” – stwierdza Andrij Sadowy
Za jego kadencji, podkreśla Oleksandr Starowojt, miasto stało się czystsze, drogi są naprawione i nie ma już prawie przerw w dostawach wody. Lecz jak wszędzie, zarządzanie miastem nie jest do końca przejrzyste. Mistrzostwa piłki nożnej Euro 2012 są okazją do przyciągnięcia uwagi zachodu. Lwów chce przyspieszyć inwestycje, które w wyniku kryzysu uległy trzydziestoprocentowej obniżce oraz pobudzić aktywność ze strony państwa.
Miasto spieszy się, aby odnowić swój wizerunek i zbudować nowy, mieszczący 30 000 widzów stadion. „Fasady budynków są wyremontowane – potwierdza Luba Maksymowicz, doradca licznych we Lwowie małych i średnich przedsiębiorstw – lecz tak naprawdę nic się nie zmieniło, wszystko się sypie i panuje ogromna bieda.
Czy Lwów stanie się nowym „miastem Potiomkinowskim”?
Na cmentarzu Łyczakowskim, który jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, 70% grobów to groby Polaków. W tym muzeum pod otwartym niebem, na powierzchni 40 hektarów wśród lip, kasztanów i stuletnich sosen spoczywa duża część polskiej inteligencji z XIX wieku.
„Pomarańczowa rewolucja” wzmocniła solidarność między Polską a Ukrainą, lecz Lwów nie może jeszcze uwolnić się od kompleksu niższości względem byłego „opiekuna”.
Lwów został założony w 1256 roku przez ukraińskiego księcia Bogdana – opowiada przewodnik cmentarza. Miasto stało się polskie w roku 1340, a następnie austro-węgierskie w 1772, potem na nowo polskie w 1918. Wojna 1918-1919 i jej okropności pozostawiły w nim niezatarte ślady.

Pogodzić się z przeszłością

W 1939 r. połowę ludności Lwowa stanowili Polacy, jedną trzecią zaś społeczność żydowska. Według Emila Legowicza, prezesa Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej we Lwowie, w chwili obecnej na Ukrainie żyje 800 000 Polaków, lecz wspólnota polska powoli się wykrusza. Wszyscy ci, którzy mogą otrzymać podwójne obywatelstwo wyjeżdżają. Młodzież jedzie na studia do Polski i tam już pozostaje. Niedługo nie będzie już Polaków na Ukrainie.
Zaniedbane od lat pałace polskich książąt zaczynają być odnawiane – dzięki ofiarodawcom z Polski. Jednak rok temu mer miasta, w przypływie nacjonalizmu zabronił przewodnikom polskim wykonywania zawodu we Lwowie, aby uniknąć „interpretacji wydarzeń historycznych w sposób zbyt jednoznaczny”.
Wspólnota żydowska zniknęła, całkowicie wytępiona przez nazistów wspieranych przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) Stefana Bandery. Z 330 000 lwowskich Żydów ocalało zaledwie 100 – opowiada Ada Dianova. Ada – była aktorka o zmęczonej dziś twarzy kieruje Żydowskim Centrum Socjalno-Kulturowym we Lwowie, które mieści się na parterze zwyczajnej, obrośniętej zielenią willi. Tylko jedna z 40 synagog przetrwała. 5 000 Żydów żyjących dziś we Lwowie pochodzi z byłych republik radzieckich: przybyli tu po wojnie, aby znaleźć pracę – wyjaśnia Ada. Centrum kultury otrzymuje pomoc zagraniczną. – Rząd nam nie pomaga. W zeszłym roku nacjonalistyczna partia „Swoboda” pozwała nas do sądu, za propagowanie w szkołach programu o holokauście.” Chodziło między innymi o film, w którym młode Ukrainki w strojach ludowych witały kwiatami Niemców. Partia „Swoboda” wygrała proces a Stefan Bandera, który posiada we Lwowie swój pomnik, jest uważany za bohatera.
Ukraińcy – przyznaje Emil Legowicz – mają trudności z zaakceptowaniem odpowiedzialności za niechlubną przeszłość.
Czy znają oni wspólnotę żydowską? Żydzi wyjechali do Izraela, nie było im tu dobrze – rzuca Natalia, która pracuje we francuskiej szkole językowej „Alliance Française”.
Mieszkańcy pobliskiej wsi Żółkiew, znanej ze swojego XVI-wiecznego dworu polskiego i XVII-wiecznej synagogi, nie wiedzą, do czego służył budynek przekształcony przez sowietów w rzeźnię. Każdego roku żydowscy pielgrzymi zwiedzają to miejsce, lecz nie chcą nam powiedzieć z jakiego powodu – opowiada przewodniczka Iwanna.
Lwów woli więc opowiadać turystom o Leopoldzie Ritter von Sacher-Masoch, który urodził się w tym regionie, o ormiańskiej katedrze, która ma ponad 645 lat lub o kultowym hotelu „George”, w którym przebywał Balzac i Jean Paul Sartre.

Nowa żelazna kurtyna

Andriej Sadowy – mer Miasta Lwowa jest zaniepokojony nową, żelazna kurtyną, która dzieli Ukrainę od Unii Europejskiej. Czuje się upokorzony staniem w kolejce po wizę, obojętnością europejczyków, a głównie Francji, która „nie rozumie co się dzieje na Ukrainie”. Przyznaje on jednak, że jego kraj jest zbyt duży, aby przystąpić do Unii Europejskiej. Oczywiście, że jest to niesprawiedliwe- stwierdza Jurij Raszkiewicz, wicerektor Politechniki Lwowskiej. Przecież mocarstwo austro-węgierskie jest pierwowzorem Unii Europejskiej, a Lwów był jego stolicą. Jeśli Europa nie zainteresuje się Ukrainą, zrobi to Rosja”
Właściwie problemem są sami Ukraińcy. Czy są oni zdolni stworzyć własną tożsamość narodową i czy naprawdę tego pragną ?
We Lwowie mówi się, że Ukraińcy dojrzali, że są dziś realistami, świadomi , że demokracji nie zdobywa się jak butelkę „Coca Coli”.
Aby ukryć swoje rozczarowanie, Ukraina szuka nowego hymnu narodowego – dawny ze słowami Jeszcze Ukraina nie umarła jest zbyt pesymistyczny.

Joanna Barrière/Le Figaro/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply