Banderowcy i oprycznicy

Przychodzi nam być może znów wybierać mniejsze zło – z banderowcami przeciw oprycznikom czy z oprycznikami przeciw banderowcom?

Co tu dużo mówić, chyba się dałem nabrać. Nie napiszę na co, niech domyślni się domyślają. Przed wyborami na Ukrainie przy różnych okazjach próbowałem tłumaczyć, że Wiktor Janukowycz to nie taki rusofil i okcydentofob, jakiego go malują pomarańczowi i ich zwolennicy zarówno z wewnątrz kraju, jak i z zagranicy. Nie to, że przywódca Partii Regionów był bohaterem mojej bajki. Po prostu, jak wiele innych osób, apelowałem o realizm. I nic więcej. Teraz okazuje się, że ukraiński prezydent może nie pała wrogością do Zachodu, ale jego miłość do Rosji jest zaskakująca czy wręcz szokująca.

Ciekawe, czy ukraińscy oligarchowie zaczną obawiać się o uzależnienie swojego kraju od północno-wschodniego sąsiada. Bo jednak chyba woleliby się bogacić w ramach własnego, skorumpowanego przez nich państwa, a nie państwa zwasalizowanego przez Rosję i służącego interesom oligarchów rosyjskich. Tak czy inaczej klamka zapadła.

Ukraina wybrała geopolityczny i geoekonomiczny zwrot w przeciwnym kierunku niż chciałaby Polska. Zwrot, który przed styczniowo-lutowymi wyborami w tym kraju został znakomicie przygotowany od strony propagandowej. Ale decyzje geopolityczne i geoekonomiczne nie podlegają ocenie moralnej. Takowej podlega tylko to, czy polityk służy swojej wspólnocie politycznej czy też nie. W przypadku przedpolitycznego – jak twierdzi znany publicysta Mykoła Riabczuk – społeczeństwa ukraińskiego, trudno tę wspólnotę wskazać. Stąd kolejne trudności z oceną działań Janukowycza.

Jeśli zaś chodzi o politykę wschodnią, to w ostatnich latach chyba za dużo było w Polsce maksymalizmu – oczekiwania od Ukraińców, że będą tacy jak my chcemy, bo przecież pomarańczową rewolucję wyznaczały takie wartości jak: wolność, demokracja, kurs prozachodni. I inne komunały. Tymczasem poparcie dla pomarańczowych, dla wyrażanych przez nich aspiracji dotyczących ukraińskiej tożsamości narodowej i państwowej, zaczęło skutkować rozczarowaniem.

Gloryfikacja na Ukrainie postaci z przeszłości kojarzących się Polakom zdecydowanie negatywnie, niechęć do rozliczenia się z takimi wydarzeniami jak rzeź wołyńska (w odpowiedzi mogliśmy usłyszeć: “a nas rezali Lachy”), to wszystko sprawiało, że entuzjazm roku 2004 coraz bardziej jawił się jako coś, co nie ma przełożenia na rzeczywistość.

Zachowując konieczny krytycyzm wobec pomarańczowych, sprzeciw wobec antypolskiego nacjonalizmu ukraińskiego, warto jednak zrezygnować z maksymalizmu, czyli z nadmiernych oczekiwań. Przychodzi nam być może znów wybierać mniejsze zło – z banderowcami przeciw oprycznikom czy z oprycznikami przeciw banderowcom, a więc z nacjonalistami ukraińskimi przeciw rosyjskim imperialistom czy z imperialistami rosyjskimi przeciw ukraińskim nacjonalistom. A więc co jest tym mniejszym złem? Niech każdy sobie sam odpowie.

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply