To była wojna bez precedensu w dziejach

Z drem hab. Piotrem Mikietyńskim – wykładowcą Uniwersytetu Jagellońskiego – rozmawia Tomasz Grabowski

Od jakiegoś czasu popularnością cieszy się teza, iż Hitler dokonując agresji na Związek Sowiecki w 1941 roku uprzedził atak Stalina, czy na podstawie dzisiejszego stanu badań można tę tezę uznać za udowodnioną?

Rzeczywiście, jest to teza bardzo popularna i często podnoszona, szczególnie przez osoby, które rozczytują się w książkach Wiktora Suworowa. Ich autor stara się swoje tezy uzasadnić merytorycznie i oprzeć na poważnych podstawach źródłowych. Nadal jednak nie można uznać poglądów Suworowa za całkowicie niepodważalne. Jak to zwykle bywa w przypadku dziejów Rosji, zasadniczym problemem jest szczupłość archiwaliów, do których mamy dostęp. Trudno jest więc kategorycznie potwierdzić bądź zaprzeczyć tezom Suworowa.

Można oczywiście próbować iść tokiem rozumowania Suworowa i uwypuklać kwestie, dowodzące jakoby Stalin faktycznie szykował się do ataku na III Rzeszę. Jedną z ważkich spraw jest mianowicie fakt, iż trzon sił sowieckich został skoncentrowany w bezpośrednim sąsiedztwie nowej „granicy” (czy raczej linii demarkacyjnej z 1939 r.) między Niemcami a ZSRS. Gdy myśli się o obronie, to raczej nie dopuszcza się do zgrupowania własnych wojsk w bezpośrednim sąsiedztwie frontu, narażając je na straty w pierwszych godzinach wojny oraz stwarzając realną możliwość zdemaskowania własnych zamiarów w bezpośrednim pasie granicznym.

Kolejny argument Suworowa brzmi tak: dlaczego Związek Sowiecki rozbudowywał rodzaje wojsk o wybitnie ofensywnym charakterze, czemu jeśli nie wojnie ofensywnej miało służyć tworzenie formacji powietrzno-desantowych czy też wzmacnianie lotnictwa dalszego zasięgu, przeznaczonego do bombardowania obszarów daleko na terytorium przeciwnika.

W tym kontekście, tezy Suworowa nie są pozbawione realnych podstaw. Warto jednak zadać pytanie, czy Związek Sowiecki był praktycznie gotowy do wykonania takiego uderzenia uprzedzającego, wziąwszy pod uwagę to, co działo się w pierwszych tygodniach kampanii 1941 roku. Sztaby dowodzenia funkcjonowały wyjątkowo chaotycznie, chociaż nie można też obarczać pełnią winy dowódców najbardziej zagrożonych frontów, np. dowódcy Frontu Zachodniego generała armii Dmitrija G. Pawłowa (rozstrzelanego za nieudolność i tchórzostwo), któremu przyszło walczyć w rejonie, który przeszedł do historii pod nazwą „kotła białostocko-mińskiego”. Dalej, wielka czystka z lat trzydziestych przetrzebiła korpusy oficerskie wszystkich rodzajów sił zbrojnych ZSRS. Również doświadczenia wojny zimowej z Finlandią wskazują, że wielki Związek Sowiecki, który nie poradził sobie z maleńką Finlandią, tym bardziej nie mógłby stawić czoła Niemcom (zresztą to właśnie „wojna zimowa” zachęciła Niemców do ataku na ZSRS).

Tezy Suworowa wywołały poruszenie w środowisku historyków, ale ciągle zasób materiałów w tej sprawie jest zbyt skąpy, by kategorycznie stwierdzić, jak – w istocie rzeczy – było. Chociaż w ostatnich latach nawet Rosjanie zaczynają publikować na ten temat coraz więcej. Na ostateczne wyjaśnienie tej sprawy musimy jednak poczekać.

Jakie znaczenie dla narodów zamieszkujących Europę Środkową i Wschodnią miała wojna między III Rzeszą a ZSRS?

Faktycznie, wybuch wojny sowiecko-niemieckiej miał bardzo istotne znaczenie. Na przykład z polskiego punktu widzenia był to konflikt dwóch agresorów z 1939 roku. W przypadku narodów bałtyckich: Litwinów, Łotyszy, Estończyków trzeba zaznaczyć, że witali oni Niemców raczej przyjaźnie. Dla nich wkroczenie Wehrmachtu było wyzwoleniem. Później powstały formacje złożone z przedstawicieli tych nacji w ramach oddziałów ochotniczych SS. Łotysze czy Estończycy chcieli walczyć ze swoim podstawowym wrogiem – Sowietami, a Niemców postrzegali jako siłę, która przynosi im wolność.

Podobnie postrzegali Niemców Ukraińcy. Proklamacja o odrodzeniu państwowości ukraińskiej, próba powołania rządu ukraińskiego na terenie Galicji Wschodniej – to nic innego, jak przymiarka do stworzenia państwa ukraińskiego w oparciu o siłę wkraczającego Wehrmachtu. Jednak odpowiedź Niemców była szybka i brutalna: najpierw aresztowano przywódców ukraińskich, a następnie przystąpiono do bezwzględnej okupacyjnej eksploatacji kraju.

Ta ostatnia kwestia wynikła z faktu, iż w Niemczech górę wzięła bardzo radykalna (wyrosła w środowisku Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy i SS) koncepcja polityki okupacyjnej na wschodzie. Nie było w niej mowy o jakichkolwiek eksperymentach narodowościowych, po prostu: wschód to teren wyłącznie dla niemieckiej „przestrzeni życiowej”. W ślad za tym, miał pójść proces tworzenia kolejnych komisariatów Rzeszy.

Alternatywną koncepcję proponował Alfred Rosenberg, sugerujący potrzebę powołania do życia kadłubowych państwowości: bałtyckich, ukraińskiej, kozackich, czy kaukaskich. Oczywiście miały to być państewka satelickie, podporządkowane Rzeszy, ale nawet tego Niemcy nie byli w stanie zaakceptować.

Można więc poważnie zastanowić się, do jakiego stopnia, błędna polityka narodowościowa była jedną z przyczyn klęski Niemiec na froncie wschodnim. Rzesza nie potrafiła (nie chciała?) nawet wykorzystać ruchu gen. Andrieja A. Własowa (bo o „armii Własowa” nie można jednak mówić, nie było bowiem jednolitej formacji wojskowej). Należy także przypomnieć, jak strasznie traktowano jeńców sowieckich. Było to konsekwencją słynnego rozkazu o komisarzach oraz argumentu Niemiec, że ZSRS nie podpisał konwencji o traktowaniu jeńców. Czerwonoarmiści, którzy nawet odnosili się z nienawiścią do reżimu sowieckiego mieli do wyboru: albo walka w obronie znienawidzonego, ale jednak w jakimś stopniu rosyjskiego reżimu, albo poddanie się okrutnej niewoli, z której się nie wraca.

Jak liczne były formacje wojskowe złożone z przedstawicieli narodów ZSRS, które walczyły u boku Niemców?

Trudno mówić o precyzyjnych liczbach ale w pierwszym okresie wojny na wschodzie można mówić nawet o 2 milionach jeńców. Z czasem zaczęto odwoływać się do różnych pomysłów wykorzystania tej masy jenieckiej, aczkolwiek formacje pomocnicze (Hiwisi), czy nawet Legiony Wschodnie przy SS – nie były jednostkami nazbyt licznymi, czy też dobrze uzbrojonymi, nie mogło być też mowy o włączeniu tych jednostek do Wehrmachtu (postrzeganego przez Hitlera jako struktura czysto niemiecka).

Ich los po wojnie był bardzo smutny…

Ich los był wręcz tragiczny. Alianci zachodni wyjątkowo lojalnie wykonywali ustalenia konwencji jałtańskiej o przekazywaniu ZSRS jego obywateli. Własowcy, którzy przedostali się na tereny okupowane przez aliantów zachodnich byli przekazywani NKWD. Skrajnie lojalistyczna postawa mocarstw zachodnich uwidoczniła się w sytuacji, gdy byli wydawani Moskwie również dawni, białogwardyjscy oficerowie, którzy nigdy obywatelami sowieckimi oczywiście nie byli, bo opuścili Rosję w czasie wojny domowej.

Los jeńców przekazanych NKWD był łatwy do przewidzenia: bądź natychmiastowa egzekucja, bądź zesłanie daleko w głąb „nieludzkiej ziemi”.

Jak wyglądała polityka narodowościowa po drugiej stronie frontu, w Związku Sowieckim?

W pierwszym okresie trudno mówić o jakichkolwiek działaniach represyjnych ponieważ spora część europejskiego terytorium ZSRS znalazła się pod niemiecką okupacją. Ale jeszcze w przededniu wojny władze sowieckie rozpoczęły deportacje Niemców Nadwołżańskich do Azji Środkowej. Była to jedna z pierwszych „czystek etnicznych” na obszarach nie zajętych przez Wehrmacht. Sytuacja się zmieniła z chwilą, gdy Armia Czerwona zaczęła powracać na terytoria wcześniej okupowane przez Niemcy. Wszelkie formy kolaboracji z okupantami były brutalnie karane. Nastąpiła kolejna (po pierwszej, przeprowadzonej w okresie 1940-1941) fala deportacji narodów bałtyckich .

Niezwykle brutalna i represyjna była polityka władz sowieckich w stosunku do Ukraińców. Przez długie lata trwała potem pacyfikacja nacjonalistów ukraińskich, walki trwały do lat 1952-1953. W państwach bałtyckich zjawisko partyzantki antysowieckiej trwało równie długo.

Zdecydowane kroki represyjne, w niektórych przypadkach działania mające na celu wręcz likwidację narodów, nasiliły się w roku 1944. Kolejne dekrety deportacyjne dotyczyły Tatarów Krymskich, którym zarzucono kolaborację, a także górskich narodów północnego Kaukazu: Czeczenów, Kałmuków, Bałkarów i innych.

Nie ograniczono się jedynie do deportacji. Napiętnowane narody zostały wykreślone z listy narodowości zamieszkujących ZSRS, zlikwidowano autonomiczne republiki i obwody. Powrót stał się możliwy dopiero w roku 1957 kiedy zrehabilitowano wcześniej tak surowo karane nacje. Ale nawet wtedy powrót był wyjątkowo trudny. W najgorszej sytuacji znaleźli się Tatarzy Krymscy, których miejsce na Półwyspie zajęli – w międzyczasie – Rosjanie i Ukraińcy.

Jak dokładniej wyglądała współpraca Ukrainy z III Rzeszą?

Trzeba pamiętać, iż jest to część szerszej problematyki ukraińskiej w XX wieku. W Galicji Wschodniej poparcie dla tworzenia państwowości u boku Niemiec było najsilniejsze. Tam powstały formacje zbrojne, mające wesprzeć Wehrmacht. Z naszego, polskiego punktu widzenia była to kolaboracja, ale dla Ukraińców była to walka u boku sojusznika z podstawowym wrogiem – Związkiem Sowieckim. Do dziś zresztą upamiętnia się na Ukrainie dowódców sił nacjonalistycznych (podobnie jest zresztą w Estonii i na Łotwie).

Jednocześnie, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (a potem Ukraińska Powstańcza Armia), uznawały za wroga Polaków. Dochodziła do tego współpraca z Niemcami w eksterminacji ludności żydowskiej. Członkowie ukraińskiej formacji policyjnych służyli w obozach koncentracyjnych, brali udział w likwidacji gett w Galicji Wschodniej.

Ta współpraca z nazistami nie była jednak czymś do końca zaskakującym, wziąwszy pod uwagę szereg wcześniejszych zjawisk. „Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” rozpoczęli Niemcy, ale na Ukrainie istniała przecież dosyć długa tradycja pogromów, szczególnie nasilonych w Rosji carskiej na przełomie XIX i XX wieku. Podobnie, jak o Polaku mówiono: „uciskający pan”, tak o Żydach posługiwano się stereotypem sklepikarza czy karczmarza, wyzyskującego ekonomicznie miejscową ludność.

W aspekcie wojskowym wojna Niemiec ze Związkiem Sowieckim była chyba czymś wcześniej w dziejach niespotykanym? Nie w każdej przecież wojnie w jednej operacji bierze się setki tysięcy jeńców. Podobnie ocenić można chyba skalę okrucieństwa czy wręcz nienawiści po obu stronach konfliktu?

Dyskutując o wojnie niemiecko-sowieckiej rzeczywiście można użyć terminu: starcie bez precedensu w dziejach wojen. Mówimy bowiem o dwóch kilkumilionowych armiach walczących ze sobą przez cztery lata. Ogromne obszary, długość frontu od dalekiej północy (Morze Barentsa) po Morze Czarne i Kaukaz, skala zaangażowanych środków wojennych (liczby czołgów, samolotów, artylerii szły w dziesiątki tysięcy sztuk) sprawiają, że wobec tej batalii trudno znaleźć jakieś odniesienie w przeszłości.

I rzeczywiście, była to wojna prowadzona z niesłychanym okrucieństwem po obu stronach. Okrucieństwo było wliczone w sposób prowadzenia działań wojennych. W przypadku Niemiec założenie było jednoznaczne: skoro rozległe obszary Związku Sowieckiego mają stanowić naszą przestrzeń życiową, to pierwszym krokiem (i to było ujęte w oficjalnych rozkazach) musi być odrzucenie wszelkich reguł zawartych w prawie międzynarodowym co do sposobu traktowania jeńców i ludności cywilnej. W znacznie mniejszym stopniu zetknęła się z tym zjawiskiem ludność Europy Zachodniej co do dziś widać w odmiennym spojrzeniu na II wojnę światową po obu stronach Starego Kontynentu, w innej wrażliwości na tamte wydarzenia.

Podobne okrucieństwo było zawarte w metodzie postępowania władz sowieckich i Armii Czerwonej. Tu w naszej pamięci mocno tkwi los jeńców polskich zamordowanych w 1940 r. w Katyniu i innych miejscach kaźni. Wyniszczenie inteligencji i elit w ogóle było zaplanowaną praktyką sowiecką w stosunku do podbijanych narodów. Można się odwołać do specyficznego poczucia humoru J. Stalina, który zapytany przez Churchilla podczas konferencji w Poczdamie, co zrobić z kilkudziesięciotysięczną rzeszą jeńców niemieckich, miał odpowiedzieć: „przecież można ich rozstrzelać”.

Generalnie II wojna światowa mimo obowiązywania szeregu konwencji obfitowała w wyjątkowo liczne i świadome przykłady łamania wszelkich możliwych norm prowadzenia wojny.

Czy mógłby Pan opisać to, co może nazwę – nie wiem na ile poprawnie – kulturą prowadzenia działań wojennych po obu stronach. Często nietrudno odnieść wrażenie, że armia Niemiec była zdyscyplinowaną, sprawną machiną, która biła się świetnie do samego końca. Tymczasem po stronie sowieckiej nie brak dowodów na zupełny brak szacunku do życia własnych żołnierzy, niesłychane marnotrawstwo środków wojennych. Czy było tak rzeczywiście?

W przypadku Armii Czerwonej musimy pamiętać o pewnej wielowiekowej rosyjskiej tradycji prowadzenia wojen. Rzeczywiście dała o sobie znać swoista praktyka, bazująca na przeświadczeniu o nieprzebranych zasobach ludzkich, o tym, że w miejsce zabitych i tak przyjdą następni żołnierze, w miejsce rozbitych armii i dywizji do walki przystąpią nowo sformowane.

Widać to do dnia dzisiejszego. Jeśli przeanalizujemy wojny ZSRS i Rosji po 1945 r., to znów zobaczymy operacje w rodzaju ataku siłami pancernymi gęsto zaludnionych obszarów miejskich (vide: szturm Groznego w roku 1994). W tradycji rosyjskiej, sowieckiej i znów rosyjskiej jest to więc zjawisko stałe.

Po stronie niemieckiej szacunek dla życia własnych żołnierzy był silniejszy, ale też jest to dyskusyjne. Przecież najwyższe władze niemieckie były obsadzone przez fanatyków, wręcz krzyczących: „walczymy do końca, odwrót jest zdradą”. Jednym z powodów mianowania gen. Friedricha Paulusa feldmarszałkiem była swoista tradycja, iż feldmarszałek się nie poddaje, nie idzie do niewoli – ale ginie. Tu Paulus jednak nieładnie zaskoczył Hitlera… Głównym założeniem taktyki niemieckiej była wojna błyskawiczna. To też wynikało ze świadomości Niemiec o szczupłości własnych sił i środków.

Co o formie prowadzenia działań wojennych obu stron może nam podpowiedzieć porównanie strat ludzkich w konflikcie?

Oba kraje znacznie różniły się potencjałem, ale straty po stronie sowieckiej są szczególnie duże. Szokująca jest także rozpiętość w ich szacunkach: od 22 do 60 mln. Liczba ta odnosi się do żołnierzy poległych w walce, do jeńców zmarłych lub zabitych w niewoli niemieckiej, ale przecież czerwonoarmiści ginęli też w następstwie rozkazu „ani kroku w tył”, za sprawą tzw. „drugiego szeregu” złożonego z funkcjonariuszy NKWD, którzy mieli nie dopuszczać do odwrotu. Do tego doszły jeszcze represje w stosunku do własnych obywateli w trakcie działań wojennych: represje wobec jeńców, którzy wrócili z niewoli, wobec ich rodzin itd.

W przypadku Niemiec mówi się o 7 mln ofiar w ludziach (ogółem, wraz z ludnością cywilną), z czego większość poległych żołnierzy (w sumie 4,6 mln) przypadła na front wschodni.

Obecne władze w Moskwie uczyniły mit o zwycięstwie w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej podstawą nowej tożsamości rosyjskiej. Czy w świetle tego, jak ten konflikt naprawdę przebiegał, Rosjanie mają prawo czuć dumę ze zwycięstwa osiągniętego wraz z innymi narodowościami ZSRS? Czy mają prawo oceniać tamtą wojnę jako ciąg heroicznych czynów własnych żołnierzy?

Ten mit o zwycięstwie jest przejawem nostalgii za dawną potęgą (podobnie traktować trzeba popularność Stalina). Nie ma już mocarstwa, ale jest pamięć o nim. Mówi się o skali zwycięstwa, ale przemilcza się jego koszty. Jest to też konsekwencją wieloletniej militarystycznej propagandy sowieckiej. Militaryzm był obecny w ZSRS przez całą historię jego istnienia. Do dziś armia cieszy się wysoką popularnością – obok prezydenta i Cerkwi. Jest to stara rosyjska tradycja wobec której dwie dekady istnienia Federacji Rosyjskiej to bardzo niewiele.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz Grabowski

————————————————–

Dr hab. Piotr Mikietyński –adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego (Zakład Historii Powszechnej Najnowszej); zainteresowania badawcze: historia wojskowości XIX-XX w., historia polityczna Polski w okresie 1914-1945, stosunki polityczne i narodowościowe w Europie Środkowej w XX wieku, synteza politycznej historii powszechnej po drugiej wojnie światowej

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. hetmanski
    hetmanski :

    Jednym z powodów mianowania gen. Friedricha Paulusa feldmarszałkiem była swoista tradycja, iż feldmarszałek się nie poddaje, nie idzie do niewoli – ale ginie. Tu Paulus jednak nieładnie zaskoczył Hitlera.Pomijając wszelkie inne aspekty była to decyzja nietrafna -z 230 000 tysięcy jeńców niemieckich do Vaterlandu wróciło około 15 000.

  2. parnikoza
    parnikoza :

    No jak zawsze bardzo trafnie)) Z piewnoscu Pan bym tam heroicki zginąl w sniegah z glodu czy zastszelony jak pies( Rzeczewisze teraz niema okazii i t.d….
    Co mnie jesze zawsze dziwi w Polakach ze poza nielycznymi tak nikt sobie i nie zastanowie ze poza niechetu do Sowietow jaku z wamy dzilymy, kresem waszego wysilku przeciwko niemcam bylo Powstanie Warszawskie…
    U wszystkiego jest dobry i zly strony, ale Polakam (poza nielycznymi wiyatkami) wlasciwa jakas chorobliwa duma, jaka im nie daje objektywnie patzec na swoje historije.. Ta duma o jakej jesze w XVII wieku na Ukraine spiewano…

    • hetmanski
      hetmanski :

      Panie Parnikoza niestety nic Pan nie zrozumiał z mojej wypowiedzi tym bardziej że dotyczy Niemców.,,zginąl w sniegah z glodu czy zastszelony jak pies” – Jedynie ten fragment oddaje prawdę o tej decyzji Paulusa.Poddając armię właśnie to tylko osiągnął,czyż nie byłoby słuszniejszym rozwiązaniem walczyć do końca niż gnić jak pies na łańcuchu w lodach Syberii pracując na rzecz sowietów?. Pomijając niesłuszność Pańskiej oceny naszej dumy narodowej jedynie mogę podać Panu jako Przykład wypowiedż Aloszy Awdiejewa na nasz temat ,,Polacy to jedyny naród na świecie który genetycznie nie nadaje się na niewolników” – ,,kresem waszego wysilku przeciwko niemcam bylo Powstanie Warszawskie…” Nie było ono kresem a jedynie etapem jak Panu wiadomo to My doprowadziliśmy do demontażu sowieckiego imperium na czum i Pan skorzystał.

    • piotrek93
      piotrek93 :

      Czy Pan nie oskarżał przypadkiem przed tym postem tego forum o sianie nienawiści? Niech Pan najpierw zacznie operować jakimiś ciekawymi argumentami, a nie malkontenctwem i sloganami. Konkretów to w Pana postach doszukać się nie łatwo, a bez nich samymi sloganami Pan mało kogo przekona, a rozumiem, że dyskutując z kimś chce Pan go do czegoś przekonać. Ja osobiście nie odczuwam nienawiści do Ukraińców, ani nawet do Banderowców, Banderowcy mnie po prostu drażnią wychwalaniem morderców.