Litewskie Ministerstwo Oświaty i Nauki może doprowadzić do degradacji kilkunastu polskich szkół, przede wszystkim w Wilnie, gdzie mieszka aż 44% Polaków na Litwie – mówi w rozmowie z Karolem Kaźmierczakiem Jarosław Narkiewicz poseł do litewskiego sejmu z ramienia AWPL.

Gościłem w Wilnie już trzy lata temu w związku z problemami polskiej oświaty. Polacy Wileńszczyzny kontestowali wówczas nowelizację ustawy oświatowej, która wprowadzała w kilkudziesięciu polskich szkołach nauczanie trzech przedmiotów po litewsku, ujednolicała maturę z języka litewskiego mimo, że polscy uczniowie uczą się go według innego programu, wdrażała mechanizm „optymalizacji” ułatwiający likwidację polskich placówek. Mimo zebrania przez Polaków 60 tys. podpisów pod petycją przeciw nowelizacji (w 200-tysięcznej społeczności!), mimo wielotysięcznych manifestacji na ulicach Wilna (jedną z nich relacjonowałem), litewskie władze dopięły swego i nowelizację przeprowadziły. W roku bieżącym, wraz z końcem tak zwanej reorganizacji struktury szkół, mogą wymierzyć polskiej oświacie kolejny cios. Litewskie Ministerstwo Oświaty i Nauki może doprowadzić do degradacji kilkunastu polskich szkół, przede wszystkim w Wilnie, gdzie mieszka aż 44% Polaków na Litwie. Fakt, że kolejny raz do Wilna pchało mnie zagrożenie dla kluczowej instytucji ich życia narodowego, stanowi smutne memento w kwestii stosunku państwa litewskiego do mniejszości polskiej. O sprawach polskiej oświaty, ale też wielu innych problemach tej społeczności rozmawiałem z Jarosławem Narkiewiczem – wieloletnim posłem Akcji Wyborczej Polsków na Litwie, a przy tym pedagogiem.

Karol Kaźmierczak: W 2012 roku AWPL odniosło historyczny sukces, bo pierwszy raz przekroczyła próg wyborczy co dało zwiększenie parlamentarnej reprezentacji z 3 do 8 posłów. W tym roku, 1 marca w wyborach samorządowych, kolejny duży sukces. Utrzymano wszystkie pozycje, poza Wilnem, gdzie wypadliście z koalicji rządzącej ale odnotowaliście duży wzrost w bezwzględnej liczbie głosów oddanych na Blok Waldemara Tomaszewskiego. Gdzie znajduje się źródło sukcesów AWPL?

Jarosław Narkiewicz: Myślę, że w szczerej i sumiennej pracy. Wyborcy widzą nasze starania. Widzą, że nasi przedstawiciele pracują szczerze w terenie i nie tylko. Jednoznacznie reprezentują ten program, który został wspólnie stworzony ze społeczeństwem i to chyba jest podstawowa przyczyna wyników.

W latach 2013-14 przez kilkanaście miesięcy byliście w koalicji. Potem po konflikcie z premierem i socjaldemokratami odeszliście. Czy opłacało się wchodzić do koalicji, o której wiadomo było, że głosy AWPL nie są niezbędne dla jej przetrwania? Czy nie oceniacie teraz z perspektywy, że był to błąd?

Osobiście nie myślę, że było to błędem. Gdybyśmy nie weszli to nie poznalibyśmy sytuacji, nie skorzystalibyśmy z szansy, jaka się nadarzyła. Każda siła polityczna idąc do wyborów chce realizować swój program, a żeby realizować program powinna mieć mechanizmy. A mechanizmy mogą być przy odpowiednich układach koalicyjnych albo przy pewnych układach opozycyjnych. Mieliśmy możliwość być w koalicji rządzącej z tym, że sytuacja arytmetyczna nie była dla nas wygodna, ponieważ nasze głosy nie były głosami ważącymi, mimo tego, że udało nam się założyć klub poselski jako osobną siłę. Nigdy wcześniej tego nie było. Myślę więc, że wejście do koalicji było słuszne, tak samo jak i słuszne było wyjście, kiedy po prawie dwuletniej pracy zauważyliśmy, że nasi partnerzy, szczególnie partnerzy socjaldemokraci, nie zamierzają realizować naszego wspólnie uzgodnionego programu. W związku z tym pozostanie w koalicji byłoby wbrew interesowi naszej społeczności…

Jakie elementy programu ma Pan na myśli?

Chodzi o stałe elementy naszego programu. Przede wszystkim o oświatę i tematykę praw mniejszości narodowej. Tak samo było w kwestii wyrównania finansowania terenów podwileńskich. Już historycznie jest to ułożone tak, że tereny podwileńskie, rejon solecznicki, rejon wileński, przy układaniu budżetu dostają zawsze mniejsze finansowanie.

Mamy do czynienia z dyskryminacją pod względem nakładów budżetowych?

W tym wypadku tak. Sama metodyka ich wydzielania nie została poprawiona i oprócz jakichś jednorazowych drobnych zastrzyków finansowych, te sprawy nie były traktowane poważnie.

Przechodząc do najważniejszej obecnie sprawy – oświaty. Przewodniczący Tomaszewski i posłowie, także merowie rejonów podpisali list-apel w sprawie tak zwanej reorganizacji oświaty, która zagraża sieci polskich szkół. Jest to program stworzony przez Butkeviciusa czy wymyślony jeszcze w poprzednim rządzie Kubiliusa?

Jeżeli mówimy o reformie, to ta reforma trwa już chyba z 10 lat. Te plany zostały wytyczone nie tyle przez konserwatystów, ale jeszcze przez poprzednie rządy, jeszcze przed 2010 rokiem. Z tym, że tamte rządy nie wzięły się jednak do zmian ustawowych. Natomiast po 2010 roku, po zmianach ustawowych nastąpiło znaczne uszczuplanie sytuacji polskiej oświaty. Chociaż udało się nam termin [reorganizacji – K.K.] odłożyć z 2011 do 2015 roku. Właśnie będąc w koalicji uzgodniliśmy to, żeby przedłużyć jeszcze termin zakończenia tej reorganizacji. Jest ona niekorzystna dla nas i ten czas chcieliśmy wykorzystać do uzyskania pewnych ulg, pewnego nowego spojrzenia. O ile dobrze pamiętam 145 punkt programu rządowego mówi właśnie o przeglądzie reformy oświatowej, z uwzględnieniem celu, jakim jest zachowanie istniejących placówek oświatowych wiejskich i miejskich różnych szczebli: szkół początkowych, gimnazjów. Żeby uwzględnić to, że nasz system oświaty mniejszości narodowej odnosi sukcesy i ma pozytywny wkład. I w praktyce właśnie to, że nie było rewizji [reformy oświaty – K.K.], było jednym z głównych powodów naszego odejścia z koalicji rządzącej. Bo wszystkie nasze inicjatywy i na szczeblu rządowym, i na szczeblu sejmowym w postaci poprawek do ustaw, a na rządowym w postaci poprawek do kryteriów programu, nie były respektowane.

Do czego może doprowadzić realizacja tej reorganizacji?

Nie zechcieli przedłużyć terminów realizacji przynajmniej jeszcze o trzy lata, odrzucili nasze poprawki do ustawy. To znaczy, że od tego roku od 1 września reforma powinna być całkowicie zrealizowana. Co to oznacza? To oznacza, że jest piętnaście szkół średnich mniejszości narodowej, z nich trzy z rosyjskim językiem nauczania, reszta z polskim językiem nauczania, które nie spełniają tych kryteriów. My mówiliśmy, że powinny być one tak zmienione, aby umożliwiły tym szkołom zachowanie ich statusu. Jako, że te kryteria nie zostały zmienione, czas nie został przedłużony, ministerstwo nie daje możliwości aby zachować te placówki na poziomie szkoły średniej i od 1 września tych 15 szkół spadnie do niższego poziomu. Dla wielu z nich oznacza to, że za rok, dwa praktycznie taka placówka będzie niekonkurencyjna i zostanie zlikwidowana. A przecież tu wchodzą w grę duże szkoły, jak Szkoła im. Syrokomli, Szkoła im. Lelewela.

Zagrożenie dotyczy szkół w samym Wilnie?

Nie tylko. Dotyczy czterech do sześciu dużych placówek w rejonie wileńskim, na przykład Szkoły im. Jana Bosko, koło Nowej Wilejki, w Jałówce. Tam nie wystarczy jednego czy dwóch uczniów. I ta średnia szkoła wybudowana z piękną bazą przez samorząd rejonu wileńskiego nie będzie mogła pozostać szkołą średnią, będzie uczyć ośmiolatków, dziesięciolatków. Innym tematem jest szkoła w rejonie trockim w Połukniach. Udało się nam rozstrzygnąć pewne kwestie w Trokach. Szkoły w Trokach i Landwarowie zostały już gimnazjami [pełnymi szkołami średnimi – K.K.]. Natomiast w przypadku tych placówek, gdzie jest w jednym budynku litewska i polska szkoła, litewską akredytują, czyli pozostaje średnią, a polską, z powodu braku jednego, dwóch, trzech uczniów nie. Tak więc z związku z tym, że otrzymaliśmy na wiele zapytań ode mnie i frakcji parlamentarnej odpowiedź negatywną, wystosowaliśmy wspólny list do państwa polskiego, sygnalizując tę ytuację.

Żeby dobrze to podsumować, można stwierdzić, że ta reforma toczy się już latami tylko, że tak naprawdę niewiele w sensie formalnym robiono, a na wasze uwagi nie zwracano tutaj uwagi żadnej i ich nie wdrażono.Natomiast teraz rząd niejako na sam koniec, na szybkiego, próbuje wszystkie rzeczy przeprowadzić?

To znaczy te mechanizmy same przez się, jeżeli nie będą wprowadzone zmiany, formalnie wejdą w życie od 1 września. A żadnych zmian nie ma.

Rząd ma większość do tego żeby zmiany wprowadzić?

Oczywiście. Co się tyczy tych placówek, to nawet nie trzeba zmiany ustawy, wystarczy rządowa decyzja, a w niektórych wypadkach nawet ministerialna zmiana niektórych kryteriów.

Czyli rozporządzenie ministerialne?

Tak rozporządzenie ministra, no powiedzmy uchwały rządu, czyli to jest w gestii rządu. Nie będę ukrywać, że my będąc w koalicji uzyskaliśmy nie tyle ulgi, co zmiany kryteriów, ale te zmiany nie są na tyle zasadnicze, aby właśnie zachować te placówki.

Można je łatwo zmienić?

Tak. Oczywiście wszystkie nasze trzy poprawki odrzucone zostały przed trzema tygodniami.

Poprawki zakładały odsunięcie terminu?

Przedłużenie terminu było przez nas pomyślane jako kompromis. Mówiliśmy tak – dobrze, to przedłużmy termin i nie forsujemy wtedy poprawek.

O ile chcielibyście przedłużyć okres przejściowy?

Naszą propozycją było na trzy lata. Część spraw byłby jeszcze czas rozstrzygać. Nie zgodzono się. Poprawki które dotyczyły zmian, nie tylko dotyczących restrukturyzacji szkół ale i procesu edukacyjnego, i języka litewskiego, aby znów w szkołach polskich był odrębny program i odrębny egzamin, wszystko zostało odrzucone. Została odrzucona poprawka dotycząca przypadku szkoły w Połukniach, że jeżeli istnieje litewska szkoła to ma istnieć także na równych prawach szkoła z innym językiem. Chcieliśmy wycofania z nauczania części przedmiotów [w polskich szkołach – K.K.] obowiązkowo w języku litewskim. To też zostało to odrzucone.

Co planujecie w takiej sytuacji? Czy dojdzie do protestów? W 2012 roku relacjonowałem potężne protesty organizowane tutaj w Wilnie przez polską społeczność.

Jedna pokojowa akcja była przeprowadzona przez rodziców i uczniów Szkoły im. Syrokomli. Wtedy kiedy praktycznie samorząd uczynił wszystkie potrzebne kroki, natomiast ministerstwo do dziś nie dało zezwolenia na jej akredytację. Teraz przeprowadziliśmy konferencję dotyczącą konsekwencji ujednolicenia programu i egzaminu z języka litewskiego, bo już mamy w tym roku trzeci rocznik uczniów, którzy będą składać egzamin w ujednoliconej formie. Więc przeanalizowaliśmy, co my po tych trzech latach osiągnęliśmy, czy osiągnięto te cele. Podstawowym powodem ujednolicenia była niby lepsza znajomość języka litewskiego. Te cele nie zostały osiągnięte, natomiast została ewidentnie pogorszona możliwość studiowania na wyższej uczelni w trybie bezpłatnym. Czyli proces przygotowania był przez ministerstwo uwzględniony niedostatecznie. Są negatywne skutki dla naszych uczniów. Teraz mamy wszystkie potrzebne odpowiedzi i dane. Jasnym jest, że skutki są negatywne, szczególnie w porównaniu do proponowanej przez nas zmiany kryteriów. De facto mamy sytuację już klarowną i wiemy, że społeczność w szkołach jest ostatnio bardzo zdeterminowana. Myślę, że będą działania oddolne. Muszą być. [1 czerwca doszło już do manifestacji pod siedzibą rządu, a 3 czerwca ostrzegawczego strajku szkolnego – K.K.]

Kolejny problem, to jest oczywiście pisownia nazwisk, który trwa od 25 lat. Czytałem, że socjaldemokraci zapowiedzieli niedawno, iż poprą takie rozwiązanie, żeby nazwiska w polskim zapisie pojawiły się w adnotacjach na kolejnych stronach dokumentów osobistych. Czy takie rozwiązanie was zadowala?

Problem nazwisk od dwóch dziesięcioleci jest problemem jakby dyżurnym. Nie mówimy, że ten problem nie powinien być rozstrzygany, ale on jest, w porównywaniu z tymi strategicznymi sprawami, tematem dalszej kolejności. Nierozstrzyganie tego drobnego problemu świadczy o tym, że stronie litewskiej nie chodzi o zamknięcie tematu, natomiast o prowokowanie i jego wałkowanie. Pokazywanie że niby coś dla mniejszości narodowych robią. Natomiast to już kręci się w koło Macieja przez dwadzieścia lat, jeszcze od czasu spotkania Kwaśniewskiego z Adamkusem. I teraz to jest kolejna próba odwrócenia uwagi. Chcąc pokazać, że niby coś robi się dla Polaków, przyszykowano ten temat, który spotkał się zresztą, tak jak oczekiwaliśmy, z duża presją środowiska litewskiego. Podwójna pisownia nazwisk w tym projekcie przedstawionym przez Kirkilasa dotyczy bardziej nie obywateli Litwy jako takich a obywateli, którzy wchodzą w związek małżeński z obcokrajowcem. Nawet gdyby projekt został przyjęty to z niego nie wynika, żebyśmy my, obywatele Litwy narodowości polskiej mogli z niego skorzystać. To jest temat zastępczy, żeby uśpić czujność obrońców praw człowieka w Unii Europejskiej i w Polsce, żeby dać pozory, że coś się w stosunku do nas robi. A rzeczywiste kwestie nie są rozstrzygane. To co wymieniałem, oświata, to co powiedziałem odnośnie pisowni, już nie nazwisk, a pisowni ulic – to też temat niby drobny a nie jest rozstrzygnięty. I co ważniejsze, nie podchodzi się do tematu ogólnej ustawy o mniejszościach narodowych, w której byłyby ujęte wszystkie uregulowania Unii Europejskiej, istniejące w starej ustawie do jej wygaśnięciu w 2010 r. Projekt takiej ustawy został odrzucony, mało tego zostały przyjęte poprawki konserwatystów, które pogarszają sytuację mniejszości.

Obecna koalicja przyjmowała poprawki zgłoszone przez konserwatystów?

I to do naszego projektu jeszcze! Jeśli chodzi o stosunek do mniejszości narodowej wychodzi na to, że celem jest nie tylko na utrzymywanie status quo ale także krok po kroku jej pogarszanie. I temat nazwisk jest tematem jakby usypiającym, zastępczym, żeby udać, że coś się czyni.

Co w kwestii reprywatyzacji ziemi? Czy ta kwestia jest jeszcze do dyskusji, czy ma rację bytu? Czy są jeszcze zasoby dla rekompensat dla rodzin, które utraciły ziemię w czasach sowieckich?

Właśnie temat ziemi jest jednym z kluczowych tematów. Przeszła częściowo nasza poprawka, że zamiast zabranej ziemi w mieście, można byłoby oddawać działki leśne. I to spotkało się z dużym sprzeciwem. Już napotyka na bardzo duże problemy.

Kto się opiera? Tylko opozycja, czy koalicja rządząca też?

Koalicja. To można byłoby przyjąć bez konserwatystów, ale w tych kwestiach oni nie różnią się zasadniczo. W tym względzie to my jesteśmy w faktycznej opozycji, będąc w tej rządzącej koalicji czy nie. To wszystko skutkowało właśnie tym, że oczywiście dalsze bycie w takiej koalicji okazało się bez sensu.

Mowa o ludziach, którzy mieli działkę w Wilnie? A co z mieszkańcami rejonów podwileńskich? Bo tam też, przynajmniej w rejonie wileńskim, jest dość duży odsetek ludzi, których roszczenia pozostałyniezaspokojone.

Oczywiście ten temat jest już w 90 procentach nie do odwrócenia nasi przedstawiciele starają się czuwać nad tymi 10 procentami, które pozostały. Ale to już tylko 10 procent. Jedno co można było zrobić jeszcze w mieście (i samorząd to czynił, ale z wielkim trudem, gdy jeszcze nasi byli przy władzy) to znaleźć ziemie, które są jeszcze wolne, albo inaczej mówiąc zagospodarowane przez jakimś państwowy podmiot, na przykład instytut rolnictwa. Tam było dużo hektarów niewykorzystywanych. Można by tam przenieść tę własność, z tego oddać, ale odpowiedź ze strony władz centralnych jest negatywna.

W wyborach lokalnych w Wilnie braliście państwo na listy kandydatów reprezentantów mniejszości rosyjskiej i ciekawy jestem jak się z nimi układa współpraca?

W naszej frakcji w Sejmie jest ich przedstawiciel – Irina Rozowa, współpracujemy, mamy wspólne interesy, mamy ją we frakcji i pracujemy bardzo rzeczowo.

Nie na darmo o to pytam, bo właśnie ta współpraca u nas nad Wisłą wzbudza krytykę części polityków, części publicystów. Twierdzą oni, że w obecnej sytuacji międzynarodowej nie można współpracować z mniejszością rosyjską. Co pan na takie krytyki odpowie?

Przede wszystkim w obecnej sytuacji międzynarodowej nie można pogarszać sytuacji swoich obywateli i odmawiać im praw. I to jest na Litwie paradoksalną rzeczą, kiedy jest sytuacja zagrożenia, nie będę tu oceniać napompowana czy nie napompowana, to państwo powinno właśnie zwrócić się do własnych obywateli, szczególnie obywateli z mniejszości narodowych. Żeby oni w pełni czuli, że państwo o nich się troszczy, że są państwu potrzebni. I to jest odpowiedź wszystkim tym, którzy pytają dlaczego z tymi a nie innymi. Należałoby przede wszystkim zapytać dlaczego państwo odwraca się od tych obywateli.

Na ile obserwuję scenę polityczną, zachowania wypowiedzi prezydent i premiera to wydaję mi się, że atmosfera osunęła się nieco w histerię wojenną, która na Litwie jest jeszcze silniejsza niż u nas. Czy nie jest tak, że jest to używane do przykrycia pewnych tematów – pewnych kwestii nie poruszamy, nie załatwiamy bo jest zagrożenie. Nie jest tak, że w ten sposób rządzący chcą dyscyplinować społeczeństwo?

Jest tutaj wiele aspektów, ale aspekt nadzwyczajnej sytuacji geopolitycznej, jest ewidentny. Myślę, że wiele sił politycznych stara się wykorzystać ten aspekt, czy to do wzmocnienia finansowania dla wojskowych, czy do odwrócenia uwagi od innych tematów, na przykład ekonomicznych, czy to dla pokazania siebie na arenie międzynarodowej. My jesteśmy w szczególnej sytuacji, jeśli rzeczywiście zdarzy się ten scenariusz negatywny, to my będziemy pierwszymi którzy odczują skutki. Więc o tym na pewno trzeba mówić, trzeba wiedzieć. Ale czy w ten sposób mówić? Przedstawiciele małego państwa, którym jest Litwa, oczywiście muszą zasygnalizować swoje racje, swoją wartość, przy takich okazjach to jest całkiem niezła okazja. I najbardziej zastanawia, że jeśli jest sytuacja zagrożenia dlaczego władze pogarszają sytuację mniejszości narodowych, zamiast je uspokoić.

Generalnie jak Pan ocenia obecną politykę zagraniczną prezydent Grybauskaite i obecnego rządu?

Myślę, że polityka zagraniczna jest stanowczo za ostra, obfitująca w skrajności. Ja nie oceniam czy ta skrajność ma podstawy czy nie. Ale, biorąc kwestię w skali Unii Europejskiej czy świata, to wyróżnia się pod względem wrogości do Rosji i udowodniania, że te zagrożenie jest realne. To sprawa retoryki. Możliwe, że inne kraje nie będące tak blisko wschodniego państwa mają mniejszą kategoryczność w tych kwestiach bo nie zdają sobie sprawy z pewnych naszych priorytetów…

Czy uważa Pan taką strategię za uzasadnioną?

Częściowo jest uzasadniona. Ale to sprawa retoryki. Czy jest to odpowiednia metoda do uniknięcia konfliktu? To jest temat do dyskusji. Czy wybrana retoryka stanowczości i skrajności w tym wypadku jest jedyną słuszną? Myślę, że należałoby analizować ją w różnych aspektach. Bo teraz mamy praktycznie zerwane stosunki, nie tylko z Rosją ale i częściowo z Białorusią, co ma negatywne skutki.

Co Pan proponuje w zamian?

Ja bym proponował prowadzenie równoległej pracy. Należy z sąsiadami, jaki by ten sąsiad nie był, próbować nawiązać współpracę, przynajmniej w niektórych kwestiach. I oczywiście uwzględniając zagrożenia, szukać jednak sfer dialogu.

Jarosław Narkiewicz – ur. 1962 r. w Trokach. Absolwent Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego. Przez 25 lat dyrektor szkoły podstawowej z polskim językiem nauczania w Szklarach w rejonie trockim. W latach 2000-2008 radny tego rejonu. Od 2008 poseł litewskiego parlamentu z okręgu trocko-wileńskiego. Od 2012 wiceprzewodniczący tej izby.

Romzawiał: Karol Kaźmierczak

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply