O sytuacji Polaków na Litwie z posłem na Sejm RP Arturem Górskim rozmawia Paweł Czekierda (“Kresy.pl”).

W dniu 2 września Polacy żądali pozytywnych rozwiązań w kwestii szkolnictwa polskiego na Litwie, a przede wszystkim zawieszenia lub odwołania przyjętej w marcu ustawy o oświacie. Na początku września szkoły polskie rozpoczęły strajk. Został on jednak zawieszony po powołaniu polsko-litewskiego zespołu ekspertów ds. edukacji. Kilka dni temu odbyły się kolejne strajki na Litwie. Jak dalej będzie się rozwijać ta sytuacja? Jaki według pana będzie dalszy przebieg wydarzeń?

Nie przewiduję zmiany stanowiska strony litewskiej w kwestiach oświatowych. Podejrzewam, że mogą wykonać jakiś drobny gest, który będzie musiał zadowolić polski rząd, ale drobiazg ten nie zmieni zupełnie istoty rzeczy. Czyli będziemy obserwowali powolną degradację polskiej oświaty i coraz trudniejszą sytuację polskiej mniejszości narodowej na Litwie. W swojej antypolskiej polityce Litwini potrafią być bardzo konsekwentni.

Gdzie leżą przyczyny zaostrzenia polityki ze strony rządu litewskiego wobec polskiej mniejszości?

Litwinom nie podoba się to, że Polacy na Wileńszczyźnie manifestują swoją niezależność kulturową i tradycję, że kultywują swoją tożsamość narodową, że mają takie bliskie związki z Polską. Uważają, że oświata narodowa, że język ojczysty – to podstawa i gwarant polskości na Litwie. Dlatego dążąc do lituanizacji, chcąc aby była bardziej skuteczna, muszą ograniczyć wpływy polskiej oświaty. Trudno godzić się na to, że w niepodległej Litwie, która jest w Unii Europejskiej sytuacja polskiej oświaty jest w niektórych obszarach gorsza niż w okresie komunizmu. Polityka litewska jest bardzo perfidna, gdyż od lat zmierza do próby stworzenia atrakcyjniejszej oferty dla polskiej młodzieży poprzez sieci państwowych nowoczesnych szkól na terenie Wileńszczyzny i w ten sposób chce przyciągnąć polskie dzieci. Kilkanaście lat temu do szkół litewskich, gdzie nie ma nauki języka polskiego chodziło około czterdzieści procent polskich dzieci, a dzisiaj jest to nieco ponad pięćdziesiąt procent. Jeśli reforma oświatowa w pełni zostanie zrealizowana, połowa ze 130 polskich szkół zniknie z mapy Litwy, a to będzie oznaczało, że w języku narodowym będzie uczyło się zaledwie co czwarte polskie dziecko.

Jaki mechanizm spowoduje aż tak znaczące osłabienie polskiego szkolnictwa na Litwie?

Ustawa oświatowa, która została przyjęta w marcu odnosi się do sytuacji kryzysu demograficznego, który jest pretekstem do wprowadzanych zmian. Czytamy w niej, że jeśli nie ma tylu uczniów, aby można było prowadzić dwie szkoły – mniejszości i z językiem państwowym, to chroniona przed likwidacją musi być szkoła z językiem państwowym czyli litewska. Zatem jeżeli w polskiej szkole będą dzieci, a w litewskiej ich nie będzie to i tak samorząd będzie musiał zamknąć szkołę polską. A to oznacza, że dzieci polskie wbrew woli swoich rodziców będą zmuszone do tego, żeby uczęszczać do szkoły litewskiej i zdobywać wiedzę bez nauki języka polskiego. I w konsekwencji ta sytuacja może spowodować, że w ciągu dwóch pokoleń o połowę zmniejszy się polska mniejszość na Wileńszczyźnie.

Jakie jeszcze efekty spowoduje funkcjonowanie na Litwie omawianej ustawy oświatowej?

Pamiętajmy, że uderzenie w polską szkołę, to także cios w polską inteligencję, w środowisko nauczycielskie. Nauczyciele są najbardziej świadomą i najlepiej wykształconą grupą w środowisku polskiej mniejszości. Jeśli szkoły mniejszości będą likwidowane, to wielu polskich nauczycieli straci pracę i albo zasili szeregi bezrobotnych, albo będzie musiało podjąć jakieś często podłe zajęcie. W każdym razie nastąpi ich degradacja zawodowa i zapewne osłabienie materialne.

Ta ustawa jest także uderzeniem w język mniejszości…

Ogranicza język mniejszości przez wprowadzenie obowiązkowej nauki języka litewskiego już w przedszkolu, a także przez wprowadzanie obowiązkowych przedmiotów, które mają być nauczane w języku litewskim. I wreszcie wprowadza obowiązkową maturę z języka litewskiego i litewskiej literatury przy aktualnie dwóch różnych programach. To sprawi, że polskie dzieci będą postawione przed faktem zdawania matury w języku litewskim, a nie będą do niej dobrze przygotowane ze względu na różnice programowe, których w dwa lata się nie nadrobi. Pamiętajmy, że obecnie w szkole mniejszości kładzie się nacisk na dobrą mowę w języku państwowym, gdy w szkole litewskiej przerabia się bogatą litewską literaturę.

Problem polega na tym, że Litwini uważają, iż to oni stanowią mniejszość na Wileńszczyźnie i wspierają szkoły litewskie, ponieważ według nich one są mniejszością i potrzebują gwarancji swoich praw. Zatem odwracany jest paradygmat polityki wobec mniejszości. Polacy mieszkający na Wileńszczyźnie chcą dialogu, ale Litwini albo nie chcą z nimi rozmawiać, albo udają, że prowadzą rozmowy, ale i tak ich postulatów nie realizują. Zwróćmy uwagę na ocenę spotkania grupy ekspertów do spraw oświatowych. Litwini ogłosili, że osiągnięto porozumienie, a przedstawiciele polskiej mniejszości, że to nie jest prawda.

A co na to polski rząd? Przecież to z inicjatywy premiera Tuska powstał ten zespół…

A polski rząd milczy, jakby nie chciał się przed wyborami przyznać, że w sprawie polskiej oświaty poniesiono porażkę. Tylko, że tę porażkę poniesiono już wiele miesięcy temu. Gdy trwały prace nad projektem tej ustawy i przedstawiciele polskiej mniejszości wysyłali alarmistyczne sygnały do Warszawy, MSZ zajęło bardzo miękkie stanowisko. Zareagowało w sposób bardzo formalny, ograniczając się do werbalnej krytyki projektu. Nie podjęto żadnych skutecznych działań ani w relacjach bilateralnych, ani na arenie międzynarodowej, aby powstrzymać przyjęcie tej ustawy. Polscy posłowie w litewskim parlamencie w swojej walce byli praktycznie osamotnieni i tylko swoim działaniom zawdzięczają, że ustawa została uchwalona kilka tygodni później, niż początkowo Litwini zakładali. Ale polski rząd tego czasu, który dostał, zupełnie nie wykorzystał, wtedy premier Tusk powinien jeździć do Wilna, a nie teraz, gdy już jest po sprawie i gdy Litwini twardo powtarzają, że ustawy nie zmienią. Jeszcze raz powtarzam, dzisiejsza reakcja polskiego rządu jest zdecydowanie spóźniona i wyraźnie obliczona na pokaz, na efekt medialny, przed wyborami.

Wiadomo, że obok oświaty drugim filarem polskości jest możliwość modlitwy w języku narodowym. Jak wygląda sytuacja opieki duszpasterskiej polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie?

Jest wielu polskich księży na Wileńszczyźnie, ale kardynał Baczkis trzyma ich krótko, a do tego są przypadki, gdzie proboszczami wspólnot polskich zostają litewscy księża o poglądach nacjonalistycznych. I wtedy liturgia jest albo po litewsku, albo w najlepszym razie po rosyjsku. Oczywiście znana jest historia wyniesienia w nocy z polskiego kościoła Św. Ducha w Wilnie obrazu Miłosierdzia Bożego i umieszczenia go w odrębnej kaplicy. Wiadomo też, że wciąż obowiązuje zakaz odprawiania Mszy św. w języku polskim w katedrze wileńskiej. No i Soleczniki od wojny, gdy kościół w mieście został spalony, nie mogą doczekać się nowego kościoła, choć władze rejonu już kilka lat temu przewidziały w planie zagospodarowania przestrzennego miejsce na nową świątynię. Od wielu lat nie można uzyskać od władz litewskiego kościoła zgody na jej budowę, a wiadomo, że z Polski pomoglibyśmy w jej wybudowaniu.

Co dalej z sytuacją Polaków na Wileńszczyźnie? Co polski rząd może i powinien zrobić?

W tej chwili na Litwie rządzi opcja konserwatywno-narodowa, która zdecydowanie jest nastawiona przeciwko mniejszościom w ogóle i która całkowicie ignoruje stronę polską. Nie może być tak, że na Litwie za przykładem Białorusi szykanowani są Polacy, którzy przyjęli Kartę Polaka. Skandalem jest to, że Litwini uważają ich za zdrajców i pojawiają się nawet groźby zwolnienia z pracy, czy zakaz zatrudnienia takich osób w administracji rządowej. Litwini są w Europie, a zachowują się, jakby mieszkali w Azji.

Ponieważ relacje bilateralne nie przynoszą poprawy sytuacji polskiej mniejszości, trzeba lepiej wykorzystać fakt, że Litwa jest członkiem Unii Europejskiej i zobowiązała się do przestrzegania prawa międzynarodowego dotyczącego mniejszości. Należy częściej i bardziej zdecydowanie upominać się o prawa naszych rodaków z Wileńszczyzny w instytucjach europejskich, a jeśli Polacy z Litwy sami chcą walczyć o swoje prawa czy o zwrot ziemi przed europejskimi trybunałami, to polski rząd powinien zorganizować im darmową pomoc prawną, a następnie przystępować jako strona do toczących się postępowań. To nie może być ogólne, pobieżne zainteresowanie, monitoring ograniczający się do zbierania statystyk i sypnięcie groszem w celu wyciszenia wyrzutów sumienia, tylko świadoma, przemyślana, długofalowa akcja na rzecz polskiej mniejszości.

Pamiętajmy, że Litwini są narodem kupieckim i można z nimi pewne rzeczy wynegocjować, wyhandlować. Byłem świadkiem tego typu rozmów międzypaństwowych, w których Litwini zaproponowali pewne ustępstwa w zamian za różnego rodzaju wspólne przedsięwzięcia, swoiste koncesje gospodarcze. Litwini oczekują od nas wsparcia na arenie międzynarodowej, szczególnie w polityce wschodniej w stosunku do Rosji, a także w obszarze transportu i energetyki. I powinniśmy wyjść im na przeciw, tym bardziej, że przecież wciąż jesteśmy właścicielami rafinerii w Możejkach, która rocznie daje znaczne dochody do litewskiego budżetu. Moglibyśmy im rzeczywiście zaproponować korzystne rozwiązanie w obszarze gospodarczym i inwestycyjnym, gdzie istnieje obecnie wyraźny zastój, w zamian za ich rzeczywiste, a nie tylko deklaratywne ustępstwa w obszarze mniejszości, choćby konkretnie edukacji. To jest możliwe, tylko strona polska musi być w tej sprawie zdeterminowana.

I wreszcie ostatnia kwestia. Musimy wzmacniać ekonomicznie polską mniejszość na Wileńszczyźnie. O potrzebie wsparcia przy staraniach o zwrot ziemi już mówiłem, ale przede wszystkim powinniśmy przygotować programy pomocy dla polskich rolników z Wileńszczyzny, realizowane we współpracy z tamtymi samorządami. Dla tych, co posiadają Kartę Polaka i prowadzą produkcję rolną, powinien zostać otworzony polski rynek, a także powinny zostać stworzone zachęty do inwestowania polskich firm na Wileńszczyźnie. Najprostszą sprawą jest upowszechnianie w Polsce oferty turystycznej czy agroturystycznej, którą oferują Polacy mieszkający na Litwie. Długo można by mówić o potrzebach i możliwościach wsparcia ekonomicznego litewskich Polaków.

Czy jest szansa, że w przeciągu kilku lat na Litwie może zmienić się rząd, któremu będzie zależało na głosach mniejszości polskiej i wtedy zapisy ustawy mogłyby zostać zmienione?

Nasza reprezentacja w litewskim Sejmie, nawet przy jego rozdrobnieniu, jest zbyt słaba, by Polacy mogli sformułować ofertę polityczną ciekawą dla jakiejś dużej litewskiej partii. Niemniej przy różnych głosowaniach każdy głos jest ważny i oczywiście szczególnie opozycja zabiega o głosy polskich posłów, ale pamiętajmy, że polska mniejszość będzie głosowała przeważnie na swoich, a nie na przedstawicieli partii litewskich. Trzeba też zauważyć, ze z większą życzliwością do Polaków odnoszą się przedstawiciele litewskiej lewicy. Gdy socjaliści rządzili na Litwie, może nie wspierali szczególnie mocno polską mniejszość, ale przynajmniej otwarcie jej nie gnębili, jak to się dzieje pod obecnymi rządami.

Powróćmy na chwilę do ustawy oświatowej. Czy Zgromadzenie Parlamentarne Sejmu i Senatu RP i Sejmu Republiki Litewskiej, którego jest pan członkiem, w czasie prac nad ustawą dotyczącą litewskiej oświaty podejmowało próby zmienienia jej treści?

Zgromadzenie od dwóch lat się nie spotyka, od czasu, gdy litewscy posłowie zażądali od nas potępienia zbrodni Armii Krajowej na narodzie litewskim, zarazem negując udział Litwinów w mordzie Polaków w Ponarach. Jednak sytuacja z polską oświatą skłoniła nas do podjęcia inicjatywy, tym bardziej, że przecież istnieje w ramach Zgromadzenia polsko – litewska grupa robocza do analizy realizacji postanowień traktatu polsko-litewskiego. Naszym zdaniem Litwini nie przestrzegają niektórych artykułów traktatu i dlatego domagaliśmy się spotkania w ramach tego zespołu. I właśnie to spotkanie, które odbyło się w Wilnie jeszcze przed przyjęciem ustawy oświatowej, było poświęcone głównie tej ustawie. Co prawda wszyscy polscy posłowie, niezależnie od opcji politycznej, mówili jednym głosem, ale wsparcie ze strony rządu było bardzo słabe. Owszem, otrzymaliśmy stanowisko rządu w sprawie projektu ustawy oświatowej, ale nie zostaliśmy włączeni do rządowej strategii w tej sprawie. Jeśli taka strategia istnieje, to nie zostaliśmy z nią zapoznani, nie otrzymaliśmy instrukcji i na miejscu, w Wilnie nie uzyskaliśmy wsparcia. Walczyliśmy dzielnie, ale po omacku, wytworzyliśmy sprzyjającą polskiej mniejszości atmosferę w mediach, które musiały wreszcie o problemie napisać, ale zabrakło kropki nad „i”, czyli kontynuacji rozmów międzyrządowych. To wtedy premier Tusk powinien pojawić się w Wilnie.

Proszę podsumować szerzej stosunki polsko-litewskie w przeciągu ostatnich dwudziestu lat od czasu odzyskania przez Litwę niepodległości.

Polska bardzo długo traktowała Litwę jako młodszego brata, ale też jako strategicznego partnera na wschodzie. Szczególnie w naszych stosunkach z Rosją wspólne podejście pełne nieufności do strony rosyjskiej zbliżało nas do siebie. Proszę pamiętać, że to my wprowadziliśmy Litwę do NATO. To Polska była promotorem na arenie międzynarodowej państwa litewskiego. Oczekiwaliśmy, że Litwini odwdzięczą się nam dbając o polską mniejszość, a to nic bardziej błędnego. Wiemy, że w polityce nie ma sentymentów i liczą się interesy. A w przeświadczeniu Litwinów ich korzyścią jest budowanie państwa jednonarodowego.

Niestety Litwini w znacznej mierze żyją w świadomości dwudziestolecia międzywojennego. Wciąż nie mogą się wyzbyć pewnych żali dotyczących zajęcia Wilna przez gen. Żeligowskiego – pamiętajmy, że do 1938 r. byliśmy z Litwą w stanie wojny. Kompleks okresu międzywojennego powoduje, że Litwini czują się przez Polaków z Wileńszczyzny otoczeni i zagrożeni. Stąd świadoma polityka, by zmienić relacje ludnościowe, by oddawać Polakom za utraconą ziemię z Wileńszczyzny, ziemię spod granicy z Łotwą. Chodzi nie tylko o zwrot gorszej, tańszej ziemi, ale także o rozproszenie Polaków po całym terytorium Litwy, by na ich miejsce przyszli Żmudzini i zasiedlili Wileńszczyznę. Owszem, Litwini maj bardzo bogate tradycje lituanizacyjne, ale wielu z nich uważa, że oni relituanizują, że to nie jest problem polskiej mniejszości, tylko spolszczonych Litwinów, którym przywracają ich pierwotną tożsamość narodową. Dlatego tak trudno się z nimi rozmawia, dlatego też uważają, że ich polityka jest bardzo patriotyczna, że wyraża litewska rację stanu.

Oprócz wspomnianych wcześniej problemów jakie inne kwestie rodzą na Litwie sytuacje kryzysowe i są bolączką dla tamtejszych Polaków?

Poza kwestiami majątkowymi, związanymi ze zwrotem ziemi i szkolnictwem dochodzą sprawy dotyczące pisowni nazwisk, nazw miejscowości i ulic. Standardy europejskie mówią wyraźnie, że jeśli na jakimś obszarze jest skupisko mniejszości, to ta mniejszość nabiera prawa do posługiwania się w lokalnych urzędach ojczystym językiem, a także do pisowni nazw miejscowości i ulic na tym obszarze. Nie ma oczekiwania ze strony mniejszości polskiej, że nazwy w języku litewskim zostaną zastąpione językiem polskim. Oczekiwanie jest takie, by obok nazw litewskich były też polskie, tak jak to jest m.in. na Suwalszczyźnie, gdzie Litwini stanowią zwarte skupisko i cieszą się szerokimi prawami. Zresztą w Polsce to jest normalne zjawisko, a niestety na Litwie tak nie jest. Są kary administracyjne nakładane na kierowników rejonów administracyjnych i osoby prywatne, jeśli są przypadki powieszenia przez mieszkańców na swoich domach nazw ulic w języku polskim. Te kwestie są uregulowane w ustawie o języku państwowym, która odbiera mniejszościom prawa posługiwania się w miejscach publicznych swoimi językami. W tej kwestii Litwa zupełnie nie uwzględnia standardów międzynarodowych. Podobnie rzecz się ma z kwestią podwójnego obywatelstwa, którego na Litwie nie ma.

Jakie są perspektywy dalszych stosunków i relacji Polski z Litwą?

Myślę, że obecna sytuacja z polską oświatą na Litwie jest sprawdzianem dla rządu litewskiego i władz polskich. Zobaczymy, czy polski rząd będzie w stanie skutecznie wykorzystać instytucje europejskie i uzyskać nacisk międzynarodowy na stronę litewską, by szanowała i wspierała swoje mniejszości, a nie je gnębiła. Jest to też sprawdzian dla strony litewskiej, czy będzie gotowa odstąpić od krzywdzących, niesprawiedliwych rozwiązań, co będzie świadczyło o dobrej woli Litwinów. Jeżeli tak się nie stanie, będzie to oznaczało, że Litwinom kompletnie nie zależy na dobrych stosunkach z Polską. Jeżeli po wyborach w Polsce ukonstytuuje się nowy rząd z udziałem Prawa i Sprawiedliwości, to będzie to dobry pretekst do zresetowania wzajemnych relacji i rozpoczęcia od początku rozmów z wykorzystywaniem dotychczasowych doświadczeń. Jestem przekonany, że nasz rząd w tej sprawie wykaże się większą determinacją i konsekwencją, niż obecna ekipa. Osobiście o to zadbam.

Dziękuję za rozmowę.

Dr Artur Górski– polski polityk, publicysta, dziennikarz, nauczyciel akademicki. Zasiada w składzie Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu Rzeczpospolite Polski i Sejmu Republiki Litewskiej, a także jest wiceprzewodniczącym Polsko-Litewskiej Grupy Parlamentarnej. Mandat poselski piastuje drugą kadencję.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply