Ukraińcy i separatyści o sytuacji w Donbasie i na Krymie [WYWIADY]

W związku z napiętą sytuacją na wschodzie Ukrainy i w rejonie Krymu, dziennikarz Tomasz Maciejczuk przeprowadził wywiady z osobami, które znajdują się na tych terenach: separatystycznym bojownikiem, ukraińską wolontariuszką i podoficerem ukraińskiej armii. Publikujemy je za zgodą autora.

Jewgienij Tinjanski to separatysta, który jako jeden z pierwszych zaczął walczyć z ukraińskimi siłami rządowymi. Był wielokrotnie odznaczany, m.in. za obronę Słowiańska, którą kierował Igor Strielkow. Później został wybrany do parlamentu nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej, a także do tzw. parlamentu Noworosji.

„Ostatni raz miałem okazję widzieć się z Jewgienijem Tinjanskim w maju 2016 roku w czasie mojej wyprawy na Krym. Korzystając z uroków tatarskiej wioski na Aj-Petri, jednym z najwyższych szczytów Gór Krymskich położonym ponad 1200 metrów n.p.m., rozmawialiśmy o skomplikowanej sytuacji na Ukrainie, o Donbasie, Krymie, a także o Rosji”– pisze o Tinjanskim Tomasz Maciejczuk, który przeprowadził z nim wywiad. „Zapamiętałem Tinjanskiego jako człowieka, który wyróżniał się obiektywizmem i nieszablonowością w swoich analizach i poglądach. Dyskusja z nim była dla mnie najzwyczajniej w świecie ciekawa, bowiem zręcznie łamał stereotypy prorosyjskiego separatysty oskarżającego o wszystkie problemy Donbasu Ukrainę, Unię Europejską i USA. Jego horyzonty były szersze, widział więcej i nie bał się o tym mówić. Właśnie dlatego postanowiłem zadzwonić do niego i dowiedzieć się co się dzieje w Donbasie i na Krymie”.

Tomasz Maciejczuk: – Rosjanie oświadczyli, że udało im sie schwytać ukraińską grupę dywersyjną na Krymie. Co pan myśli o tym zdarzeniu?

Jewgienij Tinjanski:– W tym konkretnym przypadku nawet nie ma sensu się nad niczym zastanawiać. Byliśmy świadkami bezpośredniej agresji wojskowej ze strony nazistowskiego pseudo-państwa o nazwie Ukraina. Celem ataku była destabilizacja sytuacji na półwyspie w trakcie samego szczytu sezonu wypoczynkowego, atak miał na celu wywołanie paniki. Należy podkreślić, że Ukraina miała daleko idące plany w odniesieniu do Krymu. W czasie udaremienia prowokacji dowiedzieliśmy się o tym, że ukraińskie grupy dywersyjne przerzucały na półwysep duże ilości materiałów wybuchowych i broni. Jedna z prób przerzutu została odkryta i w efekcie działań grupy dywersyjnej zginęło dwóch rosyjskich żołnierzy. Tak czy inaczej Ukrainie nie udało się osiągnąć swojego celu i mieszkańcy Krymu żyją swoim życiem, chociaż zauważalny jest wzrost pewnych środków bezpieczeństwa.

– Prezydent Poroszenko odrzuca oskarżenia i twierdzi, że to, co wydarzyło się na Krymie było rosyjską prowokacją.

– Poroszenko może mówić co tylko chce. Jego działalność polityczna na arenie międzynarodowej na przestrzeni ostatnich dwóch lat doprowadziła do sytuacji, w której nikt nie uznaje go za samodzielnego polityka. Na Poroszenkę patrzą jak na banalnego klauna i dlatego nie ma sensu słuchać jego wypowiedzi. Rosja posiada dowody m.in. w postaci przesłuchań zatrzymanych dywersantów, i oni przyznają się do winy. Ich zeznania różnią się całkowicie od tego, co mówi Poroszenko. Trzeba zadać sobie pytanie – dla kogo ataki terryrostyczne na Krymie byłyby korzystne? Głupim byłoby myślenie, że destabilizacja Krymu byłaby korzystna dla Rosji. To absolutna bzdura. Na odwrót. Rosja jest jak najbardziej zainteresowana tym, by pokazać, że Krym to miejsce bezpieczne i stabilne, miejsce, w którym żyją obywatele Rosji i w którym mogą spokojnie wypoczywać. Zamachy terrorystyczne i destabilizacja Krymu są na rękę wyłącznie Ukrainie. Ukraina to państwo upadłe, państwo, które nie radzi sobie ze swoją państwowością, nie radzi sobie ze swoją gospodarką. W kwestiach polityki i obronności tym bardziej Ukraina wygląda na państwo upadłe. Ukraina znajduje się w ciągłym stanie poszukiwania zwycięstw, sukcesów, po ukraińsku “peremoh”. Jakiekolwiek działanie, choćby najgłupsze, które przynosi choćby niewielką szkodę Rosji, przyjmowane jest na Ukrainie jako “peremoha”. Ukraina żyje tymi “pseudo-peremohami”, dlatego nie wykluczam, że Kijów chciał osiągnąć kolejną “peremohę”, lecz tym razem na polu terroryzmu.

– Andrij Bilecki, dowódca pułku Azow, powiedział niedawno, że mieszkańcy Krymu nie popierają Ukrainy. Co w takim razie Ukraina może zrobić, by odzyskać półwysep?

– Ukraińskie deklaracje dotyczące Krymu, mówienie o tym, że Kijów odzyska półwysep, to nic innego jak sygnały wysyłane w stronę Zachodu. To wcale nie znaczy, że Ukraina zechce te deklaracje wprowadzać w życie lub że realizacja tych deklaracji jest realna. To absolutnie nie tak. Ukraina to kraj żyjący z dotacji, z pomocy finansowej, jej gospodarka została całkowicie zniszczona, a jej obywatele nie mają żadnej ochrony socjalnej. Kijów chce w ten sposób pokazać Zachodowi swojego ducha bojowego, przy czym w jednym celu.

– W jakim celu?

– W celu otrzymania pomocy finansowej na projekty związane z obronnością, w tym także projekty mające na celu odzyskanie Krymu.

– Przejdźmy do Donbasu. Co tam się teraz dzieje? Pojawiły się informacje, że na froncie znowu jest gorąco.

– Niestety, de facto wojna w Donbasie nie ucichła nawet na jeden dzień. Tak naprawdę porozumienia mińskie, ani pierwsze, ani drugie, nie działały nawet jeden dzień, pomimo tego, że Rosja występowała w nich jako gwarant przestrzegania zawieszenia broni. Każdego dnia mieszkańcy Donbasu znajdują się pod ostrzałami ukraińskiej armii i nacjonalistycznych batalionów obrony terytorialnej. Moim zdaniem porozumienie Mińsk-2 jest niemożliwe do zrealizowania. Dlaczego? Dlatego, że realizacja porozumień mińskich oznacza federalizację, a to z kolei grozi rozpadem ukraińskiej państwowości, oznacza upadek ideologii, dzięki której to pseudo-państwo próbuje ogłupiać swoich obywateli i utrzymywać się na powierzchni. Poza tym, politycy rządzący Ukrainą doszli do władzy dzięki antyrosyjskiej retoryce, a realizacja planu federalizacji oznacza z kolei realizację planu proponowanego przez Rosję.

– Jaką przyszłość ma Donbas? W co grają Poroszenko, Zacharczenko i Płotnicki?

– Niestety, patrząc na obecną sytuację obawiam się, że obraz przyszłości Donbasu jest niewyraźny. Jestem powstańcem i politykiem, który dołączył do powstania z jeszcze z pierwszą falą ochotników. Byłem deputowanym parlamentu Noworosji i parlamentu Donieckiej Republiki Ludowej. Byłem jednym z tych ludzi, którzy przyczynili się do wywołania ludowego protestu w Donbasie, sprzeciwu społecznego o jakim zapewne każy z was słyszał. Z mojego punktu widzenia Donbas jest w tej chwili niezdolny do zapewnienia sobie samodzielnego istnienia. Więzy gospodarcze między naszym regionem i innymi rosyjskojęzycznymi regionami zostały rozerwane. Nasz przemysł doznał wielu szkód. Nasi przedsiębiorcy nie mogą uzyskać certyfikatów i pozwoleń uznawanych na poziomie międzynarodowym, a co za tym idzie nie mogą eksportować swoich towarów, a przecież przed wojną Donbas był regionem żyjącym z eksportu. Zmieniła się również podstawa ideologiczna, na której budowaliśmy swoje państwo. Naszym celem była budowa Noworosji, ale koniec końców nam nie pozwolono osiągnąć swojego celu. Dano nam dwa substytuty Noworosji, surogaty o nazwach Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa. Dano nam liderów niebędących w stanie poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, dano władzę ludziom niezainteresowanym budową własnej państwowości czy choćby przyłączeniem się do Federacji Rosyjskiej. Obecne władze DRL i ŁRL nie są również zainteresowane obaleniem nacjonalistycznej junty rządzącej Kijowem. Nasz region zamieniono w czarną dziurę, w dziurę, do której mają jedynie spływać rosyjskie dotacje. Nikt nie ma kontoli nad naszymi kopalniami i hutami, nad tym, co idzie na sprzedaż na Ukrainę – mowa tu na przykład o naszym węglu i o naszych metalach przemysłowych.

– Czy Donbas wróci do Ukrainy?

– Powrót do Ukrainy jest wykluczony z tej prostej przyczyny, że my nie możemy wrócić pod kontrolę państwa, które nas mordowało. Państwa, które robiło z nas nieludzi. Nie będziemy w stanie żyć pod flagą, pod którą nas mordowali. Nie będziemy w stanie stawać na baczność do hymnu, pod którym nas mordowali. To nielogiczne i nienaturalne. Nie patrząc na to, że Donbas idzie na pewne ustępstwa, nie jesteśmy ludźmi, których Ukraina może złamać. Dokonaliśmy historycznego wyboru w czasie referendum 11 maja 2014 roku i rozerwaliśmy nasze związki z Ukrainą. Nie uważamy się za część tego kraju i nie mamy zamiaru kiedykolwiek w przyszłości wracać do tego kraju i znowu stawać się jego częścią. To, że obecne władze DRL i ŁRL starają się wpisywać w retorykę Rosji twierdzącej, że Donbas to część Ukrainy, w żaden sposób nie odzwierciedla to nastrojów ludzi, którzy wychodzili na demonstracje z żądaniami oddzielenia się od nazistowskiej Ukrainy.

– Biorąc pod uwagę nasilenie ostrzałów ze strony DRL i ŁRL, myślisz, że Ukrainę czeka kolejna ofensywa separatystów?

– Obiektywnie rzecz biorąc, naszych sił starcza jedynie do działań obronnych. Bez pomocy Rosji, bez działań Federacji Rosyjskiej mających na celu zmuszenie nazistowskiej junty do zawarcia pokoju, my samodzielnie absolutnie nie będziemy w stanie niczego zrobić. Oczywiście, duch bojowy naszej armii jest wysoki, jesteśmy pod tym względem silni, jesteśmy gotowi walczyć i zwyciężać, ale to nie wystarczy do prowadzenia działań ofensywnych. Za długo czekaliśmy. Były momenty, gdy mieliśmy stosunkowo dużo sił, gdy byliśmy wystarczająco silni do przeprowadzenia natarcia, ale niestety nie otrzymaliśmy takich rozkazów od dowództwa naszych młodych państw. Jeśli ostatnim razem byliśmy mniej więcej przygotowani do takich operacji, to w tej chwili absolutnie nie jesteśmy na to gotowi. Mamy wystarczające siły do obrony naszych granic, ale nie do prowadzenia operacji ofensywnych.

Maciejczuk przeprowadził również wywiad z Lili Krawczenko, ps. Sowa. Ta znana ukraińska wolontariuszka spędziła dwa lata w Donbasie.

T.M.: – Z tego co mi wiadomo jesteś ciągle na froncie. Tym razem zawitałaś do Marjinki, gdzie wczoraj [18 VIII, wywiad przeprowadzono 19 VIII – red.] wasi żołnierze zostali zaatakowani przez separatystów. Mówi się, że Ukraińskie Siły Zbrojne atakowane są na całej linii frontu.

„Sowa”:– Tak, to prawda, niemal ciągle jestem na froncie. Właściwie od dwóch lat jeżdżę po Donbasie jako wolontariuszka. Ostatnie dwa dni spędziłam w Marjince, wcześniej byłam w Awdijiwce – i tu i tam znalazłam się pod ostrzałem. Potwierdzam, w ostatnim czasie aktywność separatystów zauważalnie wzrosła, przy czym głównie chodzi o wzrost liczby ostrzałów z broni wielkokalibrowej. Nad głowami latają nam pociski wystrzeliwane przez moździerze, przez artylerię i nawet przez działa samobieżne. W tej chwili nad naszymi głowami latają nawet pociski kalibru 152mm. Wczoraj w Marjince spłonęły dwa domy, a jeden został poważnie uszkodzony. Trafiono i uszkodzono również szkołę. Spłonęło kilka samochodów. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Wszyscy żywi.

– Czy dochodzi do walki twarzą w twarz?

– Raczej nie, działania separatystów ograniczają się raczej do ostrzałów z moździerzy, artylerii i haubic.

– Pamiętam zimę 2014/2015 i walki o donieckie lotnisko, Piaski, Spartak czy Debalcewo. To było prawdziwe piekło. Czy sytuacja jest równie poważna czy może do poziomu aktywności bojowej z tamtego okresu jest jeszcze daleko?

– Byłam w miejscach o których mówisz w czasie, gdy toczyły się o nie najcięższe walki, dzięki czemu mogę porównać to, co było wtedy i to, co mamy dzisiaj. Sytuacja w tej chwili nie jest aż tak zła. Szczerze mówiąc jest jeszcze daleko do tego, co widziałam w trakcie walk o donieckie lotnisko.

– Wkrótce 24 sierpnia, czyli dzień niepodległości Ukrainy. W 2014 roku w czasie parady w Kijowie separatyści domykali okrążenie waszych wojsk w Iłowajsku. Wtedy też z pola bitwy uciekł batalion Azow, a następnie do niewoli dostały się setki ukraińskich ochotników m.in. z batalionu Donbas. Czy tym razem separatyści również szykują jakieś przykre niespodzianki?

– Myślę, że na pewno będą nam chcieli zadać straty. Możliwe są lokalne natarcia i zwiększenie liczby ostrzałów artyleryjskich.

– Kiedy według ciebie zakończy się wojna w Donbasie i jakie są możliwości rozwiązania tego konfliktu?

– Szczerze mówiąc nie wiem kiedy. Osobiście nie widzę możliwości, by wojna miała skonczyć się w najbliższym czasie. Te wszystkie okresy zawieszenia broni wyglądają dobrze jedynie na papierze. To nie jest tak, że w tym czasie nie giną ludzie. Giną, walki trwają, chociaż może nie takie jak widziałeś pod donieckim lotniskiem czy w Debalcewie w 2015 roku. Nie mogę się zgodzić na federalizację Ukrainy, nie chcę, by nasz kraj przyjmował plan Putina. Nie chcę, by ktoś dyktował nam warunki. Sama jestem z Doniecka i chciałabym, żeby moje rodzinne miasto zostało w końcu wyzwolone. Nie chcę tu widzieć żadnych Donieckich i Ługańskich Republik Ludowych czy tak zwanej Noworosji.

– Wygląda na to, że Putin nie chce anektować Donbasu. Wyobrażasz sobie, że ten region wraca pod kontrolę Kijowa, a separatyści zakładają partię polityczną i dostają się do ukraińskiego parlamentu?

– Nawet nie chcę o tym myśleć, ale wszystko wskazuje na to, że taki scenariusz jest możliwy. Tak czy inaczej Donbas nie będzie częścią Rosji. Rosjanie nie po to wywołali tę wojnę i nie po to doprowadzili do zniszczenia całego regionu, żeby go teraz anektować i odbudowywać na własny rachunek. Wygląda na to, że Putin chce to zrobić na nasz koszt. Możliwe, że w jego powojennych planach Donbas ma pełnić rolę destabilizującą politykę naszego kraju.

Ostatni wywiad Maciejczuk przeprowadził 19 VIII z podoficerem Ukraińskich Sił Zbrojnych stacjonującym w poddonieckim Spartaku.

T.M.: – Brałeś udział w walkach o Debalcewo, następnie stacjonowałeś w Marjince, a teraz siedzisz w okopach w Spartaku pod Donieckiem. Podobno wczoraj zostaliście ostrzelani przez separatystów. Podobno wczoraj ostzrzeliwano waszych żołnierzy na całej linii frontu.

„Podoficer”:– Nie wiem czy atakowano nas na całej linii frontu, ale wiem, że na moim odcinku separatyści atakują obiekty strategiczne, w tym strefy przemysłowe, za pomocą artylerii. Czasami separatyści wyprowadzają natarcia, jednak po czasie okazuje się, że to jedynie prowokacje prawdopodobnie mające na celu zmusić naszą artylerię do osłaniania nas swoim ogniem. Przez to nasi artylerzyści zajęci są obroną przed fikcyjnym natarciem, a nie próbą zniszczenia wrogiej artylerii.

– Jakiej broni używają przeciwko wam separatyści?

– Właściwie każdej oprócz radzieckiej wyrzutni rakietowej BM-21 Grad.

– Pamiętam zimę 2014/2015 i walki o donieckie lotnisko, Piaski, Spartak czy Debalcewo. To było prawdziwe piekło. Czy sytuacja jest równie poważna czy może do poziomu aktywności bojowej z tamtego okresu jest jeszcze daleko?

– W tej chwili do sytuacji z zimy 2014/2015 jeszcze daleko. Nie jest tak ciężko jak wtedy. Ostrzały nie są na tyle częste i nie są zmasowane.

– Czy do chodzi do walk twarzą w twarz?

– Rzadko, ale dochodzi. Około tydzień temu jeden z naszych zginął w czasie takich walk. Separatyści próbowali rozwinąć natarcie na naszą pierwszą linię, broniliśmy się, ale niestety jeden z chłopaków dostał przeciwpancernym pociskiem kierowanym. To chyba był fagot. Z kolei jeden z separatystów zginął jakieś 50 metrów od naszych pozycji. Leży tam ponad tydzień i nawet nikt z ich strony nie próbuje się z nami skontaktować, żeby go stamtąd zabrać.

– Wkrótce 24 sierpnia, czyli dzień niepodległości Ukrainy. W 2014 roku w czasie parady w Kijowie separatyści domykali okrążenie waszych wojsk w Iłowajsku. Wtedy też z pola bitwy uciekł batalion Azow, a następnie do niewoli dostały się setki ukraińskich ochotników m.in. z batalionu Donbas. Czy tym razem separatyści również szykują jakieś przykre niespodzianki?

– Nie sądzę, żeby zorganizowali jakieś większe operacje ofensywne. Co najwyżej mogą organizować prowokacje, na przykład wysłać kilka grup dywersyjnych na nasz tył i próbować zmusić naszych do otwierania ognia na tyły. To oczywiście bardzo niebezpieczne sytuacje, w których może dojść do bratobójczego ognia.

– Kiedy według ciebie zakończy się wojna w Donbasie i jakie są możliwości rozwiązania tego konfliktu?

– Myślę, że my tę wojnę już przegraliśmy. Chyba nie uda nam się odbić Donbasu za pomocą siły. Pozostało prowadzić działania dyplomatyczne, prowadzić proces pokojowy, którego celem będzie powrót całego Donbasu pod kontrolę Ukrainy.

Wszystkie rozmowy przeprowadził Tomasz Maciejczuk.

Kresy.pl

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wilno
    wilno :

    Ta wojna skończy się, kiedy putin zrozumie, że Aglosasi to wróg wszystkich słowian, a nie będzię próbować wejść do ichnego klubu, teraz on i walczy i całuji się, dlatego ta wojna jest taka.

    • mop
      mop :

      TO JUZ PEWNE NA 300%,ŻE SWÓJ MÓZG WYSRAŁEŚ ZA STODOŁĄ !!! TWOICH BZDETÓW NIE DA SIĘ STRAWIĆ … ======== Taka ciekawostka ========
      Tyle było pisane o polskich najemnikach pacyfikujących powstanie w Donbasie, niestety do tej pory powstańcom nie udało się złapać żadnego z nich żywego ani martwego z dającymi się odczytać dokumentami. Tymczasem oni sami wszem i wobec ogłaszają swe istnienie! Poniżej Tomasz Maciejczuk banderowiec z Poznania. ===== http://www.wykop.pl/ramka/2981625/tomasz-maciejczuk-banderowiec-z-poznania/

  2. mop
    mop :

    W momencie obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania oligarchiczno – banderowskiej junty państwo ukraińskie przestało istnieć. Przestało istnieć w takiej formie politycznej i administracyjnej jaką znamy od dwudziestu lat. Nikt i nic nie jest w stanie tego przywrócić. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Marionetkowy rząd w Kijowie nie ma sił, żeby opanować tę sytuację. Nie ma pieniędzy ani środków siłowych. Propaganda podbija cały czas bębenek zagrożenia ze strony Rosji, która ponoć na nic innego nie czeka, jak tylko, żeby wpuścić swoje hordy na teren wschodniej Ukrainy i rezać. Takie brednie mogą mówić jedynie “politycy” którzy robią to za okreslone korzyści (i tych jestem w stanie zrozumieć) albo ci, którzy są zwykłymi kretynami i o polityce, zwłaszcza wykraczającej poza gminne koterie nie wiedzą nic. Ale ci powinni raczej zmienić zawód i znależć sobie zajęcie na miarę swoich możliwości intelektualnych. Czy Rosja może militarnie interweniować na Ukrainie? Oczywiście, że może! Ma po temu siły, środki i doskonały pretekst w postaci rosyjskojezycznej mniejszości (która tak na prawdę jest większością) na wschodniej Ukrainie. Ale Rosja tego nie zrobi.Bo po prostu nie musi. Jedynym przypadkiem, w którym Putin nie miałby wyjscia byłoby masowe zabijanie przez kijowską juntę Rosjan na wschodniej Ukrainie. A na to marionetki z Kijowa nie mają środków ani determinacj. Wiedzą bowiem doskonale, że są zwykłą bandą uzurpatorów osadzonych na urzędach przez usrael, CIA, Unię i kogo tam jeszcze. To jasne, że Rosja podlewa kontrolnie oliwy do ognia. Byliby głupi, gdyby w takiej sytuacji tego nie robili. ===== Rosja tę bitwę już wygrała i teraz może spokojnie siąść na brzegu rzeki i oczekiwać płynącego trupa nieprzyjaciela. ===== .
    //// ======= \\\\ PS… PRZYPOMNĘ !!! Ukraińskie Dien Bien Phu – trzy tysiące Ukraińców zabitych pod Debalcewem… Pod Debalcewem doszło do przetrącenia kręgosłupa “ukraińskiej armii”. Z punktu widzenia sztuki wojennej nic nie stoi obecnie na przeszkodzie, aby armie separatystów zaczęły się posuwać w kierunku Charkowa, a następnie na Kijów. Tymczasem KIJOWSKI BANDYTA Poroszenko oznajmił, że jakieś 80 procent jego oddziałów opuściło kocioł debalcewski w ramach uporządkowanego odwrotu. Z bronią i sztandarami. Straty w ludziach podobno są przy tym minimalne; zaledwie kilkunastu ukraińskich żołnierzy. Czyżby doszło do szczególnie ciężkiego przypadku utraty kontaktu z rzeczywistością? ===== Dzisiaj separatyści na Ukrainie mają więcej czołgów niż Francja, Włochy i Niemcy razem wzięte. Jak podają media,premier Ługańskiej Republiki Ludowej – Igor Płotnickij zagroził, że jeśli Ukraina nie będzie przestrzegała postanowień konferencji pokojowej Mińsk-2, to może dojść do kolejnych “kotłów” jak ten pod Debalcewem, z tym, że już pod Charkowem, Kijowem, a nawet pod Lwowem. Wiele wskazuje na to, że mogą to być rzeczywiste groźby, bo separatyści mają już, dzięki Rosjanom, siły i środki potrzebne do przeprowadzenia takiej kampanii. PS. Wprawdzie Ukraina w granicach sprzed konfliktu z Rosją była uznawana za państwo i nikt nie podważał jej terytorialnego kształtu, niemniej jednak lukę w sformalizowaniu stanu faktycznego z pewnością wykorzysta Władimir Putin. Zresztą Kreml już odniósł pierwsze zwycięstwo: 7 kwietnia 2014 roku ósmy Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon wygłosił oświadczenie, które zostało zakazane do dystrybucji w ukraińskich mediach i Internecie, a w którym stwierdził, że ONZ nie może uznać działania Federacji Rosyjskiej względem Ukrainy jako naruszenia prawa, ponieważ zgodnie z dokumentami terytorium Ukrainy jest okręgiem administracyjnym ZSRS, nie jest zatem suwerennym państwem. Swoiste kuriozum stanowi fakt, iż – zdaniem ekspertów – Rosja może teraz złożyć oświadczenie o przynależności terytorium ukraińskiego do państwa rosyjskiego, zastrzegając, iż wszystko, co dzieje się w tym regionie stanowi wewnętrzną sprawę Rosji. Oznacza to, iż z punktu widzenia prawa międzynarodowego wybory z dnia 25 maja są nieważne. Kreml najwyraźniej jednak nie zamierza wykorzystywać w ten sposób sytuacji. Podobną zresztą inercję zachowują Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Być może wszystkie państwa bezpośrednio zaangażowane w konflikt stwierdziły, że metoda faktów dokonanych może jedynie zaognić i tak napiętą sytuację oraz uniemożliwić realizację celów, jakie stawiają sobie poszczególne strony. === Nie jest jednak wykluczone, że koniec końców Zachód odda Rosji terytorium Ukrainy, jeżeli na horyzoncie pojawi się widmo zysku. W końcu nie raz tak robił a przez kolejne wieki w prowadzonej przez niego polityce niewiele się zmieniło.===