Litewska kolonizacja

Czy Litwini wykluczą Polaków z życia politycznego? Czy nie temu mają służyć planowane zmiany w prawie wyborczym?

W Sejmie RP odbyło się spotkanie robocze parlamentarzystów z przedstawicielami Litewskiej Głównej Komisji Wyborczej. Nie wzbudziło ono jednak zainteresowania polskich mediów – ani papierowych, ani elektronicznych.

W szczególności nie zwróciły uwagi dwie wypowiedzi przewodniczącego Głównej Komisji Wyborczej Litwy Zenonasa Vaigauskasa – cytuję je za relacją posła Artura Górskiego, zamieszczoną na jego portalu, a przytoczoną przez portal Akcji Wyborczej Polaków na Litwie l24.lt.

Pan Vaigauskas był uprzejmy poinformować polskich posłów, że „jest niezwykle kłopotliwe i jest ’dużym obciążeniem’, że w dwóch samorządach na Litwie (w rejonach Wileńskim i Solecznickim) od wielu lat istnieje monopol partyjny (Akcji Wyborczej Polaków na Litwie). W innych samorządach rządzący się zmieniają, a w tych dwóch nie, co ’krytykują wyborcy innych partii’”.

Co więcej, przewodniczący Litewskiej Głównej Komisji Wyborczej „negatywnie ocenił fakt, że partie mniejszości obeszły 7 proc. próg wyborczy dla koalicji poprzez wciągnięcie na listę AWPL przedstawicieli innych mniejszości i innych partii”.

Stwierdził także, że „na Litwie trwa dyskusja, jak zmienić przepisy prawa wyborczego, aby to w przyszłości uniemożliwić”. Rozważa się mianowicie „możliwość wprowadzenia takiej regulacji, która umożliwi tworzenie listy wyborczej tylko z kandydatów (członków) jednej partii”.

Wypowiedzi powyższe zapowiadają oczywisty i bezprecedensowy w demokratycznej Europie atak na prawa polityczne mniejszości narodowej. Wpisuje się też w skuteczny i wielokrotnie przećwiczony schemat wprowadzania na agendę publiczną kontrowersyjnych, wymierzonych w litewskich Polaków pomysłów politycznych w celu przyzwyczajenia do nich opinii publicznej, a zarazem przetestowania reakcji Polaków litewskich i Polski.

Żeby nie być gołosłownym, przytoczę przykłady.

W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku podjęto i prowadzono działania mające na celu ograniczenie liczby szkół polskich oraz zminimalizowanie wpływu samorządów na ich działalność. Równocześnie wypracowano więc dwie koncepcje lituanizowania szkolnictwa polskojęzycznego.

Litewski nauczyciel i litewska szkoła

Koncepcja pierwsza – nazywam ją „litewski nauczyciel i litewska szkoła” – realizowana oficjalnie od 1996 r. – o czym dalej – w sposób prowokacyjny sformułowana została w roku 1998, w tygodniku informacyjnym dla mieszkańców powiatu wileńskiego „Vilniaus balsas” („Głos Wileński”).

„Na Wileńszczyźnie w latach polskiej okupacji litewski nauczyciel, uczeń i język litewski były prześladowane. W okresie sowieckiej okupacji ludziom obok terroru był narzucany ogólnozwiązkowy język rosyjski. Obecnie, po odzyskaniu niepodległości Litwy obowiązkiem nas wszystkich jest przywrócenie języka litewskiego na Wileńszczyznę, a razem z językiem powróci i rodzina narodu litewskiego, i wynarodowiony człowiek tego kraju. Najlepszą drogą, aby to osiągnąć, jest litewski nauczyciel i litewska szkoła”.

Realizując tę koncepcję, 25 lipca 1996 r. rząd Republiki Litewskiej przyjął Uchwałę nr 882 „O programie socjalnego rozwoju rejonów Litwy Wschodniej (Wileńszczyzny) na lata 1996-2000”. Faktycznie uchwała dotyczyła budowania na Wileńszczyźnie, zwłaszcza na obszarach zamieszkałych w większości przez Polaków, a w niewielkim tylko stopniu przez Litwinów, alternatywnego do polsko-, rosyjsko- i litewskojęzycznego szkolnictwa podległego samorządom, szkolnictwa litewskojęzycznego podległego administracji centralnej.

Po roku, 2 lipca 1997 r., przemawiając z trybuny sejmowej, tak działalność litewskich władz na niwie szkolnictwa podsumował poseł Jan Mincewicz: „Z roku na rok przeznacza się dodatkowe miliony litów na budownictwo wspaniałych litewskich szkół w miejscowościach, gdzie prawie nie ma komu w nich się uczyć. A jednocześnie nigdzie nie są budowane nowe polskie szkoły (…) Obecnie (…) otwiera się jeszcze około 20 nowych szkół litewskich, gdzie w większości wypadków będzie się uczyło po kilku uczniów. Na ten cel rząd już przeznaczył dla powiatu wileńskiego: dla szkół litewskich 5 milionów litów, dla polskich – 0”.

Koncepcja ta początkowo wyglądała na absurdalną. Nie było budynków szkolnych, nie było nauczycieli i – co najważniejsze – nie było chętnej młodzieży…

Z upływem lat okazało się jednak, że polityka władz litewskich odnosi sukcesy. W litewskojęzycznych szkołach powiatowych wzrasta liczba polskich dzieci.

Przy czym istotne jest, że szkolnictwo to nastawione jest nie na zwyczajne wynarodowienie (lituanizację) młodych Polaków. Celem tego szkolnictwa jest poddanie polskiej młodzieży absurdalnej antypolskiej indoktrynacji. Indoktrynacji w duchu litewskiego szowinizmu.

Klinicznym wręcz przykładem tego zjawiska jest słynne wypracowanie Katarzyny Andruszkiewicz, uczennicy państwowego Gimnazjum Tysiąclecia Litwy w Solecznikach.

„Chociaż minęło już ponad siedemdziesiąt lat od chwili, gdy wielowiekowa i historyczna stolica Litwy i jedna czwarta Wileńszczyzny zostały zwrócone po dwudziestu latach okupacji, ale skutki okupacji widać dotychczas. Nawet dziś dużo ludzi nie mówi w języku państwowym, nazwiska są spolszczone, ale co mnie najbardziej zdziwiło i nawet wstrząsnęło to to, że w niektórych miasteczkach nazwy ulic są pisane po polsku i po litewsku”.

Ten niewielki fragment wypracowania to – jak napisałem w innym miejscu – „wstrząsający dowód zbrodni na młodych umysłach – brutalnej indoktrynacji w duchu agresywnie antypolskiego litewskiego szowinizmu. Indoktrynacji wpajanej przez litewską szkołę jej polskim uczniom”.

Polski nauczyciel i polska szkoła

Druga koncepcja ataku na polskie szkolnictwo – nazywam ją przez analogię „polski nauczyciel i polska szkoła” – to koncepcja lituanizacji polskiego szkolnictwa poprzez wprowadzenia do szkół jako wykładowego języka państwowego, czyli litewskiego.

Program ten formułowany był od czasu do czasu w wypowiedziach różnych litewskich oficjeli – polityków i urzędników.

W grudniu 1996 r. nowy sajudistowski minister oświaty, akademik Zigmas Zinkėvičius, patriarcha litewskich szowinistów i herold agresywnego i absurdalnego antypolonizmu, program ten ogłosił w wywiadzie opublikowanym w „Valstiečiu laikraštis” („Dzienniku Chłopskim”). Oto jego clou: „Powiem wprost: we wszystkich szkołach państwowych nauczanie musi się odbywać w języku państwowym. Jak to jest na całym świecie. Przejście do takiej praktyki uzasadniamy interesami uczniów. Dzieci wszystkich narodowości mają prawo otrzymać jednakowe przygotowanie”.

Program Zinkėvičiusa próbował kontynuować jego następca – minister Kornelijus Platelis. Zapytany o perspektywy polskiego szkolnictwa powiedział w wywiadzie udzielonym pismu „Znad Wilii”: „Albo będzie zmniejszać się ich [tzn. szkół polskich – przyp. A.Ch.] liczba, albo wiele przedmiotów szkoły będą musiały wprowadzić w języku litewskim, gdyż taki jest po prostu interes ludzi”.

Tego typu wypowiedzi mógłbym cytować w nieskończoność. Przez długi czas nie przekładały się one na konkretne działania, ale wszystko do czasu.

Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku postsajudisowskie władze litewskie (litewscy konserwatyści) przystąpiły do realizacji tego projektu. Czyniły to etapami. Najpierw tworząc narzędzia do ograniczenia naboru do polskich szkół, z perspektywą ich likwidacji, następnie wprowadzając ujednolicenie wymogów egzaminu maturalnego z języka litewskiego – ojczystego w szkołach litewskich i obcego, państwowego w szkołach polskich – a więc nauczanego według różnych programów.

Wreszcie 17 marca 2011 r. litewski sejm uchwalił ustawę reformującą oświatę, której rezultatem ma być nauczanie części przedmiotów w szkołach polskich po litewsku.

Takim oto sposobem litewskie władze doprowadziły do sytuacji, że możliwe będzie, iż polskie dzieci lituanizować będą polski nauczyciel i polska szkoła.

Obrona polskiego szkolnictwa

Postępowanie władz litewskich oczywiście wywołało burzliwe protesty litewskich Polaków. Jeszcze przed uchwaleniem reformy oświaty doszło do strajku szkolnego polskich dzieci, który to strajk objął większość polskiej młodzieży. Rozszerzający się protest stawiał władze litewskie w trudnej sytuacji. Wizerunek Litwy jako kraju, w którym by sprzeciwić się dyskryminacji ze względu na narodowość, młodzież szkolna musi uciec się do metod tak drastycznych jak strajk, znacznie by ucierpiał. Wtedy na Litwie zjawił się Donald Tusk i z litewskim rządem wynegocjował powołanie wspólnej komisji ekspertów do spraw oświaty.

W rezultacie Polacy zawiesili strajk… Bardzo szybko okazało się, co zresztą było do przewidzenia, że strona litewska uczyniła z posiedzeń wspólnej komisji farsę. Pan premier natomiast w kwestii realizacji złożonej Polakom obietnicy swoim zwyczajem – by posłużyć się wdzięcznym określeniem redaktora Stanisława Michalkiewicza – energicznie kiwał (i kiwa nadal) palcem w bucie.

Naiwne okazały się również nadzieje wiązane ze zmianą ekipy rządowej i udziałem Akcji Wyborczej w rządzącej Litwą od ponad pół roku koalicji. O jakichkolwiek merytorycznych zmianach postanowień reformy oświaty przychylni (podobno) Polakom politycy litewscy nie chcieli nawet słyszeć. Ostatecznie – i to w rezultacie presji Akcji Wyborczej grożącej wyjściem z koalicji rządowej – rządzący Litwą rzucili Polakom ochłap.

Tym ochłapem było rozporządzenie ministra oświaty i nauki Dainiusa Pavalkisa z 20 lutego br. wprowadzające ulgi do tegorocznego egzaminu maturalnego z języka litewskiego dla uczniów szkół mniejszości narodowych. Wywołało ono furię litewskich nacjonalistów, było atakowane przez panią prezydent… i zostało zaskarżone do Najwyższego Sądu Administracyjnego jako niezgodne z konstytucją. 18 czerwca „Litewski Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że decyzja o ulgowym egzaminie z języka litewskiego dla maturzystów szkół mniejszości narodowych stoi w sprzeczności z konstytucyjną zasadą równości”… i wszystko wróciło do stanu sprzed dwóch lat, stanu po uchwaleniu reformy.

W ciągu tych dwóch lat polski opór – uczniów, rodziców, nauczycieli, działaczy Macierzy Polskiej, ZPL, AWPL, polskich posłów – został osłabiony. Trzeba w tym miejscu dodać, przy znaczącym udziale polityków z Polski, zwłaszcza premiera Donalda Tuska, ale także prezydenta Bronisława Komorowskiego. Kontrowersje w kwestii reformy szkolnictwa nie dotyczą już jej istoty – zrównania wymogów maturalnych z dwóch różnych przedmiotów, z języka ojczystego (litewski w szkołach litewskich) oraz z języka obcego, państwowego (litewski w szkołach polskich), a także wykładania części przedmiotów po litewsku w szkołach polskich. Obecnie spór ten koncentruje się na kwestii niewątpliwie ważnej, ale o znaczeniu technicznym – na okresowym poluzowaniu kryteriów egzaminacyjnych w związku z różnymi programami nauczania tych przedmiotów.

Sytuacja w oświacie jest więc jednoznaczna. Obecnie na Litwie trwa (w najgorsze) „konsumpcja” wymierzonego w Polaków prawa. Jedyną różnicą w tej materii między koalicją rządową a opozycją jest kwestia okresu przejściowego – okresowych ulg w wymogach maturalnych. Co do istoty rzeczy, reforma oświaty nie zostanie zreformowana – istnieje pełna zgoda wszelkich sił politycznych na Litwie z wyjątkiem Akcji Wyborczej.

Alarm w sprawie samorządów

Dyskryminacja Polaków na Litwie jest totalna i dotyczy wszystkich aspektów życia politycznego, ekonomicznego, społecznego, kulturowego, a nawet osobistego (litewska pisownia polskich imion i nazwisk). W takiej sytuacji należy koncentrować się na kwestiach dla Polaków fundamentalnych, przesądzających o „być albo nie być” Polaków na Litwie. Tak się ponadto składa, że skutki pozbawienia praw Polaków w tych dziedzinach będą w najlepszym razie bardzo trudno odwracalne. Te kwestie to zwrot ziemi, polskie szkolnictwo i władza samorządowa.

Sprawa zwrotu ziemi została praktycznie przegrana. Znaczna część atrakcyjnie położonych działek pod Wilnem znalazła się, prawem kaduka, w litewskim posiadaniu. W posiadaniu litewskich polityków, litewskich urzędników ziemię zwracających i u różnych litewskich ciemnych typów wykorzystujących korupcyjne lub inne dojścia do polityków i urzędników.

Sprawa oświaty jest właśnie przegrywana. Przeforsowana reforma oświaty to program wynarodowienia Polaków na Litwie w ciągu kilku pokoleń. To realizacja strategicznego celu litewskich nacjonalistów, skąd by się – z prawa czy z lewa – oni nie wywodzili. Młodzież bowiem będzie rozmawiać między sobą i w życiu publicznym w takim języku, w jakim rozmawia się w szkole. W rezultacie polszczyzna, a z nią polskość, znikną z Wilna i okolic. Program taki został przetestowany na Litwie w dwudziestoleciu międzywojennym i na Białorusi po II wojnie, a jego rezultat to faktyczna likwidacja ludności polskiej na Litwie (poza Wileńszczyzną) i słaba kondycja Polaków na Białorusi.

Władza samorządowa na razie ma się dobrze, choć próby majstrowania przy niej ciągle trwają, choćby poprzez niekorzystne dla Polaków zmiany granic okręgów wyborczych. Polacy rządzą na Wileńszczyźnie, choć forsowana przez państwo litewskie i przez litewskich urzędników litewska kolonizacja obszarów podwileńskich trwa i przynosi skutek, zmieniając ich skład narodowościowy.

Przytoczone na początku artykułu wypowiedzi przewodniczącego Głównej Komisji Wyborczej Litwy Zenonasa Vaigauskasa świadczą o tym, że zdaniem władz litewskich proces ten przebiega zbyt wolno. „Monopol partyjny (Akcji Wyborczej Polaków na Litwie)” na Wileńszczyźnie trzeba zlikwidować . „Na Litwie trwa dyskusja – mówi bez żenady polskim posłom pan Vaigauskas – jak zmienić przepisy prawa wyborczego, aby to w przyszłości uniemożliwić”.

Na przykład nakazać umieszczanie na listach wyborczych kandydatów wyłącznie członków partii zgłaszającej listę – to sprzeczny z demokratycznymi standardami absurd.

Ale czyż absurdem nie było rozwijanie sieci szkół z litewskim językiem nauczania na obszarach, gdzie ludność litewska stanowiła nieznaczny procent mieszkańców, gdzie brak było budynków szkolnych i trzeba było budować nowe, gdzie nie było nauczycieli i – co najważniejsze – nie było chętnej do pobierania nauki w języku litewskim młodzieży?

Czyż absurdem nie jest wymaganie od młodzieży polskiej, by w szkołach polskojęzycznych uczyła się języka litewskiego według programu nauki języka ojczystego, który dla większości z nich językiem ojczystym nie jest, a nie według programu nauki języka obcego?

Czyż absurdem nie jest ustanowienie takich samych wymagań egzaminacyjnych na maturze dla tych dwóch różnych przecież i do niedawna uczonych według znacznie różniących się programów, przedmiotów?

Dziś rojenia pana Zenonasa Vaigauskasa wydają się absurdalne. Jeśli jednak nie potraktujemy ich poważnie, jeśli nie będziemy bić na alarm i zarazem wnikliwie patrzeć Litwinom na ręce, to za parę lat rojenia te mogą stać się rzeczywistością.

Szczerze mówiąc, nie liczę w tej kwestii na żadną reakcję zobowiązanych do tejże – choćby traktatem polsko-litewskim – władz polskich.

Adam Chajewski

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply