Parafia będzie trwać


Najbardziej zadbanym zabytkiem w Krzemieńcu oprócz Muzeum Juliusza Słowackiego jest oczywiście zbudowany w latach 1853 – 1857 kościół parafialny p.w. św. Stanisława Biskupa.

Jego obecnym proboszczem jest ks. Władysław Iwaszczak, młody kapłan rodem z Sambora. Przejął pałeczkę od ks. Tadeusza Mieleszki, który po kilkunastu latach posługi w Krzemieńcu wrócił do Polski. Ks. Iwaszczak urodził się w 1978 r. Wyświęcony został w roku 2002, krótko pracował jako wikary w parafii w Tarnopolu, a następnie w Iwano – Frankowsku, czyli dawnym Stanisławowie. W sierpniu 2005 r. objął parafię w Krzemieńcu jako jej kolejny proboszcz. Koledzy kursowi zazdrościli mu tej nominacji – parafia krzemieniecka należała przecież do najbardziej znanych na całej Ukrainie, a objęcie jej było poczytane w kościelnych księgach za awans. Ksiądz Władysław szybko jednak przekonał się, że koledzy zazdrościć nie mają czego. Przejęty po poprzednikach dom był owszem uroczo położony na zboczu góry za katolickim cmentarzem, ale w razie niepogody, zwłaszcza po deszczu, trudno było się do niego dostać stromymi dróżkami nawet na piechotę, nie mówiąc już o wjeździe samochodem. Zimą samochód musiał zostawić na dole i iść na górę piechotą. Parafia okazała się niewielka, a jej potrzeby ogromne. Zbliżała się sto pięćdziesiąta rocznica konsekracji kościoła i trzeba było przyspieszyć prowadzone w nim prace renowacyjne. Po niej przypadała dwóchsetna rocznica urodzin Juliusza Słowackiego, do której parafia będąca częścią środowiska polskiego musiała się jakoś przygotować (w powszechnej opinii utożsamiana ona była z polskością). Jednocześnie jednak okazało się, że względy duszpasterskie sugerują dokonanie w parafii pewnych zmian, co od razu napotkało opór niektórych jej ważniejszych członków.

Nie tylko Polacy

,,Gdy przyjrzałem się swoim parafianom, których w kartotekach figurowało 220 skonstatowałem, że 40 proc. z nich to nie Polacy, ale rdzenni Ukraińcy” – mówi ks. Władysław. ,,Rodziny tutejszych Polaków są bowiem mieszane. Jest to zupełnie naturalne, bo przecież tutejsza polska diaspora jest niewielka. Co roku doznaje ona też swoistego upustu krwi. Młodzież, która wyjeżdża na studia do Polski, do Krzemieńca zazwyczaj już nie wraca. To, że parafia nie zmniejsza liczby wiernych wynika właśnie z małżeństw mieszanych. Gdyby nie one, to pewnie parafia zbliżałaby się do wymarcia. Tymczasem nie tylko nie wymiera, ale rocznie przybywa jej kilku wiernych. Z myślą o nich zacząłem wprowadzać do kościoła język ukraiński. Oczywiście nie w sposób gwałtowny. Bez umniejszania znaczenia języka polskiego. Liturgię Mszy św. w dalszym ciągu sprawowałem w języku polskim. Natomiast sakramenty takie, jak chrzest czy małżeństwo zacząłem udzielać w obu językach, po polsku i ukraińsku, w zależności od tego, jak sobie życzą wierni. Język ukraiński wprowadziłem też do katechezy. Większość dzieci z rodzin mieszanych, nawet te, które uczą się języka polskiego, na co dzień rozmawiają w domach po ukraińsku i ten język najlepiej znają. Język polski jest ich językiem “świątecznym”.

Nie mieściło się w głowie

Praktyka wprowadzona przez ks. Władysława spowodowała, że zaczął on być oskarżany o chęć zukrainizowania parafii, uchodzącej dotąd za symbol polskiego trwania. Znaleźli się też i tacy, którzy zaczęli widzieć w nim Ukraińca, choć zarówno ze strony ojca Jana, jak i matki Marii, jest on czystym Polakiem – podobnie jak jego dziadowie. Ciężkie przejścia miał ks. Władysław zwłaszcza z panią Ireną Sandecką, której nie mieściło się w głowie, by język ukraiński mógł być używany w kościele. Wcześniej udało jej się skutecznie zniechęcić do tego zarówno ks. Marcjana Trofimiaka i Tadeusza Maleszkę.

Obecnie nastroje nieco się uspokoiły. Okazało się bowiem, że ks. Władysław nikogo na siłę ukrainizować nie zamierza. Nie zerwał też współpracy z Towarzystwem Odrodzenia Kultury Polskiej.

,,Staram się z nim dalej współdziałać” – podkreśla. ,,Oczywiście nie wchodzimy sobie w paradę. Są rzeczy, które są domeną towarzystwa i takie, które są domeną parafii. Są jednak i takie, w których nasz interes jest wspólny. W tych staramy się ściśle współpracować. Jest to zupełnie naturalne, bo przecież członkowie towarzystwa to moi parafianie.”

Ksiądz Władysław dał się też poznać jako zdolny administrator i organizator życia parafii. Udało mu się przy pomocy parafian, a także dzięki wsparciu różnych instytucji w Polsce, w tym głównie Stowarzyszenia “Wspólnota Polska”, przeprowadzić w kościele szereg prac renowacyjnych. Zainicjował też nowe formy duszpasterstwa. Strzałem w dziesiątkę okazały się zwłaszcza rekolekcje wyjazdowe dla poszczególnych grup wiekowych oraz wyjazdy w góry dla młodych małżeństw. W pierwszym roku swej posługi po raz pierwszy od 1945 r. ks. Władysław zorganizował też procesję Bożego Ciała po ulicach Krzemieńca, co w miasteczku odbiło się szerokim echem. Było to też duże przeżycie dla samych parafian, z których prawie wszyscy po raz pierwszy w życiu wyszli z Chrystusem na ulicę.

,,Od tego czasu procesję Bożego Ciała organizujemy co roku”- mówi ks. Władysław. ,,Mieszkańcy Krzemieńca początkowo byli tym zdziwieni, ale gdy dowiedzieli się, że kapłan podczas procesji idzie z Najświętszym Sakramentem, zaczęli się do niej odnosić z dużym szacunkiem.”

Ks. Władysław podjął też działania na rzecz odzyskania dawnej plebani.

,,Obecny dom, który odziedziczyłem po swoich poprzednikach nie jest bowiem plebanią. To jest dom, w którym mieszka ksiądz. Plebania musi spełniać jeszcze inne wymogi. Musi przede wszystkim być blisko kościoła. Ksiądz musi być stale dostępny dla ludzi, a nie mieszkać w domu odległym od nich o kilka kilometrów. Także wspólnota parafialna musi mieć gdzie się spotkać, dysponować odpowiednim zapleczem katechetycznym, biblioteką itp. Podjęliśmy oczywiście starania o zwrot dawnej zabranej parafii przez władze sowieckie plebani. Jest to jednak sprawa skomplikowana. Część plebani moi poprzednicy cudem odzyskali i przekazali dla towarzystwa. Nie można jej jednak remontować, bo resztę plebani zajmuje Miejski Urząd Socjalny. Na razie odzyskaliśmy grunt, na którym stoi plebania. Obecnie czekamy, aż się wreszcie wyprowadzi i będziemy musieli podjąć generalny remont plebani.”

Proboszcz w Krzemieńcu powinien mieszkać przy kościele także ze względu na gości z Polski, odwiedzających Krzemieniec. Ci, którzy przyjeżdżają pierwszy raz są zdziwieni, że ksiądz mieszka zupełnie gdzie indziej i nie ma kto otworzyć zamkniętego kościoła, a gości ks. Władysław ma sporo.

Jak na wakacjach

,,Przez kilka dni po objęciu parafii w Krzemieńcu czułem się jak na wakacjach” – wspomina. ,,Cisza i spokój. W Stanisławowie, gdzie była duża parafia, od rana do wieczora miałem co robić. Nawet przez plebanię przewijały się dziesiątki ludzi, zgłaszających się z najróżniejszymi sprawami. Tu nie przychodził nikt. Po kilku dniach myślałem, że zwariuję. Szybko jednak wszystko wróciło do normy. Zaczęły szukać mnie nie tylko wycieczki, ale oficjalne delegacje, dyplomaci i polscy biznesmeni, szukający możliwości robienia interesów w okolicy, przedstawiciele Kościoła, ludzie kultury itp. Wszyscy przychodzą w gości i jeżeli znów jakoś ocierają się o Krzemieniec, to do mnie wstępują twierdząc, że u księdza są najlepsze w mieście obiady. Ja cieszę się z tego, bo kontakty z ludźmi człowieka wzbogacają…Wszelkie wycieczki i delegacje odwiedzające Krzemieniec pozytywnie wpływają też na życie parafii. Zwłaszcza jeżeli uczestniczą we Mszy św.”

Jeżeli chodzi o przyszłość powierzonej mu wspólnoty, to ks. Władysław jest raczej spokojny.

,,Dzięki temu, że kościół był tu zawsze czynny w parafii krzemienieckiej są zarówno osoby starsze, jak średnie pokolenie, młodzież i dzieci”- podkreśla. ,,Nagłego jej rozwoju nie można oczywiście się spodziewać, ale parafia na pewno nie zginie i będzie trwać.”

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply