Najstarsza polska osada

Na rumuńskiej Bukowinie, przypominającej krajobrazem nasze Bieszczady, leży Kaczyka, po rumuńsku zwana Cacicą. Wysiadając w niej z auta, ma się wrażenie, że znalazło się w jakiejś parafii w Beskidach.

Mieszkańcy witają każdego gwarą z ich okolic. Nad centralnym placykiem tej miejscowości na zboczu góry stoi masywny murowany kościół ze strzelistą wieżą i polskim napisem na frontonie:” Maryjo Niepokalanie Poczęta – módl się za nami”. Obok na stoku widać spory budynek z napisem „Dom Polski”, w bezpośrednim sąsiedztwie którego rozłożyła się szkoła. Krajobraz po drugiej stronie placyku jest nieco inny. Zdominował go schodzący ku dolinie zespół budynków z wysokim kominem. To kopalnia soli kamiennej, której odkrycie stworzyło Kaczykę i spowodowało, że zaczęli się w niej osiedlać Polacy sprowadzeni dla jej wydobycia, dając początek dzisiejszej polskiej diasporze na Bukowinie.

Dwadzieścia kilka familii

Kaczyka jest niewątpliwie najstarszą polską osadą na rumuńskiej Bukowinie – stwierdza emerytowany inżynier, Alojzy Grudnicki, pochodzący ze starej rodziny polskich sztygarów, którzy ją współtworzyli. – Pierwsi polscy górnicy przybyli na jej teren w 1782 r. z Bochni. Jak wspominają ówczesne kroniki było ich w sumie „dwadzieścia kilka familii” i każda z nich otrzymała grunta. W owym czasie cały obszar dzisiejszej Kaczyki porastała puszcza, a ewentualną obecność soli zdradzały słone jeziora. Bocheńscy skalnicy przez trzy lata tworzyli osadę i dopiero w 1785 r. przystąpili do poszukiwań. Po trzech latach zakończyli je sukcesem i zaczęli budować kopalnię, która w 1791 r. podjęła wydobycie. Chcąc ustabilizować załogę, austriackie władze sprowadziły dla niej z Krakowa polskiego kapelana, ks. Jakuba Bogdanowicza i pomogły także zbudować drewnianą świątynię. Wzniosły też szkołę z polskim językiem nauczania. Była to chyba pierwsza tego typu placówka poza granicami dawnej Rzeczypospolitej. Polacy z Bochni musieli być przez władze austriackie bardzo cenieni, bo już w 1826 r. podjęły one decyzje o sprowadzeniu, na bardzo korzystnych warunkach, następnej ich partii z Galicji. Dały one początek leżącym wokół Kaczyki czysto-polskim wsiom , takim jak: Poiana Mikuli, Sołoniec, Plesza, Stara Huta, Solec. Ich mieszkańcy traktowali zawsze Kaczykę jako swoją stolicę. Był już w niej polski kościół i szkoła, czyli instytucje, o utworzenie których oni dopiero się starali. Część z nich, jak np. mieszkańcy Solca, Sołońca czy Pleszy, dochodziła również do pracy w kaczyckiej kopalni. Z biegiem czasu Kaczyka stawała się ośrodkiem życia narodowego Polaków mieszkających w okolicy. Zaczęły w niej działać różnego rodzaju stowarzyszenia, towarzystwa śpiewacze i zespoły taneczne, na bazie których powstał później Związek Polaków w Rumunii.

Skromny kościółek

Na przełomie XIX i XX wieku skromny kaczycki kościółek, w którym od początku jego istnienia znajdowała się, przywieziona ze Stanisławowa, kopia Cudownego Wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej, przekształcił się w znane na Bukowienie sanktuarium maryjne, do którego na święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny ciągnęły zewsząd piesze pielgrzymki. By dodać mu splendoru dla jego potrzeb rozpoczęto budowę nowej okazałej świątyni, którą konsekrował 16 października 1904 r. arcybiskup lwowski Józef Bilczewski.

Po I wojnie światowej, gdy Bukowina po rozpadzie Austro-Węgier została przyłączona do Rumunii, Kaczyka zaczęła powoli zmieniać swe oblicze. Nowe władze sprowadziły tu Rumunów wyznania prawosławnego, którzy utworzyli własną parafię. Za ich przykładem poszli Ukraińcy, będący głównie grekokatolikami, którzy zorganizowali także swoją parafię.

Pomimo to, Kaczyka zachowała polski charakter. Polacy stanowili przecież 70 proc. jej mieszkańców. Z nich wywodziła się też cała inteligencja, złożona głównie z kadry inżynieryjno-technicznej kopalni. W ich rękach było też całe rzemiosło. Poziom kulturalno- cywilizacyjny polskiej części Kaczyki zdecydowanie też odróżniał się od rumuńskiej i ukraińskiej. Ślady tego są widoczne po dziś dzień. Ukraińska dzielnica budzi zachwyt, ale etnografów. Można w niej zobaczyć całe zespoły kurnych chat, które nawet w momencie budowy były już całkowitym anachronizmem.

Nastały ciężkie czasy

Zaznaczyć trzeba, że pomimo niesprzyjającego nastawienia władz rumuńskich Kaczyka pełniła w okresie międzywojennym nadal rolę duchowego centrum Polaków na Bukowinie. Z zamieszkałych przez nich miejscowości na święto Wniebowzięcia NMP wyruszały do niej piesze pielgrzymki z chorągwiami i kapelami, w których niemal wszystkie kobiety i dzieci odziane były w krakowskie stroje ludowe.

Po II wojnie światowej , gdy Rumunia została opanowana przez komunistów, dla Kaczyki nastały ciężkie czasy. Jako duchowa stolica Polaków, przeznaczonych do roztopienia w rumuńskiej masie, nie miała racji bytu. Władze nie tylko, tak jak gdzie indziej, skasowały w niej polskie organizacje, ale systematycznie je deprecjonowały.

– Zlikwidowały Urząd Gminy, posterunek policji, ośrodek zdrowia, a „Dom Polski” zamieniły w wiejską świetlicę – wspomina inż. Alojzy Grudnicki. – Polska inteligencja została wyrzucona z mieszkań i dokwaterowana do chałup rumuńskich gospodarzy. Rodzinę mojego ojca, który był w kopalni ober sztygarem, również usunięto ze skonfiskowanego domu. Pod pozorem górniczego zagrożenia władze rozebrały także 70 domów w polskiej dzielnicy, przenosząc ich właścicieli do Gury Humoru i Suczawy. W efekcie przestała w Kaczyce praktycznie istnieć warstwa polskiej inteligencji. Likwidując rzemiosło, Rumuni pozbawili też chleba dziesiątki polskich rzemieślników, którzy wraz z rodzinami zaczęli z niej wyjeżdżać. Na ich miejsce władze osadzały rodziny rumuńskie, w rezultacie czego zmienił się szybko skład etniczny. Dzieci pochodzące z polskich rodzin też zaczęły się rumunizować, od 1964 r. w naszej szkole zaprzestano bowiem nauczania języka polskiego.

Rumunizowanie Polaków

Przez wiele lat jedynym ośrodkiem życia narodowego kaczyckich Polaków była parafia, ale w końcu lat siedemdziesiątych i ona przestała być bastionem polskości. Jej proboszczem został bowiem ksiądz Joan Portak, kapłan niezwykle oddany swojej diecezji i weteran komunistycznych łagrów w delcie Dunaju, bardzo energiczny gospodarz …ale nie rozumiejący ani słowa po polsku.

– Polacy, zwłaszcza ci najstarsi, byli tym bardzo rozgoryczeni – wspomina inż. Grudnicki. – Grzeszyli bowiem po polsku, a spowiadać się musieli po rumuńsku. Znaczna ich cześć zaczęła bojkotować proboszcza sądząc, że w ten sposób wymuszą na biskupie jego zmianę.

Jasski ordynariusz tym się jednak nie przejmował . Być może nie miał pod ręką żadnego kapłana umiejącego po polsku, a może też uznał, że lepiej będzie jeżeli Polacy z Kaczyki zostaną zrumunizowani. Ksiądz Portak usiłował co prawda przekonać do siebie swych parafian gorliwością, ale aż do swojej śmierci to mu się nie udało. Gwoli jednak sprawiedliwości trzeba przyznać, że w końcówce swego pasterzowania zrobił on dla Kaczyki bardzo dużo. Skierował do władz oświatowych prośbę o wznowienie nauczania języka polskiego, odzyskał „Dom Polski” i rozpoczął jego remont. Odnowił również sanktuarium i dokonał higienizacji jego otoczenia, przyczyniając się do podniesienia kultury w całej wsi.

Związek Polaków

Prawdziwie polskie odrodzenie zaczęło się w Kaczyce w 1990 r., gdy w wyniku upadku reżimu Ceauescu, wznowił w Rumunii działalność Związek Polaków. Uruchomiono „Dom Polski” i sprowadzono z Polski nauczycielkę – Renatę Wądołowską. Szło ono początkowo bardzo opornie. Pani Renata nie miała nawet samodzielnego mieszkania i ulokowała się kątem u państwa Ciechoniuków. Obecnie szereg spraw w Kaczyce zostało wyprostowanych, czy, jak kto woli, stanęło z głowy na nogi. Prężnie działa w niej terenowe koło Związku Polaków w Rumunii, a w miejscowej szkole jest nauczany język polski jako przedmiot nadobowiązkowy prowadzony przez nauczycieli oddelegowanych przez polskie Ministerstwo Edukacji Narodowej. Polskie dzieci z Kaczyki kilkakrotnie spędzały wakacje w Polsce, w tym również w ramach akcji „Dzieci polskie z Rumunii szukają korzeni w Bochni”. Utworzyły one także polski dziecięcy zespół folklorystyczny.

Maryjne sanktuarium

Przede wszystkim jednak polonizacji uległa sprawowana w Kaczyce posługa duszpasterska, co dla zachowania polskości ma kluczowe znaczenie. Proboszczem w niej, po śmierci ks. Portaka, został w maju 1997 r. pochodzący z polsko-niemieckiej rodziny, ks. Julian Eugeniusz Kropp, który poprzednio posługiwał w Sirecie i Radowcach, a także wśród Polaków mieszkających w Mołdawii – w Bielcach i Kiszyniowie. Zna on dobrze język polski i wierni spowiadając się, nie muszą tego czynić po rumuńsku. Jedna z dwóch niedzielnych Mszy św. W kościele jest również odprawiana po polsku. Już dwukrotnie odwiedził też Kaczykę Prymas Polski kard. Józef Glemp, co dla jej mieszkańców było wielkim przeżyciem. Kaczycka świątynia, tak jak za czasów przedwojennych pełni nadal rolę maryjnego sanktuarium i staje się pielgrzymkowym ośrodkiem całej Bukowiny.

15 sierpnia 2000 r. w dzień parafialnego odpustu sanktuarium w Kaczycy zostało podniesione dekretem Jana Pawła II do godności bazyliki mniejszej. W uroczystości tej wziął udział specjalny wysłannik Luigi Poggi, nuncjusz apostolski w Bukareszcie abp Jean Claude Perisset oraz kilku innych biskupów, 150 księży oraz 40 tys. wiernych.

Odpust w Kaczycy przyciągający wciąż rzesze bukowińskich Polaków jest nie tylko wydarzeniem wyłącznie religijnym. Ma on znaczenie także dla podtrzymania polskości na Bukowinie. Umożliwia kontakt z rodziną i znajomymi, przyczyniając się niewątpliwie do integracji polskiego środowiska. Stanowi również rodzaj imprezy folklorystycznej. Jest okazją do prezentowania strojów ludowych i artystycznego dorobku. Już w przeddzień religijnych uroczystości ze wszystkich polskich wiosek do Kaczycy przybywają pielgrzymki i we wsi odbywa się nieformalny festiwal. Biorą w nim udział nie tylko Polacy z rumuńskiej, ale także i z ukraińskiej części Bukowiny. Od 1991 r. przychodzi do Kaczycy piesza pielgrzymka ze Strożyńca, leżącego po drugiej stronie Seretu.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply