Litwini: tylko asymilujemy!

Reportaż z posiedzenia polsko-litewskiej Komisji ds. Oceny Realizacji Traktatu między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, które odbyło się 7 kwietnia w litewskim Sejmie.

Polscy posłowie, którzy przyjechali do Wilna na spotkanie z posłami litewskimi, chcieli się dowiedzieć, dlaczego na Litwie od wielu lat, a ostatnio z większym natężeniem realizowana jest antypolska polityka, wymierzona w polską mniejszość. Litwini usłyszeli, że cała klasa polityczna w Polsce potępia ich działania, a także, że nie było jeszcze tak złych stosunków polsko-litewskich, jak obecnie, a mogą być jeszcze gorsze. Ze strony polskiej padł zarzut, że litewska polityka to planowa i konsekwentna lituanizacja, niezgodna z postanowieniami traktatu polsko-litewskiego i prawem międzynarodowym. Litwini zaprzeczyli. Zapewniali, że ostatnio wprowadzone zmiany w oświacie absolutnie nie są wymierzone w mniejszości, a jedynie mają prowadzić do „większej zwartości społeczeństwa litewskiego” (Jono Liesys), czyli do „prawdziwej integracji na Litwie” (Gintaras Songaila). Z punktu widzenia Polaków to nic innego, jak właśnie przymusowa asymilacja.

Litwinom zależało

Spotkanie polsko-litewskiej Komisji ds. Oceny Realizacji Traktatu między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Litewską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy odbyło się 7 kwietnia w litewskim Sejmie na zaproszenie strony litewskiej. Litwinom bardzo zależało na tym spotkaniu, o czym świadczy to, że było szeroko nagłośnione w tamtejszych mediach, a także przerwane konferencją prasową z udziałem licznych mediów litewskich. Politycy litewscy zdawali sobie sprawę, że przyjęcie kontrowersyjnej ustawy oświatowej spotkało się z ostrą reakcją polskich polityków i mediów, w tym „Naszego Dziennika”, a także oświadczeniem naszego MSZ, w którym wyrażono „poczucie zawodu i niepokoju”, a także wątpliwość w możliwość i sens dalszego dialogu.

Mieliśmy tego świadomość, dlatego nie chcieliśmy naszą postawą choćby pośrednio legitymizować ich działań. Podjęliśmy decyzję o obniżeniu rangi wizyty (nie pojechała z nami współprzewodnicząca Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu RP i Sejmu RL, wicemarszałek Sejmu Ewa Kierzkowska) oraz zaingerowaliśmy ostro w zaproponowany przez Litwinów program wizyty, która na wniosek strony polskiej została ograniczona do części roboczej i jednego dnia. Wizyta zakończyła się nie tradycyjną kolacją posłów obu stron, lecz kolacją wydaną przez Ambasadora RP na Litwie dla członków polskiej delegacji i liderów polskiej mniejszości na Litwie. Chcieliśmy być ze swoimi, a nie z Litwinami, którzy Polaków mieszkających od pokoleń na Wileńszczyźnie traktują jak obywateli drugiej kategorii.

Obrady otworzył zastępca przewodniczącego Sejmu RL, współprzewodniczący Zgromadzenia Algis Kašeta, który zaproponował program obrad. Miał świadomość, że nie da się uniknąć dyskusji o problemach polskiej oświaty nie Litwie, ale chciał, byśmy przedyskutowali najpierw kwestię Karty Polaka, która – zdaniem Litwinów – podważa zasadę lojalności jej posiadaczy wobec państwa litewskiego, a także o problemach z nazwą jednej z ulic i pomnikiem w Polsce. Zdecydowanie odrzuciliśmy taki scenariusz. Zastrzegliśmy, że przyjechaliśmy rozmawiać o kwestiach traktatowych, czyli o problemach z polską oświatą, zwrotem ziemi i o używaniu w miejscach publicznych języka mniejszości. Litwini, choć niechętnie, przystali na taki scenariusz, ale z góry zastrzegli, że nie godzą się z przywiezioną przez stronę polską tezą, iż traktat został złamany, gdyż uchwalając nowe prawo oświatowe pogorszono sytuację polskiej mniejszości na Litwie. Przekonywali nas, że wprowadzili zapisy, które są niemal lustrzanym odbiciem rozwiązań oświatowych w Polsce, a dobra znajomość języka litewskiego pomoże tamtejszym Polakom w znalezieniu pracy.

Uderzenie w polską oświatę

W odpowiedzi przytoczyliśmy litewskie dane, z których wynikało, że tylko 3,9 proc. Polaków z Litwy, i to przeważnie starszych wiekiem, jako przyczynę swego niezatrudnienia wskazuje niedostateczną znajomość języka litewskiego. Przewodnicząca polskiej delegacji posłanka Urszula Augustyn wyraziła ubolewanie, że władze litewskie nie wzięły pod uwagę głosów ponad 60 tys. swoich obywateli, którzy sprzeciwili się reformie oświaty, a także, że Prezydent Republiki Litewskiej Dalia Grybauskaite podpisała ustawę, choć zapowiedziała, że nie zrobi tego, jeśli ustawa będzie pogarszała prawa i warunki polskiej oświaty na Litwie. Nie ukrywaliśmy, że nasi rodacy, w których pani prezydent rozbudziła nadzieje na sprawiedliwość, poczuli się oszukani.

Stwierdziliśmy, że polityka władz litewskich jest obliczona na uszczuplenie stanu posiadania szkolnictwa polskiego i zmierza do lituanizacji jak największej liczby młodzieży polskiej z Wileńszczyzny, czemu ma służyć m.in. nowe prawo oświatowe. Wskazaliśmy, że w znowelizowanej ustawie umniejsza się możliwość edukacji w języku mniejszości, skoro wprowadza się obowiązkową naukę języka litewskiego (4 godziny tygodniowo) w przedszkolu, obowiązek nauczania niektórych przedmiotów (historia i geografia Litwy, wiedza o społeczeństwie i wychowanie patriotyczne) w języku państwowym, czyli litewskim, a także przymus zdawania matury w języku państwowym. Tu szczególnie widać owe „lustrzane odbicie”, skoro uczniowie z mniejszości litewskiej w Polsce nie mają obowiązku nauki w języku polskim i mogą swobodnie wybierać, w jakim języku chcą zdać maturę.

Ja natomiast zwróciłem uwagę na nowe, niekorzystne zasady kompletacji klas oraz wprowadzoną nierówność prawną szkół mniejszości i z językiem państwowym. Na moje słowa zareagował ostrym sprzeciwem poseł Valentinas Stundys, przewodniczący Komitetu Oświaty, Nauki i Kultury Sejmu RL, który stwierdził, że zmniejszono wymóg kompletacji klas. Dodał, że „delegacja polska nie rozumie, co jest zapisane w ustawie”, bo status szkół mniejszości został utrzymany. W odpowiedzi przytoczyłem mu zapis art. 30 ust. 8 ustawy, w którym czarno na białym zapisano, że jeśli w rejonach tradycyjnie zamieszkałych przez mniejszość narodową zmniejszy się liczba uczniów poniżej wymaganych minimów, a będą istniały obok siebie choćby tylko jedna szkoła realizująca nauczanie w języku państwowym i jedna szkoła realizująca nauczanie w języku mniejszości narodowej, samorząd „musi zapewnić, by program nauczania przynajmniej w jednej z tych szkół był realizowany w języku państwowym”. Taki zapis oznacza – tłumaczyłem – że jeśli nawet będzie brakowało dzieci w szkole litewskiej, a nie będzie brakowało w szkole polskiej, to samorząd i tak będzie zobligowany zamknąć szkołę polską, a polscy rodzice zmuszeni do posłania swoich dzieci do szkoły litewskiej. Nic na to już nie odpowiedział szef litewskiej komisji oświaty.

Natomiast poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski dodał, że owszem zmniejszono wymogi dotyczące kompletacji klas z początkowo planowanych 15 do 12 uczniów, ale tylko w tych miejscowościach, gdzie funkcjonują obok siebie szkoły z litewskim i polskim językiem nauczania, zaś na Wileńszczyźnie w większości małych miejscowości funkcjonują wyłącznie pojedyncze szkoły średnie z polskim językiem nauczania. Stwierdziłem, że takie działania to jest nie tylko planowa lituanizacja polskiej młodzieży, ale także uderzenie w polską inteligencję na Litwie, skoro wraz z likwidacją klas i szkół stracą pracę polscy nauczyciele, stanowiący trzon tej inteligencji. W odpowiedzi Litwini wyrazili opinię, że jesteśmy nazbyt emocjonalni, a nasze wypowiedzi są za bardzo „upolitycznione”, co zapewne wynika ze zbliżających się wyborów parlamentarnych w Polsce. Takie stwierdzenie spotkało się z powszechnym oburzeniem polskich posłów, którzy zauważyli, że od dawna zabiegają o przestrzeganie praw polskiej mniejszości na Litwie.

Na koniec głos zabrał Jarosław Narkiewicz, poseł z ramienia Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, który wyraził przekonanie, że nowe przepisy oświatowe „łamią system” nauczania w języku mniejszości i doprowadzą do zamknięcia wielu szkół mniejszości. Zaapelował o ponowne znowelizowanie ustawy o oświacie, czyli „zrezygnowanie ze zmian, które są nieistotne dla dzieci uczących się po litewsku, ale są szkodliwe dla dzieci uczących się po polsku”. Podkreślał, że władze litewskie powinny dążyć do polepszenia warunków edukacji dzieci wszystkich narodowości, a nie dzieci litewskich kosztem dzieci polskich.

Problem ze zwrotem ziemi

Debata oświatowa wypełniła niemal cały czas przewidziany na obrady. Zdołaliśmy jeszcze tylko poruszyć kwestię problemów ze zwrotem ziemi, która naszym rodakom mieszkającym na Litwie została odebrana w okresie komunizmu. Narzekaliśmy, że choć przed laty obiecano litewskim Polakom, że znacjonalizowana ziemia zostanie im zwrócona do końca 2008 r., wciąż ok. 7,6 tys. byłych właścicieli narodowości polskiej czeka na zwrot ziemi (roszczenia są do 24,8 tys. ha), gdy wobec Litwinów reprywatyzację zakończono.

Jak wynika ze statystyk, w rejonie wileńskim ziemię oddano 70 proc. Polaków ubiegających się o jej zwrot, przy czym wielu Polaków otrzymało tylko część ojcowizny (przeważnie zwracano tylko po 3 hektary, aby Polacy zbytnio się nie wzbogacili). Jeszcze gorsza sytuacja jest w mieście Wilnie, gdzie tylko 12 proc. prawowitych właścicieli narodowości polskiej doczekało się zwrotu ziemi. Ponad 50 tys. ha ziemi zostało zreprywatyzowanej na podstawie prawa pozwalającego obywatelowi Litwy na restytucję ziemi nie należącej do jego przodków. Tym sposobem wiele dawnej polskiej ziemi, szczególnie najdroższej ziemi w Wilnie i pod miastem, trafiło w ręce litewskie. Dziś sami Litwini przyznają, że jest problem, bo niemalże nie ma już w stolicy Litwy ziemi, którą można zwrócić. Pomimo to poseł Edmundas Pupinis, przewodniczący Komitetu ds. Wsi Sejmu RL zadeklarował, że do 2013 r. Litwa ma zamiar definitywnie zakończyć kwestię reprywatyzacji.

Posłanka Maria Nowak zauważyła, że na Litwie mają miejsce niepokojące przypadki odbierania Polakom ziemi wcześniej zwróconej. Posłowie litewscy byli zdziwieni takimi informacjami. Przekonywali, że nic takiego nie ma miejsca. Gdy posłanka Nowak zaczęła przywoływać konkretne przykłady opisane w polskojęzycznej prasie, nieco się zreflektowali. Owszem – przyznał poseł Pupinis – zdarzają się przypadki odbierania zwróconej wcześniej ziemi, jeśli się okazało, że ziemię zwrócono bezprawnie, na podstawie niepełnych lub sfałszowanych dokumentów.

Dla polskich posłów nie ma wątpliwości, że Litwa łamie art. 14 par. 7 traktatu, który określa prawo polskiej mniejszości do używania imion i nazwisk w brzmieniu języka polskiego, a także par. 3 tego artykułu, który gwarantuje polskiej mniejszości prawo do uczenia się swojego języka i w swoim języku. W pierwszym przypadku prawo to nie jest wykonywane w drugim umniejszane. Jednak przede wszystkim Litwini łamią art. 15 par. 6 traktatu, który stanowi, iż obie strony „powstrzymają się od jakichkolwiek działań mogących doprowadzić do asymilacji członków mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz zgodnie ze standardami międzynarodowymi powstrzymają się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkałych przez mniejszość narodową”. Naszym zdaniem zarówno zwrot dawnej polskiej ziemi Litwinom i lituanizacja za pomocą wprowadzonych rozwiązań w oświacie dokładnie łamią ten artykuł.

Spotkanie polskich i litewskich parlamentarzystów właściwie się nie zakończyło, tylko zostało przerwane. Obie strony dały sobie miesiąc, aby przez ten czas przygotować propozycje rozwiązań, które zniwelują negatywne konsekwencje tej ustawy. Jak zauważyłem, być może wystarczy elastyczna interpretacja przepisów prawa oświatowego, by nie było konieczności zamykania polskojęzycznych szkół na Litwie. Natomiast poseł Liesys zaproponował, aby obie strony się zadeklarowały, że przez dwa lata nie zostanie zamknięta żadna litewska szkoła w Polsce i polska na Litwie. Po naszym wyjeździe sami Litwini przyznali w tamtejszej prasie, że polscy posłowie byli „bardzo bojowi”, ale też uprzedzeni do litewskich rozwiązań. Podobno w ogóle nie chcieliśmy przyjmować do wiadomości ich argumentów i zapewnień, że działają wyłącznie w interesie państwa litewskiego. Być może działają w specyficznie pojmowanym interesie państwa litewskiego, ale na pewno nie biorą pod uwagę interesu polskiej mniejszości od pokoleń żyjącej na Wileńszczyźnie, a wręcz przeciwnie – dążą do jej asymilacji czyli lituanizacji.

Poseł Artur Górski (PiS)

(Tekst ukazał się w „Naszym Dzienniku” pod nieco zmienionym tytułem)

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply