Więcej Niemiec w Unii

Na naszych oczach następuje głęboka zmiana w systemie decyzyjnym Unii Europejskiej. Od 1 listopada decyzje w Radzie Unii Europejskiej zapadają w ramach systemu podwójnej większości. Oznacza to odejście od tzw. systemu nicejskiego, który był korzystniejszy dla mniejszych i średnich państw, takich jak Litwa czy Polska.

Lizbona zamiast Nicei
Zgodnie z unijnym traktatem z Lizbony zmienia się sposób obliczania większości kwalifikowanej w Radzie UE, czyli w gronie ministrów państw Unii. Jest to główny organ decyzyjny w UE. Siła głosu każdego państwa ma w jeszcze większym stopniu niż dotychczas zależeć od liczby jego ludności. To oznacza wzmocnienie pozycji największego kraju unijnego, czyli Niemiec. Obowiązujący do tej pory system głosów ważonych, nazywany systemem nicejskim, w którym każdy kraj dysponował określoną z góry liczbą głosów, zastąpiony został przez system podwójnej większości. Do podjęcia decyzji potrzebne będzie teraz poparcie co najmniej 55 proc. państw członkowskich, reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE. Przewidziano, co prawda, mniejszość blokującą, którą mogą utworzyć co najmniej cztery państwa członkowskie, reprezentujące ponad 35 proc. ludności UE, ale będzie to niezwykle trudno osiągnąć małym państwom. A będzie to wręcz niemożliwe w przypadku sprzeciwu kilku największych graczy europejskich, bo arytmetyka jest tu bezlitosna. Na otarcie łez, na niecałe trzy lata, dano unijnym “maluchom” chusteczkę. Jeszcze do 31 marca 2017 roku obowiązywać ma rozwiązanie przejściowe, które przewiduje, że każde państwo będzie mogło poprosić o to, by głosowanie odbyło się na starych zasadach. Marna to jednak pociecha dla małych i średnich państw, bo traktatowa gilotyna i tak spadnie, tyle, że na raty, odcinając je od realnego wpływu na najbardziej strategiczne decyzje we Wspólnocie.

Prawo silniejszego
System nicejski dowartościowywał sytuację średnich i mniejszych państw członkowskich. Dla przykładu, Litwa miała 7 głosów, Polska 27 a Niemcy 29. Sprawiał, że były one cenionymi partnerami w zawieraniu koalicji oraz czasami potrzebnym argumentem, gdy chciano odwoływać się do mniejszości blokującej. System nicejski miał też inne korzystne strony, uniemożliwiał krajom dużym częste blokowanie inicjatyw potrzebnych tzw. nowej Unii. Pod rządami Traktatu Lizbońskiego zasady zmieniają się na korzyść krajów ludnych stając się swoistym prawem silniejszego. Faktyczny głos Polski czy Litwy będzie mniej ważył w Radzie i trudniejsze będzie budowanie poparcia bądź sprzeciwu wokół inicjatyw dla nas ważnych i żywotnych. Wymagać to będzie większego wysiłku, nauczenia się misternej gry decyzyjnej i budowania koalicji państw w nowych, mniej korzystnych warunkach. Z kolei krajom o największej liczbie ludności łatwiej będzie budować koalicje sprzeciwu. Jest to efekt zbyt pochopnej i zbyt szybkiej zgody na obecny traktat w naszych krajach. I tak oto, poniekąd sami, zafundowaliśmy sobie więcej Niemiec w Unii. Gary Lineker powiedział kiedyś, że “piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Trawestując to powiedzenie rzekłbym dzisiaj tak: Unia Europejska to taka instytucja, w której 28 państw głosuje, a na końcu i tak wygrywają Niemcy. Wygląda na to, że podczas pisania Traktatu z Lizbony większość krajów dała się ograć, a ratyfikując go strzeliła sobie klasycznego samobója.

dr Bogusław Rogalski, politolog
Doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim

L24.lt

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. rozycki
    rozycki :

    2020 jest co prawda niedaleko, ale może się okazać futurystyczną mgiełką.
    Zapaść szeroko rozumianego Zachodu może nastąpić już w 2015 roku i finansowa klapa systemu uderzy nas wszystkich. Upadek dolara jako światowej waluty wydaje mi się nieuchronny a za tym pójdzie depresja systemu i jego rozpad. Europa i jej postkomunistyczno/socjalistyczna wizja rozpadnie się jak domek z kart. Ludzi czeka prawdziwe przebudzenie, bo przy takim rozpadzie systemu depresja będzie trwała dekady. Interesujące jest tu skupowanie przez EU złota, którego zasoby już przekroczyły te w USA. Czyżby Niemcy chciały przejąć pozycję lidera światowego po USA z Euro jako walutą. Być może, ale nie obstawiałbym tego na sto procent. Zresztą to i tak nie zmieni tragicznego losu innych pomniejszych krajów (w tym Polski). Zjednoczenie ledwo działa, kiedy jest szmal, lecz kiedy go zabraknie już widzę solidarność Hiszpanów z Polakami, czy ha, ha, z LItwinami. Euro, o dziwo !, może przetrwać, bo jest walutą ustanowioną politycznie i kieruje się innymi nieco zasadami. Ciekawe czasy nadchodzą, ale niekoniecznie pozytywne.