“Umiłowani Przywódcy doskonale wiedzą, że na sprawy publiczne wielkiego wpływu nie mają i to nawet nie dlatego, że po ratyfikacji traktatu lizbońskiego ponad 80 procent obowiązującego u nas prawa to są dyrektywy Komisji Europejskiej, tłumaczone przez fajdanisów własnymi słowami, ale przede wszystkim dlatego, że ostatnie słowo w istotnych sprawach kraju należy do naszych okupantów. Na tym właśnie polega „ustrój” ustanowiony w 1989 roku w Magdalence przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych”.

Niedawno zakończyła się cisza wyborcza. Polega ona na tym, że nasi Umiłowani Przywódcy przez dwa dni udają, że ich nie ma. Oczywiście ta ostentacyjna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Podobnie jak w przypadku Wojskowych Służb Informacyjnych, których wprawdzie też „nie ma”, ale którym wcale to nie przeszkadza w kontynuowaniu okupacji naszego nieszczęśliwego kraju, czy wreszcie podobnie jak w przypadku izraelskiej broni jądrowej, której – jak wiadomo – też „nie ma”. Nawiasem mówiąc, prezydent Obama omal nie nabawił się z tego tytułu poważnych kłopotów. Na początku swojej pierwszej kadencji podczas konferencji prasowej został zapytany przez leciwą dziennikarkę Helenę Thomas, czy przypadkiem nie wie, które państwo na Bliskim Wschodzie ma broń jądrową. Prezydent już-już miał odpowiedzieć, ale nagle ugryzł się w język, zaczął coś mamrotać, konferencję przerwano, a nazajutrz wszystkie niezależne media głównego nurtu w USA zaczęły oskarżać Helenę Thomas o „antysemityzm”. Rzecz w tym, że bodaj w 1972 roku Kongres uchwalił ustawę zakazującą udzielania amerykańskiej pomocy krajom mającym broń jądrową, więc gdyby prezydent Obama przyznał się, że wie, to mógłby zostać oskar- żony o spisek przeciwko państwu. Naturalnie wszystko musiałoby zakończyć się wesołym oberkiem, bo sądy w USA są tak samo niezawisłe, jak u nas, więc tylko Helenie Thomas Biały Dom cofnął akredytację. Wracając tedy do naszych Umiłowanych Przywódców, to w dniach, gdy obowiązuje cisza wyborcza, udają, że ich nie ma, wskutek czego niezależne media głównego nurtu są w ogromnym kłopocie, bo nie wiedzą, o czym informować. Na co dzień bowiem niezależne media głównego nurtu obsługują potępieńcze swary, jakie między sobą toczą Umiłowani Przywódcy, wskutek czego wielu ludzi myśli, że to są bardzo ważne sprawy, być może nawet sprawy najważniejsze. Tymczasem nic podobnego! Umiłowani Przywódcy doskonale wiedzą, że na sprawy publiczne wielkiego wpływu nie mają i to nawet nie dlatego, że po ratyfikacji traktatu lizbońskiego ponad 80 procent obowiązującego u nas prawa to są dyrektywy Komisji Europejskiej, tłumaczone przez fajdanisów własnymi słowami, ale przede wszystkim dlatego, że ostatnie słowo w istotnych sprawach kraju należy do naszych okupantów. Na tym właśnie polega „ustrój” ustanowiony w 1989 roku w Magdalence przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych. Tego „ustroju” mamy bronić jak niepodległości, a każdy, kto podnosi nań rękę, naraża się na potępienie ponad podziałami – o czym mogliśmy się przekonać choćby przy okazji wtargnięcia demonstrantów do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej, której w „ustroju” powierzono zadanie prawidłowego liczenia głosów. Jeśli tedy Umiłowani Przywódcy wiedzą, że na istotne sprawy państwa wpływu nie mają, a jednocześnie muszą jakoś zaznaczyć swoją obecność, to oddają się potępieńczym swarom. Przybiera to niekiedy postać „wojny na górze”, z której jednak nigdy nic nie wynika, więc przeważnie „pięknie się różnią”. Naturalnie są wyjątki, na przykład pewien pan poseł, człowiek o zszarpanych nerwach, został wzięty do Platformy Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania, więc toczy pianę na zawołanie, dzięki czemu rozmaite resortowe „Stokrotki” urządzają z jego udziałem telewizyjne walki kogutów. Gdakanie wznosi się wówczas aż ku niebiosom, sypie się pierze, oglądalność wzrasta, dzięki czemu stacja może dodatkowo zarobić na reklamie i wszyscy są zadowoleni.

Ciekawe, że chociaż w ostatnią niedzielę cisza wyborcza się skończyła, Umiłowani Przywódcy jakby nadal jej przestrzegali. Jedynym wyjaśnieniem tego fenomenu jest dzielenie łupów, jakie przypadły w udziale zwycięzcom, kosztem przegranych. Jedni tedy urządzają sobie gabinety i kompletują wspólników do kręcenia lodów, ich żony postanawiają zaprenumerować „Twój Styl” i bywać za wszystkie czasy, ich przyjaciele już obliczają przyszłe dochody z koncesji na hurtownie spirytusu, melancholijnie odejmując od nich koszty uzyskiwania przychylności, ich przyjaciółki zaglądają ukradkiem do sklepów jubilerskich, bo jużci – najlepszym przyjacielem kobiety są brylanty – inni natomiast przemykają się chyłkiem do domów, gdzie panuje grobowa cisza i nawet rozdzwoniony w czasach dobrego fartu telefon milczy teraz jak zaklęty. Czy to jest czas na potępieńcze swary? Na pewno nie; dzielenie łupów odbywa się w milczącym skupieniu, podobnie zresztą jak przeżuwanie klęski. Ale to się lada dzień skończy, więc tylko patrzeć, jak znowu usłyszymy klangor znajomy ten.

Stanisław Michalkiewicz

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply