Niemcy chcą zemsty, my chcemy rewolucji. W tym momencie nasze interesy są takie same, ale kiedy nasze drogi rozejdą się, Niemcy będą naszym największym wrogiem” – ogłosił Lenin w 1920 roku. Dziś, prawie wiek później, w momencie formowania się nowego porządku w Europie, Rosja i Niemcy znów skazane są na siebie, a ich wzajemne stosunki stanowią mieszaninę fascynacji i nienawiści.

Moc więzi między Moskwą a Berlinem przelicza się na miliardy euro – zainwestowane oraz zarobione na wymianie handlowej. Podobnie jak w okresie międzywojennym, z tą wszakże różnicą, że wówczas wszystko działo się w tajemnicy: Niemcy – ograniczeni traktatem wersalskim – budowali niemieckie zakłady zbrojeniowe w ZSRS, a Sowieci korzystali na tym, otrzymując nowoczesne technologie oraz część niemieckiej produkcji.

Idea zbliżenia narodziła się jeszcze przed Rapallo. W 1920 roku organizator powersalskiej Reichswehry, gen. Hans von Seeckt, pisał: „Tylko dzięki ścisłej współpracy z Wielką Rosją Niemcy mają szansę zyskania pozycji siły liczącej się na świecie (…). Polska, Litwa, Łotwa zostały utworzone jako ściana oddzielająca Niemcy od Rosji”.

A Lenin dodawał: „Niepodległość Polski jest bardzo niebezpieczna dla Rosji Sowieckiej, ale możemy liczyć na Niemcy, które chcą połączyć się z nami, aby Polskę zdławić”.

O konkretach zaczęto rozmawiać po dwóch latach. Po sekretnym spotkaniu delegacji sowieckiej i niemieckiej w hotelu w Genui nocą z 15 na 16 kwietnia 1922 roku („konferencja w piżamach”) rankiem podpisano w Rapallo układ, który pozwolił z wolna wydźwignąć się obu państwom z zapaści. Pod Moskwą powstała fabryka samolotów Junkersa; produkcję uruchomił Krupp; gazy trujące wytwarzano w Trocku; fabryki amunicji powstały w Leningradzie, Tule i Złatouście; w stoczniach Leningradu i Nikołajewa budowano krążowniki i łodzie podwodne. Wyprodukowanym sprzętem dzieliły się Reichswehra i Armia Czerwona. W zorganizowanych przez Niemców szkołach lotniczych w Lipiecku i Borysoglebsku trenowali niemieccy i sowieccy lotnicy, a w ośrodku dla wojsk pancernych w Kazaniu – czołgiści.

Dojście do władzy Hitlera przerwało wprawdzie na czas jakiś tę współpracę, lecz i on zdał sobie w końcu sprawę z tego, że surowce może dostać tylko z Rosji. Dlatego już w 1935 roku podpisał układ zapewniający Sowietom ogromne kredyty. Stalin miał swoje powody: stawiał na wzajemne osłabienie się krajów „kapitalistycznych”, w tym Niemiec, planując równocześnie ekspansję terytorialną. Hitler z kolei musiał zniszczyć Polskę, by utorować sobie drogę w głąb Europy, bo obawiał się, że Polska wypełni swoje sojusznicze zobowiązania wobec Zachodu, uderzając w przypadku wojny na Niemcy. Ukoronowaniem „mądrości etapu” było zatem podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow i rozbiór Polski w 1939 roku. Dostawy niemieckich obrabiarek i czołgów w zamian za sowieckie surowce trwały aż do uderzenia III Rzeszy na ZSRS w 1941 roku. Wielu historyków nie ma dziś wątpliwości: zwycięstwo Sowietów w II wojnie światowej nie byłoby możliwe bez materialnego i technologicznego wsparcia III Rzeszy.

Lat siedemdziesiątych czar

Po wojnie, gdy w RFN dobiegły końca rządy chadeków, władzę w 1969 roku przejęli socjaliści, tradycyjnie ciążący ku ZSRS. Nastały lata 70. – rozpoczęło się tzw. odprężenie między Wschodem a Zachodem, którego podstawą w Europie była niemiecka Ostpolitik. Powszechne nastroje pacyfistyczne rozniecane przez sowiecką agenturę i znużenie retoryką zimnowojenną pozwoliły realizować Moskwie operację o kryptonimie operacyjnym „Zachód”. Zbliżenie służyło komunistom do moralnej i militarnej demobilizacji Zachodu. Dziś wiadomo, że w erze Willy’ego Brandta w centrum władzy Moskwa ulokowała całą plejadę agentów. Dla Rosjan pracował jeden z głównych architektów Ostpolitik Karl Wienand – za 10 tys. marek miesięcznie. Były to czasy słynnego „kanału Kieworkowa”, uruchomionego na prośbę Brandta skierowaną do Sowietów o możliwość „poufnej wymiany myśli”. Ówczesny szef KGB Jurij Andropow skorzystał natychmiast z zachęty.

Wiaczesław Kieworkow, rezydent KGB w RFN, we wspomnieniach „Tajny kanał” pisze, że sekretarz stanu i prawa ręka Brandta, Egon Bahr, zaproponował bezpośrednie kontakty, a następnie spotykał się z przedstawicielem Moskwy w Berlinie Zachodnim. Bahr, ochrzczony przez KGB pseudonimem „Dawid”, przyznał, że zdawał sobie sprawę z tego, z kim rozmawia. Jego zdaniem, Willy Brandt też doskonale wiedział, kogo reprezentuje Kieworkow.

„Kanał” przydał się, gdy chadecka opozycja podjęła w 1972 roku próbę obalenia rządu Brandta, uznawszy traktat ZSRS – RFN za „zdradę interesów narodowych”. Andropow zapytał wtedy Bahra za pośrednictwem Kieworkowa, czy można kupić głosy kilku posłów opozycji, i zarezerwował na ten cel 200 tys. marek. Zawsze pomocna enerdowska Stasi przekupiła dwóch deputowanych – i do uchwalenia wotum nieufności zabrakło w Bundestagu dwóch głosów. Jednym ze zdrajców był Julius Steiner, który zadowolił się 50 tys. marek, które – jak twierdzi – dostał z rąk samego Karla Wienanda. Sprawa drugiego deputowanego, zmarłego już Leo Wagnera, nie została wyjaśniona. Wobec samego Bahra nie wszczęto postępowania, ponieważ nie udowodniono mu działalności agenturalnej.

Więzi niemieckiej lewicy z Moskwą sięgały dawnych czasów: do dziś nie udało się ujawnić w pełni roli Herberta Wehnera, wiceprzewodniczącego SPD od 1964 roku, przyjaciela dwóch kolejnych przywódców NRD, Waltera Ulbrichta i Ericha Honeckera, jeszcze z lat 30. XX wieku, gdy wszyscy trzej jako niemieccy komuniści znaleźli schronienie w Moskwie. W 1966 roku Wehner został ministrem do spraw niemiecko-niemieckich i rozpoczął rozmowy z ówczesnym pierwszym sekretarzem w NRD, Ulbrichtem. Wiadomo też, że jeździł potajemnie do Honeckera. Ograniczył swoją aktywność dopiero wtedy, kiedy Urząd Ochrony Konstytucji poinformował Willy’ego Brandta, że Guenther Guillaume, jego osobisty sekretarz, jest płatnym agentem Stasi, a w zasadzie KGB. Skandal kosztował Brandta karierę polityczną.

Niemcy „rozumieją” Rosję

Następca Brandta, kanclerz Helmut Schmidt, do dziś nie rozstał się z przekonaniem, że Rosja jest Niemcom potrzebna. Pod koniec marca tego roku 95-letni socjaldemokrata okazał zrozumienie dla aneksji Krymu przez Putina. Sankcje uznał, rzecz jasna, za „głupotę”, bo „uderzą w Zachód tak samo jak w Rosjan”. I pochwalił Angelę Merkel za „ostrożność”. Wicekanclerz i szef MSZ od grudnia 2013 roku, Frank-Walter Steinmeier, też rozumie Putina. Wielbiciel gry Siergieja Ławrowa na gitarze irytował podczas swojej poprzedniej kadencji w MSZ nawet lewicowe media. „Berliner Zeitung” pisała o nim w 2009 roku, gdy odchodził po raz pierwszy z MSZ: „Nie ma w całej Europie drugiego ministra spraw zagranicznych, który był tak mile widziany w Rosji jak Steinmeier. Uosabia wszystko, co ceni się na Kremlu: kontynuację przyjaznej wobec Rosji polityki Gerharda Schroedera, polityki nastawionej na robienie interesów bez słowa krytyki pod adresem rosyjskiego autorytaryzmu. Osoba Steinmeiera stanowiła gwarancję, że Niemcy postrzegać będą Rosję także po odejściu Schroedera jako najbliższego europejskiego partnera”. Szef niemieckiej dyplomacji doskonale pojmował niechęć Putina do planu zainstalowania w Polsce tarczy antyrakietowej i ubolewał na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „W Polsce trauma rozbiorów kraju przez Niemców i Rosjan do dziś ma wpływ na decyzje polityczne”.

Teraz podróżuje na Ukrainę, gdzie spotyka się w cztery oczy z najbogatszym człowiekiem w kraju, „ojcem chrzestnym” Doniecka, wycenianym na 18 mld dolarów Rinatem Achmetowem, który wspierał finansowo Janukowycza w 2004 i 2010 roku i reprezentuje w parlamencie Partię Regionów Janukowycza. Jest właścicielem firmy System Capital Management, kontrolującej większą część ukraińskiego przemysłu metalowego i węglowego na wschodzie. „Steinmeier wydawał się bardzo zadowolony po tej rozmowie” – pisała „Sueddeutsche Zeitung”.

Gerhard Schroeder, kanclerz z ramienia socjalistów, który przed odejściem ze stanowiska w 2005 roku zdążył podpisać z Rosją umowę o budowie Gazociągu Północnego, by potem zająć w konsorcjum operatora Nord Stream lukratywną posadę, też spieszy ze wsparciem dla Putina. Kiedy w 2008 roku prezydenci krajów Europy Środkowej ratowali pod przywództwem Lecha Kaczyńskiego gruzińską niepodległość w Tbilisi, on mówił: „Rosja poczuła się okrążona, musiała reagować”. Teraz, gdy Putin podbija na oczach świata Ukrainę, powtarza znów, że „Rosjanie poczuli się zagrożeni” przez Zachód, który niepotrzebnie planował umowę stowarzyszeniową z Ukrainą, „każąc Ukraińcom wybierać między Ukrainą a Rosją”.

Co Steinmeier powie, gdy Putin każe wybierać Polakom między Polską a Rosją? Steinmeier, który uważa Putina za „demokratę bez skazy”, który błaźnił się, jeżdżąc z nim na traktorze?

Moskiewska pajęczyna

Także wielki biznes ma powody, by protestować przeciw sankcjom. Niemcy są drugim co do wielkości partnerem handlowym Rosji. Według niemieckiej Izby Handlu Zagranicznego, w 2013 roku działało w Rosji 6200 niemieckich firm – o 100 więcej niż rok wcześniej. Włożyły one w sumie około 20 mld euro w fabryki i inne przedsięwzięcia. Volkswagen w ciągu ostatnich sześciu lat zainwestował 1,3 mld euro w Kałudze pod Moskwą, a planuje kolejne 1,2 miliarda. Od stanu stosunków rosyjsko-niemieckich zależy dziś 400 tys. miejsc pracy w RFN. Dlatego wszystkie wielkie koncerny zachowują się bardzo powściągliwie w ocenie sytuacji w Rosji. Rzecznik BMW mówi: „Na dystans trudno jest dokładnie oceniać procesy zachodzące w Rosji lub na Ukrainie”. Fraport, który ma 35,5 proc. udziałów w lotnisku Pułkowo w Sankt Petersburgu, nie wypowiada się w ogóle. Kontrakty z Rosją dają 20 proc. jego obrotów.

Federalny Urząd Statystyczny informuje, że w roku 2013 Niemcy dostarczyły Rosji towarów za 36,1 mld dolarów, a wielkość handlu między oboma krajami zamyka się kwotą 76,5 mld euro. Juergen Fitschen, figura na rynku finansowym, m.in. jeden z prezesów Deutsche Bank, obwieścił: „Musimy uniknąć za wszelką cenę nowej zimnej wojny, bo w przypadku sankcji Rosja jeszcze bardziej się zdystansuje od Zachodu – politycznie i gospodarczo”.

Zawsze ta troska Zachodu o „ucywilizowanie” Rosji przez zbliżenie… A przecież to Moskwie zależy na tym, by opleść Zachód siecią zobowiązań i uczynić go bezbronnym w kryzysowych momentach. Niektóre firmy są tak mocno związane z Rosją, że „sankcje zagroziłyby ich egzystencji” – twierdzi prezes Stowarzyszenia Handlu Zagranicznego (BGA) Anton Boerner. Grozi nawet, że Rosja mogłaby niemieckie przedsiębiorstwa… wywłaszczyć. Jak w czasach likwidacji polityki NEP?

Obywatele RFN są przestraszeni tak bardzo, że zapomnieli o obrazach z Majdanu i własnym oburzeniu na Putina – większość jest przeciw sankcjom: nie chcą stracić miejsc pracy, boją się spadku tempa wzrostu gospodarczego.

Caryca Angela sprzyja

A nad wszystkim czuwa kanclerz Angela Merkel – wychowana w domu „czerwonego pastora” Horsta Kasnera, który służył władzom NRD do rozbijania Kościoła ewangelickiego, zapatrzona w portret carycy Katarzyny II stojący, jak wieść głosi, na jej biurku. Czasem zarzuci Putinowi „łamanie praw człowieka”, napomknie o „utracie przez Putina kontaktu z rzeczywistością” – jakie to ma jednak znaczenie? Prywatne koncerny pilnują własnych interesów, a Merkel nawet nie sugeruje im zmiany stanowiska. Tajemnicą poliszynela jest, że w rozmowach z Komisją Europejską sprzyja Rosjanom.

Kiedy latem Gazprom przejmie, zgodnie z podpisanymi już umowami, znaczną część niemieckich gazociągów i magazynów w zamian za udostępnienie Niemcom swoich złóż, nowe drogi przesyłowe – razem z tymi, które Gazprom kontrolował wcześniej – uczynią z RFN najszerszy trakt na rynki Zachodu.

„Czas pokaże, czy na gruzach Europy powstanie niemiecka hegemonia czy komunistyczna federacja” – mówił Lenin. Na razie stoimy przed nową odsłoną starego dramatu: niemiecka dominacja jest aż nadto widoczna w starej Unii, a Rosja, chociaż wciąż gospodarczo słaba, nabiera sił za pieniądze Zachodu. Głównym graczom Polska będzie przeszkadzać – tak jak przeszkadzała w 1918 roku, potem w 1920, 1939, wreszcie w 1945. Napór z obu stron narasta powoli, lecz nieustannie. Znów jesteśmy w kleszczach. Jak długo jeszcze pozwolą nam cieszyć się tym tworem państwowym, który dostaliśmy jako produkt uboczny transformacji komunizmu?

Anna Zechenter

„Nasz Dziennik”

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jkm_ci
    jkm_ci :

    A co jest najgorsze do tych zmian stajemy gorzej przygotowani niż w 1939 r.Jest to wynik wprost przestępczej działalności naszych tzw postsolidarnościowych ekip.Ta szkodliwa działalność jest już widoczna gołym okiem.