Stracona twarz „Frondy”

“Jak miał powiedzieć Hegel, jeśli rzeczywistość nie pasuje do faktów, tym gorzej dla rzeczywistości. „Gazeta Polska” nadal ma swoich wiernych fanów, ale jej sprzedaż gwałtownie spada. Kłamstwo powtarzane 100 razy wg Goebbelsa miało stać się prawdą. Niby stało się nią, ale jedynie na 12 lat rządów w Niemczech nazistów. Goebbels nie znał bowiem chyba polskiego przysłowia, że kłamstwo ma krótkie nóżki. Smutne w tym wszystkim jest to, że tracąca wiarygodność „Fronda” czy „Gazeta Polska”, najbardziej proukraińskie z proukraińskich, nie będą już wiarygodne, nawet jeśli będą pisać prawdę”.

Obiektywizm jest jedną z najważniejszych cech dziennikarza. Człowiek jest jednak tylko człowiekiem i nie znajdzie się raczej dziennikarza bez poglądów. Na brak obiektywizmu w polskich środkach społecznego przekazu narzekały w ostatnich latach dynamicznie rozwijające się media prawicowe. Kryzys ukraiński pokazał jednak, że potrafią być one nie mniej zakłamane niż tak krytykowany przez nie mainstream. Jak wobec tego myślący krytycznie odbiorca będzie mógł im ufać w innych kwestiach?

Festiwal hipokryzji

Sprawa ukraińska jest dla Polski istotna. Jedni będą uważać ją za kluczową, inni nie, jedni będą popierać Janukowycza, inni Jaceniuka czy Poroszenkę. Zróżnicowanie w sympatiach mediów też jest czymś naturalnym. Nie ma co oszukiwać się, że właściciele nie wymuszają profilu redakcji. Wątpliwe jest z etycznego punktu widzenia już obrzucanie inaczej myślących epitetami, wśród których „ruski agent” jest najłagodniejsze. Języka Dawida Wildsteina, zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza, jaki prezentuje na swoim profilu na facebooku i choćby w artykule „Dzienniki placowe” (kwartalnik Fronda nr 70) lepiej czytelnikom zaoszczędzić. Gwiazda medialnej prawicy mówi tym sama o swojej kulturze. Ciekawa jest opinia Wildsteina na temat protestów ulicznych, wygłoszona po ubiegłorocznym Marszu Niepodległości, niecały miesiąc przed rozpoczęciem kijowskiego Majdanu: „(..) nie oznacza, że możemy bezkrytycznie patrzeć na organizacje po drugiej stronie politycznego spektrum, które będą obecne w Marszu Niepodległości, bo wśród ich członków w dalszym ciągu obserwujemy przejawy agresywnego nacjonalizmu, ksenofobii, rasizmu i antysemityzmu. Jesteśmy przeciwnikami tych, których sprowadzi na ulice chęć protestu przeciwko „drugiej stronie”. Pojawią się tam wyłącznie po to, aby zademonstrować swoją obecnością przeciwko obecności ideowych oponentów. Święto 11 listopada stanowi dla nich wyłącznie pretekst. Mamy świadomość, że dla wielu uliczne demonstracje i kontrdemonstracje mają smak przygody i sportu. Jest to bardzo niebezpieczny sport, bo zdominowany przez ekstremistów. A ekstremiści – paradoksalne – pracują na korzyść swoich przeciwników. Zwiększają ich liczbę. Nakręcają swoimi działaniami spiralę konfliktu. Jest to spirala nienawiści. (…)”. Protesty w Kijowie, brutalnie atakowano funkcjonariuszy (kopanie leżących nie było niczym wyjątkowym), podpalano ich koktajlami Mołotowa, a około 20 zabito, to była zaś w jego narracji rzeź niewiniątek. W połączeniu z hasłami i flagami banderowskimi to w przeciwieństwie do polskiego Marszu Niepodległości z hasłami Bóg, Honor, Ojczyzna, dla wicenaczelnego „Gazety Polskiej” żaden ekstremizm. Ale powie ktoś takie czasu, takie media, taki język najlepiej się sprzedaje. Jednak już wyrażając się o rzezi wołyńskiej, Wildstein Junior używa już jedynie eufemistycznego określenia „tragedia”, by przypadkiem braci Ukraińców nie urazić „Gazeta Polska” była też krytycznie nastawiona do produkcji filmu o Wołyniu, co miało być według niej działaniem na korzyść Rosji.

Przemilczane fakty

Wszystko to jednak nie jest najgorsze. Co prawda nie licząc portalu kresy.pl, kilku portali już bardziej opinii niż informacji związanych z opcją endecką czy narodowej opcji rzeczywiście prorosyjskiej skupionej wokół „Myśli Polskiej”, w relacjonowaniu wydarzeń ukraińskich media od prawa do lewa przedstawiały taki sam obraz stosując bardzo podobną retorykę, to jednak w kłamstwach i manipulacji prawa strona prześcignęła tu tak krytykowane przez siebie środowisko „Gazety Wyborczej”.

Doskonale widać to teraz, przy okazji ujawnienia wyników śledztwa dziennikarzy jednej z największych i najczęściej cytowanych agencji prasowych na świecie – Reutersa, poświęconego lutowym wydarzeniom na Majdanie. Wynika z niego całkiem inny obraz wydarzeń niż ten, którymi karmiły nas polskie środki masowego przekazu. To nie milicja, a demonstranci według Reutersa mieli pierwsi otworzyć ogień. Główny oskarżony, były dowódca Berkutu 38-letni Dmitrij Sadownik, miał dać rozkaz strzelania jedynie „w celu ochrony życia i zdrowia funkcjonariuszy” dopiero po tym, gdy wśród milicjantów pojawiły się pierwsze ofiary użycia broni palnej przez demonstrantów. Sadownik zaginął ostatnio w niewyjaśnionych okolicznościach. Zniknęła też broń, z której miano strzelać do protestujących i kule, od których zginęli. Jeden z głównych oskarżonych o rzekomą masakrę demonstrantów funkcjonariusz Berkutu 6 lat temu stracił rękę.

Ukraiński uczony, dr Iwan Kaczanowski z uniwersytetu w kanadyjskiej Ottawie opublikował zaś raport, minuta po minucie analizując wydarzenia na Majdanie na podstawie podsłuchów rozmów funkcjonariuszy Berkutu i Alfy, komunikatów spikera z majdanowej sceny, a także wyników sekcji zwłok ofiar i relacji BBC. Wynik jego badań, pokazuje, że śmiertelne strzały padały od strony Majdanu, a wszystkie ofiary były zabite z broni myśliwskiej, nieużywanej przez służby bezpieczeństwa.

Wszystko to współgra z pojawiającymi się zaraz po tragicznych wydarzeniach filmami, gdzie na ul. Instytuckiej padają bojownicy, których od sektora zajmowanego przez siły rządowe odgradzał gruby mur i widoczne są ślady po kulach, które nie mogły lecieć od strony sił milicji i wojska. W naszych głównych jak i „niezależnych” mediach próżno jednak znaleźć o tym jakiekolwiek informacje. Nie ma najmniejszej refleksji, że może o najcięższe zbrodnie oskarżało się niewinnych. Za to mamy jak choćby na wp.pl informacje, że na Majdanie zginęło kilkaset osób (gdy oficjalne dane mówią o najwyżej 110). Powtarzana jest za to opinia amerykańskiego miliardera pochodzenia żydowsko-węgierskiego, jednego z największych na świecie spekulantów walutowych George’a Sorosa, że za zabójstwami stał osobiście Putin. Nota bene Soros, twórca i sponsor wielu przedsięwzięć promujących tzw. „społeczeństwo otwarte” podejrzewany jest o inspirowanie wielu „kolorowych” rewolucji.

Upadek

Psuje to obraz masakry bezbronnych ludzi, serwowany przez media od prawa do lewa, w największym stopniu przez mieniące się jako niezależne. Elementarna zasada rzetelności i uczciwości dziennikarskiej nakazuje poinformować o faktach nawet niewygodnych dla stanowiska redakcji, które jednak mogą zmienić całkowicie postrzeganie danego wydarzenia czy osoby. U jedynych obrońców Polski jednak cisza. Obok przemilczania, próbuje się też ogłupić odbiorcę cynicznymi, prymitywnymi kłamstwami. Tak więc wg Przemysława Grajewskiego vel Żurawskiego i Dawida Wildstaina prezydent Poroszenko, który publicznie ogłaszał, że „jest dumny z flagi Ukrainy, gdyż walczyli pod nią żołnierze UPA” i weteranom tej zbrodniczej formacji chce nadać uprawnienia kombatanckie, który zlikwidował Dzień Obrońcy Ojczyzny, obchodzony w rocznicę powstania Armii Czerwonej i ustanowił nowe święto narodowe w rocznicę powstania UPA – 14 października, kiedy odbywają się duże manifestacje wychwalające tę zbrodniczą organizację, do tradycji banderowskiej nie nawiązuje w najmniejszym stopniu. Honoruje zaś tym… Matkę Boską. Prof. Jadwiga Staniszkis, dotychczas wykazująca się jakimś krytycyzmem wobec popieranej przez siebie opcji oświadczyła zaś niedawno, że zachowanie Ukraińców, takie jak Poroszenki „nie ma większego znaczenia. Nie trzeba o tym mówić. Trzeba im po prostu pomagać. Wysyłać hełmy i kamizelki kuloodporne”. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.

Jak miał powiedzieć Hegel, jeśli rzeczywistość nie pasuje do faktów, tym gorzej dla rzeczywistości. „Gazeta Polska” nadal ma swoich wiernych fanów, ale jej sprzedaż gwałtownie spada. Kłamstwo powtarzane 100 razy wg Goebbelsa miało stać się prawdą. Niby stało się nią, ale jedynie na 12 lat rządów w Niemczech nazistów. Goebbels nie znał bowiem chyba polskiego przysłowia, że kłamstwo ma krótkie nóżki. Smutne w tym wszystkim jest to, że tracąca wiarygodność „Fronda” czy „Gazeta Polska”, najbardziej proukraińskie z proukraińskich, nie będą już wiarygodne, nawet jeśli będą pisać prawdę. Jeśli bowiem wprowadzało się w błąd w kwestii ukraińskiej, jaką mamy gwarancję, że tak samo nie będzie np. w kwestii Smoleńska (co tym bardziej prawdopodobne przy niespotykanej rusofobii tego środowiska) czy krytyki rządów PO? Co najgorsze, ten brak rzetelności może powodować, że postronny obserwator będzie być może podobną miarą mierzyć inne media o profilu prawicowym. Sytuacja ta na rękę będzie tym wszystkim, których rzeczywiste przewinienia media, które straciły twarz, ujawnią.

Damian Zakrzewski– przewodnik w Państwowym Muzeum na Majdanku, doktorant historii na KUL, absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej i historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, członek redakcji portalu mysl24.pl i współpracownik kwartalnika Myśl.pl, publikował min. w „Newsweeku”, „Dzienniku Wschodnim” i lubelskiej edycji „Niedzieli”.

Myśl.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply