Szczytowy moment kryzysu imigracyjnego spowodował, że podpisane porozumienie pomiędzy Kosowem i Serbią przeszło niemal bez echa. Tymczasem może ono utorować obu krajom drogę do Unii Europejskiej, choć niektóre z zapisów dokumentu spowodowały ostre protesty kosowskiej opozycji.

Negocjacje na temat ugody pomiędzy Kosowem i Serbią odbyły się 25 sierpnia w Brukseli i trwały blisko dziewięć godzin, a pośrednikiem w rozmowach była szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Zawarta ostatecznie umowa obejmuje kilka kwestii ważnych z punktu widzenia obu stron. Kosowo zobowiązało się przede wszystkim do utworzenia na terytorium swojej republiki 10 gmin na terytoriach zamieszkiwanych przez Serbów, gdzie będą oni posiadali własne władze i flagę, lecz będą podlegać prawu stanowionemu przez parlament Kosowa. Dotychczas region północnej części tego kraju nie uznawał zwierzchnictwa Prisztiny i nie obejmowała go kosowska administracja. Poza tym uregulowano kwestię mostu granicznego w Kosowskiej Mitrovicy, a Kosowo uzyskało własny międzynarodowy telefoniczny numer kierunkowy.

Pod presją Brukseli

Negocjacje pomiędzy oboma krajami nie były łatwe. Jeszcze w czerwcu serbski premier Aleksandar Vucić krytykował niektóre wymagania Unii Europejskiej dotyczące relacji jego kraju z Kosowem, uznając je za szantażowanie swojego kraju, który i tak przeprowadza trudne reformy rekomendowane przez Brukselę. Sam dialog pomiędzy Kosowem i Serbią rozpoczął dopiero trzy lata po ogłoszeniu niepodległości przez Republikę Kosowa, czyli w 2011 r. Przedstawiciele UE przekonali wówczas Serbów, że powinni oni omówić z kosowskimi Albańczykami kwestie serbsko-kosowskiej granicy, takie jak honorowanie tablic rejestracyjnych, czy też przejazdy służb dyplomatycznych. W lutym 2012 r. zdecydowano się podpisać dokument, który przewidywał, iż strona serbska nie będzie bojkotowała spotkań organizacji międzynarodowych z udziałem przedstawicieli Kosowa. Osiem miesięcy później, w październiku 2012 r., przy jednym stole w Brukseli zasiedli serbski premier Ivica Dacić i jego kosowski odpowiednik Hashim Thaçi, którzy rozpoczęli rozmowy o normalizacji obustronnych stosunków. W lutym 2013 r. doszło natomiast do spotkania pomiędzy serbskim prezydentem Tomislavem Nikoliciem i kosowską głową państwa Atifete Jahjagą.

Przełomowym momentem było jednak porozumienie z Brukseli z kwietnia 2013 r. Dacić i Thaçi negocjowali wówczas rozwiązanie problemu północnej części Kosowa, jednak jak widać po treści dokumentu podpisanego w tym roku, w praktyce nic się nie zmieniło. Rozmowy normalizacyjne utknęły zresztą na pewien czas po wydarzeniach z końca ubiegłego roku. W Kosowie nastąpiły zmiany w rządzie, który stał się bardziej nieugięty wobec Serbów, natomiast Dacić, wbrew stanowisku Nikolcicia, stwierdził, iż wszelkie decyzje w sprawie Kosowa powinny być przyjmowane przez Serbów w referendum.

Albański hamulcowy

Nie można zapominać, że Kosowo jest państwem utworzonym przez etnicznych Albańczyków, stąd także rząd w Prisztinie znajduje się pod wielkim wpływem Tirany. Władze Albanii i większość tamtejszych polityków nie wyobraża sobie więc innego rozwiązania, niż zjednoczenie Albanii, Kosowa i pozostałych terytoriów zamieszkiwanych przez Albańczyków, a znajdujących się obecnie w granicach Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry i Macedonii. Najdobitniej postulat ten wyraził w kwietniu albański premier Edi Rama, który w telewizyjnym wywiadzie mówił o nieuchronności zjednoczenia Albanii i Kosowa, nawet jeśli w procesie tym nie będą uczestniczyły unijne instytucje. Rama wypowiedział te słowa po wspólnym spotkaniu rządów Albanii i Kosowa, odbywającym się pod hasłem „Jeden kraj, jeden naród, jedno marzenie”, powodując tym samym ostrą reakcję ze strony Serbii. Blisko pół roku wcześniej Rama również dopuścił się prowokacji podczas wizyty w Belgradzie, gdzie wezwał Serbię do uznania niepodległości Kosowa, wykorzystując pierwsze od 1947 r. spotkanie przedstawicieli obu państw na tak wysokim szczeblu.

Do obustronnych zgrzytów doszło również przy okazji spotkań obu reprezentacji piłkarskich, odbywających się w ramach eliminacji do przyszłorocznych Mistrzostw Europy. W październiku ubiegłego roku podczas meczu rozgrywanego w Serbii nad boiskiem pojawił się dron z flagą „Wielkiej Albanii”, który wywołał zamieszki na boisku i trybunach, a o jego sterowania oskarżano wówczas brata albańskiego premiera. Na początku października bieżącego roku do Albanii przyjechali natomiast piłkarze Serbii, których przejazd autokarem do hotelu w Tiranie nie był odpowiednio zabezpieczony i pojazd został zaatakowany. Po tym incydencie Vucić zapowiedział, że przez pół roku nie będzie utrzymywał żadnych kontaktów z albańskim ambasadorem w Belgradzie.

Protesty kosowskiej opozycji

Mieszanie się Albanii w kształt kosowsko-serbskich stosunków widać także po aktywności radykalnych ugrupowań z Kosowa, które nie ukrywają swojego poparcia dla idei „Wielkiej Albanii”. Na początku roku osoby sympatyzujące z tymi grupami zaatakowały Serbów udających się pod policyjną eskortą do cerkwi, gdzie miało odbywać się nabożeństwo z okazji prawosławnych obchodów Bożego Narodzenia. Incydent został określony mianem „barbarzyństwa” przez Aleksandara Jovanovicia, ministra w rządzie Kosowa i polityka Listy Serbskiej, co tylko rozjuszyło kosowskich radykałów. W Prisztinie odbyły się masowe protesty wzywające do dymisji Jovanovicia, która niebawem nastąpiła. Kosowski premier Isa Mustafa skrytykował wprawdzie opozycję za nieszanowanie wyników niedawnych wyborów, lecz historia ta obnażyła prawdziwe intencje Albańczyków z Kosowa.

Za protestami stała wówczas radykalna partia „Samostanowienie” (Vetëvendosje), która swoją nazwą nawiązuje do hasła protestów Albańczyków z Kosowa, którzy w 1968 r. domagali się respektowania ich praw narodowych w ramach socjalistycznej Jugosławii. „Samostanowienie” nie ukrywa chęci przyłączenia Kosowa do Albanii, protestując przeciwko sierpniowemu porozumieniu z Serbią. Politycy tej partii w tym miesiącu dwukrotnie rozpylili gaz łzawiący w parlamencie Kosowa, nazywając zdradą przyznanie większych uprawnień serbskim samorządom oraz sprzeciwiając się demarkacji granicy Kosowa z Czarnogórą. Lider „Samostanowienia” Albin Kurti już w przeszłości zasłynął szowinistycznymi wypowiedziami na temat Serbów, natomiast w latach 90. ubiegłego wieku jako członek Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) został aresztowany przez Serbów za działalność terrorystyczną.

Na drodze do Unii

Obustronne relacje są jak widać niezwykle trudne, jednak oba kraje są zdeterminowane w dążeniu do członkostwa w UE. We wtorek 27 października Kosowo jako ostatni bałkański kraj podpisało umowę o stabilizacji i stowarzyszeniu z UE, choć eksperci są zaniepokojeni brakiem postępów w polityce wewnętrznej kraju, który nie radzi sobie z korupcją, przestępczością oraz niewydajną administracją rządową. Społeczeństwo Kosowa jest więc rozdarte w swoich własnych poglądach, bowiem opowiada się ono zarówno za brakiem ustępstw wobec Serbów, jak i za dalszą integracją ze strukturami unijnymi. Sama normalizacja stosunków Prisztiny z Belgradem może jednak nie wystarczyć, podobnie jak poradzenie sobie z problemami przestępczości oraz korupcji. Zachód zaczyna naciskać na osądzenie zbrodni wojennych popełnionych przez Wyzwoleńczą Armię Kosowa, której bojownicy są traktowani w Kosowie jak bohaterowie, co może być wodą na młyn dla antyserbskiej opozycji. Należy również pamiętać, że Kosowa nie uznaje kilka państw UE mających problem z ruchami separatystycznymi.

Na wejście do UE liczy też Serbia, choć w kwestii gospodarki i przestępczości przeżywa podobne kłopoty do Kosowa. Belgrad w ostatnich miesiącach próbował „podlizać się” zachodnim politykom choćby poprzez postawę w trakcie kryzysu imigracyjnego, gdy prawicowy rząd zakazał manifestacji nacjonalistów w tej sprawie, a także z politycznie poprawnych pozycji krytykował działania strony węgierskiej. Gabinet Vucicia musi jednak brać pod uwagę opinię własnego elektoratu, stąd choćby w ostatnich dniach protestował on przeciwko przyjęciu Kosowa do UNESCO. Prawdziwe pojednanie obu państw będzie więc niezwykle trudne, a być może wręcz niemożliwe.

Marcin Ursyński

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. chojny
    chojny :

    Moim zdaniem, chcą przyjąć Serbię i Kosowo, bo tam są biedni imigranci dla naszych europrzywódców są fajni, mogą nas ubogacić kulturowo i są tak, bardzo tolerancyjni niż zacofani Europejczycy.

  2. mopveljerzyjj
    mopveljerzyjj :

    OKAZUJE SIĘ,ŻE DALEJ W EUROPIE DEBILI NIE BRAKUJE… Eurokołchz to nie żadne „imperium in statu nascendi”, lecz narzędzie USA do kontroli i dyscyplinowania jego państw [opłacanych przez USA i ,,rządzonych” przez ich marionetki] a sprawowanej przez Niemców(,,kordynator” wszystkich poczynań na Eurokołchoz to marionetka USA Merkel i członek CFR w jednej osobie).
    Czy Polacy patrząc w wiarołomny i obłudny Zachód, jak w święty obraz, chcą podzielić los Indian Amerykańskich ? Czy skatoliczałym Polakom zostało jeszcze trochę własnego rozumu, żeby zacząć myśleć samodzielnie, a nie wierzyć w różne fałszywe proroctwa, wymyślane dla stadnych owieczek, aby je ogłupić i aby chadzali za fałszywymi pasterzami ? http://wolna-polska.pl/wiadomosci/glos-winnetou-los-indian-przestroga-odwrocmy-sie-od-zachodu-ratunek-na-wschodzie-2016-01