Polityka ta jest popłuczynami po zmurszałej teorii Jerzego Giedroycia. Opiera się przy tym na wyrachowanej zasadzie: “Wróg mego wroga jest moim przyjacielem”. Mówiąc krótko, kto jest przeciwko Putinowi, ten automatycznie staje się przyjacielem Polski.

Gdy siedem lat temu rozpoczynałem współpracę z “Gazetą Polską”, to była ona szerokim forum dla osób o poglądach prawicowych i niepodległościowych. Niestety jednak w ciągu ostatnich lat stała się ona tubą medialną jednej tylko partii – PiS. Tak jak swego czasu “Gazeta Wyborcza” i “Tygodnik Powszechny” stały się tubami Unii Demokratycznej vel Unii Wolności i jej kolejnych mutacji.

Z wieloma poglądami PiS, na którego głosowałem od 2005 r., zgadzałem się, ale uważałem, że moim prawem, a zarazem obowiązkiem, jako wyborcy jest nie tylko popieranie, ale i zwracanie uwagi, gdy partia ewidentnie błądzi. Krytykowanie niektórych posunięć partii braci Kaczyńskich udawało się mi na łamach “Gazety Polskiej” przez kilka lat, choć dochodziły mnie sygnały, że posłowie PiS zgrzytali zębami na niektóre moje felietony. W ostatnim jednak czasie trafiłem na barierę nie do przebycia. Stała się nią tzw. polityka wschodnia braci Kaczyńskich, łudząco podobna do zapatrywań Adama Michnika czy Jacka Kuronia. Polityka ta jest popłuczynami po zmurszałej teorii Jerzego Giedroycia. Opiera się przy tym na wyrachowanej zasadzie: “Wróg mego wroga jest moim przyjacielem”. Mówiąc krótko, kto jest przeciwko Putinowi, ten automatycznie staje się przyjacielem Polski.

Polityka ta doprowadzała do tak sprzecznych z polskim patriotyzmem działań jak bezkrytyczne wspieranie ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki, czciciela Bandery i zbrodniarzy UPA, co odbywało się kosztem pamięci o pomordowanych obywatelach Drugiej RP. Trzeba tutaj wyraźnie zaznaczyć, że Lech i Jarosław Kaczyński nigdy nie udali się na groby pomordowanych przez zbrodniarzy z UPA, znajdujące się nie tylko na zachodniej Ukrainie, ale i w południowo-wschodniej Polsce, choć ten region naszego kraju jest naturalnym matecznikiem PiS.

Najnowszym przejawem tej polityki stało się puszczanie “perskiego oka” do banderowców spod znaku nazisty Ołeha Tiahnyboka i pomyleńców ze “Swobody”. A do czego te osoby są zdolne, to najlepiej ukazuje to filmowa relacja z ostatniego marszu nacjonalistów w Kijowie. Proszę uważnie ją obejrzeć, wsłuchując się w wykrzykiwane hasła. Jedno z nich wykrzykiwał też prezes PiS wraz innymi politykami (także z PO) na Majdanie.

Oczywiście klakierzy i cyniczni przyboczni, których Jarosławowi Kaczyńskiemu nigdy nie brakowało, starają się przerobić Tiahnyboka i jemu podobnych na “mężów stanu”, a ukraińskie środowiska nacjonalistyczne (także z Prawego Sektora), przeżarte ksenofobią i antysemityzmem, na “uczciwych patriotów”. Trwa też proces wmawia, że terrorystyczna działalność Stepana Bandery była nie antypolska, ale antyrosyjska. Święty Boże!

Nie wiem, kto z polityków PiS naciskał na redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza, aby zablokował on mój ostatni felieton, przestrzegający przed fraternizowanie się z banderowcami, który weszli do nowego rządu Ukrainy. Wiem jednak, że w ten sposób “Gazeta Polska” całkowicie podporządkowała się linii politycznej jednej tylko partii. Od tej pory nie będzie już ona mamić czytelników, że należy do “strefy wolnego słowa”.

PS. Red. Tomasz Sakiewicz do tej pory się do mnie nie odezwał, choć na mój temat udziela wywiadów innym. Przeczytaj jego pokrętną wypowiedź dla portalu Wirtualne Media:

Ks. Isakowicz-Zaleski: „Gazeta Polska” zablokowała mój felieton o Ukrainie. „Modlimy się za niego”

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Isakowicz.pl

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. henski
    henski :

    Jestem za, popieram poglądy Księdza w tej sprawie, byłem przeciw HC w Lublinie, ale jeśli “moim prawem, a zarazem obowiązkiem, jako wyborcy jest nie tylko popieranie, ale i zwracanie uwagi, gdy partia ewidentnie błądzi”, to powstaje pytanie – jeśli nie PiS, to kto, kiedy, jak ?