Dawida Wildsteina gra Kresowianami

Pod pozorem troski o Polaków na Ukrainie uaktywnił się jeden z tych, którzy przez całą swoją dziennikarską ścieżkę nigdy nie napisali żadnego tekstu poświęconego Polakom na Kresach. Aż do czasu czwartego tygodnia trwania Majdanu w Kijowie.*

Dawid Wildstein, bo o tę postać chodzi, postanowił pod przymusem wydarzeń i naciskiem opinii publicznej, zniesmaczonej bezrefleksyjnym popieraniem antyrządowych wystąpień przez polski establishment, zająć się z doskoku kresowymi Polakami. Sposób, w jaki to zrobił, uwydatnia, że tematyka, za którą się zabrał, jest dla niego świeża. Była to też okazja do sprzeniewierzenia się etosowi dziennikarza, której to okazji Dawid Wildstein nie zmarnował.

W tekście przygotowanym przez Wildsteina przewijają się wypowiedzi działaczy organizacji polskich z Winnicy oraz Płoskirowa (obecny Chmielnicki). Rzut oka na mapę wskazuje, że miasta te nie znalazły się w granicach II Rzeczypospolitej, wcześniej znajdowały się w zaborze rosyjskim. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że nacjonalizm ukraiński nie miał tam racji bytu. Ten rozwinął się przede wszystkim na obecnej Ukrainie zachodniej – i to też niecałej, bo wyłącznie w tej jej części, która wchodziła w skład II Rzeczypospolitej, a więc bez Zakarpacia (Czechosłowacja / Węgry od 1938) i Bukowiny (Rumunia do 1940). To właśnie na terenach II RP mieliśmy do czynienia z bestialskimi rzeziami, czyli na terenie państwa, które stwarzało Ukraińcom najlepsze warunki rozwoju. Działalność OUN-UPA na terenach pod administracją sowiecką właściwie nie miała miejsca, choć to ZSRS był śmiertelnym wrogiem narodu ukraińskiego, a nie Polska.

Wynika z tego, że z powodów historycznych problemy banderyzmu i nastrojów antypolskich nie dotykają Polaków zamieszkałych na przedwojennym terytorium Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Gdyby Wildstein zapytał w takim samym tonie o pamięć na temat Operacji Polskiej NKWD z 1937 roku, szczególnie starszego pokolenia, to nikt by mu pod nazwiskiem wypowiedzi nie udzielił, mimo upływu lat i zmiany ustroju. Pamięć o ludobójstwie siedzi w ludziach tak głęboko, że czas nie leczy wcale ran, co więcej – rany te (rany na duszy) są dziedziczne.

Dawid Wildstein nie wie – bo nie może wiedzieć – że warunki rozwoju wspólnoty polskiej na Kresach przedrozbiorowych i przedwojennych są skrajnie różne i to na tyle, że występują problemy z postrzeganiem tam polskości jako wartości zbiorowej na całym obszarze Ukrainy. Jest to wynik tragicznej dla Polaków historii i priorytetem państwa polskiego powinno być odwrócenie tego procesu.

Takim przedsięwzięciem było otwarcie przez prezydentów Juszczenkę i Kaczyńskiego Domu Polskiego w Żytomierzu. Ten przychylny gest był odnotowany w mediach, otwarcie miało charakter uroczysty. Dziwnym trafem Juszczenko nigdy nie zdecydował się na analogiczny krok we Lwowie, twierdzy banderyzmu, gdzie Polaków jest garstka (więc zagrożenie polonizacją może być jedynie wydumane). Dlaczego? Ponieważ nie chciał rozczarować banderowskiego elektoratu w tym mieście i regionie. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro nawet rzekomo tak „propolski” prezydent jak Juszczenko unikał tematu Domu Polskiego we Lwowie. Nawiasem mówiąc, przekazał go Polakom dopiero jego „prorosyjski” następca, za to przekazanie na poziomie miasta blokowali samorządowcy ze Swobody, czym wręcz chwalili się na swoich stronach internetowych, jednocześnie zarzucając Polsce wszystkie możliwe przewiny, 600-letnie politykę wynaradawiania Ukraińców włączając. I dzisiaj ta sama partia, która na centralnej Ukrainie nie ma silnego poparcia (i oby tak pozostało) ma być neutralna wobec Polaków. Na Ukrainie zachodniej nie będzie, tam nastroje antypolskie są zbyt silne.

I tak na przykład prezes polskiego klubu piłkarskiego Pogoń Lwów, który jako jeden z nielicznych mówi głośno o problemach Polaków zachodniej Ukrainy, komentuje dla serwisu sportowefakty.pl atmosferę wokół klubu:

„Podczas meczów wyjazdowych często słychać z trybun >zabierajcie się do swojej Polski<”

We Lwowie Polacy (czyli rzymscy katolicy) nie odzyskali nigdy żadnego kościoła, a nacjonalistyczna hierarchia grekokatolicka nie spieszy się z oddaniem choćby jednej świątyni, tak samo miasto nie chce oddać kościoła pw. św. Marii Magdaleny wiernym, a kościół ten sowieci przerobili na salę koncertową i taką rolę spełnia do dziś. Dość dodać, że w zakrystii Ukraińcy umieścili portret Stepana Bandery, z którego sylwetką musiał się Wildstein zapoznać, jeśli tylko zaczął dociekać, jakich „herojów” ma na myśli majdański tłum, gdy za każdym razem powtarza naczelne hasło rewolucji.

Nie wie też Dawid Wildstein, co zrozumiałe, że na polskiej szkole im. Marii Magdaleny znajdującej się po drugiej stronie ulicy Sapiehy (a dziś nazwanej dla uczczenia pojednania polsko-banderowskiego imieniem Stepana Bandery) wmurowane jest popiersie Romana Szuchewycza, który jest kolejnym „herojem”, o którym niezależny niczym niezależna.pl dziennikarz musiał cokolwiek słyszeć.

To, że Wildstein w ogóle nie zajmował się Polakami na Kresach II RP, wskazuje nam sam jego rozmówca:

„Sięgnijcie po opinie waszych kolegów-Polaków z Kijowa, Winnicy, dawnego Płoskirowa, czy Kamieńca Podolskiego”.

Żadne z tych miast nie znajduje się na terytorium II RP i taka refleksja dziennikarzowi chcącemu uchodzić za kompetentnego w temacie Polaków na Ukrainie powinna przyjść do głowy natychmiast.

Banderyzm, gdy tylko ma okazję się wykazać poza swoim bastionem, staje się wobec polskości równie „entuzjastyczny” jak w swoim mateczniku. I tak, Żytomierska Obwodowa Organizacja OUN (pod kierownictwem Oleksandra Pryszczepy) wysłała list do prezydenta Żytomierza (gdzie mieszka 50 tys. Polaków), Wołodymyra Deboja, w sprawie zaplanowanego postawienia w tym mieście pomnika wybitnego polskiego pianisty, Ignacy Paderewskiego, który pochodził z Żytomierza. Sprzeciw wobec inicjatywy uzasadniono w charakterystyczny sposób:

„Rada Miasta podejmuje decyzje dotyczące działaczy innego państwa, które prowadziło okupacyjną politykę odnośnie Ukrainy w przeszłości, a przecież właśnie Paderewski stał na czele rządu Rzeczypospolitej w czasie aneksji Zachodniej Ukrainy w 1919 roku”.

Pisała o tym gazeta „Monitor Wołyński” związana z Konsulatem Generalnym RP w Łucku i skierowana m.in. do Polaków na Wołyniu. Jak widać, ich czujność nie jest tak uśpiona jak u Wildsteina, który na dodatek podpuszcza swojego rozmówcę do skrytykowania konkretnego medium, jakim jest portal KRESY.PL. I tak w jednej z odpowiedzi pojawia się fraza:

„Jestem pewien, że nikt z red. nacz. wspomnianych przez Pana mediównie był na Majdanie w Kijowie”

W żadnym wcześniejszym miejscu w wywiadzie Dawid Wildstein nie wspomina o żadnym konkretnym medium, jednak rozmówca dziwnym trafem w dalszej części wymienia z nazwy portal KRESY.PL, choć to Wildstein miał go „wspomnieć”. W wywiadzie jednak wzmianka Wildsteina o portalu nie ukazuje się. Istnieje więcej duże prawdopodobieństwo, że „off the record” Pan Dawid życzliwie „wyjaśnił”, krytyka jakiego medium będzie mile widziana.

Uczenie Polaków na Kresach, jak mają być Polakami, jest oczywiście średnio rozsądną propozycją, dlatego też krytykowanie ich z pozycji, że Unia Europejska nie rozwiąże ich problemów z prawami narodowymi, bo ta z zasady tępi wszelkie „nacjonalizmy”, a prawa narodowe ewentualnie może wpisać w uniwersalną koncepcję praw człowieka i liberalnej demokracji, nie przystoi żadnemu rodakowi z Macierzy. Jednak Pan Dawid powinien wiedzieć, czym Unia Europejska nie jest, bo przede wszystkim nie jest instytucją dbającą o rozwój tożsamości narodowej i przykład Polaków na Litwie, których sytuacja pogarsza się z każdym dniem członkostwo Litwy w UE, powinien rozwijać wszelkie wątpliwości. Tak samo demokraci białoruscy przestają być demokratami, gdy tylko chodzi o prawa narodowe dla Polaków na Białorusi. Polacy na Ukrainie i Białorusi mają prawo być euroentuzjastami i widzieć w Zjednoczonej Europie dokładnie to samo, co my widzieliśmy jeszcze 10 lat temu. Nie ma jednak tego prawa Dawid Wildstein, a tym bardziej nie ma prawa do szerzenia nieprawdy o charakterze Unii Europejskiej. To tylko totalna słabość III Rzeczypospolitej, która przejawiła się m.in. także w nieumiejętności ochrony życia własnego prezydenta w Smoleńsku, sprawia, że Polacy na Kresach – zamiast formułować swoje oczekiwania wobec państwa macierzystego – zwracają się ku brukselskiej biurokracji propagującej na dodatek nowinki obyczajowe, które tamtejszym Polakom, zazwyczaj rzymskim katolikom, na pewno by się nie spodobały. Tylko że tego, czego wolno nie wiedzieć im, tego nie wolno nie wiedzieć Wildsteinowi.

Dawid Wildstein ułatwił sobie robotę, w wybiórczy sposób dobierając sobie rozmówców. Ty samym podzielił Polaków na Ukrainie – i tak już podzielonych przez historię, zmieniające się granice i różnice mentalne – w imię partykularnego celu, jakim było wykazanie, iż jego dotychczasowy brak zainteresowania Polakami na Ukrainie może usprawiedliwić przed sobą samym. Bo to, że celem wywiadu nie było wcale poinformowanie Czytelnika o realnej sytuacji Polaków na Ukrainie, widać wręcz jaskrawo. Chyba że Pan Dawid nie wiedział, że temat, którym się zajął, jest bardziej skomplikowany niż mu się to wydawało po powierzchownie przeprowadzonym researchu.

Jeśli zaś wiedział, to tym gorzej o nim świadczy.

Marcin Skalski

*Dawid Wildstein napisał kilka miesięcy temu swój pierwsze esej poświęcony nie tyle Polakom na Kresach i ich problemom, co Kresom jako takim, w którym zostały one, w typowy dla polskiego dziennikarstwa sposób, sprowadzone do kwestii sentymentalnej, a nie do wyzwań dzisiejszej polityki polskiej.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. o
    o :

    A co powiedziec o stanowisku Marcina Wolskiego, ktory woli banderowska Ukraine, niz Ukraine prorosyjska? To srodowisko (generalizujac: konserwatywne) w Polsce ma chyba nikle pojecie o rzeczywistej sytuacji na Ukrainie, Litwie, czy Bialorusi. O tym jakie jest tam nastawienie miejscowych organizacji panstwowych, spolecznych, ludnosci do Polski i do mniejszosci polskiej w tych krajach.
    Nie wiedza, a wypowiadaja sie. A wystarczy spojzec jak dziala we Lwowie Swoboda. “Po owocach ich poznacie”, a nie po tym co mowi Ołeh Tiahnybok na Majdanie Ukrainskim. Czy on moze klamac (teraz), bo tak mu podpowiada instynkt polityka? Czy moze liczyc na wsparcie Polakow z Polski, czy to finansowa, czy inna? I czy taka pomoc mu sie przyda? Pytania retoryczne.