Probierzem formułowanych przez Mackiewicza ocen był stosunek do ziem wschodnich Rzeczypospolitej, które dziś nazywa się z reguły Kresami, a które dla Mackiewicza były po prostu Polską – nie gorszą, a może nawet lepszą niż inne dzielnice. „Wyzwolenie się z sentymentu nie wchodziło w rachubę, było ponad siły człowieka. Nazwie to wiernością, która rzucała się na mózg”. Miłość do Wileńszczyzny nie przeszkadzała mu zresztą w trafnym odczytywaniu zagrożeń dla całego kraju.

„Nie mam problemów z nazwaniem Stanisława Mackiewicza najwybitniejszym publicystą polskim minionego stulecia”[1] – napisał jeden z recenzentów Pism wybranychCata. Z pewnością nie jest to opinia odosobniona, a i wielu spośród tych, którzy by się pod nią nie podpisali, nie odmówi Mackiewiczowi talentu, erudycji, politycznej przenikliwości, daru syntezy i lapidarności sprawiających, że jego dorobek nie stracił na atrakcyjności mimo upływu przeszło półwiecza od śmierci autora, a ponad dziewięćdziesięciu lat od początku jego pisarskiej aktywności.

Czytając Mackiewicza, często nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jego słowa, szczególnie te dotyczące polityki polskiej, równie dobrze mogłyby być napisane dzisiaj. Nie jest to zresztą wyłącznie zasługa jego umiejętności formułowania myśli uniwersalnych, ale także, niestety, konsekwencja tego, że do dziś nie potrafiliśmy poradzić sobie z wieloma problemami czy wręcz patologiami, które diagnozował i opisywał.

Mackiewicz miał wreszcie to coś, co wyróżnia publicystę wybitnego – własny, niepowtarzalny styl, który pozwoliłby rozpoznać jego teksty nawet wtedy, gdyby nie były podpisane. O ich rozpoznawalności decyduje też pewien właściwy tylko dla Cata zestaw tematów, motywów, aforyzmów, powtarzających się w takiej czy innej konfiguracji w większości, o ile nie we wszystkich jego powojennych książkach.

Powtarzalność ta, z której robiono Mackiewiczowi zarzut, wynikała zresztą ze świadomie przyjętej metody pisarskiej. Jego teksty – obok faktów, obok anegdot, które uważał za ilustracje dziejów ułatwiające zrozumienie przeszłości – zawierały „teorie filozoficzno-historyczne”, na których wpojeniu czytelnikom szczególnie mu zależało i których dowodził powołując się na rozmaite wydarzenia, czerpiąc z historii Polski i świata niczym z niewyczerpanego laboratorium polityki.

Rola jednostki (wydarzenia) w historii, wojna na dwa fronty, sojusz „egzotyczny” – te zagadnienia nie powinny być obce wielbicielom Mackiewiczowego pióra, podobnie jak pomstowania na błędy Józefa Becka (historycznego wroga nr 1 naszego bohatera), na perfidię Anglików (przy jednoczesnym podziwie dla ich dyscypliny społecznej), krytyka polskiego podejścia do polityki i – będącej jej przedłużeniem – wojny. Cat znajdował dla nich miejsce niezależnie od tego, czy pisał akurat o dziejach drugiej wojny światowej, o powstaniu styczniowym czy o Giedyminowiczach i początkach polsko-litewskiego mocarstwa.

Szczególne miejsce w tekstach Mackiewicza zajmują ubolewania nad polskim brakiem zmysłu realizmu politycznego. Można powiedzieć, że jego publicystykę historyczną przenika przekonanie o jakimś fatum ciążącym nad narodem polskim, o jakiejś organicznej niezdolności Polaków do prowadzenia rozsądnej polityki czy wręcz do zrozumienia reguł nią rządzących – co dla samego autora musiało być tym bardziej bolesne, że sporą część życia spędził na próbach wpojenia rodakom tych reguł. Cata czyta się lekko i przyjemnie, jego teksty skrzą się od anegdot, „ale za tymi anegdotami – pisał w „Zakończeniu” Stanisława Augusta– szczerzyła do mnie swe trupie zęby prawda wyciągnięta z grobu: naród, do którego należę, nie miał już w XVIII wieku poczucia państwowości, dyscypliny narodowej; swoją miłość Ojczyzny wyżywał w bojach bez ładu i składu. Już w XVIII wieku nie rozumiał, że wojna to nie tylko pole bitwy, ale centralna myśl państwowa, która dla wojny musi zorganizować wprzód politykę, potem plan i dyscyplinę narodową, i że wynik boju będzie zawsze uzależniony od wysiłku organizacji państwowej. Już w XVIII wieku partie polityczne polskie prowadziły politykę na własną rękę, tak jak na emigracji za naszych czasów. Już w XVIII wieku myśl polityczna narodu polskiego skłaniała się do wojen na dwa lub trzy fronty, czyli do bezmyślności politycznej, do nonsensu politycznego, do działania obliczonego na wywołanie katastrofy”[2].

Tak jednak było po wojnie. Po powrocie do kraju – jak mówi w filmie Reakcjonistacórka Cata-Mackiewicza Aleksandra Niemczykowa – „to jednak był inny człowiek… Przed wojną to był człowiek wesoły. Awanturujący się, wesoły… A po wojnie…”.

Istotnie, gdy sięgamy do przedwojennych tekstów Cata, dużo mniej skądinąd znanych niż powojenna publicystyka historyczna, trudno nie dostrzec różnicy, nawet w zakresie tych najbardziej charakterystycznych dla niego tematów.

„Byłem przed wojną kilka razy w Anglii i pisałem o niej swe wrażenia – wspominał Mackiewicz już w PRL. – Sądzę, że gdybym poszedł do piekła, to diabli by mi te moje przedwojenne artykuły o Anglii głośno odczytywali, a to w charakterze tortur i znęcania się nade mną”[3].

Do artykułów o Anglii diabli bez wątpienia mogliby dołączyć pochwały Józefa Becka, jakimi na łamach wileńskiego „Słowa” obsypywano „genialnego” ministra nim jeszcze zasłużył na nieskrywaną nienawiść Mackiewicza. „Dopóki p. Beck stoi na czele ministerstwa – pisał Cat w okresie zainicjowanego w 1933 roku zbliżenia polsko-niemieckiego – (…) nie da on sobie zabrać politycznych walorów, które zdobył. Istotnie jest to minister szczęśliwej ręki”[4]. „Publiczność polska tego nie rozumie, lub nie docenia, ale historia oceni politykę ministra Becka jako doskonałą”[5]… Jakkolwiek nie jest to temat wesoły, znając powrześniową publicystykę Mackiewicza trudno się dziś nie uśmiechnąć czytając te słowa.

Przede wszystkim jednak młodemu Mackiewiczowi obcy był ten pesymizm, który przesiąknął jego późniejsze teksty, to fatalistyczne przekonanie, że oto „w jednym narodzie ta podświadomość, która kieruje polityką narodową, kieruje naród do samounicestwienia, do państwowego samobójstwa”[6].

„U nas w Polsce – pisał w 1927 roku – gdy ludzie czytają, jak to Mussolini powiedział: »za lat sto zapewne nie będzie w Europie małych państw« – to biorą te słowa do siebie. A przecież Mussolini mógł myśleć o Jugosławii i Rumunii, myślał o Czechosłowacji, Litwie, Łotwie, Estonii – ale nie o Polsce”[7]. „My oto nie jesteśmy narodem wymierającym. Powstaliśmy by żyć i długo żyć. Nie przymrużajmy oczu przed przyszłością”[8].

Za pomajowych rządów Piłsudskiego istotnie mogło się wydawać, że wszystkie polityczne sny Mackiewicza spełnią się jeden za drugim. Gdy 26 stycznia 1934 roku uchwalono w sejmie nową konstytucję a „minister szczęśliwej ręki” zawarł z Niemcami deklarację o niestosowaniu przemocy, do pełni szczęścia brakowało już tylko przywrócenia w Polsce monarchii, która silną władzę Marszałka uzupełniłaby jeszcze o nie mniej ważny element stałości.

Dobra passa wileńskiego „żubra” nie trwała jednak długo po śmierci Piłsudskiego.

Postulowane przez Mackiewicza i jego ideowych przyjaciół antysowieckie porozumienie z Berlinem pozostało matrimonium ratum, sed non consummatum– Beck wysiadł z tramwaju współpracy z Niemcami albo zbyt wcześnie, albo zbyt późno, w każdym razie na przystanku: „przegrana”[9], a później wprowadził Polskę jako pierwszą do wojny (i to na dwa fronty), czego konsekwencje już wtedy, w połowie 1939 roku można było przewidzieć[10].

W polityce wewnętrznej Walery Sławek, na którego orientował się Mackiewicz, został zmarginalizowany, a właściwie zmarginalizował się sam. Okólnikiem Składkowskiego z 13 lipca 1936 roku zdruzgotano założenia systemowe Konstytucji kwietniowej, pchając Polskę w stronę totalizmu, który zresztą w Rydzowym wydaniu, „posiadając wiele ujemnych stron ustroju totalistycznego, nie posiadał jego stron dodatnich, to znaczy nie zabezpieczał nas przed bałaganem i pomieszaniem kompetencji w dziedzinie tak wrażliwej, jak stosunki z zagranicą, otwierając w ten sposób możliwości interwencji czynnikom obcym”[11]. Premier-lekarz na wszystkie dolegliwości państwowe miał dwa lekarstwa: „publiczną zbiórkę pieniężną i Berezę. To były te dwa instrumenty mądrości politycznej, które mu wystarczyły przy załatwianiu wszystkich gospodarczych, skarbowych, politycznych i religijnych zagadnień Polski”[12].

Za apogeum obłąkania późnej sanacji Mackiewicz uznawał represje wobec Cerkwi prawosławnej. Jej lojalność wobec Rzeczypospolitej „była tak duża i tak szczera, że tylko cud mógł duchowieństwo prawosławne z tej drogi zawrócić. Tym cudem była głupota naszych władców, istotnie niepospolita”[13].

Z Rydzem, Składkowskim, Beckiem Mackiewicz rozliczał się w wydawanej w Paryżu w 1940 roku (jako tygodnik) kontynuacji „Słowa”. W powrześniowej depresji „żółcią i krwią”, jak oceniał Jerzy Jaruzelski, pisano więcej niż atramentem, a Cat miał w tym spory udział; „określenia, że »przedwojennego gnoju pudrować nie będzie«, że woli żołdacką brutalność, skoro »pióro dziennikarza nie zdoła się wznieść na wyżyny przekleństwa Skargi« – zaliczały się do metafor łagodniejszych”[14].

W początkach pobytu na emigracji Mackiewicz poddawał się nastrojowi konsolidacji narodowej wokół rządu, ale już w Paryżu zaczął skłaniać się ku kołom niechętnym gen. Sikorskiemu[15]. Incydent w Libourne (nieudana próba przekonania prezydenta Raczkiewicza do rozpoczęcia rokowań pokojowych z III Rzeszą), krytyczne wobec rządu wystąpienia w Radzie Narodowej, sprawa przed Sądem Honorowym Rady pogłębiały dystans. Punktem zwrotnym jednak i impulsem do przejścia do zdeklarowanej opozycji był układ Sikorski–Majski z 30 lipca 1941 roku. Walce z jego autorami, obrońcami i dostrzeganymi za nim zagrożeniami poświęci Mackiewicz kolejne lata.

„Redagować pismo opozycyjne – pisał Cat – jest o wiele łatwiej, przyjemniej i ciekawiej aniżeli pismo rządowe”[16]. Rząd gen. Sikorskiego nie chciał jednak pozwolić mu na tę przyjemność – we wrześniu 1941 roku Ministerstwo Informacji i Dokumentacji odmówiło Mackiewiczowi przydziału papieru na tygodnik. Kiedy nie powiodło się założenie pisma niezależnego, a redaktorzy „Wiadomości Polskich” z obawy przed czynnikami rządowymi zaczęli odmawiać mu druku artykułów politycznych – zdecydował się na wydawanie broszur[17].

Ukazywały się stosunkowo regularnie: na początku co miesiąc, później trochę rzadziej – w 1942 roku było ich siedem, w 1943 – sześć. Po wkroczeniu Sowietów na terytorium Rzeczypospolitej szybsze tempo wypadków i narastające z dnia na dzień niebezpieczeństwa skłoniły Mackiewicza do zmniejszenia objętości broszur, ale za to częstszego ich wydawania. W 1944 opublikował czternaście, w 1945 dwanaście (w tym jedną w języku angielskim), w 1946 kolejne trzy (w tym dwie po angielsku), po czym nastąpiła kilkuletnia przerwa.

Pisał i redagował sam, sam zajmował się korektą i kolportażem. „Proszę mych czytelników z góry – pisał w 1944 – o darowanie mi braków korekty, złego papieru i niedbałego wyglądu. Względy estetyczne, dbałość o szatę graficzną – wszystko to są rzeczy miłe i ważne, ale nie najważniejsze. Proszę o uszanowanie tego, że wydaję te broszury sam jeden, bez czyjejkolwiek pomocy i że przy ich wydawaniu pełnię wszelkie czynności do gońca redakcyjnego włącznie. Byłbym wdzięczny za wszelką pomoc w kolportażu i o nią się zwracam, zwłaszcza do osób pochodzących z Wilna czy ze Lwowa, czy też z krajów z tymi miastami związanych. Nie wiem czy będę mógł finansowo te wydawnictwa utrzymać, toteż każdy pozyskany dla ich sprzedaży sklep czy kiosk będzie przeze mnie witany z nadzieją i wdzięcznością”[18].

Publikował własne teksty na temat aktualnych wydarzeń, opatrzone komentarzami dokumenty dyplomatyczne, listy do redakcji, odpowiedzi na głosy polemistów, z czasem również artykuły innych autorów, między innymi Zygmunta Nowakowskiego. „Wydaje mi się – sięgnijmy do słów tego ostatniego, które, choć dotyczyły innego autora, równie dobrze możemy odnieść do Mackiewicza – że broszura polityczna jest fragmentem pamiętnika z jakiegoś okresu, choć wydrukowana błyskawicznie szybko, bezpośrednio po jakimś zdarzeniu, przecież działa au ralenti, nie mając szybkiej riposty, którą rozporządza czy raczej rozporządzać winien dziennik. Tym dziwniejsza jest czasem aktualność broszury i to broszury zapomnianej, takiej, którą czytało ludzi niewielu, a którą wydał jeden człowiek…”[19]. Człowiek – dodajmy – który trafniej rozpoznawał rzeczywistość i lepiej przewidywał przyszłość niż jego adwersarze.

Nazywano go pesymistą. „Wiem – bronił się – że (…) optymistyczne przewidywania zapewniają wśród Polaków autorytet polityczny, ale ja nie chcę mieć autorytetu politycznego opartego na rozumowaniach bez sensu. Nie uważam tych broszur za drogę do kariery politycznej, której nie robię, lecz za spełnianie obywatelskiego i dziennikarskiego obowiązku mówienia prawdy. I dlatego nie pocieszam. Rzeczywistość jest czarna, przyszłość czarniejsza jeszcze. (…) gdyby więcej liczono się z moimi pesymistycznymi przewidywaniami, nie doszlibyśmy zapewne do tej przepaści, nad brzegiem której stoimy”[20].

Koncepcje polityczne Cata z lat 30. mogą się wydawać łatwiejszymi do obrony niż te z okresu londyńskiego. Czytając Mackiewiczową krytykę Becka wiemy, że autor należał do tych „mądrych przed szkodą”, że stworzona przez niego i innych publicystów związanych z wileńskim „Słowem” idea sojuszu polsko-niemieckiego skierowanego przeciw ZSRR do dziś stanowi poważną alternatywę w sporach o politykę zagraniczną II RP, szczególnie dla „mało przemyślanej”, jak to eufemistycznie ujął Adolf Bocheński, polityki „równowagi”[21]. Zarzut, że Cat równie sensownej alternatywy nie stworzył dla polityki rządów emigracyjnych[22], wydaje się cokolwiek zbyt surowy. Odpowiedzialność za tragizm sytuacji spoczywała przede wszystkim na władzach przedwrześniowych, a rząd emigracyjny, choćby nawet „składał się z samych geniuszy, to niewiele by to zmieniło w sytuacji politycznej Polski”[23]. Cat nie uważał jednak, aby zwalniało to gabinety Sikorskiego czy Mikołajczyka z podlegania krytyce. W okresie wojny wciąż było wiele błędów do popełnienia, a Polakom – jak w 1945 roku podsumował Winston Churchill – niewielu udało się uniknąć.

Probierzem formułowanych przez Mackiewicza ocen był stosunek do ziem wschodnich Rzeczypospolitej, które dziś nazywa się z reguły Kresami, a które dla Mackiewicza były po prostu Polską – nie gorszą, a może nawet lepszą niż inne dzielnice. „Wyzwolenie się z sentymentu nie wchodziło w rachubę, było ponad siły człowieka. Nazwie to wiernością, która rzucała się na mózg”[24]. Miłość do Wileńszczyzny nie przeszkadzała mu zresztą w trafnym odczytywaniu zagrożeń dla całego kraju.

Jerzy Jaruzelski w biografii Mackiewicza potraktował broszury z lekceważeniem, nazywając je elementem londyńskiego „Hyde Parku”. Sam Cat podobnie musiał odbierać reakcje polskiego Londynu. „Ileż razy – pisał jesienią 1944 roku – czułem się upokorzony, jak – jeśli mam użyć malarskiego porównania – czuł się upokorzony żebrak, który w dawnej pięknej Polsce chciał nędzną ręką zatrzymać kulig, jadący lekkimi saniami po białym śniegu, kulig wesołych pań i zachwyconych panów. Wiem, że (…) słowa moje nie miały echa, a ton moich broszur wydawał się nieznośnie wysoki, lękliwy, że moje alarmy, którymi chciałem przekrzyczeć ogólną obojętność lub ogólny spokój, wydawały się niepotrzebne i śmieszne”[25].

W obronie broszur stanęła Jadwiga Karbowska, towarzyszka Cata w okresie londyńskim: „Czy wolno Mackiewicza – autora broszur, traktować mniej poważnie niż Mackiewicza zasiadającego w Radzie Narodowej czy też Mackiewicza – polskiego premiera na emigracji? Otóż, moim zdaniem, Mackiewicz-premier, który niewiele mógł wskórać, to postać wzbudzająca mniejszy szacunek niż człowiek walczący nie tylko o przyszłość swojego kraju, ale w ekstremalnej sytuacji walczący o życie jego mieszkańców”[26].

„Sikorski wierzył w przyjaźń i polityczną lojalność Anglików – pisała również Karbowska – Mackiewicz nie wierzył ani przez minutę”[27]. Z tymi słowami już nie sposób się zgodzić – stosunek Cata do gospodarzy podlegał powolnym zmianom, a autor Trzyleciato jeszcze nie ten sam człowiek, co autor Londyniszcza. Same broszury zaś to nie tylko pamiętnik okresu wojny widzianej oczyma wytrawnego komentatora politycznego, nie tylko świadectwo rozpaczliwej walki Wilnianina o uratowanie jego małej ojczyzny, i nie tylko ciężki akt oskarżenia pod adresem polityków polskich okresu drugiej wojny światowej – to również zapis bezlitosnej lekcji polityki, jakiej naszemu czołowemu realiście politycznemu udzielili wrogowie… i sojusznicy Polski, dając impuls do bodaj najbardziej doniosłej ewolucji poglądów dojrzałego już wszak publicysty. To w tym okresie ukształtuje się ten Cat, którego znamy z powojennych książek – rozgoryczony jałowością wieloletnich zmagań, ale – na szczęście – niezniechęcony do pisania i wciąż mistrzowsko władający piórem.

„Powinniśmy przebieg ostatniej wojny – pisał w 1947 – i stosunek, w czasie jej trwania, mocarstw do Polski pilnie studiować, aby uniknąć tych wszystkich błędów, któreśmy poczynili w czasie wojny ostatniej”[28].

To lekcja, którą wciąż mamy do odrobienia.

Jan Sadkiewicz

Kraków, 13 stycznia 2014

Przypisy:


[1] M. Furdyna, Michał Strogow i emigracja polska, www.fronda.pl.

[2] S. Cat-Mackiewicz, Stanisław August, Kraków 2012, s. 345–346.

[3] Idem, Londyniszcze, Kraków 2013, s. 9.

[4] Cat, Minister szczęśliwej ręki, „Słowo” z 17 listopada 1933.

[5] Idem, Sytuacja Polski a rząd premjera Kościałkowskiego, „Słowo” z 14 października 1935.

[6] S. Cat-Mackiewicz, Był bal, Kraków 2012, s. 67.

[7] Idem, Kropki nad i. Dziś i jutro, Kraków 2012, s. 49.

[8] Ibidem, s. 17.

[9] Cat, Kiedy p. Beck wysiada z tramwaju, „Słowo” z 1–2 stycznia 1939.

[10] Zob. W. Studnicki, Wobec nadchodzącej II-ej wojny światowej, nakładem Autora, Warszawa 1939.

[11] S. Cat-Mackiewicz, Polityka Becka, Kraków 2009, s. 119.

[12] Idem, Historia Polski od 11 listopada 1918 do 17 września 1939, Kraków 2012, s. 463.

[13] Ibidem, s. 452.

[14] J. Jaruzelski, Stanisław Cat-Mackiewicz 1896–1966. Wilno–Londyn–Warszawa, Warszawa 1994, s. 206207.

[15] Ibidem, s. 219.

[16] S. Mackiewicz (Cat), Po zgonie śp. gen. Sikorskiego i upadku Mussoliniego, Londyn 1943, s. 33.

[17] J. Jaruzelski, op. cit., s. 225.

[18] S. Mackiewicz (Cat), Wilno, Londyn 1944, s. 2.

[19] Z. Nowakowski, Względem toczących się interesów Polski…, w: S. Mackiewicz (Cat), Czekamy, Londyn 1944, s. 1–2.

[20] S. Mackiewicz (Cat), Październik 1944, Londyn 1944, s. 25–26.

[21] A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, Kraków−Warszawa 2009, s. 35.

[22] J. Jaruzelski, op. cit., s. 227.

[23] S. Mackiewicz (Cat), Trzylecie, Londyn 1942, s. 5.

[24] J. Jaruzelski, op. cit., s. 227.

[25] S. Mackiewicz (Cat), Październik 1944, op. cit., s. 26.

[26] J. Karbowska, Z Mackiewiczem naty, Warszawa 1994, s. 278.

[27] Ibidem.

[28] Cat, Stosunek do Anglii, „Lwów i Wilno” (Londyn) z 6 kwietnia 1947.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jkm_ci
    jkm_ci :

    To jest realny przekaz Cata dla dzisiejszego pokolenia…….„Powinniśmy przebieg ostatniej wojny – pisał w 1947 – i stosunek, w czasie jej trwania, mocarstw do Polski pilnie studiować, aby uniknąć tych wszystkich błędów, któreśmy poczynili w czasie wojny ostatniej”[28].

    To lekcja, którą wciąż mamy do odrobienia.