Pomimo, że dzisiejsza polska polityka praktycznie całkowicie spełnia wszystkie żądania stawiane przez USA, Waszyngton nadal uważa Polskę za swojego satelitę – pełniącego funkcje “zderzaka” między zachodnią cywilizacją a Rosją. Kolejnym potwierdzeniem stosunków USA i Polski było spotkanie 7 marca sekretarza Stanów Zjednoczonych Hillary Clinton z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, na którym polska strona znowu zajęła stanowisko, które można opisać słowami: “rakiety oddzielnie, równouprawnienie oddzielnie”.

Kolejny raz za życzliwymi uśmiechami urzędowych osób, za wieloznacznymi słowami o wspólnej „obfitej pracy nad bezpieczeństwem w wielu aspektach”, za ładnie brzmiącymi frazami o demokracji, nie kryła się żadna nowa propozycja dla Warszawy, prócz umieszczenia na jej terytorium sił natowskiego systemu obrony antyrakietowej. Nawet takie zagadnienie, jak zniesienie wiz dla polskich obywateli – zostało zignorowane przez stronę amerykańską. Należy przy tym pamiętać, że jest to sprawa dla Polski bardzo ważna. Już nie pierwszy rok polski rząd prowadzi starania o zniesienie ograniczeń wizowych, uważając stanowisko USA, delikatnie rzecz ujmując, za niezrozumiałe.

Warto przypomnieć, że jeszcze w październiku 2008 roku prezydent USA George Bush zapowiedział powiększenie listy 27 państw, korzystających z bezwizowej relacji ze Stanami Zjednoczonymi, poprzez włączenie do niej Południowej Korei i 6 członków Unii Europejskiej: Węgier, Słowacji, Czech, Łotwy, Litwy i Estonii. Oficjalnie podobnego „zaszczytu” dostąpiły państwa aktywnie wspierające amerykańskie idee „bezpieczeństwa i demokratyzacji” współczesnego świata: inwazję w Afganistanie i Iraku, „kolorowe rewolucje” w Gruzji i Ukrainie, rozmieszczenie na terytorium Europy natowskiego systemu ABM, konfrontację z narastającymi wpływami Rosji itp. Według Białego Domu wyżej wskazane kraje w pełni spełniają ustanowione kryteria. Wszystkie prócz Polski, której do tej pory nie włączono do powyższej listy „z przyczyn wyłącznie technicznych”: część odmów przy wydawaniu amerykańskich wiz w Rzeczypospolitej przekracza ustaloną normę 10%.

Warszawa, która nigdy nie ukrywała swojej zasady w polityce zagranicznej –„Ameryce się nie odmawia”, już od 3 lat pozostaje w stanie zdziwienia z powodu niedocenienia jej zasług dla Waszyngtonu. Wśród polskich polityków różnych ugrupowań powstało pytanie: „jeżeli jesteśmy równoprawnym partnerem i sojusznikiem w takim regionie jak Irak, to dlaczego naszych obywateli traktuje się jak ludzi „drugiej kategorii?”. Rzeczywiście Polska nie otrzymała niczego konkretnego w zamian za udział w misjach w Afganistanie (w czasie operacji wojennych sił koalicji zachodniej zginęło ponad 30 polskich żołnierzy), w Iraku (w latach 2003-2008 zginęło blisko 60 osób), oficjalnie ciągle pozostając „strategicznym sojusznikiem” Stanów Zjednoczonych.

Ponadto nawet aktywny udział Warszawy w procesie rozmieszczenia tarczy antyrakietowej na terytorium Europy Wschodniej nie przyniósł jej widocznych dywidend: ani finansowych, ani w perspektywie polityczno-wojskowej. Ani modernizacji uzbrojenia własnej armii, ani pomocy w stworzeniu własnej obrony antyrakietowej zapewniającej tak oczekiwaną obronę przed Rosją – polska strona nie otrzymała. Dlatego też, wydające sie błahym problemem zniesienie wiz wywołało oburzenie w polskim społeczeństwie, liczącym chociaż na moralną rekompensatę ze strony Waszyngtonu.

Na pierwszy rzut oka oczywistą odpowiedzią na pytanie, dlaczego Polska nie otrzymała statusu kraju, którego obywatele mają możliwość bezwizowego wjazdu do USA, jest sprawa emigrantów zarobkowych. Istnieje pogląd, że problemem są robotnicy, których liczba może sięgać milionów. Jednym z faktów potwierdzających tę tezę jest wynik ankiety przeprowadzonej przez grupę GFK Custom Researco. Zgodnie z nią, z możliwości znalezienia lepszej pracy za granicą jest gotowych skorzystać 23% Polaków. Jest to jeden z najwyższych wskaźników w Europie (np. w Czechach procent wyrażających zainteresowanie emigracją to tylko 9%). To zjawisko można wytłumaczyć tym, że w Unii Europejskiej znalezienie pracy jest o wiele trudniejsze, a większość emigrantów w celach zarobkowych kieruje się do USA, gdzie już dziś oficjalnie żyje ponad 9 mln Polaków (tyle ile Latynoamerykanów), co stanowi prawie 3% całej ludności USA. Wątpliwe, aby Biały Dom wykazał się wspaniałomyślnością w stosunku do migrantów, nawet z krajów będących „strategicznymi sojusznikami”.

Jednocześnie problem prawdopodobnie nie polega tylko na strachu przed wschodnioeuropejskimi gastarbeiterami. Dziś Waszyngton jak nigdy jest świadomy swojej znaczącej pozycji we wszystkich zakątkach świata. Idea światowej hegemonii, która, jak wszystko na to wskazuje, jest nie do zrealizowania we współczesnych geopolitycznych uwarunkowaniach, wciąż jeszcze krąży jak widmo po gabinetach Białego Domu. Dlatego jedną z metod, którą Departament Stanu USA zmierza do utrzymania w sferze swoich wpływów tzw. sojuszników, okazuje się być reżim stałego oczekiwania. W takich warunkach Polsce, która w przeciwieństwie do Litwy, Łotwy i Estonii, jest w stanie zaproponować Waszyngtonowi swoje usługi w celu wzmocnienia amerykańskiej pozycji na granicy z rosyjską strefą wpływów – grozi dalsze karmienie obietnicami, których realizacja jest wątpliwa.

Prawda, sytuacja może radykalnie ulec zmianie w przededniu wyborów prezydenckich w USA. Na przykład jeżeli Barack Obama dla podwyższenia swojej pozycji zaproponuje nowy program współpracy ze wszystkimi krajami Unii Europejskiej i wychodząc naprzeciw swoim sojusznikom, w tym Polsce, publicznie poświadczy jej zasługi w sprawie „demokratyzacji” planety. Jednakowo prawdopodobieństwo podobnego kroku jest niewielkie.

Na ile cierpliwe jest polskie społeczeństwo, czas pokaże. Dziś wiadomo jedno – w aktualnej sytuacji geopolitycznej Warszawie wypada rozpocząć formowanie nowej doktryny polityki zagranicznej, w centrum której będzie leżeć zrozumienie, że próby zostania najbardziej proamerykańskim krajem kontynentu i liderem środkowej i wschodniej Europy są pozbawione perspektyw.

Myśli o wyjątkowej roli państwa polskiego w systemie międzynarodowym, dzięki której Warszawa miałaby otrzymywać coś za darmo od innych krajów, stopniowo zamieniane są przez koncepcję mówiącą o konieczności poszukiwania instrumentów dla konstruktywnego dialogu ze wszystkimi ważnymi graczami na arenie międzynarodowej, w pierwszej kolejności z Rosją. W takich warunkach, jeśli nie zajdą zmiany w doktrynie amerykańskiej polityki zagranicznej, dotychczasowe puste zagrywki wobec młodszych partnerów sprawią, że USA nie tylko stracą autorytet, ale także obniżą swą rangę w regionie europejskim. Dlatego nierozwiązanie kwestii bezwizowej współpracy z Polską, jakkolwiek dziwnie to brzmi, może w przyszłości stać się jedną z przyczyn poważnych zmian w systemie stosunków międzynarodowych na kontynencie europejskim.

Jurij Pawłowiec

źródło: NewsBalt.ru

Autor jest docentem w Katedrze Nauk Humanistycznych Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Informatyki i Radioelektroniki.

tłumaczenie: Eliza Sobótka

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply