“To, czy Donbas będzie należał do Ukrainy, do nowego państwa powstałego w wyniku secesji części obwodów Ukrainy czy też do Federacji Rosyjskiej, nie musi mieć dla Polski większego znaczenia. Nie ma więc żadnego powodu, by Rzeczpospolita jakkolwiek ingerowała w status Donbasu – nie jest to po prostu nasza sprawa'.

Wileńszczyznę i Donbas dzieli niemal wszystko, ale łączy jedno. Gdyby w momencie wytyczania granic mieszkańcy tych ziem mogli zdecydować o przynależności państwowej swoich ojczyzn, to żadne ze wspomnianych terytoriów nie znalazłoby się w granicach organizmów, do których obecnie należą.

To, czy Donbas będzie należał do Ukrainy, do nowego państwa powstałego w wyniku secesji części obwodów Ukrainy czy też do Federacji Rosyjskiej, nie musi mieć dla Polski większego znaczenia. Nie ma więc żadnego powodu, by Rzeczpospolita jakkolwiek ingerowała w status Donbasu – nie jest to po prostu nasza sprawa.

Mniej istotny jest fakt, że Donbas pod względem kulturowym czy historycznym ma silne związki z Rosją i do czasu utworzenia Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad nie miał z Ukrainą nic wspólnego, nigdy „Ukrainą” nie był nazywany i nikt tam na miejscu o tworzeniu jakiejkolwiek Ukrainy nawet nie myślał. Ukraińskim stał się ten teren na stałe dopiero dzięki bolszewikom, którzy utworzyli nota benepierwsze w historii państwo ukraińskie w dzisiejszym rozumieniu określenia „ukraiński” (czyli nie w znaczeniu geograficznym – ziemi ‘u kraja’). Ukraińska Republika Ludowa nigdy wcześniej nie deklarowała zamiaru ogłaszania niepodległości, a jedynie autonomię w ramach Rosji. Dopiero proklamowanie Ukraińskiej SRR skłoniło URL do ogłoszenia niepodległości – był to tzw. IV Uniwersał.Ukraina jako byt niepodległy nigdy wcześniej nie istniała, natomiast Donbas jako obszar zamieszkania ludności zdążył wyrosnąć na stepie za czasów carskiej Rosji – bez jakichkolwiek związków z Ukrainą.

Oczywiście, w przypadku Donbasu historyczne prawa Rosji czy Ukrainy nie powinny mieć teoretycznie większego znaczenia dla Polaków. Gdyby bolszewicy zechcieli go przyłączyć do Rosji i po rozpadzie ZSRR Donbas byłby rosyjski także pod względem politycznym, to ten region wzbudzałby pewnie podobne emocje co Woroneż, Kubań czy Rostów nad Donem. Najprawdopodobniej poza pasjonatami Rosji, Ukrainy czy szerzej – Europy Wschodniej, nikt nad Wisłą nie interesowałby się szczególnie, gdzie ów Donbas leży.

Inaczej jest z Wilnem, zwanym niestety z oficjalna Vilniusem, a jak się okazało, zwanym tak niestety także w Rzeczypospolitej na co poniektórych drogowskazach, choć mimo wieloletniej komunistycznej i giedroyciowskiej propagandy Wilno dla większości Polaków nadal jest Wilnem, a nie Vilniusem.

Różnica w przypadku Wileńszczyzny i Donbasu istnieje jedynie z polskiego punktu widzenia. Jednak unikalność i wyłączność tej perspektywy dla Polaków, czyli dla nas samych, jest decydującym argumentem. Pochylmy się zatem nad przypadkiem Wileńszczyzny.

Mimo historycznych podobieństw XX-wiecznych losów Donbasu i Kraju Wileńskiego ten ostatni przypadek interesuje nas nie tylko teoretycznie. Bez Wilna nie sposób wyobrazić sobie historii Polski, nie sposób myśleć o polskiej przestrzeni bez Ostrej Bramy, Rossy, bez tej stolicy polskiego romantyzmu, której zawdzięczamy Uniwersytet Stefana Batorego i szereg innych instytucji. Nie będzie to wykład o historii tego miejsca, więc streszczając opis znaczenia Wilna w dziejach Polski, można powiedzieć, że bez wielokrotnego wymieniania nazwy tego miasta nie sposób naszej historii właściwie jakkolwiek spójnie i klarownie wyłożyć. Bez żadnej przesady pozwolić sobie można na stwierdzenie, że „wszyscy żeśmy z Wilna”. Chyba, że ktoś do związków z polskością się nie poczuwa.

Odwoływanie się do historii to jednak ułatwianie sobie zadania i zrzucanie ciężarów współczesności na barki tych, którzy Rzeczpospolitą już dawno pozostawili nam w spadku.

Dzisiaj to nie Wileńszczyzna odpowiada za siłę rażenia polskości w części Europy, którą przyszło Polakom zamieszkiwać. Jest niestety wręcz przeciwnie. Nie jest to próba wykładu historycznego, więc pokrótce można tylko wymienić kolejne walce, jakie przejechały się po tym regionie i to tylko po tragicznym roku 1939 – pierwszy sowiecki, pierwszy litewski, sowiecki po raz drugi, niemiecko-litewski, sowiecki po raz trzeci, litewski po raz trzeci. W efekcie ze świetności kraju, który jeszcze po odzyskaniu przez Rzeczpospolitą niepodległości po 123 latach zaborów wyraził wolę ponownego przyłączenia do państwa polskiego, nie zostało niemal nic. Zostało zobowiązanie Rzeczypospolitej do podniesienia go z kolan.

„Grzechy” Polaków na Wileńszczyźnie

Dzisiaj na Litwie żyje ponad 200 tysięcy Polaków, większość z nich mieszka na Wileńszczyźnie. Można powiedzieć, że to jedyna narodowość, która na Wileńszczyźnie jest autochtonami, jedyna narodowość, która jest tam – czy też: powinna tam być – gospodarzem.

Polscy autochtoni zgrzeszyli jednak śmiertelnie, bo nigdy nie chcieli zostać Litwinami. Nie chcieli zostać, bo już dawno nimi byli – w tym tradycyjnym znaczeniu, jako mieszkańcy byłego (co ważne – BYŁEGO i już dawno nie istniejącego) Wielkiego Księstwa Litewskiego. A zgrzeszyli tym, że nie chcieli się stać Litwinami w nowym rozumieniu tego terminu, nie chcieli żyć w granicach obcego państwa, tylko wrócić do Rzeczypospolitej, aż w końcu wysłali „separatystów” od Żeligowskiego na bój z nową generacją Litwinów, aby należeć do Rzeczypospolitej. Litwinów – w znaczeniu, jakie znamy dzisiaj – w polskim wówczas Wilnie było wśród wszystkich mieszkańców 2% – słownie: DWA procent.

Zanim wrócimy do Donbasu, dodajmy jeszcze, że żadnego niemal posłuchu nie miały wśród miejscowych idee „krajowości”, tworzenia unii czy federacji z Litwą. Nie jest to dziwne – takie unie, jeśli miałyby dojść w ogóle do skutku, to musiałyby być zawarte kosztem Wilna, a więc kosztem tamtejszych Polaków. Litwini bowiem nie wyobrażali sobie bez tego polskiego miasta swojej państwowości, a bez Wilna jakichkolwiek stosunków z Polską – z Wilnem zresztą również jakiejkolwiek unii z Polakami Litwini sobie nie życzyli.

Pomijając tutaj infantylne z punktu widzenia prawdy historycznej twierdzenia o okupacji Wilna przez Polaków w międzywojniu, możemy z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że Wilno litewskim nie stało się nawet w 1939, a dopiero po 1945. Co się stało w międzyczasie od 1939 do 1945?

Doskonale znamy gehennę Polaków pod okupacją/okupacjami sowieckimi. Nie mniej znana jest okupacyjna polityka Niemców wobec ludności polskiej.

Mało znana jest polityka Litwinów wobec Polaków. Jej ukoronowaniem są dziesiątki tysięcy żywotów zakończone na skraju ponarskich dołów – ludobójstwa dokonywanego przez Litwinów wespół z Niemcami w latach 1941-1944. Nie ma w świadomości współczesnych Polaków wiedzy o pacyfikacjach polskich wsi na Wileńszczyźnie przez litewskie formacje kolaboracyjne, a byłoby o czym mówić i pisać.

Dalej nastąpiły wywózki Polaków na Zachód, na ziemie, które propaganda komunistyczna zwykła nazywać „Odzyskanymi”. Na miejsce wymordowanych i wysiedlonych sprowadzono Litwinów. Bez Sowietów, bez agresywnej polityki ZSRR, nie byłoby więc nigdy żadnego litewskiego Wilna – takiego, jak dzisiaj rozumiemy litewskość i pojęcie Litwinów.Tak oto wyglądała owa „dziejowa sprawiedliwość”, jaką był „powrót” Wilna do Litwy.

Mimo tego wszystkiego, co przeszła polska Wileńszczyzna, w roku 2014 naszych rodaków mieszka tam ponad 200 tysięcy. PRL z oczywistych względów nie interesował się ich losem. Z racji swego powołania odrodzona Rzeczpospolita powinna potraktować ich jako priorytet.

Temu, że Republika Litewska dzisiaj dyskryminuje ludność polską, nikt, kto chce być traktowany poważnie, nie zaprzecza. A jednak nie stało się to okazją do jakiejkolwiek szerszej refleksji w Rzeczypospolitej.

Polscy „adwokaci”

Sytuacja to obudziła w Polsce pokłady kreatywności w usprawiedliwianiu litewskiej polityki dyskryminacyjnej. Zważywszy na jej skalę i bezpardonowość, wcielanie się w rolę adwokata Litwinów wymaga ekwilibrystyki słownej i całkowitego odwrócenia pojęć – byle tylko usprawiedliwić dyskryminujący Polaków naród w oczach innych Polaków, byle by nad Wisłą nie identyfikowano się nadmiernie z rodakami żyjącymi nad Wilią i Niemnem.

Swoim życiem żyje do dziś stereotyp o „sowieckich Polakach”. Choć wziął się on z postawy niejakiego Czesława Wysockiego, odgrywającego rolę POP-a w Litewskiej SRS (Pełniącego Obowiązki Polaka), który większą lojalność wykazywał wobec moskiewskiej centrali niż wobec dążeń niepodległościowych Litwinów, to nie ma on nic wspólnego z prawdą. Autonomia Wileńszczyzny mająca poparcie polskiej ludności nieuwikłanej w żaden sposób w system komunistyczny, była propozycją wyodrębnienia Kraju Wileńskiego w ramach niepodległej Litwy. Wysocki był zaś jednym z wielu komunistycznych aparatczyków, jakich wydał każdy naród zamieszkujący Litewską SRS.

Samo określenie „sowieccy Polacy” jest nie tylko nieprawdziwe, ale też po prostu obraźliwe i niesprawiedliwe. Polscy adwokaci Litwinów wypominają Polakom na Litwie już samo podejmowanie gry o autonomię w czasach schyłkowej ery Gorbaczowa, nazywając to „zdradą” (wobec Litwy). Sami zapominają jednak o tym, że narodem z największym odsetkiem członków Komunistycznej Partii Litwy w Litewskiej SRS byli Litwini. Z najmniejszym – Polacy. Podkreślmy – chodzi tu nie o liczby bezwzględne, bo takie zestawienie byłoby z kolei krzywdzące dla Litwinów (których było oczywiście najwięcej w Litewskiej SRR), ale o procentowy udział członków partii u każdej z nacji.

Nota bene, jakiekolwiek wypominanie Polakom konszachtów z władzą sowiecką używane na obronę Litwinów jest niczym rzucony z całej siły bumerang, bo to Sowietom Litwini zawdzięczają swoją obecną stolice, jej depolonizację i zlituzanizowanie. Rodowici mieszkańcy Wilna nigdy bowiem by na odłączenie od Rzeczypospolitej nie przystali.Trzeba było wiec ich wypędzić w ramach eufemistycznie nazwanej „repatriacji”, które to określenie jest kolejnym językowym potworkiem komunistycznej propagandy. I takie są korzenie Vilniusa, do którego kierują nas już nawet niektóre polskie drogowskazy na Suwalszczyźnie.

Czyj Donbas?

Gdyby stosować kryterium utożsamiania się z każdą krzywdą i niesprawiedliwością na równi z krzywdami własnego narodu, to podobne współczucie powinni wzbudzać w nas mieszkańcy Donbasu. Również i to terytorium zostało wyłączone z granic państwa, w którym dotychczas się znajdowało, bez pytania jego mieszkańców o zdanie.

Wprawdzie nawet carski spis powszechny (w rzeczywistości zupełnie nierzetelny, wykazywał chociażby brak zwartych skupisk Polaków na Wileńszczyźnie) z 1897 wykazywał w Donbasie 62,5% ludności małorosyjskiej pod względem stosowanego języka, ale zważywszy na stan ukraińskiej świadomości narodowej, która już na Ukrainie naddnieprzańskiej nie dążyła do wybicia się na niepodległość od Rosji, o narodowości ukraińskiej na szerszą skalę mówić nie sposób. Gdyby było inaczej, to chociażby wyprawa kijowska z 1920, podczas której Polacy próbowali stworzyć niepodległą Ukrainę wraz z wojskami Ukraińskiej Republiki Ludowej, nie skończyłaby się klęską. Cóż więc mówić o Donbasie i o szansach na rozwój tam jakiegokolwiek ruchu na rzecz niepodległości Ukrainy. Ukraina niesowiecka pojawiła się tam raz i to na bagnetach Niemców i Austriaków (których w tamtych czasach uważano za Niemców i za których sami się uważali), pozostawiając po sobie złe wrażenie w postaci odgórnie powadzonej ukrainizacji. Wszelkie formy władzy rad (nie tylko związanej z bolszewikami, istniała chociażby Doniecko-Krzyworoska Republika Rad) zakładały bliskie związki Ukrainy i Rosji, aż w końcu sowiecka Ukraina i sowiecka Rosja zawarły układ o utworzeniu Związku Socjalistycznych Republik Rad w roku 1922.

Rozpad ZSRR oznaczał, że mieszkańcy Donbasu i Rosji zaczęli żyć w dwóch różnych państwach, jednak nie przekreśliło to związków kulturowych czy językowych. Region ten był słusznie postrzegany jako tradycyjnie prorosyjski, na takich też kandydatów w wyborach różnego typu głosował, był to matecznik Partii Regionów postulującej utrzymywanie bliskich związków z Federacją Rosyjską. Ciesząc się takim poparciem, ugrupowanie to najwyraźniej wychodziło naprzeciw realnym oczekiwaniom miejscowego elektoratu.

Czy nowa Ukraina wykuta na Majdanie mogła się tym ludziom wydać państwem, z którym mogliby się identyfikować?

Obierając orientację antyrosyjską nie wystosowano wobec Donbasu żadnej oferty. Przeciwnie – usiłowano mu zabrać to, co już posiadał, a więc przede wszystkim możliwość posługiwania się rosyjskim jako językiem o statusie regionalnego. Oczywiście, gdy zorientowano się, że popełniono błąd, było już za późno.

Ludzie odpowiedzialni w Kijowie za odwołanie ustawy językowej najprawdopodobniej za bardzo uwierzyli, że Ukraińcy to przede wszystkim wspólnota etniczna, wspólnota krwi i te więzy liczą się najbardziej. W związku z tym w ukraińskiej historiografii często za Ukraińców uznaje się nawet mieszkańców rosyjskiego Woroneża, Rostowa czy nawet Kubania. W takim ujęciu „ukraińskie terytoria etnograficzne” sięgają na Wschodzie poza granice polityczne Ukrainy, zaś mieszkańcy tych obszarów, nawet jeśli o tym nie wiedzą, to „obiektywnie” są Ukraińcami. W związku z „obiektywnymi” kryteriami, pierwszym, co należało uczynić, to dać impuls do ukrainizacji mieszkańców Donbasu w imię realizacji pewnej idei, którą jest Wielka Ukraina, czyli koncept pokrywania się zasięgu mowy ukraińskiej z granicami politycznymi Ukrainy. Ten mit, przekonanie, że ukrainizacja może odnieść sukces wśród „obiektywnych” Ukraińców, zderzył się z rzeczywistością na tyle mocno, że obecnie Ukraina stoi na krawędzi utraty tych terytoriów, choć separatyzm zbrojony jest w coraz większym stopniu przez Rosję.

Choć próby przeprowadzenia polityki ukrainizacji przez post-majdanową Ukrainę przypominają to, co od dawna konsekwentnie wprowadzają Litwini na Wileńszczyźnie, to poza zrozumieniem motywów kierujących separatystami w Donbasie, nie widzę powodu, by nasze państwo formułowało stanowisko wobec przynależności państwowej Donbasu. Nawet jeśli uznamy słuszność postulatów separatystów, to Rzeczpospolita nie powinna w najmniejszym stopniu koncentrować wysiłków na rzecz wsparcia którejkolwiek ze stron.

Identyczną postawę należałoby zająć w przypadku, gdyby dążenia separatystów uznać za niesłuszne i pozbawione podstaw. Dobrze by było, gdyby nasze państwo nie zwracało uwagi na czyjąkolwiek słuszność bądź jej brak w obszarach, które nas nie dotyczą i za drogowskaz obrać jedynie własny interes. A w Donbasie interesów nie mamy żadnych.

Drogowskaz interesu narodowego winien kierować naszą uwagę na Wileńszczyznę.

Nie zaniedbywać Wileńszczyzny

Oczywiście, Rzeczpospolita nie zaniedbała Wileńszczyzny. Nie dokonała tego zaniechania w specyficzny i typowy dla byle jakiego państwa i byle jakich elit sposób.

W wyniku zdezaktualizowania tematu Autonomii Wileńszczyzny (polscy adwokaci Litwinów mogą odetchnąć z ulgą) rolę kozła ofiarnego odgrywać Waldemar Tomaszewski, lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Choć zamyka on usta krytykom, osiągając sukcesy polityczne, to i tak nad Wisłą utworzył się przeciwko niemu szeroki front.

Tomaszewski robiąc to, z czego polityka należy rozliczać, czyli okazując się skutecznym,nie mógł przewidzieć, że Polacy z Rzeczypospolitej mogą go zganić, bo nie kieruje się w polityce tym, czym kierują się jego rodacy z Polski.

Lider AWPL zgrzeszył śmiertelnie, bo sprzymierzył się z Rosjanami – inną mniejszością narodową na Litwie, utworzył z nimi wspólny front, dzięki czemu przekroczył próg wyborczy (a Litwini manipulują granicami okręgów jak chcą) w wyborach do parlamentu, przez długi czas współrządził Litwą aż do wyczerpania wszystkich dróg porozumienia z litewską większością w kwestii praw mniejszości narodowych, w tym mniejszości polskiej. Dzięki niemu mamy jasność, że rządy socjaldemokratów nie zmieniają nic w kwestii stosunku do mniejszości narodowej i lituanizacja jest stałą agendą państwa litewskiego.

Tomaszewski, który jako Polak został rzucony wyrokiem losu na jeden z najtrudniejszych współcześnie odcinków – w warunkach teoretycznie demokratycznego, ale realizującego szowinistyczną polityką państwa litewskiego, zrobił dla polskości więcej niż cała III RP przez wszystkie lata swojego istnienia. Może właśnie skuteczność i zasługi tego polityka są powodem wylewania na niego pomyj? A może główną winą Tomaszewskiego jest, że przewodzi społeczności, która jest kłodą na drodze do utworzenia wyśnionej unii z Litwą? Polacy na Litwie uparcie nie chcą się dać lituanizować i przy okazji przypominają o swoim istnieniu, więc dodatkowo zewsząd obciążany jest on o skłócanie Polaków z Litwinami. Choć wszelkie koncepty unii polsko-litewskich w XXI wieku mają tyle sensu, co proponowanie Serbom i Chorwatom reaktywacji Jugosławii, to nadal w Rzeczypospolitej popularny jest pogląd, ze dla takich postulowanych związków z Litwą można – a niekiedy nawet trzeba – przymknąć oko na szowinizm antypolski Litwinów. Tomaszewski skutecznie uniemożliwia takie przymykanie oczu rodakom w Rzeczypospolitej, przez co naraża się polskiemu mainstreamowi.

Jednak najwięcej krytyki Tomaszewski skupił na sobie po pewnym głośnym incydencie.

Tomaszewski w rocznicę tzw. Dnia Zwycięstwa (ZSRR nad III Rzeszą – obchodzonego 9 maja) w uroczystościach na Cmentarzu Antokolskim w Wilnie wpiął w klapę marynarki tzw. wstążkę gieorgijewską, którą w krajach b. ZSRR (Rosja, Białoruś, spora część Ukrainy – głównie rosyjskojęzycznej i poczuwającej się do związków z Rosją) nosi się w to święto dla uczczenia pamięci o poległych żołnierzach radzieckich walczących z nazistowskimi Niemcami.

To, że Tomaszewskiemu przypisuje najgorsze przywary polonosceptyczny Adam Michnik, nie powinno dziwić. Ale to, co pisano ze strony „patriotycznej”, „prawicowej”, „niezależnej” unaocznia przepaść między politykierami i pracownikami mediów w Polsce a politykiem z krwi i kości Waldemarem Tomaszewskim.

Otóż, „patrioci” zaczęli się wyżywać na Tomaszewskim, zarzucając mu prosowieckość, prorosyjskość, zaprzaństwo i t. d. Nie oceniam tego posunięcia Tomaszewskiego, wiem bowiem, że w ten sposób kokietował elektorat rosyjski. Cóż innego miał zrobić, skoro nie wspiera go przeżarta doktryną Giedroycia Rzeczpospolita? Najsmutniejsze jest to, że to taktyczne posunięcie obliczone na zjednanie jego partii elektoratu rosyjskiego (wzrost poparcia w wyborach pokazuje, że to dobry kierunek), zostało poddane miażdżącej krytyce przez „patriotów”, którym nie w smak są jakiekolwiek ukłony wobec Rosjan – i to nawet jeśli są to Rosjanie będący obywatelami Litwy. Dla „patriotów” bowiem – nie wiedzieć czemu – to nie polskość na Wschodzie jest najlepszym „buforem” przed szeregiem zagrożeń, w tym rosyjskim. W tej roli widzą prędzej antyrosyjski i antypolski zarazem litewski szowinizm niż własnych rodaków. Okazuje się, że w tym dziwacznym konstrukcie polskości sprzyjać ma bardziej coś, co jest antypolskie, niż coś, co jest po prostu polskością. Ceną za związki Litwy z Polską musiałoby bowiem być – tak jak kiedyś – danie Litwinom wolnej ręki w kwestii lituanizacji Polaków w państwie litewskim.

„Rosjanie są na Litwie najeźdźcami” – pojawiał się i taki argument krytyków współpracy Polaków na Litwie z litewskimi Rosjanami. Kim więc byli dla wilnian Litwini? Przecież nie wyzwolicielami. Również pojawili się tam po II wojnie światowej. Tomaszewski zbluźnił rzekomo przeciwko polskości, bo sprzymierzył się taktycznie z jednym narodem napływowym na Wileńszczyźnie przeciwko asymilacyjnym dążeniom drugiego. Litewscy Rosjanie bowiem dla Polaków na Wileńszczyźnie nie stanowią zagrożenia, jednak sojusz Polaków, Rosjan i innych mniejszości stanowi, owszem, zagrożenie dla lituanizacyjnych zapędów naszych sąsiadów.

Nie wiem, jak wyobrażają sobie polskość bez Wilna „patrioci” krytykujący Tomaszewskiego, ale można odnieść wrażenie, że w Wilnie poczują on się jak u siebie dopiero wtedy, gdy… nie będzie tam już żadnego autochtonicznego Polaka.

A może wyznają oni bliźniaczo podobną do niektórych Ukraińców teorię o „obiektywnej narodowości”, którą wyznają także Litwini twierdzący, że Polaków na Litwie nie ma – bo są tylko „spolonizowani Litwini”?

Polak ma obowiązki wyłącznie polskie

Dzisiaj na Wileńszczyźnie mamy ponad dwieście tysięcy zobowiązań, jest nim każda Polka i każdy Polak zamieszkujący ten kraj. To nie jest kwestia teoretycznego uzasadniania jak w przypadku tłumaczenia roli Wilna dla Polski czy objaśniania związków Donbasu z Rosją. Tego typu sprawy, jakimi są obowiązki Polaków wobec innych Polaków, są na tyle proste, że albo się je na siebie bierze, albo się je odrzuca. Ostatecznie to na tym polega przecież patriotyzm.

Natomiast jeśli ktoś nakłania z pozycji patriotycznych do tego, by Polaków angażować w walkę o ukraiński Donbas, twierdząc jednocześnie z tych samych pozycji, że za Ojczyznę trzeba być gotowym nawet umrzeć, to co jeszcze robią w Polsce całe szeregi obrońców ukraińskiego stanu posiadania w Donbasie?

Jeśli to, co się tam dzieje, jest też rzekomo śmiertelnym zagrożeniem także dla naszej Ojczyzny, to niech dadzą przykład i pojadą tam na wojnę. Jeśli w Donbasie rzekomo ważą się losy Polski, a patriotyzm polegać ma na gotowości do składania ofiary z życia w razie takiej konieczności, to warto być konsekwentnym.

Ale może jednak warto nie ryzykować bezmyślnie i zamiast alternatywnego patriotyzmu litewsko-ukraińskiego przerzucić się na ten własny – polski?

Wileńszczyźnie właśnie to ostatnie jest dziś najbardziej potrzebne, a nie trwonienie naszych środków na Donbas, który z Rzeczpospolitą nie miał nigdy nic wspólnego. Wilno miało – i to na tyle długo, by nie pozostawać dziś na marginesie naszej uwagi.

Tomasz Jasiński

22 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jankot
    jankot :

    Po pierwsze – brawa za rozsądny tekst, kroplę która być może trochę rozcieńczy jad sączony do polskich mózgów.

    W Polskim interesie nie jest absolutnie popieranie żadnej ze stron konfliktu na Ukrainie, a przede wszystkim (jeśli już) to na pewno nie junty kijowskiej. Rozsądny polityk od początku by się w to nie mieszał albo… popierał by obie strony! Jak? W bardzo prosty sposób – wysyłając pomoc humanitarną do OBU stron konfliktu, zapraszając na kolonie dzieci z OBU stron konfliktu, robiąc zbiórkę odzieży etc. dla OBU stron konfliktu itp. itd.

    Analizując sprawę na chłodno i całkowicie bez emocji trzeba powiedzieć sobie jedno – za poparcie Ukrainy nie otrzymamy nic, a tylko stracimy. Co jeszcze ważniejsze – NATO nie istnieje, co pokazały właśnie te wydarzenia. W 2020 roku armia FR zakończy modernizację i wówczas w żaden sposób USA ie będą jej w stanie zagrozić (realnie) nie mówiąc już o ewentualnym sojuszu z Chinami.

    Mądry polityk targowałby się właśnie teraz póki jeszcze może, głupi będzie stał przy nodze gnijącego imperium do końca albo zapraszał jego wojska na swoje ziemie.

    Mówiąc szczerze jestem pesymistą i wydaje mi się, że otumaniony polski naród po raz kolejny dąży do samozagłady.

    • tutejszym
      tutejszym :

      Czyli w 2020 roku ” Finis Poloniæ! “?. Ta “noga gnijącego imperium” jest naszą szansą na odkop ruskiego agresora od naszych granic. Wiadomość o śmierci USA oraz o bezwzględnym zwycięstwie FR jest dużo przedwczesna. Co trzeba zażyć lub ile przyjąć ( C2H5OH lub $ ) żeby mieć takie wizje?. Pan JanKot sam to wymyślił czy też mu kazali?

      • jankot
        jankot :

        @Tutejszym Tak jak to z “tutejszymi” bywało nie za bardzo wiedzą kim są i to widać w tym wpisie. A najgorszy jest słaby wynik w czytaniu ze zrozumieniem – ” Mądry polityk targowałby się właśnie teraz póki jeszcze może, głupi będzie stał przy nodze gnijącego imperium do końca albo zapraszał jego wojska na swoje ziemie” – przeczytaj sobie Pan to zdanie 100 razy i zastanów jak wielka gama możliwości za takim zachowaniem się kryje. I najważniejsze – błędne jest założenie o państwie A jako agresorze, a B jako gołąbka pokoju. Obydwa są graczami cynicznymi liczącymi się tylko ze swoim interesem – kto tego nie rozumie lepiej niech w w/w sprawach zamilknie.

        • tutejszym
          tutejszym :

          Widać z tego że nie jestem w stanie pojąć Pańskich myśli ani podtekstów. Przepraszam Pana i siebie za to. To że gracze na politycznym rynku są cynicznymi graczami to wiadomo, to że FR w 2020 roku będzie dyktowała warunki całemu światu to jeszcze nie wiadomo. Podaj Pan wprost jakie warunki powinniśmy spełnić aby realnie móc targować się – z kim i o co. Bo przed wizją Rosji dominującej w 2020 roku nad światem jaka może być ucieczka? Bo chyba nie taki upadek ducha że obiekt sam ucieknie w niebyt. Napisz Pan wprost, jakie konstruktywne wnioski i porady na temat naszej polityki. Bo defetyzmu i czarnowidztwa to chyba Polacy mają już chyba dosyć, to nam chyba nie służy. Pomiędzy hura optymizmem a totalnym pesymizmem jest ścieżka realnego, pragmatycznego postępowania w celu realizacji własnych narodowych interesów. Pisz Pan wprost, bez okulizacji, albo zamilcz. Mamy swoją krytyczną ścieżkę postępowania i jak dotąd kolejne nasze rządy jej się trzymają, innego rozwiązania ja osobiście nie widzę.

          • jankot
            jankot :

            W punktach dla uproszczenia:
            1. Podbić stawkę dla amerykanów jeśli mamy z nimi nadal trzymać – realna kasa, brak wiz i realny sprzęt za darmo (vide Turcja), zniesienie embarga na polskie produkty (vide jabłka),
            2. Jeśli im się to nie podoba dokonać zwrotu w polityce zagranicznej (pozostając w UE i NATO) i zacząć współpracę gospodarczo-polityczną z Chinami bądź Rosją, partnerem na bank będzie też Białoruś,
            3. Dbać o swoje interesy i swoje mniejszości narodowe, mając w nosie bajanie o “wolności naszej i waszej”,
            4. Stawiać warunki jeśli chodzi o pomoc takim krajom jak Ukraina czy Litwa, które nie są nam przychylne, a zacieśniać sojusz choćby z Węgrami i innymi przychylnymi państwami.
            To akurat nie są moje wymysł a polityka V. Orbana, który w przeciwieństwie do Kaczorka rządzi od lat, a ten maluch miota się od ściany do ściany wysługując za darmochę USA. A jak Pan nie widzi innego rozwiązania niż to co jest teraz to za kilka lat Polska stanie się już 100% POlandeszem z jeszcze większym syfem niż jest tu teraz…. Nic dziwnego, że jest jak jest skoro zarówno PO jak i PiS to ograniczeni w swoich horyzontach ludzie myślący tylko jak wypełniac polecenia z Waszyngtonu lub Berlina…

          • tutejszym
            tutejszym :

            Bardzo przyjemne postulaty, ale na tym świecie tak się tańczy jak możni tego świata zagrają. Jestem też za skorygowaniem naszych zasad i postulatów w polityce zagranicznej. Pańskie uwagi mogą być podstawą do dyskusji. Uważam że obecnie – przy wszystkich zastrzeżeniach – jedynie PIS ma możliwości, kadrę i program częściowo nam odpowiadający. Sojusz z przychylnymi nam państwami mniejszymi od nas jest bardzo oryginalnym pomysłem.

          • anarchista
            anarchista :

            @Tutejszym: 13.09.2014 09:14). Powinno być : Bardzo konkretne postulaty , Jak nie podoba się orkiestra to stoję czy siedzę przy stoliku a nie ,,tańczę” . Nasze zasady polityki zagranicznej muszą być ponownie opracowane od podstaw a nie korygowane . PO ,PiS ,PSL ,SLD , i całe pozostałe pomyje po Magdalence powinny jak najszybciej trafić na śmietnik historii polityki Polskiej . Zeby ktokolwiek chciał zawierać z nami sojusze musimy sobą reprezentować coś więcej ni z zegarki Nowaka itp, itd :

          • jankot
            jankot :

            @Tutejszym – te postulaty są możliwe do zrealizowania co pokazał przykład Węgier tylko żeby je zrealizować trzeba przestać myśleć schematami raj A = krynica mądrości i wolości pozostałe kraje = zło. Trzeba się targować dopóty możni są słabi bądź stanowimy dla nich jakąś wartość, możny na którego stawiamy ma nas w nosie i słabnie możni z którymi moglibyśmy właśnie teraz dobić targu są przez nas olewani bądź drażnieni. @Anarchista – nic dodać, nic ująć…

    • husarz
      husarz :

      SZCZERZE MOWIAC MOZE ZBRZMI TO BRUTALNIE I NIE PO CHRZESCIJANSKU ALE JA NIE WYSYLALABYM KONWOJU DO JEDNYCH I DRUGICH Z PUNKTU WIDZENIA POLITYCZNEGO MOZE TAKIE ZGRANIE BYLO BY SENSOWNE. JESLI JUZ WYSYLAC TO DO DONBASU BO ONI SA OSTRZELIWANI A NIE ZACHODNIA UKRAINA BO CI DRUDZY TO WOJSKO UKRAINSKIE I DZIWNE GRUPY BOJOWNIKOW POSTUPOWSKICH NIECH IM POMAGA AMERYKA BO TO ICH POLITYKOW CHOLBI. TEJ POMOCY I WSPOLCZUCIA ORAZ ZAANGZOWANIA POLITYCZNEGO OD POLAKOW CHCA NA PEWNO SRODOWISKA NEOBNDEROWSKIE W POLSCE WYSTRCZY ZOBCZYC JAK KUPUJA AUDYCJE W POLSKICH MEDIACH.
      PO DRUGIE UWAZAM ZE NALEZY WYMAGAC SZCZEGOLNIE TERAZ PRZED WYBORAMI JASNYCH DEKLRACJI OD NASZYCH POLITYKOW W SPRAWIE WILENSZCZYZNY JAK CHCA NASZYCH GLOSOW NIECH SIE ZOBOWIAZA DO KONKRETNYCH DZIALAN I SWOJEGO STANOWISKA GDYBY POLACY NA WILENSZCZYZNIE CHCIELI SZCZEGOLNEGO STATUSU. POZA TYM NIE SMIEM NAWET MOWIC I MARZYC O TYM ZEBY TO SAME WLADZE RP O TEN STATUS SIE UPOMNIALY.

    • tagore
      tagore :

      @JanKot armia nie wisi w powietrzu ,widać wyraźnie ,że duża część projektów modernizacyjnych kuleje
      i zamienia się w działania propagandowe. Straszenie agresywną doktryną użycia broni atomowej świadczy raczej o słabości i ściąga na Rosję realne zagrożenie prewencyjnym atakiem w razie konfliktu.
      Gospodarka Rosji nie jest w stanie prowadzić działań bojowych nawet na tak małą skalę jak na Ukrainie,
      bez przestawienia niektórych zakładów produkujących amunicję w tryb “wojenny”, to fakty pozwalające wątpić w błyskawiczny marsz imperialnej Rosji na piedestał supermocarstwa.

      tagore

      • zan
        zan :

        Każdy otwarty konflikt mocarstw atomowych natychmiast przejdzie w fazę atomową. Wystarczy chwilkę pomyśleć. Nie rozumiem również skąd to “straszenie”. Okazuje się, że Rosja nie ostrzega, ale “straszy”, natomiast atomowa agresja NATO jest “atakiem prewencyjnym”. Nieźle przygrzało wam Orwellem w tym NATO. Nic tylko misje pokojowe i ataki prewencyjne. Gołąbki pokuj.

  2. jaroslaus
    jaroslaus :

    I co? Pseudo Polak z do niedawna obcym obywatelstwem, nieudacznik co Amerykanom zrobił na kolanach laskę i totalny frajer, który daje na żydostwo (to słowo coraz trudniej przechodzi mi przez klawiaturę – czuję, że w końcu zwrócę) ale na harcerzy polskich z Kresów już nie starczyło, przestanie być czcigodnym ministrem, a zostanie nim już rasowy żydek, “profesor” o tytule odp. magistrowi co utopił polskie finanse publiczne. WEŹCIE SIĘ LUDZIE OBUDŹCIE BO CZEKA NAS ZGUBA. NIE OBEJDZIE SIĘ WIESZANIA, BĘDZIE BARDZO DUŻO TRUPÓW NA LATARNIACH.

  3. anarchista
    anarchista :

    @JanKot: 12.09.2014 20:50 Zgadzam się z wszystkimi Pana argumentami poza jednym . ((((Mówiąc szczerze jestem pesymistą i wydaje mi się, że otumaniony polski naród po raz kolejny dąży do samozagłady.)))) To nie naród jest otumaniony Naród jest obecnie ubezwłasnowolniony , I tkwi w swoistym Letargu . Obawiam się że jak uczy historia obudzenie przyjdzie tak póżno że ,znowu będziemy musieli zapłacić wysoką cenę krwi za odbudowę i obronę Polski To osobnicy mający wpływ na zewnętrzne oceny Polski są ociemniali na Polską rację stanu . Oby obudzenie przyszło w porę ……

  4. sylwia
    sylwia :

    Rozsądny tekst, z którego wnioskiem można polemizować. Utrata Donbasu lub więcej, osłabi to otwarcie faszystowskie i bandyckie państwo, które powstało obok nas. Im słabsze będzie to państwo, tym mniejszym zagrożeniem będzie ono dla Polski. Prowid OUN, de facto tajny prawdziwy rząd Ukrainy, uchwalił konkretne działania zmierzające do rozbicia Rzeczypospolitej Polskiej. Te działania są już wcielane w życie i przejawiają się w polskim życiu politycznym, społecznym, w prasie i telewizji. Tajną Uchwałę Krajowego Prowidu OUN można przeczytać tu: http://w.kki.com.pl/piojar/polemiki/rubiez/osad/uchwala.html . Komentarze są tu: http://narodowikonserwatysci.pl/tag/maria-jazownik/

    • tutejszym
      tutejszym :

      Ruski krecie “Sylwia”, przecież udowodniono Tobie jest to fałszywka, świadomie kłamiesz. Podły ruski krecie, poszedł won z polskiej strony, podlecu! http://www.kresy.pl/?forum/ciag-dalszy-,0,0,4282#p19901 Co za pieprzony rusek, dostał polecenie propagowania tej ruskiej fałszywki z centrali to powtarza co mu bezwzględnie przykazano. Tak jak trzy ruskie teksty bez tłumaczenia walnął pieprzony ruski gej. Do usrania “Sylwia”-vanderBrooku będziesz to powtarzał, rzucasz gównem licząc że coś z tego się przyklei. To już kilkadziesiąt razy powtarzasz to kłamstwo, liczysz na niekontrolowany wybuch nienawiści pomiędzy Polską a Ukrainą?.

  5. sylwia
    sylwia :

    Rozsądny tekst, z którego wnioskiem można polemizować. Utrata Donbasu lub więcej, osłabi to otwarcie faszystowskie i bandyckie państwo, które powstało obok nas. Im słabsze będzie to państwo, tym mniejszym zagrożeniem będzie ono dla Polski. Prowid OUN, de facto tajny prawdziwy rząd Ukrainy, uchwalił konkretne działania zmierzające do rozbicia Rzeczypospolitej Polskiej. Te działania są już wcielane w życie i przejawiają się w polskim życiu politycznym, społecznym, w prasie i telewizji. Tajną Uchwałę Krajowego Prowidu OUN można przeczytać tu: http://w.kki.com.pl/piojar/polemiki/rubiez/osad/uchwala.html . Komentarze są tu: http://narodowikonserwatysci.pl/tag/maria-jazownik/

    • tutejszym
      tutejszym :

      Ruski krecie “Sylwia”, przecież udowodniono Tobie jest to fałszywka, świadomie kłamiesz. Podły ruski krecie, poszedł won z polskiej strony, podlecu! http://www.kresy.pl/?forum/ciag-dalszy-,0,0,4282#p19901 Co za pieprzony rusek, dostał polecenie propagowania tej ruskiej fałszywki z centrali to powtarza co mu bezwzględnie przykazano. Tak jak trzy ruskie teksty bez tłumaczenia walnął pieprzony ruski gej. Do usrania “Sylwia”-vanderBrooku będziesz to powtarzał, rzucasz gównem licząc że coś z tego się przyklei. To już kilkadziesiąt razy powtarzasz to kłamstwo, liczysz na niekontrolowany wybuch nienawiści pomiędzy Polską a Ukrainą?.

  6. anarchista
    anarchista :

    Jednak najważniejszy front powinien być w WARSZAWIE TAM POWINNO SIĘ MONITOROWAĆ WSZELKIE NIEPRZYJAZNE GESTY I NATYCHMIAST JE ZWALCZAĆ. Prawdziwa wojna o polskość nie toczy się na rosyjskim Donbasie, lecz na polskiej Wileńszczyźnie

  7. gegroza
    gegroza :

    Polityka nie jest moralna. Podstawową wartością dla polskich polityków jest dbanie o Polaków gdziekolwiek się oni znajdują ! Dlatego trzeba wspierać polaków na litwie, Białorusi czy Ukrainie. czasy są trudne ale mozna to wykorzystać na nasza korzyść. można uzaleznić nasze poparcie od zmiany polityki względem polskich mniejszości i nie będzie to żadna zdrada, tylko wlaśnie prawdziwa polityka. inne państwa zawsze tak robiły – tylko my staraliśmy się być Chrystusem narodów. jeszce nigdy nie mieliśmy tylu atutow w rękach !!! uczmy się od wrogów(ruskich) bo inaczej przegramy

  8. ivanpoetus
    ivanpoetus :

    polskość – nie w kuszulkach, i nie tam, gdzie się myśli, a tam, gdzie jest chśociaż by jeden polak albo kościół katolicki albo greko-katolicki. polskość – to wiara św. Jana Pawła II, tam, gdzie on się modlił, we Lwowie, w Kijowie…