Potrzeba męstwa dnia 4 lipca

Husaria była elitą polskiego wojska. Wszyscy ówcześni zagraniczni obserwatorzy podkreślali, że służyła w tej formacji szlachecka młodzież “z najlepszych rodzin”. Być husarzem był to zaszczyt, o który należało się czasem długo ubiegać.

Moment

Brzask dnia czwartego lipca roku 1610. Stefan Żółkiewski staje przed swoją husarią, naprzeciw siedmiokroć liczniejszych szyków armii moskiewsko-zachodnioeuropejskiej.

“Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman od hufu do hufu animował swoich, ukazując, jako necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria, i kazał uderzyć w bębny, w kotły do potkania.”

Łacińskie słowa hetmana znaczyły mniej więcej: “Potrzeba – tu i teraz; nadzieja – w męstwie; ratunek – w zwycięstwie”. Tak było: Polacy, stojący w głębi ruskiej ziemi, mogli tylko zwyciężyć albo przepaść z kretesem. Gdyby powinęła im się noga, noga polska nie uszłaby śmierci lub niewoli.

Tu i teraz

A zatem odwlec bitwy już nie można było. Husarze ruszyli do starcia i póty szarżowali, póty jak czołg przechodzili na wylot przez wielkie masy nieprzyjaciela, “nad naturę ludzką robiąc” – jak powiada uczestnik tych szarży, Samuel Maskiewicz – aż nieprzyjaciel został złamany i uciekł albo poddał się. Tenże pamiętnikarz zanotował fakty “do wierzenia niepodobne”, że w tej bitwie niektórym “rotom się trafiło razów ośm albo dziesięć przyjść do sprawy [= szarżować] i potykać się z nieprzyjacielem […] nasi jak w otchłań piekielna wpadłszy, długo w pośrzodku ich się skrywając, zaledwo kiedy się ukażą z chorągwią, którą a coraz do sprawy wołają…”

Rzymski hetman

Tak więc, nawet jeśli hetmańska relacja, ułożona ex post, została nieco podstylizowana – jest z ducha prawdziwa. Jest też piękna jak błysk ostrza i uderza rzymską zwięzłością pamiętników Cezara. Ze zwięzłością łączy się w niej zupełnie logiczna, acz niezwyczajna skromność geniusza, którego czyny mówią wystarczająco dużo, aby nie musiał się specjalnie chwalić. Gołe fakty starczą za wszelkie pochwały.

Rzymscy podwładni

Czy hetman naprawdę mówił po łacinie, czy tylko użył w swojej opowieści łacińskiego bon-motu, odpowiadającego nieco dłuższej, polskiej przemowie? Nieistotne. Nie ma wątpliwości, że hetman przemawiając miał przed sobą ludzi w znacznej części równie wykształconych, co walecznych – i do nich się zwracał, oni zaś odpowiedzieli mu pełnym zrozumieniem. Husaria była elitą polskiego wojska. Wszyscy ówcześni zagraniczni obserwatorzy podkreślali, że służyła w tej formacji szlachecka młodzież “z najlepszych rodzin”. Być husarzem był to zaszczyt, o który należało się czasem długo ubiegać.

Łuk triumfalny…

O husarii napisano wiele, ale wciąż nie nazbyt wiele. O bitwie pod Kłuszynem powiedziano sporo, ale wciąż za mało. Nie w znaczeniu naukowym – ale w znaczeniu chwały i honoru polskiego oręża. Wszak jest owa bitwa jedną z kilku głównych kolumn triumfalnego łuku, jaki wystawić należałoby staropolskiej myśli i praktyce wojennej, osobno zaś – polskiej husarii. Wielokrotnie silniejsza armia uległa polskiemu męstwu, strategii i taktyce; sile rycerskiej kopii i sprawności hetmańskiej myśli.

…i niepomyślny sukces Polaków

Zarazem jednak dodajmy: ta rosyjska armia biła się w dobrej sprawie. Bo cała ta ruska wojna nie była dla strony polskiej zbyt chwalebnym przedsięwzięciem. Rosja, pogrążona w wewnętrznych waśniach, uległa na chwilę własnej słabości, a niepohamowana ambicja polskiego króla Zygmunta chciała stąd wyciągnąć korzyści nadmierne i nieosiągalne.

Tak więc tym razem Rosja nie była tu agresorem. Wprawdzie jednak niejako na skutek moskiewskich intryg wdarliśmy się w głąb moskiewskiego państwa – choć z własnej woli. Wszak to w wyniku gry dyplomatycznej bojarowie ofiarowali polskiemu królowi koronę carów i obiecali oddać Rzeczypospolitej Smoleńsk, a potem – jak to Ruscy – zaprzeczyli swoim słowom i obu tych rzeczy odmówili. Tym niemniej byli właściwie w swoim prawie – dbali bowiem o dobro państwa. Ich gra dyplomatyczna wynikała wprost stąd, że wcześniej z polską pomocą zasiadł na Kremlu awanturnik Łże-Dymitr, prymitywny uzurpator, którego Ruscy chcieli się słusznie pozbyć, nawet za cenę przywołania monarchy obcej krwi. Potem zaś, gdy Łże-Dymitr uległ wewnętrznej ruskiej sile, a negocjacje z Zygmuntem okazały się pokrętne, owa chęć na osadzenie króla obcej nacji osłabła. Nasz zaś Zygmunt, zamiast zgodzić się natychmiast na kandydaturę swego syna, czyli osadzić na ruskim tronie przychylnego nam i związanego z nami monarchę, akceptowanego także przez Moskwę – zaczął uważać, że musi zostać carem sam, osobiście. Prowadził akcję, która musiała się spotkać z rosyjską niechęcią i z góry skazaną była na niepowodzenie.

I tak sukces kłuszyński nie przełożył się i nie mógł przełożyć na prawdziwy sukces polityczny. Świadomy tej sytuacji hetman Żółkiewski odmówił dalszego udziału w przedsięwzięciu. Chwała zwycięstwa kłuszyńskiego zdaje się tym większa: bo cnota hetmańska okazała się niewzruszona. Hetman nie był zimnym zdobywcą, był chrześcijaninem i Rzymianinem, który wiedział, czego robić nie wolno, czego nie wypada, a co należy.

Odwrotna strona medalu

Tym niemniej przypomnijmy, że to i następne zwycięstwa nad liczebniejszymi armiami naszych przeciwników oraz zestaw autorów tych naszych zwycięstw – prawdziwych geniuszy (Zamoyski, Żółkiewski, Chodkiewicz, Koniecpolski, Czarniecki, Sobieski) połączone z nienajlepszą polityka zagraniczną i wewnętrzną władców, osłabiły polską czujność. No, bo skoro garstka naszych rozbija w puch każdego wroga – po co nam większa armia? Po co jej modernizacja? Po co łożyć na zaciężne wojska, na fortece, skoro kopie naszych husarzy, nawet nieliczne, są nieodwołalnie skuteczne?

No i doczekaliśmy się. Co tu komentować? Zresztą trzeba się jeszcze przed komentarzem wstrzymać. Dopiero równa rocznica – dzień czwarty lipca 2010 – będzie komentarzem samym w sobie…

Jacek Kowalski

———————————-

Jacek Kowalski

KŁUSZYN

Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman od hufu do hufu animował swoich, ukazując, jako necessitas in loco,spes in virtute, salus in victoria,

i kazał uderzyć w bębny, w kotły do potkania.

Stanisław Żółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej

I.

Tytana brzasku blask

Zapala las,

Kiedy

Hetman z bliska

Stanowiska

Objeżdżając,

Towarzystwo

Animował,

Przemawiając

W te słowa:

necessitas in loco

spes in virtute

salus in victoria

II.

Rusza husarski huf

Naprzeciw luf.

Pierwej

Wolno, wolno,

Skorzej, skorzej,

Galop, cwał, cwał –

Kopii drzazgi

Pośród miazgi

Hiperborejskich ciał,

Bo –

necessitas in loco

spes in virtute

salus in victoria

III.

Ale moskiewski huf

Zwiera się znów,

Zatem

Towarzystwo bieży

Do koncerzy

I w cwał.

Już Moskwicin

Leży,

Leży,

Leży

Leży

Lub zwiał,

Bo

necessitas in loco

spes in virtute

salus in victoria

IV.

Ale car hufce zwarł

Po enty raz,

Zatem

Towarzysze

Po raz enty

W cwał,

W cwał,

W cwał,

W cwał,

Biją

Da capo

Al fine

Jakoby

Cielęcinę.

necessitas in loco

spes in virtute

salus in victoria

V.

Co robi jasny car?

Gdzie jasny car?

Patrzcie:

Wzięty w pęty,

Szujskosławny

Pysk gotowi,

Aby skuty

Lizał buty

Zygmuntowi

I skamlał:

O!

Serenissime

Rex

Poloniae,

Malleus

Russiae!

***

necessitas in loco

spes in virtute

salus in victoria

———————————–

Zapraszamy na obchody:

400-LECIE BITWY POD KŁUSZYNEM (LINK)
Warszawa, sobota-niedziela, 3-4 lipca 2010
na wolnym powietrzu, w stanicy husarskiej
na Żoliborzu pomiędzy Wybrzeżem Gdyńskim a Wisłą
wstęp wolny

TAMŻE:

KONCERT KŁUSZYŃSKI I SPOTKANIE AUTORSKIE JACKA KOWALSKIEGO
SOBOTA 3 LIPCA spotkanie o godz. 13.00, koncert o godz. 21.00
[JK & zespół Monogramista JK]

PODOBA CI SIĘ TEN ARTYKUŁ?

DOŁĄCZ DO:POSPOLITEGO RUSZENIA KRESÓW

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply