Grunwald

Litewskie fugas chrustas czyli fatalna aktualność historii

Przedwstęp – to jest zaproszenie.

[Zanim zacznę temat właściwy, zaproszę wszystkich pod Grunwald. „Rycerstwo” wielu narodów już tam jest, bo już dziś rocznica; rekonstrukcja bitwy będzie w sobotę, tak samo i nasz koncert – czyli mój i Klubu Świetego Ludwika – w sobotę o 19.00; podczas tegoż zagramy różne średniowieczne hity, a przede wszystkim długą jak angielska flegma, szacowną i szesnastowieczną „Piesń o bitwie pod Grunwaldem”, nazywaną przeze mnie prywatnie „Polską pieśnią o Rolandzie” (bo epicka i bojowa jest).]

Pretensje ante portas

Niektórzy Litwini zupełnie na serio wybaczyć nam nie mogą, że Jagiełło przeszkodził Witoldowi w koronacji i że z tego powodu Litwa nie została królestwem. To i tak pryszcz. Znacznie gorszym problemem będzie – jak podejrzewam – wspólne, polsko-litewskie, propagandowe świętowanie okrągłej rocznicy bitwy pod Grunwaldem, to, które nastąpi za rok. Wszak Grunwald – to dla Litwinów wielka rzecz, zresztą w ich widzeniu przede wszystkim litewska, a nie polsko-litewska. Nic dziwnego: Wielką Wojnę z Zakonem sprowokował bezpośrednio konflikt Wilno-Malbork, a owoce zwycięstwa – w postaci odzyskanej Żmudzi – przypadły w pierwszym rzędzie Litwie właśnie. Ale co będzie, jeśli prawo- i lewo-zorientowana prasa obu narodów zacznie za rok głosić opozycyjne tezy? Kiedy Litwini będą krzyczeć – że to jest wyłącznie ich zwycięstwo, a Polacy – że to zwycięstwo tylko polskie, bo przecie Litwini uciekli zaraz na początku bitwy?

Fugas chrustas

Cóż, rzeczywiście, w historycznych źródłach odnotowano, obok wyjątkowego męstwa wielkiego księcia Litwy Witolda i „pułków smoleńskich” – fatalną ucieczkę litewskich wojowników en masse. Długosz pisze wprost:

„…wojsko litewskie poczęło słabnąć i nie mogąc wytrzymać naporu wroga, wycofało się na odległość jednego stajania. Ponieważ Krzyżacy napierali na nie silniej, musiało raz po raz cofać się i w końcu zwrócić do ucieczki. Wielki książę litewski Aleksander [=Witold] starał się biczem i potężnym krzykiem powstrzymać ucieczkę, ale na próżno… Wróg ścigał je wiele mil wycinając i zabierając do niewoli uciekających w przekonaniu, że ich już całkowicie pokonał. Uciekających zaś ogarnał taki strach, że wielu z nich zatrzymało się dopiero po przybyciu na Litwę i rozgłaszało, że poległ król Władysław oraz wielki książę Aleksander [=Witold] i że wyginęło również kompletnie ich wojsko…”

Komunistyczne szycie

Litwini mogą oczywiście pielęgnować własną, chwalebniejszą wersję wydarzeń. Mianowicie całość Grunwaldu da się przedstawić jako ich przede wszystkim, a mniej polski sukces. Do niedawna sprzyjała takiej wschodnio-centrycznej wizji PRL-owska propaganda; Litwini odgrywali w niej mało ciekawą rolę, jako pars pro toto ówczesnego Wielkiego Brata. Wszak w wojskach Witoldowych byli i Rusini, i Tatarzy. Poza tym, choć wedle źródeł większość „pozytywnych” sił w tej bitwie stanowili polscy rycerze, to jednak na czele armii stał król-Litwin, mówiący po starobiałorusku, a najaktywniejszym wodzem okazał się, jak już wiemy, sam Witold, wedle Długosza przemierzający nieustannie pole walki na rumaku. Taką wizję uwiecznił niezawodny Matejko na swoim wiekopomnym obrazie. A obraz Matejki zyskał nie tylko w Polsce, ale i na Litwie ogromną popularność, jest chyba nawet jedną z głównych „ikon” litewskiej kultury. Kiedy kilka lat temu zawitał w oryginale do Wilna, ściągał dzikie tłumy widzów. Obok dominującego na płótnie Witolda widnieją tam jeszcze, i to znów na pierwszym planie, owi dwaj dzicy wojownicy litewscy, spośród których jeden miał zaszczyt, wedle późniejszych kronik, zadźgać Wielkiego Mistrza. Dzięki Matejce wszedł do Historii przez duże „H” i do polsko-litewskiej wyobraźni (postaci litewskich wojowników są zresztą fikcyjne – bo piechota pewno jednak nie brała udziału w bitwie, a Ulryk, jak się sądzi, zginął raczej z ręki któregoś z polskich rycerzy).

Wreszcie samo domniemane zdalne dowodzenie bitwą przez króla – z pagórka – uznawane było za komuny jako wynikające ze „wschodniej” tradycji i dzięki temu skuteczne. Tak nam to właśnie pokazano w „Krzyżakach” Aleksandra Forda. Ale teraz okazuje się, że nie był to wcale żaden wschodni wynalazek.

Zapędziłem się trochę, bo przecież nie zamierzam ani negować, ani pomniejszać wagi litewskiego udziału we Wielkiej Wojnie. PRL-owska propaganda – a za nią i piękny film Forda – przekrzywiały, ale jednak nie odwracały faktów. Bez Litwinów nie dalibyśmy pewno rady. Tym niemniej ucieczka zawsze zmniejsza prawo do radosnego przystrajania czoła w laur zwyciestwa. Inaczej każe ważyć zasługi… A zatem –

…co z tą ucieczką?

Zarówno Długosz, jak spisana bezpośrednio po bitwie, anonimowa „Kronika konfliktu” nie pozostawiają wątpliwości: już w pierwszej fazie walki większość Litwinów pierzchła. Ale i to można widzieć jako ważny wkład w zwycięstwo, bo dzięki tej ucieczce część sił krzyżackich ruszyła w pogoń, rozproszyła się, a w efekcie sama padła po trosze ofiarą uciekinierów. Pół wieku temu opublikowano nawet list jednego z krzyżackich dowódców, który zawiera przestrogę na przyszłość, aby nie ścigać nieprzyjaciela w sposób niekontrolowany, bo może się to skończyć klęską, „jak to miało miejsce w wielkiej bitwie [=pod Grunwaldem]”. Na tej podstawie pojawiła się hipoteza, skwapliwie przez Litwinów podjęta, że wojska Wielkiego Księstwa uciekły celowo – czyli wciągnęły Krzyżaków w zasadzkę. Zwłaszcza, że część Litwinów miała na koniec wrócić na pole bitwy i dopomóc w ostatecznym rozgromieniu przeciwnika.

Ale dlaczego równolegle z rzekomo pozorowaną i planowaną ucieczką Litwinów na „z góry upatrzone pozycje” nastąpił poważny kryzys w polskiej armii – Krzyżacy wydarli Marcinowi z Wrocimowic chorągiew Ziemi Krakowskiej, czyli w zasadzie główną chorągiew Królestwa i o mało co zaczęła by się panika, i byłby klops? Wszystko wskazuje na to, że jedynie męstwo polskich rycerzy i Opatrzność nie dopuściły wówczas do klęski: chorągiew odzyskano, a Krzyżacy dopiero po długiej, dalszej walce znaleźli się w odwrocie.

Historia historii

W sumie jestem po prostu ciekawy, co się stanie za rok. Można by rzec: to dobrze, że historia wypłynie na wierzch, że ludzie zaczną się interesować czynami swoich praprzodków, że społeczeństwa się nieco bardziej uświadomią. Tak dawny konflikt nie wpłynie na współczesną politykę, bo przecie chodzi o czasy zaprzeszłe, a cała ta litewska ucieczka da się podsumować po francusku: à la guerre comme à la guerre, czy po polsku: raz na wozie, raz pod wozem; w sumie zaś sukces nastąpił i tyle. I cóż w ogóle znaczą te problemy w porównaniu z kwestią zbrodni wołyńskiej czy Holocaustem.

Z drugiej strony właśnie tak odległa historia lepiej niż jakakolwiek inna pozwoli nam – być może – „na sucho” niejako zaobserwować manipulacje, naginanie faktów, właściwe intencje i społeczne przyzwyczajenia do propagandowej wersji dziejów. Lepiej – to znaczy: bardziej bezstronnie i z mniejszą ilością szumów, no i mimo wszystko z mniejszymi konsekwencjami politycznymi, czyli z większym udziałem szczerości. W roztrząsaniu zbrodni wołyńskiej czy Holocaustu nie jest to dla wszystkich stron możliwe.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

W załączeniu:

Odnośny fragment „Pieśni o pruskiej porażce” (ucieczka Litwy, utrata chorągwi Ziemi Krakowskiej i jej odzyskanie) z nowej płyty Jacka Kowalskiego i Klubu Świętego Ludwika „Wojna i miłość”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply