Wbrew euforycznym informacjom o przełomowym charakterze przedterminowych wyborów parlamentarnych, które 26 października odbyły się na Ukrainie, do Rady Najwyższej dostała się w dużej części stara gwardia ukraińskiej polityki. Tym samym struktura systemu politycznego Ukrainy nie zmieni się w sposób zdecydowany, choć z pewnością utrwali się zmiana w polityce zagranicznej tego państwa.

Jak na charakter wyborów frekwencja okazała się dość niska – wyniosła niecałe 52,5% i to mimo, że z sumy uprawnionych wyłączono mieszkańców anektowanego przez Rosję Krymu oraz mieszkańców ponad 30% obszaru obwodu donieckiego i 32% powierzchni obwodu ługańskiego w pełni kontrolowanych przez separatystów. Przy tym różnice między regionami pod tym względem były jaskrawe i odzwierciedlały podział na wschód i zachód – w obwodzie lwowskim do urn poszło około 70% uprawnionych, w rejonach obwodu donieckiego kontrolowanych przez Kijów do urn pofatygowało się jedynie około 32%. Frekwencja była niższa nie tylko od tej z czasu przedterminowych wyborów prezydenckich (przeprowadzonych w maju br. na fali rewolucji), ale i od wyborów parlamentarnych z 2012 r. kiedy to wynosiła 57,9%. Z uproszczonego trybu głosowania poza miejscem zamieszkania skorzystało jedynie 35 tys. spośród około 250-300 tys. osób, które opuściły swoje domostwa w związku z konfliktem, pozostając jednocześnie w granicach Ukrainy.

31 października, a więc pięć dni po zakończeniu wyborów, przeliczone zostało 99,72% protokołów. Wedle wyników zwyciężył Front Ludowy premiera Arsenja Jaceniuka, który uzyskał 22,17% głosów. Strata Bloku Petro Poroszenki była niewielka, bo w piątek jego wynik przedstawiał się na 21,82% głosów. Z tyłu został czarny koń wyborów Zjednoczenie „Samopomoc”, założone przez mera Lwowa Andrija Sadowego, które uzyskało 11%. Grupujący środowiska związane z obalonym prezydentem Janukowyczem Blok Opozycyjny zdobył 9,26% poparcia. Partia Radykalna Ołeha Liaszki zdobyła 7,44%. Rzutem na taśmę na parlamentarną scenę wskoczyła Julia Tymosznko wraz ze swoją „Batkiwszcziną” zdobywając 5,68% głosów. Pod progiem znalazły się między innymi nacjonalistyczna „Swoboda” i Komunistyczna Partia Ukrainy.

Gdy jednak wyniki list partyjnych uzupełnimy o wyniki w okręgach jednomandatowych, w których wybierano 198 deputowanych, wtedy po przeliczeniu niemal wszystkich protokołów okazuje się, że największy klub będzie posiadał pro-prezydencki Blok – 151 deputowanych. Kolejne partie zdobyły: Front Ludowy – 85 mandatów, „Samopomoc” – 34, Blok Opozycyjny – 29, Partia Radykalna Ołeha Liaszki – 20, „Batkiwszczina” – 18, ale także Swoboda – 6, neonazistowski Prawy Sektor – 2, po jednym mandacie partie „Silna Ukraina” i „Zastup”. Trzeba brać poprawkę na to, że aż 76 deputowanych to ci, którzy wygrali w okręgach jednomandatowych jako niezależni, ale już w ławach Rady mogą wstąpić do któregoś z partyjnych klubów parlamentarnych, jak to się wcześniej zdarzało. Prawdopodobnie wzmocnią oni przede wszystkim frakcję Bloku Petro Poroszenki i Bloku Opozycyjnego.

Wschód ciągle sceptyczny

Spośród partii prozachodnich i powołujących się na dziedzictwo ruchu protestacyjnego Majdanu w 12 obwodach zwyciężył Front Ludowy premiera Jaceniuka, zaś w 8 – Blok Petro Poroszenki. W pięciu zachodnich obwodach przewaga Frontu Ludowego nad głównym rywalem wyniosła 10 procent i więcej, jednak z powodu niższego od przeciętnej zaludnienia tych regionów, w liczbach bezwzględnych nie dało to znaczącej przewagi w skali kraju. Blok Petro Poroszenki miał zdecydowanie bardziej równomiernie rozłożone poparcie, wygrywał z głównym rywalem w centrum i w części obwodów wschodnich. Front przejął najpewniej dużą część elektoratu „Batkiwszcziny” (Jaceniuk i Turczynow to jej dawni działacze) i Swobody.

Stworzony na początku września Blok Opozycyjny reprezentuje polityków związanych z byłym prezydentem Wiktorem Janukowyczem takich jak Nestor Szufricz, Władimir Łukjanow, Jurij Bojko. Na wieczorze wyborczym organizowanym przez tę partię byli obecni Wadim Nowinski i Boris Kołesnikow – wspólnicy w interesach najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, także Nikołaj Lewczenko oskarżany o związki ze znanym donieckim separatystą Pawłem Gubariewem. Blok sprzeciwiający się integracji z Unią Europejską i NATO wygrał w aż pięciu wschodnich obwodach kraju: donieckim – 38,75%, ługańskim – 35,54%, charkowskim – 32,16%, dniepropietrowskim – 27,29% i zaporoskim – 22,19%. Szczupłość jego reprezentacji w Radzie Najwyższej wynika z faktu, że była tam także znacznie niższa frekwencja niż w pozostałych regionach, co musiało się przełożyć na niższe zdobycze w wyborach proporcjonalnych. Należy przy tym zauważyć, że dostrzegalna w tych regionach wysoka absencja wyborcza może być także uznawana za wyraz opozycyjnego nastawienie wobec przemian politycznych spowodowanych przez obalenie Janukowycza.

Podkreślić trzeba, że strefa elektoratu sceptycznego wobec integracji z zachodem zmniejszyła się w porównaniu do dawnej wyborczej domeny obalonego prezydenta, który w 2010 r. wygrał w 10 obwodach w tym na Krymie i Zakarpaciu, zwyciężając nawet w części rejonów obwodu sumskiego, czernichowskiego, odeskiego, kirowogradzkiego i połtawskiego, a nawet położonego na zachodzie obwodu żytomierskiego. Jeszcze w 2012 r. Partia Regionów z minimalnymi stratami powtórzyła te wyniki w wyborach parlamentarnych w 2012 r. Z drugiej strony w trzech obwodach Blok Opozycyjny zdystansował rywali wyraźnie. Zwrócić trzeba uwagę na jego siłę w obwodzie charkowskim, co potwierdza stwierdzenia części analityków, że ciągle istnieje tam potencjał dla ruchu separatystycznego.

Największą niespodzianką jest trzeci wynik partii „Samopomoc” stworzonej przez mera Lwowa Andrija Sadowego, reprezentującej stosunkowo największą liczbę ludzi spoza dotychczasowej elity politycznej.

Układy wiecznie żywe

Wybory nie przyniosły aż takiego personalnego trzęsienia ziemi, jakiego spodziewali się entuzjaści Majdanu. W nowej kadencji Rady będzie co najmniej 187 deputowanych, którzy zajmowali już ławy parlamentarne w czasie jednej z poprzednich kadencji, co oznacza że nuworysze będą najprawdopodobniej stanowić 56% składu izby. W izbie znajdzie się 64 deputowanych, którzy 16 stycznia poparli wniesione na żądanie Janukowycza projekty ustaw, dających nowe możliwości ograniczania wolności mediów, prawa do zgromadzeń, immunitetu parlamentarnego. Przyjęte w czasie apogeum protestów na Majdanie, zostały określone przez jego uczestników jako „ustawy dyktatorskie”.

Redakcja portalu liga.net prześledziła czy w kolejnej kadencji ukraińskiego parlamentu znów znajdą się całe polityczno-biznesowe klany charakterystyczne dla ukraińskiej polityki. Bez trudu znaleźli dowody na ciągle rodzinny wręcz charakter ukraińskiej polityki. W Radzie Najwyższej zasiądzie aż trzech braci Bałogów – Wiktor, Iwan i Paweł a także ich kuzyn Wasilij Pietewka. Wiktor Bałoga to stary polityczny wyjadacz – od 2002 r. w Radzie, potrafił współpracować i z Wiktorem Juszczenką i z Janukowyczem, cały czas utrzymując się na powierzchni jako gubernator obwodu zakarpackiego bądź minister. Jak widać z powodzeniem umacnia swoją pozycję.

Do parlamentu dostała się także była minister polityki socjalnej Natalia Korolewskaja, którą będzie wspierał w parlamentarnych ławach jej małżonek. W Radzie zasiądzie także Aleksandr Gerega współwłaściciel sieci supermarketów „Epicentr” i mąż znanej polityk Inny Bogosławskiej. W okręgu nr 178 w obwodzie charkowskim mandat uzyskał brat byłego gubernatora tego obwodu Dmitrij Dobkin. W okręgu nr 103 w obwodzie kirowogradzkim wygrał z kolei Anatolij Kuzmienko, prywatnie ojciec gubernatora tego obwodu Siergieja. Aleksandr Suprunienko wygrał wybory w Kijowie – jest bratem zięcia byłego mera stolicy Leonida Czerniowieckiego. W okręgu nr 46 przeszedł Siergiej Klujew brat Andrieja, jednego z najbliższych współpracowników obalonego prezydenta, za którym nowe władze wysłały list gończy. W Radzie Najwyższej znajdzie się także Oleś Dowgow były sekretarz kijowskiej rady miejskiej. Deputowanymi byli wcześniej jego ojciec Stanisław, wuj Taras oraz teściowa Irina Gorina. W okręgu nr 160 w obwodzie sumskim wygrał Igor Mołotok blisko związany z Jurijem Czymyriem zastępcą szefa administracji Janukowycza w czasie walk na Majdanie. Do parlamentu dostał się także syn prezydenta Poroszenki.

Potencjał konfliktów

Podsumowując wyniki wyborów, można zakwestionować pobieżne konstatacje niektórych polskich komentatorów o zatarciu się polityczno-społecznego podziału Ukrainy na część zachodnią i wschodnią. Podział ten nadal istnieje, choć obecnie grupa społeczna skłonna popierać siły polityczne sceptyczne wobec integracji ze strukturami zachodnimi zdecydowanie dominuje jedynie w bastionie rosyjskojęzycznej ludności, w trzech wschodnich obwodach kraju.

Nie ma żadnych wątpliwości, że większość Ukraińców poparła nowy kurs polityczny określony przez obalenie prezydenta Janukowycza i związanego z nim rządu Partii Regionów. Wygrali politycy jednoznacznie kojarzeni z ruchem protestacyjnym Majdanu oraz zachodnimi aspiracjami geopolitycznymi. Jednocześnie są to dobrze znane twarze. Ukraiński system polityczny nie zmienił się, czego symbolem jest prezydentura Petro Poroszenko – archetypicznego wręcz oligarchy. Ostatnie wybory tylko to potwierdziły.

Ukraińcy nie wybrali rewolucjonistów – tworzący bojówkarską awangardę Majdanu „Prawy Sektor” uzyskał zaledwie 1,8% głosów. Miast rewolucji narodowej proponowanej jej przez nacjonalistów – między innymi ze Swobody, (która po wielkim sukcesie sprzed dwóch lat kiedy to przekroczyła 10%, teraz znalazła się pod progiem), Ukraińcy byli raczej skłonni wybierać polityków, których uważają za zdolnych do przeprowadzenie procesu integracji kraju z zachodnimi strukturami – UE i NATO. Wszystko wskazuje na to, że właśnie z tą perspektywą wiążą swoje nadzieje. Rodzi to oczywiście dla Ukrainy niebezpieczeństwo wykorzystania tego nastawienia (i związanych z nim kompleksów) przez państwa zachodnie, podobnie jak bezkrytyczny stosunek większości Polaków wobec traktowanej bezalternatywnie idei eurointegracji w latach 90, zaowocował niekorzystnymi jej warunkami i utrwalaniem politycznej i ekonomicznej peryferyjności naszego kraju.

Klęska partii nacjonalistycznych nie neguje faktu, że odwoływanie się do ich tradycji – historycznej OUN-UPA – powraca, jako centralny element instytucjonalnej polityki historycznej, o czym świadczą chociażby niedawne deklaracje prezydenta Poroszenki. Rodzi to zarówno poważne niebezpieczeństwo dla materialnego dziedzictwa polskiej historii dawnych Kresów Wschodnich, jak i ryzyko swoistej przemocy symbolicznej – związanej z gloryfikacją dawnych oprawców – wobec pozostałej tam ludności polskiej.

Negatywne konsekwencje może mieć brak wyraźnego zwycięzcy wyborów. Wynik taki jest zresztą sprzeczny w większością sondaży, które przez kilka ostatnich miesięcy wskazywały na wyraźne zwycięstwo Bloku Petro Poroszenki. Dwie główne zwycięskie partie reprezentują segmenty oligarchicznej elity, co tylko może zaostrzyć konflikt między nimi. Szczególnie negatywnie mogą odbić się na ich ewentualnej współpracy kluczowe obecnie różnice w podejściu do donbaskich separatystów. Poroszenko de facto doprowadził do pewnej formy ich uznania, gdy jego przedstawiciel podpisał z nimi porozumienie mińskie z 5 września, pozostawiające im kontrolę nad częścią rejonów w dwóch obwodach. Premier Jaceniuk prezentował daleko ostrzejszą retorykę, pytanie tylko, czy nie była ona obliczona jedynie na efekt wyborczy. Dodajmy, że do politycznej gry wróciła Julia Tymoszenko – kampania wyborcza udowodniła po raz kolejny jej umiejętności zjednywania sobie tłumów. Rodzi to ryzyko takiego konfliktu politycznego, jaki w zeszłej dekadzie rozbił obóz „pomarańczowej rewolucji” i pogrążył Ukrainę w stagnacji.

Karol Kaźmierczak

Artykuł ukazał się pierwotnie w serwisie Pch24.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply