W Bułgarii bez zmian

Jesienne zwycięstwo kandydata socjalistów w wyborach prezydenckich i porażka centroprawicy nie przełożyła się na niedzielne wybory parlamentarne. Najsilniejszym ugrupowaniem pozostaje centroprawicowy GERB, co oznacza, że Bułgarzy wybrali stabilizację i dalsze zachowanie prozachodniego kursu w polityce zagranicznej. Wbrew obawom bułgarskich narodowców do Zgromadzenia Narodowego nie dostała się druga partia tureckiej mniejszości, która mogła liczyć na wsparcie rządu Turcji.

Po podliczeniu niemal wszystkich głosów, zwycięzcą wyborów ponownie zostali centroprawicowi Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB), którzy zajmą 95 miejsc w 240-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP) będzie miała 80 mandatów, nacjonalistyczni Zjednoczeni Patrioci 27, reprezentujący turecką mniejszość Ruch na rzecz Praw i Wolności (DPS) uzyskał 26 miejsc, natomiast antysystemowa liberalna partia Wolja będzie miała swoich 12 reprezentantów. Najważniejszą informacją dotyczącą pozaparlamentarnych partii jest brak sukcesu kolejnej tureckiej partii Demokraci na rzecz Odpowiedzialności, Wolności i Tolerancji (DOST).

Ponadczasowe problemy Bułgarii

Problemy Bułgarii od wieków są niemal takie same – kraj ten bowiem wciąż należy do najbiedniejszych w Europie. Trudno znaleźć ranking dotyczący państw Unii Europejskiej czy OECD, w którym Bułgaria nie znajdowała się na jednym z ostatnich miejsc. Korupcja? Drugie miejsce w Unii ex aequo z Grecją i Rumunią. Zagrożenie ubóstwem i wykluczeniem społecznym? Druga pozycja za Rumunią. Płaca minimalna? Najniższa w UE i wynosząca zaledwie 194 euro. Przeciętne wynagrodzenie? Również najniższe wśród krajów unijnych, bo warte jedynie 431 euro. Służba zdrowia? Jedna z najgorzej ocenianych w całej Europie. Bezrobocie? Siódmy największy wskaźnik we wspólnocie. To tylko kilka kwestii niezwykle ważnych dla każdego społeczeństwa, a na wymienienie słabej pozycji Bułgarii w innych rankingach nie starczyłoby chyba całej pojemności internetowego serwera. Wydaje się, że Bułgarzy nie mają wielkich nadziei na zmianę tego stanu rzeczy, skupiając się przede wszystkim na tym, aby nie było jeszcze gorzej. Z tego powodu w ostatnich latach wychodzili oni na ulice kilkukrotnie, w takich sprawach jak choćby wzrost cen energii, kończąc jednak protesty po wycofywaniu się rządu z niepopularnych decyzji.

Innym zasadniczym problemem dla Bułgarii jest jej pozycja w polityce międzynarodowej. Ponad siedmiomilionowy kraj nie jest w stanie decydować o losach UE czy NATO, ale zdaniem niektórych, stawiając jedynie na integrację z zachodnimi państwami zamyka on sobie drogę do ewentualnej alternatywy. Chcą jej szukać przede wszystkim bułgarscy socjaliści, których kandydat Rumen Radeww swojej zwycięskiej kampanii przed wyborami prezydenckimi zapowiadał ocieplenie relacji z Rosją i opowiedzenie się przeciwko przedłużaniu sankcji nałożonych przez Unię Europejską na ten kraj. Takie też stanowisko w ostatnich tygodniach prezentowała BSP. Ponadto problemem Bułgarii nadal są nielegalni imigranci. Choć napływ ludności z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej nie jest już tematem z pierwszych stron gazet, to nadal starają się oni przedostać na terytorium UE, a w Bułgarii wciąż bez większych niedogodności działają kanały przerzutowe. Tamtejsze społeczeństwo uważa więc, że za ten stan rzeczy winę ponoszą nie tyle krajowi politycy, co w szczególności państwa Europy Zachodniej, nie zainteresowane faktyczną ochroną unijnych granic zewnętrznych.

Powrót Borisowa

Ponowne zwycięstwo GERB nie powinno być zaskoczeniem, bo centroprawicowe ugrupowanie od kilku lat cieszy się dużą popularnością wśród bułgarskiego społeczeństwa, choć w kilku badaniach opinii publicznej dało prześcignąć się socjalistom. Swoją pozycję musiał jednak odbudowywać przede wszystkim szef centroprawicy i były premier Bojko Borisow. Rysą na jego popularności stała się bowiem przegrana kampania przed wyborami prezydenckimi, kiedy ówczesny szef rządu nie wyraził woli ubiegania się o najwyższy urząd w państwie. Zamiast niego kontrkandydatką Radewa była mało znana przewodnicząca parlamentu Cecka Caczewa, która znacząco przegrała z byłym dowódcą sił powietrznych Bułgarii. Podczas rozpoczęcia kampanii Caczewej Borisow zapowiedział, iż w razie jej przegranej poda się do dymisji, stąd po objęciu urzędu prezydenckiego przez Radewa w ramach utrzymania politycznej wiarygodności zrezygnował on z funkcji premiera. Zastąpienie lidera GERB przez tymczasowego szefa rządu Ognjana Gerdżikowa z pozaparlamentarnego liberalnego Narodowego Ruchu na rzecz Stabilności i Postępu (NSVB) nie oznaczało jednak rezygnacji Borisowa z kariery politycznej, dlatego wykorzystując jego popularność centroprawica uczyniła go główną twarzą kampanii.

GERB postanowiło nie ścigać się w wyborczych obietnicach, stąd skupiało się na prezentowaniu dorobku ostatnich trzech lat swoich rządów. Co prawda nie był on zbyt imponujący, ale politycy centroprawicy postanowili reklamować siebie jako jedyne ugrupowanie mogące podjąć prawdziwą walkę z korupcją, czy też utrzymać prozachodni kurs bułgarskiej polityki. W sprawach gospodarczych GERB już od dłuższego czasu obiecuje znaczące podniesienie płacy minimalnej, ponieważ jego gospodarczy eksperci uważają, iż narodowa gospodarka nie rozwinie się już bazując jedynie na taniej sile roboczej. Jak na razie podobne hasła pozostają jedynie na papierze, stąd źródeł czwartego z rzędu wyborczego triumfu GERB należy upatrywać przede wszystkim w braku jakiejkolwiek wiarygodnej alternatywy dla centroprawicy.

Nostalgicznie i prorosyjsko

Bułgarscy wyborcy z pewnością jeszcze długo nie będą uważali za wiarygodną alternatywę BSP, a więc faktyczną kontynuatorkę Bułgarskiej Partii Komunistycznej. Lewica swoją kampanię oparła przede wszystkim na resentymencie za minionymi czasami, które zdaniem starszego pokolenia Bułgarów nie były oczywiście idealne, ale żyło się w nich dużo łatwiej niż po transformacji ustrojowej. Bułgarscy komentatorzy zwracają uwagę, że BSP niemal w każdej kampanii grało na nostalgii za komunizmem, ale w ostatnim czasie potrafiło wymienić swoich liderów na młodszą generację polityków, którzy nie byli kojarzeni z oligarchami stanowiącymi do dzisiaj biznesowe zaplecze socjalistów. W ostatnim tygodniu kampanii lewica zdecydowała się jednak na dotarcie jedynie do swojego twardego elektoratu, stąd odstraszyła od siebie nastawionych bardziej centrowo i jednocześnie niezdecydowanych wyborców. Trudno nie zauważyć, iż socjaliści dodatkowo oparli swój program na bardzo populistycznych postulatach, które były łatwe do zaatakowania choćby przez ekonomicznych specjalistów wspierających GERB. Najbardziej jaskrawym przykładem był postulat nacjonalizacji niektórych firm, zwłaszcza z branży energetycznej, choć politycy BSP nie byli w stanie wskazać źródeł finansowania podobnych pomysłów.

Zagraniczne media zwracają jednak uwagę przede wszystkim na zdecydowanie prorosyjskie stanowisko socjalistów, co uwidoczniło się już w kampanii prezydenckiej Radewa. Zdaniem amerykańskiego „Wall Street Journal”nie było to dziełem przypadku, ponieważ bułgarski wywiad miał przechwycić dokumenty świadczące o wsparciu dla kandydata socjalistów od think-tanku związanego z rosyjskimi władzami. Szefowa BSP Kornelija Ninowa w wywiadach udzielanych także zagranicznym mediom twardo broniła jednak stanowiska partii, zakładającego iż unijne sankcje wobec Rosji wpływają negatywnie na bułgarski sektor turystyczny, rolnictwo oraz gospodarkę, a ponadto państwa zachodnie stosują w tej sprawie podwójne standardy. W grudniu ubiegłego roku przedstawiciele BSP gościli zresztą w rosyjskiej ambasadzie, gdzie zapewniali, iż opowiadają się za zniesieniem antyrosyjskich obostrzeń, natomiast Bułgaria jako kraj prawosławny powinna równoważyć swoje relacje z Zachodem i Wschodem.

Bez premii za zjednoczenie

Trzeci wynik nacjonalistycznej koalicji Zjednoczonych Patriotów wydaje się być sukcesem, ale przedstawiciele partii współtworzących ten projekt nie są usatysfakcjonowani rezultatem niedzielnych wyborów. Ich zdaniem największym sukcesem jest sam wspólny start trzech najważniejszych partii narodowych, a więc WMRO – Bułgarskiego Ruchu Narodowego, Narodowego Frontu Ocalenia Bułgarii oraz Ataki. Dotychczas ten fragment bułgarskiej sceny politycznej był mocno podzielony i niechybnie zmierzał do roli pozaparlamentarnego folkloru, jednak negatywną tendencję udało się powstrzymać przed trzema laty. Wówczas dwie pierwsze wspomniane partie dostały się do parlamentu jako koalicja Frontu Patriotycznego, natomiast próg wynoszący 4 proc. ledwo przekroczyła Ataka wraz z jej kontrowersyjnym liderem Wolenem Siderowem. Czy jego obecność nie spowodowała jednak zahamowania wzrostu poparcia dla sił narodowych? Front Patriotyczny w 2014 r. otrzymał 7,3 proc. głosów przy 4,5 proc. Ataki, natomiast w niedzielę wspólny wynik koalicji to niewiele ponad 9 proc. Warto przy tym podkreślić, że kandydat nacjonalistów w jesiennych wyborach prezydenckich, czyli lider WMRO Krasimir Karakaczanow, uzyskał w pierwszej turze prawie 15 proc. głosów. W wypowiedziach polityków Zjednoczonych Patriotów już po pierwszych wstępnych wynikach można było dostrzec rozczarowanie, ale wszystko wskazuje na to, iż koalicja i tak będzie języczkiem u wagi przy tworzeniu nowego rządu.

Nacjonaliści oparli swoją kampanię przede wszystkim na krytyce ugrupowań reprezentujących mniejszość turecką, a także próby wpływania na wynik wyborów przez władze w Ankarze. Z tego powodu w jednej z dyskusji telewizyjnych doszło do ostrej scysji między przedstawicielami Zjednoczonych Patriotów i mniejszości tureckiej, zaś przed weekendem wyborczym narodowcy zablokowali przejścia graniczne na granicy bułgarsko-tureckiej. Zdaniem liderów koalicji strona turecka przygotowywała bowiem przyjazd autokarami blisko tysiąca Turków posiadających bułgarskie obywatelstwo, aby tym samym wpłynąć na przebieg wyborów parlamentarnych. Z kwestią turecką łączyła się też krytyka rządu i zachodnich polityków za niedostateczne zabezpieczenie bułgarskich granic, co do dzisiaj powoduje stały napływ imigrantów z Bliskiego Wschodu liczących na pomoc ze strony przemytników ludzi będących w dobrej komitywie ze sporą częścią skorumpowanych funkcjonariuszy policji i straży granicznej. Należy przy tym pamiętać, iż nacjonaliści w innych dziedzinach nie atakowali zdecydowanie GERB-u, ponieważ przez większość kadencji Borisowa stanowili oni grupę wspierającą jego rząd bez delegowania do niego swoich przedstawicieli.

DOST bez sukcesu

Sprawa zaangażowania tureckiego rządu i prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana w bułgarskie wybory parlamentarne była bodaj najgorętszym tematem kampanii. Wiąże się to oczywiście z faktem, iż mimo komunistycznych represji (ostrych zwłaszcza w ostatnich latach rządów reżimu) Bułgarię dalej zamieszkuje mniejszość turecka, stanowiąca według najbardziej dokładnych szacunków niemal 9 proc. bułgarskiego społeczeństwa. Dodatkowo na fali emigracji z Bułgarii, spowodowanej rozpoczętą w 1984 r. przez dyktatora Todora Żiwkowa przymusową asymilacją Turków, kilkaset tysięcy z nich postanowiło przenieść się do Turcji i spora część z nich dalej może brać udział w bułgarskich wyborach. Jak dotąd głównym ugrupowaniem broniącym interesów mniejszości tureckiej była DPS, która od upadku poprzedniego systemu zawsze była reprezentowana w Zgromadzeniu Narodowym co najmniej przez kilkunastu parlamentarzystów. Dotąd pozycja DPS wśród Turków była niepodważalna i ewentualni konkurenci tej partii uzyskiwali najwyżej niewielką liczbę mandatów radnych w prowincjach zdominowanych przez tą społeczność. Zdaniem wielu, z tego powodu DPS zbyt wrosła w bułgarski system polityczny, dlatego też w kwietniu ubiegłego roku grupa niezadowolonych działaczy DPS powołała do życia DOST, co po turecku oznacza „przyjaciela”.

Nowa turecka partia od początku była oskarżana o uzależnienie od Ankary, bo już na jej inauguracyjnym kongresie pojawili się przedstawiciele rządzącej Turcją Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz tureckich opozycjonistów z nacjonalistycznej Partii Ruchu Narodowego (MHP). DOST w swoich materiałach wyborczych używała też wyłącznie języka tureckiego, co spowodowało między innymi odrzucenie jednego z promujących ugrupowanie klipów wyborczych. Ponad tydzień przed wyborami turecki ambasador w Bułgarii otrzymał oficjalną notę protestacyjną w związku z jego aktywnym wsparciem dla DOST (sami pracownicy jego placówki mieli rozprowadzać partyjne materiały wyborcze), a do kraju na konsultacje wezwana została bułgarska ambasador w Turcji. Trudniej było przeciwdziałać innym formom wsparcia DOST ze strony bułgarskiego sąsiada, takim jak choćby koncerty dwóch gwiazd tureckiej muzyki pop występujących także na wiecach AKP. Najbardziej zaskakujące wydaje się jednak otwarte poparcie DOST dla integracji euroatlantyckiej, która zdaniem ugrupowania mniejszości tureckiej jest zagrożona przez część bułgarskich ugrupowań. DPS postawiło za to na… patriotyczną retorykę. Politycy bardziej umiarkowanej tureckiej partii podkreślali, że opowiadają się za braterskim współistnieniem Bułgarów i Turków w ramach Republiki Bułgarskiej, a także odcinali się od, jak sami to określali, neo-ottomańskiej polityki Ankary.

Ciężkie życie „antysystemowców”

W Bułgarii, podobnie jak w innych państwach Europy Środkowej, do głosu próbują dojść ugrupowania odrzucające dotychczasowe podziały polityczne i przedstawiające siebie jako alternatywę dla obecnego kształtu tamtejszej sceny politycznej. Pod takimi hasłami sukces odniósł początkowo, założony w 2013 r., koalicyjny Blok Reformatorski, który rok później uzyskał 23 miejsca w parlamencie pod hasłami wprowadzenia prawdziwej wolności gospodarczej i walki z korupcją. Teraz sojusz kilku małych ugrupowań konserwatywnych i liberalnych nie przekroczył progu, ponieważ faktycznie samoistnie podłożył się GERB-owi poprzez uczestnictwo w rządzie Borisowa. Gdy przed dwoma laty politycy Bloku pod wpływem coraz gorszych sondaży postanowili opuścić gabinet było już zdecydowanie zbyt późno, natomiast tegoroczne hasło sprzeciwu wobec niemożliwych do zrealizowania obietnic także nie pomogło reformatorom. Jeszcze bardziej spektakularny okazał się upadek centroprawicowej Bułgarii Bez Cenzury, która startując przed trzema laty w wyborach do Parlamentu Europejskiego wraz ze wspomnianym WMRO-Bułgarskim Ruchem Narodowym otrzymała ponad 10 proc. głosów, aby kilka miesięcy później wprowadzić do krajowego parlamentu 15 parlamentarzystów. Ugrupowanie protestu stworzone przez dziennikarza telewizyjnego Nikołaja Barekowa rozpadło się jeszcze przed jesiennymi wyborami samorządowymi, a jego nowa partia nie była nawet w stanie zebrać wystarczającej liczby podpisów, by uczestniczyć w niedzielnych wyborach.

Zapotrzebowanie na partię kontestującą obecny system jest jednak dalej widoczne, stąd ostatnim ugrupowaniem, któremu udało się przekroczyć próg wyborczy jest partia Wolja. Jej korzenie sięgają założonego przed dziesięcioma laty Sojuszu Liberalnego, za to obecną nazwę ugrupowanie przyjęło cztery miesiące temu. Skupia ono zwolenników pochodzącego z Warny biznesmena i samorządowca Weselina Mareszkiego, który po latach politycznych niepowodzeń na szczeblu krajowym uzyskał czwarty wynik w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Wolja w trakcie kampanii opierała swój przekaz o populistyczne hasła charakterystyczne dla antyestablishmentowych ugrupowań, stąd nikogo nie dziwiły deklaracje Mareszkiego o konieczności „wymiecenia śmieci” jak nazwał współczesną bułgarską scenę polityczną. Ponadto program ruchu zakłada redukcję biurokracji w celu ożywienia gospodarki, ustanowienie długofalowego planu wyprowadzenia Bułgarii z zapaści demograficznej, czy też aktywniejsze wykorzystanie funduszy unijnych w zakresie rolnictwa i gospodarki. W zakresie polityki zagranicznej Wolja jednocześnie opowiada się za dołączeniem do strefy euro i umowy z Schengen oraz za przyjaznymi stosunkowi z Rosją i rozwojem stosunków dwustronnych z tym krajem.

Tureckie protesty

Niedzielne głosowanie raczej nie zakończy napięć pomiędzy Sofią i Ankarą. DOST zapowiedziało już, że zaskarży wynik wyborów z powodu złamania prawa wyborczego. Ugrupowanie tureckiej mniejszości od dawna sprzeciwiało się zmniejszeniu ilości lokali wyborczych dla bułgarskich obywateli zamieszkujących Turcję, natomiast teraz krytykuje brak odpowiednich działań władz w sprawie nacjonalistycznej blokady na bułgarsko-tureckiej granicy. Zdaniem polityków DOST Zjednoczeni Patrioci są „grupą przestępczą” dokonującą „zbrodni na prawach wyborczych obywateli” uniemożliwiając im korzystanie z praw zapisanych w konstytucji. Lider tureckiej partii Lutfi Mestan chce więc, aby Trybunał Konstytucyjny rozpisał ponowne wybory i umożliwił głosowanie Turkom posiadającym bułgarskie obywatelstwo.

Trudno uwierzyć w powodzenie wniosku tureckiej partii, stąd bułgarskie ugrupowania nie zamierzają zawieszać rozmów o utworzeniu nowej koalicji rządowej. Jak na razie wykluczono jedynie „wielką koalicję” pomiędzy GERB i BSP, za to nacjonaliści są otwarci nawet na negocjacje z socjalistami. Wszystko wskazuje jednak na to, iż nowy rząd utworzą centroprawica i narodowcy. Jedno jest jednak pewne: klimat polityczny w Bułgarii skręcił zdecydowanie na prawą stronę.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply