Na terenach opanowanych przez prorosyjskich separatystów doszło do złamania wszelkich zasad demokratycznego wyłaniania władz.

Głosowanie było nie tylko niezgodne z ukraińskim prawem, ale także sami przywódcy rebeliantów nie przestrzegali własnych postanowień. Niejasne były reguły zarówno biernego, jak i czynnego prawa wyborczego. Wprawdzie żądano od kandydatów co najmniej 10-letniego zamieszkiwania w swoim okręgu, a i tak część z nich (w tym zwycięzcy) to obywatele rosyjscy bez wcześniejszych związków z Ukrainą. Brakowało spisu wyborców, o dopuszczeniu do głosowania decydowało zdanie przeprowadzających wybory komisji i towarzyszących im uzbrojonych bojowników. Oddać głos mogli mieszkańcy od 16. roku życia. Na obszarze zamieszkałym przed konfliktem przez około 3,5 mln ludzi utworzono zaledwie 400 obwodów do głosowania (np. podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w liczącym 2,8 mln mieszkańców Kijowie było ponad tysiąc obwodów), punkty wyborcze działały także w sąsiadujących z Donbasem obwodach Rosji, gdzie znalazło się wielu uciekinierów ze wschodniej Ukrainy.

Oddani Moskwie

Działające w samozwańczych Donieckiej Republice Ludowej i Ługańskiej Republice Ludowej centralne komisje wyborcze podały wyniki liczenia głosów wczoraj rano, a na dziś zaplanowano inaugurację nowych władz. W części donieckiej głosować miało 970 tys. osób, a w ługańskiej 668 tysięcy. W obu szefami władz wykonawczych zostali ich dotychczasowi przywódcy – odpowiednio Ołeksandr Zacharczenko (79 proc. poparcia) i Ihor Płotnicki (63 proc.).

Zacharczenko ma 38 lat. Jest z zawodu górnikiem, nie ukończył studiów prawniczych. Przez całe życie mieszkał w Doniecku, pracował w kopalni, a potem prowadził firmę zajmującą się składowaniem i sprzedażą węgla. Działał w organizacjach o charakterze prorosyjskim i prosowieckim. W kwietniu stanął na czele uzbrojonej grupy, która zajęła budynek administracji obwodowej Doniecka. Wkrótce został komendantem wojskowym Doniecka, a w sierpniu zastąpił na stanowisku szefa separatystycznego rządu donieckiej „republiki” Rosjanina Aleksandra Borodaja.

Płotnicki także awansował w ramach wymiany Rosjan na miejscowych działaczy separatystów. Urodził się w 1964 r. i w latach 80. służył w Armii Czerwonej, dochodząc do stopnia majora artylerii, potem zajmował się biznesem, prowadził niewielkie firmy, m.in. stację benzynową. Od 2004 r. pracuje w inspekcji praw konsumentów (jakości produktów), w tym czasie ukończył studia w zakresie administracji państwowej. W maju stanął na czele jednego z separatystycznych batalionów, wkrótce został „ługańskim” ministrem obrony, w sierpniu na krótko premierem, a potem głową republiki.

Obserwatorzy z klapkami na oczach

Wybrano także parlamenty obu nieuznawanych przez świat podmiotów. Startujące w nich ugrupowania nie są szerzej znane, prawdopodobnie utworzono je na potrzeby wyborów, a ich ilość ma sprawiać wrażenie politycznego pluralizmu. Władzę w Donbasie i tak sprawują dowódcy separatystycznych bojowników, a rola cywilnej administracji jest fasadowa. Na zajętych przez rebelię terenach nie odbyły się 26 października wybory do ukraińskiej Rady Najwyższej, separatyści nie przeprowadzą także zaplanowanych przez Kijów na 7 grudnia wyborów samorządowych.

Wybory obserwowało kilkudziesięciu cudzoziemców, głównie członków małych organizacji nacjonalistycznych, w tym Polak Mateusz Piskorski, były poseł Samoobrony, który wcześniej „obserwował” m.in. referendum niepodległościowe na Krymie. Jest on związany z organizacjami głoszącymi nacjonalizm słowiański i próbującymi wskrzesić pogańskie wierzenia dawnych Słowian. Władze Ukrainy uznają wybory w Donbasie za bezprawne, a wszelkie formy wspierania ich za przestępstwo. Także cudzoziemcy występujący w roli obserwatorów mają zostać ogłoszeni jako osoby niepożądane na Ukrainie. „Ich działalność traktujemy jako wspieranie bojowników i terrorystów. Są oni współuczestnikami działań bandytów” – oświadczyła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy.

Wybory ostro krytykują władze w Kijowie. – Farsa pod lufami karabinów i czołgów, którą zorganizowały dwie terrorystyczne organizacje w części Donbasu, to straszliwe wydarzenie, które nie ma nic wspólnego z prawdziwymi wyborami. Tak zwane wybory w okupowanych rejonach obwodu donieckiego i ługańskiego nie mają nic wspólnego z wolnym wyborem ludzi i brutalnie naruszają mińskie ustalenia – powiedział prezydent Petro Poroszenko. Wyraził nadzieję, że mimo zapowiedzi Rosja nie uzna wyników tych wyborów. Powołał się przy tym na ustalenia z Mińska, w których zapisano, że wybory władz lokalnych w Donbasie odbędą się na podstawie prawa ukraińskiego i za zgodą władz Ukrainy.

Takie stanowisko Zacharczenko uznał za „podwójną grę” władz Ukrainy. – Ukraina nie chce pokoju, tak jak deklaruje. Do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć polityki prowadzonej przez Kijów. Jesteśmy gotowi do dialogu z nimi, ale czekamy na normalną i rozsądną postawę z ich strony – powiedział po ogłoszeniu wyników wyborów.

Przeprowadzenie w Donbasie wyborów skrytykowała Unia Europejska. – Uważam, że dzisiejsze wybory władz wykonawczych i parlamentarne w republikach ludowych donieckiej i ługańskiej stanowią nową przeszkodę na drodze do osiągnięcia pokoju na Ukrainie. Głosowanie jest nielegalne i bezprawne i Unia Europejska go nie uzna – oświadczyła szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Wezwała do przeprowadzenia na tym samym terenie wyborów władz lokalnych zgodnych z porozumieniem z Mińska, które stałyby się „prawnym i uzasadnionym środkiem odnowienia demokratycznego mandatu lokalnych władz w tych częściach Ukrainy”. Oświadczenia w tym duchu wydało kilka innych państw europejskich, w tym Niemcy i wspólnie Grupa Wyszehradzka.

Odmienne sygnały płyną jedynie z Moskwy. Ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że szanuje wyniki wyborów w republikach donieckiej i ługańskiej, które „odbyły się w spokoju i odnotowano wysoką frekwencję”. „Ci, którzy zostali wybrani, otrzymali mandat, żeby rozwiązać praktyczne problemy w celu przywrócenia normalnego życia we wschodnich regionach Ukrainy” – napisano w komunikacie rosyjskiego MSZ. Wiceszef tego resortu Grigorij Karasin wezwał władze w Kijowie do podjęcia dialogu z nowo wybranymi przedstawicielami Donbasu. Podobnie uważa przewodniczący komisji obrony Dumy Państwowej Franc Klincewicz. W jego ocenie, „już sam fakt pomyślnego przeprowadzenia wyborów w skrajnie trudnych, faktycznie wojennych, warunkach świadczy o tym, że mieszkańcy tych republik popierają urzędujące władze, uważając je za swoje”. Zapowiedział, że rosyjski parlament będzie z nimi współpracował „jak z każdymi legalnymi władzami”.

Poparcie Rosji sprawia, że pomimo potępień Kijowa i Zachodu na wschodzie Ukrainy tworzy się kolejny na terenie byłego ZSRS zamrożony konflikt podtrzymywany militarnie przez Moskwę. Chociaż Kreml nie uznał formalnie niepodległości „republik ludowych” w Donbasie, podobnie jak niepodległości Naddniestrza, wkrótce będą to tereny niewiele różniące się od Abchazji i Osetii Południowej – wydarte prawowitej władzy państwowej, odcięte od świata rosyjskie protektoraty, niemające szans na samodzielny rozwój ekonomiczny i społeczny.

Piotr Falkowski

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply