Północne Mini-NATO?

Jednym z najważniejszych wydarzeń minionego roku w Europie Północnej były rozmowy liderów Danii, Islandii, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Łotwy, Litwy i Estonii oraz Wielkiej Brytanii w sprawie utworzenia nowego sojuszu wojskowego.

Oceniając niełatwy rok 2011, spójrzmy na sąsiadujących z nami przez Morze Bałtyckie szczęśliwych Skandynawów. Społeczno-polityczną przestrzeń Europy Północnej rzadko kiedy niepokoi niekończący się potok wydarzeń, zasługujących na ogólnoeuropejską (a może i światową) uwagę. Tym razem można śmiało powiedzieć, że Europa Północna była w 2011 roku aktywnym “newsmakerem”.

Tematy takie jak nacjonalizm i polityka migracyjna nabrały nowego wydźwięku, zarówno na scenie politycznej, jak i poza nią. Wyniki wyborów parlamentarnych w Finlandii, gdzie na fali populistycznej retoryki i realnych obaw nacjonalistom udało się zapewnić sobie wsparcie 20% głosujących; sporna inicjatywa (byłego już) rządu Danii, dotycząca wprowadzenia kontroli granicznej i celnej z sąsiadami, i bezprecedensowy atak Andersa Breivika w Norwegii – to wszystko stało się rzeczywistym odzwierciedleniem nagromadzonego strachu, obaw, stereotypów, a nawet złości, pomnożonej przez wątpliwości, dotyczące niestabilności gospodarczej, i trafiło na żyzną glebę populistycznej retoryki. Ale, jak to często bywa, oficjalne programy partii to jedno, a realna polityka – to drugie. Nowy socjaldemokratyczny rząd w Danii wycofał się już z pomysłu kontroli granicznej, a fiński establishment polityczny jak na razie nie spieszy się z zamykaniem granic dla różnej maści imigrantów.

O pracy

Obecnie w krajach skandynawskich panuje paradoksalna sytuacja, która i w Rosji i u wielu wywołuje zdziwienie – wśród młodzieży do 25 roku życia oficjalny wskaźnik bezrobocia osiąga 20%, ale jednocześnie rozbrzmiewają ostrzeżenia, że już dziś, pomimo kryzysu gospodarczego, w samej Danii brakuje prawie stu tysięcy wykwalifikowanych pracowników. Przy czym biura pośrednictwa pracy są dosłownie zawalone zgłoszeniami od młodych, bardziej lub mnie wykwalifikowanych specjalistów, gotowych do pracy dla dobra ojczystej gospodarki nawet na skromnych warunkach, byleby tylko zyskać w CV wpis, potwierdzający posiadanie niezbędnego doświadczenia.

A tymczasem eksperci z Organizacji Współpracy Gospodarczej poczuli się zaniepokojeni tym, że w Szwecji brak odpowiedniej kontroli nad pozwoleniami pracy, wydawanymi obcokrajowcom. Nawiasem mówiąc, szwedzki urząd migracyjny wydał 50 tysięcy pozwoleń na pracę poczynając od roku 2008, gdy weszła w życie reforma migracji zarobkowej (to właśnie wtedy pojawiła się pierwsza nowoczesna ustawa o regulacji migracji zarobkowej w Szwecji, nawiasem mówiąc – później, niż w większości krajów europejskich). Jedna z najważniejszych rzeczy, związanych z tą ustawą, dotyczy możliwości znajdowania przez szwedzkich pracodawców pracowników w krajach, nie będących członkami Unii Europejskiej. Statystyka pokazuje, że z nowych przepisów najaktywniej korzystają najmniejsze firmy, składające się z nie więcej, niż 10 pracowników, które zatrudniają niewykwalifikowanych pracowników. Często są to krewni imigrantów już mieszkających w Szwecji.

W rzeczywistości taka praktyka stoi w sprzeczności z ideą ułatwienia imigracji zarobkowej, która zakłada równowagę zatrudnianych obcokrajowców w różnych sferach gospodarki, odpowiednio do rzeczywistej koniunktury i zapotrzebowania. W rzeczywistości około połowy gastarbeiterów stanowią niewykwalifikowani robotnicy, których w Szwecji i bez tego nie brakuje. Przyczyny tego uchybienia są oczywiste, chociaż w ustawie zastrzeżono, że warunki umów, podpisywanych z obcokrajowcami powinny odpowiadać szwedzkim normom, ale w praktyce to różnie bywa. A nielegalny handel szwedzkimi wizami pracowniczymi staje się rozwijającą się gałęzią „szarej strefy” (pozwolenie na pracę w Szwecji dla obywateli krajów, nie będących członkami Unii Europejskiej, może kosztować do stu tysięcy koron szwedzkich).

Nie bacząc na te mankamenty, eksperci uznali szwedzki system przyjmowania imigrantów zarobkowych za najbardziej otwarty w Europie i godny naśladowania.

O gospodarce

Największa gospodarka Skandynawii – Szwecja, może się pochwalić zarówno bardziej, jak i mniej radosnymi nowościami.

Niedobre jest to, że według prognoz szwedzkiego rządu, tempo wzrostu PKB w 2012 roku wyniesie 1,5%, podczas gdy w 2011 roku oczekiwano wskaźnika na poziomie 4,8%. W warunkach spowolnienia wzrostu gospodarczego władze Szwecji chcą oszczędzać środki budżetowe.

A z dobrych rzeczy: na podstawie podsumowań okresu od września do listopada 2011 Szwecję uznano za najsolidniejszego pożyczkobiorcę w Europie. Obligacje Niemiec, do niedawna uważane za najsolidniejsze w Europie, ustąpiły z pozycji lidera. W efekcie inwestorzy są gotowi pożyczać Szwecji pieniądze po niższych stopach, niż największej gospodarce Europy. Jest to zrozumiałe, gdyż Niemcy zostały bardziej niż Szwecja wciągnięte w kryzys zadłużenia, który objął kraje Europy południowej. Po drugie, rządowi Szwecji udało się zmniejszyć deficyt budżetowy i dług publiczny. W 2011 dług publiczny Szwecji zmniejszył się do 36% PKB w porównaniu do 40,2% w 2007 roku. Inne kraje skandynawskie również odniosły sukces na tym polu.

I tak: w Danii wskaźnik ten wynosi 44,1% PKB, a Norwegia ma zaledwie 105 miliardów dolarów długu publicznego, co przy Funduszu Dobrobytu Narodowego, opiewającym na 530 miliardy wygląda skromnie. Jednak pomimo stabilnej sytuacji gospodarczej szwedzki rząd w 2011 roku wprowadził, zaplanowany dwa lata wcześniej pomysł wprowadzenia opłat za naukę w wyższych szkołach dla obywateli spoza UE. To niemalże historyczny krok, jeśli wziąć pod uwagę wyłącznie socjalny charakter szwedzkiego modelu państwa. Chociaż szwedzki minister szkolnictwa wyższego Tobias Krantz ogłosił, że „szwedzcy podatnicy sponsorują edukację zagranicznych studentów, a to jest nie do przyjęcia”, ale co z licznymi programami integracji uchodźców, w które państwo wkłada pokaźne środki z dość niejednoznacznym skutkiem, podczas gdy większość zagranicznych absolwentów szwedzkich uniwersytetów jest gotowych po zakończeniu edukacji pracować w Szwecji i poprzez swoje podatki wspierać system socjalny, a nie go eksploatować. Poza tym, od teraz każda szwedzka szkoła wyższa ma prawo samodzielnie określać wysokość opłaty, i na pewno nie będzie to opłata symboliczna, w odróżnieniu od sztywnej “taryfy” 500 euro w niektórych landach niemieckich (które, nawiasem mówiąc, zaczęto wycofywać). Pożyjemy, zobaczymy, czy ta inicjatywa się przyjmie; przynajmniej nie dotyczy ona studentów, którzy już rozpoczęli naukę.

Temat bezpieczeństwa

19 i 20 stycznia 2011 roku w Londynie odbyło się spotkanie na szczycie krajów Europy Północnej. Wzięli w nim udział liderzy Danii, Islandii, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Łotwy, Litwy i Estonii oraz Wielkiej Brytanii. Omawiano wzmocnienie gospodarki i więzi społecznych, a także koordynację działań w Arktyce. Ale pojawił się też inny temat – idea współpracy wojskowej, którą niektórzy eksperci ochrzcili mianem „północnego mini-NATO”. Idea ta jest ściśle związana z projektem szwedzkiego historyka Gunnara Wettenberga, zakładającym utworzenie „Federacji nordyckiej”; zaproponował on oddanie w ręce federalnych ponadpaństwowych organów kwestii, związanych z polityką zewnętrzną, obroną i współdziałaniem gospodarczym.

Istnieje też inna baza ideowa. Były minister spraw zewnętrznych i obrony Norwegii, Thorvald Stoltenberg (nawiasem mówiąc: ojciec obecnego premiera Norwegii) w 2009 roku opracował projekt „paktu nordyckiego”. Zakładał on utworzenie wojskowych i cywilnych grup operacyjnych dla „regionów niestabilnych”, oddział do działań w sytuacjach nadzwyczajnych, sił morskiego reagowania w stylu straży wybrzeża, wspólnych systemów chroniących przed cyberatakami, wspólnego systemu kontroli powietrznej, morskiej i satelitarnej, współpracę w kwestii Arktyki.

Oprócz tego zaproponował on przyjęcie „deklaracji o solidarności”, zgodnie z którą kraje północnej Europy zobowiązałyby się do wspólnej reakcji na agresję lub celowy nacisk na którykolwiek z nich. Według Thorvalda Stoltenberga „sojusz północny to naturalne zjednoczenie”. Jednak propozycja została odrzucona, gdyż takiego dokumentu właściwie nie da się pogodzić ze zobowiązaniami Danii, Islandii i Norwegii jako członków Paktu Północnoatlantyckiego z jednej strony i z polityką neutralności Szwecji i Finlandii z drugiej.

Fiński minister spraw zewnętrznych Alexander Stubb zauważył: „w polityce UE nasze priorytety się różnią, widać to każdego dnia w Brukseli. Nie ma w ramach UE bloku północnoeuropejskiego. Dzielimy się pomysłami i wymieniamy informacjami, ale nie zawsze myślimy jednakowo”.

Polityka zagraniczna tradycyjnie jest bardzo ważna również dla Szwecji. W 2011 roku szwedzki rząd zatroszczył się o modyfikację swojej koncepcji polityki zewnętrznej. Partia konserwatywna, największa siła polityczna rządzącego sojuszu ogłosiła „odnowienie kierunku polityki zewnętrznej Partii konserwatywnej”. Oto pięć kluczowych punktów: zwiększenie aktywności w kwestiach ekologicznych i klimatycznych, walka o prawa kobiet, Internet w służbie demokracji, wzmocnienie współpracy w ramach UE i wzmocnienie roli ONZ w walce o pokój i bezpieczeństwo międzynarodowe. To wszystko brzmi nieco szerzej, niż wcześniej, gdy polityka zewnętrzna kojarzyła się z pomocą innym krajom. Autorzy programu postarali się uwzględnić konsekwencje kryzysu gospodarczego, wydarzenia w Afryce północnej oraz uprzedzić możliwe scenariusze rozwoju Europy.

Jeśli chodzi o politykę w stosunku do Rosji, to przewodnicząca stałego komitetu szwedzkiego Riksdagu do spraw polityki zewnętrznej Karin Enstrom ogłosiła co następuje: „Jako największa sąsiadka Szwecji (Rosja) zawsze będzie ważnym czynnikiem gospodarczym i czynnikiem w zakresie polityki bezpieczeństwa i ważne jest, by w stosunkach z Rosją Unia Europejska mówiła jednym głosem”. Pozostaje mieć nadzieję, że głos ten będzie przyjemny dla Kaliningradczyków, którzy znajdują się całkiem blisko.

Jewgienij Czernyszew

Źródło: Newsbalt.ru

Tłumaczenie: Magdalena Superson

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply