Gdy na Litwie wprowadzono euro, tylko najtrzeźwiejsi ostrzegali, że przyniesie to podwyżkę cen wszystkich artykułów. Nie minęło dużo czasu, a ostrzeżenia stały się rzeczywistością. Coraz więcej Litwinów zaczęło jeździć do Polski, by w niej zrobić zakupy. Niektórzy sądzą, że uda im się to zmienić poprzez społeczne akcje protestu popularyzowane przez użytkowników Facebooka.

Wprowadzenie europejskie waluty na Litwie doprowadziło do powstania zupełnie nowej gałęzi gospodarki – wyjazdów zakupowych do Polski. Po paru miesiącach okazało się bowiem, że najważniejszym efektem wprowadzenia euro była ogromna drożyzna. Zwłaszcza w hipermarketach, należących do wielkich międzynarodowych korporacji. Szereg litewskich przewoźników uruchomiło więc połączenia do polskich przygranicznych miast, gdzie towary w sklepach są tańsze. Klienci płacą za to usługi od 15 do 20 euro! Wszystko zależy od tego, gdzie klienci robią zakupy i jaki towar kupują. Najczęściej mikrobusy z nimi jadą do Suwałk, Augustowa albo Sejn. Kupują przede wszystkim żywność, zwłaszcza kiełbasę. Ponadto odzież, obuwie, kosmetyki, sprzęt AGD. Organizujący biznes przewozowo – handlowy sugerują wyjazdy w nocy, albo wcześnie rano, bo koło południa półki w polskich sklepach stają się puste.

Zobacz także: W Dzień Niepodległości Litwini ruszyli do Polski na zakupy

Litwini przyjeżdżający do Polski żartują, że sytuacja zaczyna przypominać tą, która była przed 20 laty. Wtedy tłumy Litwinów przyjeżdżały do Suwałk, żeby coś sprzedać i zarobić. Obecnie tabuny obywateli Litwy walą do Polski, ale po to, by coś w niej taniej kupić.

Zarabiają najmniej

Litwini kupujący w polskich sklepach olej, masło, czy papier toaletowy klną na swój rząd, a także na wielkie sieci handlowe, które w ich opinii najzwyczajniej ich grabią. Twierdzą, że od czasu wprowadzenia euro, ceny wielu artykułów podskoczyły o 30 proc., niektórych nawet dwukrotnie! Wściekłość Litwinów powiększa fakt, że pomimo wzrostu cen, płace i wszelkie świadczenia w ich kraju są najniższe w Unii Europejskiej! W Salonie Politycznym Radia „Znad Wilii” ujawnił to dr hab. Bogusław Grużewski, dyrektor Instytutu Badań Rynku Pracy oraz ekspert Komisji Europejskiej d.s. monitoringu polityki zatrudnienia. Podkreślił on, że jeżeli wzrasta dochód, to musi wzrosnąć również płaca. „Na Litwie ten mechanizm stosunku funduszu płac i dochodu nie działa.” W efekcie na Litwie poziom redystrybucji PKB przez fundusz płac jest najmniejszy. Pomimo więc, że pod względem procentowego wzrostu PKB Litwa wyprzedza Estonię, czy Polskę, to pod względem poziomu płac pozostaje w tyle. Nie tylko minimalna, ale także średnia płaca na Litwie jest najniższa w UE.

Zobacz także: Na Litwie robią interes podwożąc do Polski na zakupy

Litwini na sieci handlowe są wściekli tym bardziej, że ich właściciele w bardzo szybkim, jak na na litewskie warunki, tempie stają się nie tylko milionerami, ale miliarderami. Właściciel i główny akcjonariusz sieci „Maxima” Nerijus Numavicius został pierwszym litewskim miliarderem. Według wielu obserwatorów jest on przykładem, że pazerność i chciwość popłaca.

Groźny mer

Władze litewskie, delikatnie mówiąc, nie są zadowolone z turystyki handlowej swoich obywateli. Mer przygranicznych Łoździej Artur Margelis zaapelował do mieszkańców miasta, by nie jeździli na zakupy do pobliskiej Polski, tylko popierali własny handel. Tłumaczył im, że w ten sposób wspierają budżet sąsiedniego państwa. Uważa on, że jeżeli są patriotami, to nie powinni myśleć jedynie o swej kieszeni. Wiedząc, że jego apele nic nie dadzą, wydał polecenie swym podwładnym w merostwie, by przynajmniej oni nie rozbili zakupów w Polsce. Oświadczył też, że jeżeli dalej będą to robić, to nie dostaną premii.

Lider opozycji sejmowej i były premier Andrius Kubilius ratunek dla kieszeni litewskich rodzin widzi w wejściu na litewski rynek „Biedronki”. Jego zdaniem tylko większa konkurencja między sklepami doprowadzi do obniżki cen. Rzecznik „Biedronki” oświadczył jednak, że ta póki co na Litwę wchodzić nie zamierza.

Rosyjska dywersja

Mieszkańcy republiki postanowili zorganizować bojkot wielkich hipermarketów. Była to trzydniowa oddolna akcja. Przedstawiciele sieci handlowych od razu orzekli, że jest to rosyjska dywersja. Na Litwie od dawan obowiązuje zasada, że wszystkim jej nieszczęściom są winni Rosjanie! Dyrektor spółki „Maxima LT” oświadczył nawet, że poinformuje o bojkocie jego sieci Departament Bezpieczeństwa Państwa. Ostatecznie jednak wycofał się ze swego zamiaru, który by go ośmieszył. Zrobił to, gdy okazało się, że lider opozycji Andrius Kubilius popiera akcję. Protest przeciwko cenowej polityce sieci handlowych poparł też unijny komisarz d.s. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenis Povilas Andriukaitis, który stwierdził, że aktywna postawa mieszkańców powinna wpłynąć na sytuacja na rynku.

Kalafior luksusem

Także premier Algirdas Butkievicius poparł trzydniową akcję bojkotu sklepów. Jego podejście do sprawy wynika jednak z chęci zachowania dobrego wizerunku. Solidaryzując się z protestującymi zasugerował, że wprowadzenie euro przyczyniło się do wzrostu cen. Uważa on jednak, że „ceny nie wzrosły tak bardzo, jak podają to media”. W sukurs przyszedł mu Urząd Prezydenta Litwy, którego rzecznik oświadczył, że żywność podrożała, bo w kraju wzrosłą konsumpcja. Skorzystali na tym handlowcy i podnieśli ceny.

Symbolem wzrostu cen, będących efektem wprowadzenia euro stał się na Litwie kalafior, zaliczany obecnie do produktów luksusowych. Przed wprowadzeniem euro kosztował średnio 3 lity, czyli 0,87 euro! Obecnie Litwin musi za niego zapłacić 3,49 euro (!), czyli cztery razy drożej. Ceny czereśni też poszybowały w górę. Ich kilogram kosztuje 19,99 euro! Natka pietruszki kosztowała 1 lit. Obecnie 1 euro. Paczka herbaty kosztująca w Polsce 12 złotych, w Wilnie w przeliczeniu na euro kosztuje cztery razy drożej.

Wniosek dla Polaków

Trzydniowa akcja protestu nie wstrząsnęła co prawda sieciami handlowymi, które zdominowały rynek Litwy, ale stanowiła dla nich ostrzeżenie. Tym bardziej, że jej organizatorzy zamierzają go rozszerzyć i wezwać do bojkotowania wybranej sieci przez miesiąc. Chcą pokazać, że Litwini nie są pasywnym stadem konsumentów.

Z sytuacji tej mogą wyciągnąć wnioski polscy handlowcy na Suwalszczyźnie. Powinni zwiększyć ofertę dla Litwinów. Zresztą już tak robią. W bistrze w suwalskim supermarkecie klienci z Litwy mogą z obsługą rozmawiać zarówno po polsku, jak i po litewsku. Wszystkie nazwy dań są też w języku polskim i litewskim. Znaczy to, że polscy handlowcy lepiej rozumieją, czym jest handel od swych litewskich kolegów.

Marek A. Koprowski

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. mix
    mix :

    Od samego początku było wiadomo, że wprowadzanie euro to skrajna głupota. Całe szczęście, że Tuskowi nie udało się tego zrobić w Polsce. Za to teraz mamy korzyść – tylko dlaczego po południu półki są puste, czy nasi są aż tak niegramotni, że nie potrafią ściągnąć więcej towaru do opchania Litwinom?

    • etcetera
      etcetera :

      Ja uważam, że nie jest winą motyki, że w rękach oprawcy wykonała inną pracę. Może nie było potrzeby wprowadzania? Metod mało byśmy w trampkach zimą latali? A czemu ja tańszą kawę z UK piję? – bo w przeliczeniu na jakość wychodzi mi taniej w funtach.

  2. kp
    kp :

    To chyba pierwsze oznaki “kwiczenia” “potężnej” Litwy – małego szowinistycznego państewka bez gospodarki, demografii i wojska. Nie żal słynnych z antypolskości Żmudzinów.