W przeciwieństwie do Europy Chiny, dzięki konfliktowi na Ukrainie, kupią gaz znacznie taniej – poniżej cen rynkowych, niemalże po kosztach wydobycia. Na takich też zasadach już dziś do Państwa Środka niebieskie paliwo płynie z Kazachstanu i Turkmenistanu.

Media światowe prezentują dwudniową wizytę prezydenta Putina w Pekinie jako sukces Chin w zdobyciu surowców Syberii do ugruntowania tego kraju światowej dominacji. Rzadko kto zauważa, że w najbliższych dniach, 4 czerwca, mija ćwierćwiecze od tragicznych wydarzeń na Tiananmen i że w Polsce będzie obchodzone 25-lecie upadku komunizmu związane z wyborczym triumfem „Solidarności”. Te dwie rocznice powinny być podstawą gorzkich podsumowań, dlaczego tak się stało, że przemiany w Polsce doprowadziły do 2,5-milionowego exodusu, jak również prawie dwukrotnego spadku liczby młodzieży w naszym kraju w połączeniu z prawną utratą niezależności na rzecz nowego suwerena UE. Mało kto zwróci uwagę na niesamowity paradoks historii, w którym Polska jako pogromczyni komunizmu stała się ofiarą sojuszników, podczas gdy obchodzące rocznicę masakry studentów państwo prowadzone przez postkomunistów przeżywa okres cudu gospodarczego, wydobywając setki milionów obywateli z nędzy i na przekór dawnym państwom kolonialnym stając się największą gospodarką światową.

Detronizacja USA

Opublikowany w maju raport ICP na zlecenie ONZ porównał rok 2014 do 1872, w którym to Stany Zjednoczone przegoniły Anglię jako lidera gospodarczego świata. Według autorów tego raportu, w tym roku to Chiny zdetronizują dotychczasowego hegemona USA i staną się największą gospodarką światową według parytetu siły nabywczej. Porównanie dokonań gospodarczych Chin i wolnorynkowych Polski jest miażdżące, gdy chodzi o obraną drogę.

Przykładowo o ile w roku 1980 Polska produkowała prawie 20 mln ton stali, a Chiny 37 mln, o tyle w Polsce roku 2012 produkcja spadła aż o 56 proc., podczas gdy w Chinach aktualne moce produkcyjne stali osiągnęły skalę 1 bln ton, a produkcja wynosi 750 mln ton – 90 razy więcej niż w naszym kraju. W ciągu omawianego ćwierćwiecza eksport chiński wzrósł 32 razy z poziomu 70 mld USD w 1991 r. do poziomu 2,21 bln USD. W efekcie corocznej ponad 10-procentowej ekspansji gospodarczej, która jedynie w początkowym roku 1990 wynosiła 3,8 proc. (poziomu uważanego w Polsce za sukces), a maksymalnie dwukrotnie 14,2 proc., nastąpiło 34-krotne zwiększenie PKB liczone w cenach bieżących, a poziom rezerw walutowych wzrósł 57 razy do poziomu 3,95 bln USD.

Utrzymywanie tak olbrzymiej ekspansji przemysłowej wymaga olbrzymiego rynku dla eksportu towarów oraz importu surowców. Wzrost zamożności społeczeństwa sprawił, że jedynie w ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku Chińczycy kupili 6,5 mln nowych samochodów osobowych, sprawiając, że już w tym roku ten kraj stanie się największym importerem ropy naftowej na świecie. Dlatego nie należy się dziwić, że wykorzystuje on obecny konflikt Rosji z Zachodem w celu przejęcia brakujących źródeł surowców. Niezależnie od ostatnio podpisanego 30-letniego porozumienia na dostawy ropy za 270 mld USD prezydent Putin podczas obecnej wizyty w Pekinie ma podpisać 30-letni kontrakt na coroczny import 38 mld m sześc. gazu, który będzie kosztował ok. 1 bln USD i uzależniał Chiny w 20 proc. od dostaw z Syberii.

W przeciwieństwie do Europy Chiny, dzięki konfliktowi na Ukrainie, kupią gaz znacznie taniej – poniżej cen rynkowych, niemalże po kosztach wydobycia. Na takich też zasadach już dziś do Państwa Środka niebieskie paliwo płynie z Kazachstanu i Turkmenistanu.

Chiny dziś zużywają 170 mld m sześc. gazu, ale zapotrzebowanie już w 2020 roku ma wzrosnąć do 220 mld m sześciennych. Kontakty z Rosją na zupełnie innych zasadach niż zawierają je państwa Starego Kontynentu w zupełnie innej sytuacji stawiają konkurencyjność gospodarki na rynkach światowych, w której energia ma znaczący udział.

Ekonomiczna ekspansja

Chińczycy swoją ekonomiczną konkurencyjność wykorzystują dziś w Afryce. Tylko od 1980 roku obroty z państwami Czarnego Lądu wzrosły 200-krotnie. Dostarczają tam niemal wszystko – budują drogi, szpitale, praktycznie kredytują rządy.

Według Justina Yifu Lina z Banku Światowego, ekspansja przedsiębiorstw chińskich spowoduje przeniesienie za granicę aż 85 mln miejsc pracy. Nie będzie to transfer do Polski mimo jej milionowej emigracji ze względu na niekonkurencyjne europejskie regulacje, ale do Afryki i Ameryki Łacińskiej. Już obecnie inwestycje chińskie są na olbrzymią skalę – w tym samym czasie, kiedy w Etiopii koncern obuwniczy Huajian inwestuje 2 mld USD z przeznaczeniem na eksport do USA i Europy. W RPA inny koncern, Hisense, narzeka na brak inżynierów w tym kraju, twierdząc, że sam zatrudnia ich 10 tys., a wszystkich w RPA jest zaledwie 35 tysięcy. O ile tego typu ekspansja jest źródłem konfliktów takich jak obserwowane obecnie w Wietnamie, o tyle w przypadku Polski ich unikamy, lecz przejmując kosztowne regulacje europejskie sprawiamy, że jesteśmy niekonkurencyjni względem podmiotów spoza UE. W efekcie mimo niskich płac nie migrują do nas miejsca pracy, lecz to Polacy uzupełniają braki kadrowe przedsiębiorstw ulokowanych w krajach starej Unii, głównie Niemiec. Taka polityka w połączeniu z jednoczesnym zanikiem młodego pokolenia w naszym kraju musi oznaczać likwidację polityczno-ekonomiczną Polski.

Chińskie długi

Mimo tych sukcesów Chiny obecnie stoją przed widmem kryzysu gospodarczego, gdyż na skutek silnych powiązań handlowych z zagranicą wystąpił u nich spadek nadwyżki handlowej z 8,8 proc. PKB w 2007 r. do 2,6 proc. w 2011 roku. Ratując się przed konsekwencjami kryzysu światowego, zwiększyły one udział inwestycji w PKB o 6 punktów procentowych. W efekcie nastąpił wzrost zadłużenia wewnętrznego Chin z poziomu całkowitego 125 proc. PKB do ponad 200 proc., przy czym przyrost nie dotyczył długu państwa, lecz instytucji prywatnych i władz lokalnych. Około jednej trzeciej inwestycji to były inwestycje budowlane, a budownictwo, pośrednictwo w obrocie oraz przemysł wykończeniowy stanowią 23 proc. udziału w PKB (wzrost o 13 pkt proc. od 2006 r.), co jest wielkością większą niż w USA, Hiszpanii i Irlandii w okresie spekulacyjnego boomu budowlanego. W konsekwencji w tym segmencie nastąpiło znaczące przeinwestowanie, skutkujące tym, że nagromadziło się już 10,2 mln niesprzedanych mieszkań, co stanowi 15 proc. zbudowanych w ciągu ostatnich pięciu lat, a ich przeciętna cena w kwietniu wzrosła o zaledwie 0,1 procent.

Nadmiar lokali stanowiący jeden rok sprzedaży w Pekinie i do 6-8 lat na prowincji wymusi spadek cen w drugorzędnych lokalizacjach o 40 proc., a budownictwa o 50 proc., prowadząc do spowolnienia wzrostu całej gospodarki oraz wystąpienia zjawisk deflacyjnych. Przy produkcji cementu w Chinach w latach 2011-2012 na skalę całej produkcji USA w XX wieku taka restrukturyzacja musi odbić się również na koniunkturze światowej. Towarzyszący temu procesowi spadek cen nieruchomości zmniejszy stan majątkowy Chińczyków, ograniczając ich zakupy, gdyż z racji ograniczonych możliwości odkładania środków aż dwie trzecie swojego majątku mają w posiadanych mieszkaniach (dwa razy więcej niż Amerykanie przed kryzysem). Spadek cen nieruchomości zawsze oznacza kryzys w bankowości, gdy 26 proc. aktywów banków notowanych w Hongkongu jest bezpośrednio powiązanych z tym sektorem. Zwolnienie koniunktury i kłopoty firm to nie tylko zmniejszenie dochodów podatkowych osiąganych przez budżet, ale również problemy władz lokalnych, w których aż 40 proc. dochodów stanowiły przychody ze sprzedaży ziemi deweloperom. Opublikowane w ostatnich dniach dane za okres do maja potwierdzają te obawy, gdyż ukazują one spadek sprzedaży mieszkań o 9,9 proc. do poziomu 245 mld USD oraz spadek nowo rozpoczętych budów aż o 22,1 procent. Wprawdzie w porównaniu z poprzednim rokiem produkcja przemysłowa nadal rozwija się w tempie 8,7 proc., ale już produkcja energii wykazała wzrost zaledwie 4,4 procent.

Nikt nie zauważa, że Polska dziesięć lat temu była również obiektem spekulacji na rynku mieszkaniowym, w efekcie których ceny mieszkań wzrosły dwukrotnie, setki tysięcy młodych Polaków kupiło je za cenę wyższą, niż obecnie są warte, ponosząc straty na spekulacjach frankowych, a 2,5 mln z tych, dla których mieszkania okazały się za drogie, nie wierząc, że w Polsce powstaną miejsca pracy, wyemigrowało. Program gospodarczy, który „Gazeta Wyborcza” złośliwie nazwała „Dzieci i pracy”, nie został zrealizowany, a program „Rodzina na swoim” zamiast sfinansować mieszkania dla młodzieży z wyżu solidarnościowego, dofinansował produkty bankowe i spekulację na cenach mieszkań. Bez zdiagnozowania, dlaczego tak się stało i dlaczego Polska doznała cywilizacyjnego upadku na skalę klęski wojennej, nie podniesiemy się z niego, lecz staniemy się najpierw Europejczykami, a później Niemcami.

Dr Cezary Mech

„Nasz Dziennik”

Autor jest absolwentem IESE, byłym zastępcą szefa Kancelarii Sejmu RP, prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, autorem programu gospodarczego PiS z 2005 roku.

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply