Kilkanaście kilometrów na wschód od Ostroga leży Netiszyn -trzydziestosześciotysięczne miasto, budzące jednocześnie zaciekawienie i grozę. Znajduje się ono już za dawną polską granicą, a mieszkają w nim pracownicy Chmielnickiej Elektrowni Atomowej, której potężne obiekty i sieci przesyłowe jak na dłoni są widoczne ze wzgórz, na których rozciąga się Ostróg.

Jadąc do Netiszyna trzeba przejechać Willę i Horyń i podążyć dalej szosą w kierunku Sławuty wśród malowniczych pastwisk, stanowiących tereny zalewowe tych rzek. Przed sześćdziesięciu laty z Zachodniego Wołynia uciekało tędy tysiące Polaków, zagrożonych rzeziami, chcących schronić się w polskich bądź ukraińskich wioskach, w których OUN-UPA nie miała swych wpływów. Oddziały sowieckiej partyzantki złożone głównie z tutejszych Ukraińców nie wpuszczały nacjonalistów na swój teren, zwalczając każdy ich wypad bezlitośnie. Dzięki nim tysiące naszych rodaków ocaliło swe życie…

Jeżdżąc po okolicy Netiszyna większość ludzi się dziwi, że atomową siłownię zbudowano w terenie tak zaludnionym. W samym atomowym mieście bloki z części osiedli są oddalone trzy kilometry od reaktora. Dziś otwarcie się mówi, że inicjatorzy budowy elektrowni starając się o akceptację Moskwy, wprowadzili ją w błąd i na planach wykazali obszar między Ostrogiem a Sławutą jako niezamieszkały, pokrywy lasem i bagnami… W przypadku tej inwestycji nazwa miejsca lokalizacji wyjątkowo pasuje do nazwy wsi, na gruntach której została zrealizowana. Netiszyn to w polskim tłumaczeniu po prostu ,,Niecieszyn”. Nadał jej tę nazwę według legendy jeden z kniaziów Ostrogskich, którego owa okolica “nie cieszyła”.

Z licznikami Geigera

Netiszyn nie cieszy więc jego sąsiadów, którzy obawiają się nie tylko powtórki z Czarnobyla, ale nie ujawnionych awarii, czyli zabójczego promieniowania, którego nie widać. Wielu mieszkańców ma liczniki Geigera służące do pomiaru poziomu radioaktywności. Powszechnym składnikiem diety wielu z nich jest też słonina i czerwone wino, które to w obiegowej opinii mają przed promieniowaniem chronić. Mieszkańców “atomowej okolicy” niepokoją również plany rozbudowy elektrowni. Drugi blok jest już niemal gotowy do eksploatacji. budowa trzeciego została rozpoczęta, a nieoficjalnie mówi się, że Kijów planuje wznieść kolejne trzy bloki. Razem byłoby ich sześć, czyli o dwa więcej niż pierwotnie planowano. Z daleka trudno zweryfikować, czy budowa nowych bloków elektrowni postępuje zgodnie ze wszystkimi wymogami, zresztą i tak oceny takiej mógłby dokonać wyłącznie fachowiec. Dziennikarz może natomiast bez trudu zaobserwować, że siłownia jest dobrze zabezpieczona przed niespodziewanymi gośćmi. Podwójny betonowy płot, w środku którego biegnie trzeci z drutu kolczastego podłączony do wysokiego napięcia uniemożliwia dostanie się do elektrowni sabotażyście bądź ciekawskiemu. Każdy turysta zbyt natrętnie przyglądający się obiektom siłowni, jeżdżąc wokół niej samochodem może być pewien, że zostanie dostrzeżony przez czujne oczy kamer i zatrzymany do kontroli.

Polskie wycieczki udające się z Ostroga do Sławuty omijają z reguły Netiszyn, miasto to może jednak być zarówno wizytówką umiejętności polskich budowlanych, jak i żywym pomnikiem współpracy polsko – ukraińskiej. W dużej mierze wznieśli je bowiem, tak jak i elektrownię, Polacy. Głównym wykonawcą był “Energopol”, który zatrudniał jako podwykonawców inne polskie firmy. Ich pracownicy pozostawili po sobie wśród tutejszych mieszkańców dobre wspomnienie. Wielu z nich ożeniło się też z miejscowymi Ukrainkami, pieczętując przyjaźń polsko – ukraińską więzami krwi… Część z nich zaznacza swoją obecność w życiu miasta i stoi na czele różnych firm czy organizacji.

Wizytówka Ukrainy

Netiszyn warty jest odwiedzenia i z innych powodów. Miasto to może służyć za miejsce reprezentacyjne Ukrainy. Oczywiście tej przyszłej, nie obecnej. Spacerując po jego ulicach nawet największy sceptyk uwierzy, że na Ukrainie żyć można na europejskim poziomie. Powołane oficjalnie do życia 21 sierpnia 1984 r. decyzją Prezydium Rady Najwyższej URCR miasto robi dobre wrażenie. Jest czyste, zadbane, ładnie rozplanowane. Ma szerokie arterie komunikacyjne i ciekawą architekturę. Dookoła znajdują się tereny rekreacyjne, które powstały w naturalny sposób wzdłuż kanału drenującego wodę. Otacza on je ze wszystkich stron, zabezpieczając przed zalaniem wodami gruntowymi.

Chodząc po ulicach Netiszyna instynktownie wyczuwa się tkwiący w tym mieście dynamizm i pęd do rozwoju. Rzadko spotyka się ludzi starszych czy w średnim wieku. Przeciętna wieku mieszkańców miasta wynosi 30 lat! Emeryci w netiszyńskiej populacji stanowią tylko 12 proc. mieszkańców. Osób niepełnoletnich jest trzykrotnie więcej! Władze stawiają na “młodość” i starają się otoczyć ją wszechstronna opieką. Działa w nim dziewięć przedszkoli i cztery szkoły średnie, szczycące się posiadaniem znakomitej kadry pedagogicznej zebranej z różnych ośrodków na Ukrainie, legitymującej się osiągnięciami w obwodowych, jak i ogólnopaństwowych konkursach i olimpiadach. W każdej ze szkół są prowadzone klasy z eksperymentalnym programem nauczania. Około 20 proc. uczniów korzysta z indywidualnego toku nauczania, pokonując znacznie wyższą od średniej oświatową poprzeczkę. We wszystkich szkołach uczniowie mają do dyspozycji pracownie informatyczno – komputerowe i językowe. Niezła w Netiszynie jest również infrastruktura kulturalna. Głównym animatorem działań w tej sferze jest Pałac Kultury “Energetyk”. Sekundują mu inne ” domy”, galerie i pracownie, adresujące swoja ofertę do różnych grup wiekowych i kręgów zainteresowań. W mieście funkcjonuje również 11 bibliotek, rocznie obsługujących 15 tys. czytelników. Bardzo dobra w Netiszynie jest opieka medyczna – o tak nowoczesnej poliklinice i szpitalu położniczo – ginekologicznym mieszkańcy wielu ośrodków obwodowych mogą tylko pomarzyć. Miasto, co widać po sklepowych cenach, jest niestety drogie. Jego mieszkańcy to jednak w dużej mierze wysoko kwalifikowani specjaliści doskonale zarabiający, dla których wyższe koszty utrzymania nie stanowią wielkiego problemu. W elektrowni atomowej dobrze zarabiają zresztą nie tylko operatorzy atomowych reaktorów. Intratna jest nawet posada portiera czy sprzątaczki. By dostać pracę w elektrowni trzeba jednakże, jak ćwierkają tutejsze wróble, zapłacić solidną łapówkę.

Świątynie wszystkich obrządków

Obecnie w samej Chmielnickiej Elektrowni Atomowej w Netiszynie pracuje prawie 6,5 tys. osób. Ilość ta ulegnie zwielokrotnieniu, gdy do eksploatacji będą włączane kolejne bloki. Dla szkolenia kadr elektrownia ma własny ośrodek – Centrum Naukowo – Treningowe. Funkcjonowanie elektrowni, będącej największym zakładem w Obwodzie Chmielnickim i wytwarzającym 30 proc. wartości jego produktu generuje w mieście nowe miejsca pracy. Rozwijają się firmy budowlane, z których największa to “Zarząd Budowy Chmielnickiej Elektrowni Atomowej”.

Przedsiębiorstwa budowlane zajmują się oczywiście nie tylko rozbudową elektrowni atomowej, ale także samego miasta. Rocznie oddaje się w nim do użytku około 10 tys. metrów kwadratowych powierzchni w budynkach mieszkalnych.

W Netiszynie rozwija się także mały i średni biznes. Jest on widoczny zwłaszcza w usługach i handlu.

Wznoszony w końcówce czasów sowieckiej Ukrainy Netiszyn nie ma tylko w samym centrum świątyni żadnego z wyznań. Obecnie jednak na jego obrzeżach roi się od wznoszonych “przybytków” Pana Boga. Miasto jest dosłownie oplecione wianuszkiem świątyń i domów modlitwy budujących się lub już funkcjonujących. Samych tylko cerkwi prawosławnych w tym, stosunkowo niewielkim przecież mieście, jest trzy: Patriarchatu Moskiewskiego, Patriarchatu Kijowskiego i Autokefaliczna. Liczne są też wspólnoty protestanckie. Aktywni wykazują się zwłaszcza zielonoświątkowcy, baptyści, charyzmatycy. Prężnie działają również świadkowie Jehowy.

,,W Netiszynie, niczym w soczewce, skupiają się wszystkie prądy i tendencje w życiu duchowym i religijnym Ukrainy” – mówi ks. Tomasz Cieniuch, proboszcz parafii rzymskokatolickiej w tym mieście. ,,Dla wszelkiej działalności apostolskiej jest tu bardzo podatny grunt. Zainteresowaniu transcendencją wśród mieszkańców Netiszyna sprzyja z pewnością sąsiedztwo elektrowni atomowej, ale nie tylko. Tutejsze społeczeństwo szuka dopiero swojej duchowej tożsamości i jakiegoś zakorzenienia. Składa się bowiem z przybyszy nie tylko z różnych części Ukrainy, ale całego byłego Związku Radzieckiego. Są wśród nich także przedstawiciele różnych narodowości, żyjących na jego obszarze.”

Zaczął ksiądz Andruszczyszyn

Parafia katolicka w Netiszynie p.w. Matki Bożej Częstochowskiej została erygowana dziewięć lat temu. Zaczął ją organizować ks. Antoni Andruszczyszyn, od którego pałeczkę przejął ks. Jan Szańca. Obydwaj dojeżdżali ze Sławuty w niedzielę, prowadząc katechezę i odprawiając Mszę św. W 1996 r. w Netiszynie rozpoczęła się budowa kościoła. Pierwsze doświadczenia duszpasterskie wskazywały bowiem, że jest to bardzo obiecująca placówka. Z tego też względu w baraku zorganizowana została tymczasowa kaplica. Od ubiegłego roku proboszczem parafii jest wspomniany ks. Tomasz Cieniuch, żyjący na dziewiątym piętrze w wynajętym mieszkaniu w bloku przy głównej ulicy. Z ogromną ambicją i młodzieńczą werwą, wynikającą z krótkiego stażu kapłańskiego zabrał się do pracy, chcąc pomnożyć dorobek poprzedników.

,,Wspólnota w Netiszynie nie jest duża” – opowiada. ,,Składa się z około stu rodzin. Tyle przyjmuje mnie m.in. w czasie wizyty duszpasterskiej, czyli kolędy. Teoretycznie więc parafia liczy kilkaset osób. Nie wszyscy jednak uczęszczają systematycznie na Msze św. Czyni to mniej więcej jedna trzecia…”

Większość katolików w Netiszynie to Polacy lub osoby o polskich korzeniach, pochodzące w znacznej mierze z okolicznych wsi i miejscowości takich jak Ostróg czy Sławuta. Jedną z Polek żyjących w mieście i władających piękną polszczyzną jest Lidia Sałkowska. Urodziła się w 1935 r. w Stanisławce, czysto polskiej wiosce leżącej tuż przy ówczesnej polsko – sowieckiej granicy. Żyła w niej tylko rok. W 1936 r. wraz z rodzicami została przesiedlona do Michajłowki. Stanisławka została zburzona, a w jej miejscu Sowieci zbudowali umocnienia obronne.

,,Dlaczego nas, jak innych, nie wywieziono do Kazachstanu, nie wiadomo” – mówi. ,,Zastanawiałam się nad tym wielokrotnie i nie potrafiłam zrozumieć. Nam jednak też nie żyło się lekko. Gdy miałam półtora roku umarł ojciec. Znam go praktycznie tylko z opowieści matki, która zawsze wspominała go jako bardzo pobożnego i pracowitego człowieka, robiącego wszystko, byśmy nie byli głodni. Od dziecka pracowałam na roli w kołchozie, a potem na fermie. Później przeszłam do sklepu w naszej kooperatywie, gdzie do emerytury byłam zatrudniona jako sklepowa. W naszym domu panowała polska atmosfera, aż do 1986 r. nikt nie powiedział w nim słowa po ukraińsku. Jak potrafiliśmy, tak mówiliśmy, starając się pielęgnować nasze tradycje. Tak czyniło zresztą wielu mieszkańców Michajłowki, których większość była Polakami. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy nasze dzieci poszły w świat. Gdy przyjeżdżały w odwiedziny, odruchowo używały słów ukraińskich. Przebywały bowiem wśród Ukraińców, pełniąc często odpowiedzialne funkcje.”

Czynna dwudziestka

Pani Lidia doczekała się w sumie czwórki dzieci – trzech synów i córki. Kształcili się bardzo długo, osiągnęli życiowy sukces pozostając dobrymi ludźmi. Pani Lidia szczyci się zwłaszcza dwoma synami, którzy wybrali służbę w milicji. Najstarszy po dosłużeniu się stopnia majora przeszedł na emeryturę i zajął się w Netiszynie biznesem. Młodszy, w randze pułkownika, pracuje w organach ścigania w Kijowie. Do Netiszyna pani Lidia przeprowadziła się w 2000 r. po śmierci męża, ściągnięta do miasta przez syna emeryta, który w atomowym mieście zajął się własną firmą.

Takich “czynnych” , aktywnych babć jak pani Lidia w parafii netiszyńskiej jest około dwudziestu. Do piętnastu z nich, z reguły już obłożnie chorych, ks. Tomasz dojeżdża w pierwszy piątek miesiąca z Komunią św. Jeżeli czas mu pozwala, robi to częściej.

,,Najstarsze panie stanowią niewątpliwie najbardziej religijną grupę w parafii” – mówi ks. Tomasz. ,,Szkoda tylko, że wciąż żyją rozpamiętywaniem minionych czasów i krzywd doznanych od banderowców lub władzy sowieckiej…”

Najbardziej przyszłościowa grupa parafii to dzieci i młodzież, a także ich rodzice. To ona dominuje w niej liczbowo.

,,Składa się też z ludzi bardzo otwartych i życzliwych” – podkreśla ks. Tomasz. ..Potrzebują oni tylko jakiegoś pobudzenia. Staram się ich dobrze poznać, by jak najlepiej im służyć. Kolędę przeciągnąłem do prawie trzech miesięcy, by wszystkich dobrze poznać. W każdej rodzinie spędzałem godzinę i dłużej. Grzechem byłoby przychodzić do nich na kilka czy kilkanaście minut. Odczuwają oni wprawdzie głód Boga, ale nie przyswoili sobie żadnej religijnej tradycji. Wielu stara się naprawdę bardzo godnie żyć, ale nie rozumieją potrzeby uczestniczenia w niedzielnej Mszy św. czy posyłania dzieci na katechezę. Dopilnowują tylko, by brały udział w różnego rodzaju zajęciach pozalekcyjnych, których tutejsze szkoły organizują multum. W tym roku do I Komunii św. przystąpiło dwanaścioro dzieci. Obecnie dziesięć przygotowuje się do przyjęcia tego Sakramentu. Trzeba mieć jednak nadzieję, że w miarę stabilizacji parafii sytuacja ta będzie się poprawiać. Optymizmem napawa m.in. rosnące zainteresowanie wśród dorosłych regulowaniem swego życia sakramentalnego. Chcą się ochrzcić, przystępować do spowiedzi i błogosławić swe cywilne związki małżeńskie.

Polak katolik

Chcąc jak najlepiej dotrzeć do wiernych z młodszego pokolenia, ks. Tomasz rozszerzył w duszpasterstwie zakres używania języka ukraińskiego.

,,Tylko niewielu jego przedstawicieli zna bowiem język przodków” – ubolewa ks. Tomasz. ,,Jest oczywiście grupa osób, która potrafi się nim posługiwać domagająca się, by wszystko było po polsku, ale należą do mniejszości. Warto tu może jednak zaznaczyć, że nawet jeśli Polacy mówią po ukraińsku, ale uczęszczają do kościoła, nie są postrzegani jako Ukraińcy. Wciąż bowiem obowiązuje tu zbitka pojęciowa Polak – katolik. Ukrainiec to ten, co chodzi do cerkwi, nigdy do kościoła…”

Poczynania duszpasterskie ks. Tomasza utrudnia brak odpowiedniego lokalu. W tymczasowej prowizorycznej kaplicy latem jest bardzo gorąco i duszno. Zimą z kolei temperatura spada często poniżej zera, na ścianach jest szron. Ksiądz Tomasz próbował organizować spotkania w swoim mieszkaniu, ale nie zostało to dobrze przyjęte przez sąsiadów. Sytuacja w tym zakresie zmieni się jednak zasadniczo, gdy zostanie oddany do użytku kościół parafialny. Od kilku lat buduje go diecezjalna firma. Jest już gotowy w stanie surowym. Przynajmniej jego część z zapleczem duszpasterskim powinna być gotowa stosunkowo szybko.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply