JEST: środa 7 VII 2010
BYŁ: poniedziałek 7 VII 1410

Nowy popas

Długosz: “W poniedziałek siódmego lipca król polski Władysław zwinąwszy obóz przybył do wsi Bądzynia nad rzeką Wkrą i tam przez dwa dni urządził postój.”

Ziemia o statusie nieuregulowanym

Była to prawie ziemia wrogów – ale niezupełnie. Otóż “chociaż zaś ta okolica, którą opływa naokoło rzeka Wkra, należy i należała do księstwa mazowieckiego, teraz jednak mieli ją w rękach mistrz pruski i Krzyżacy wskutek zastawienia jej przez księcia mazowieckiego Siemowita za pięć tysięcy grzywien szerokich groszy”.

Średniowieczne zwyczaje feudalne

W średniowieczu suwerenny właściciel ziemi bądź jej użytkownik – król, książę, hrabia – mógł ją oddać, odstąpić, sprzedać czy zastawić innemu władcy. I niezależnie od tego, kto oddaną ziemię zamieszkiwał, winien był służyć wiernie nowemu panu. Tę zasadę wszyscy doskonale rozumieli i respektowali. Wedle tej właśnie zasady Kazimierz Wielki odziedziczył i przyłączył do swego Królestwa Ruś, której mieszkańcy wcale niekoniecznie chcieli żyć pod polskim berłem, ale wedle prawa winni byli na to przystać. Tak, tak: Lwów dostał nam się nie prawem okupanta, lecz prawem spadku. Choć spadku niemiłego jego dawnym mieszkańcom.

Odpowiedzialność poddanych

Lecz taka zmiana tożsamości politycznej danej ziemi powodowała, że jej mieszkańcy mogli naraz wbrew sobie stać się odpowiedzialnymi za czyny nowego pana. Choćby tego w ogóle nie chcieli. I tak też stało się w okolicach Bądzynia. Bo właśnie dlatego, że była to ziemia zastawiona Krzyżakom –

“…Litwini i Tatarzy pustoszyli ten okręg w sposób okrutny i po barbarzyńsku jak ziemie obcych narodów, i zabijali nie tylko dorosłych, ale i młodzież, i dzieci kwilące w kołyskach. Innych zaś jak wrogów i obcych zaciągali z matkami do swoich namiotów, do niewoli, mimo, że wszyscy ludzie tej okolicy byli z pochodzenia Polakami i mówili po polsku. Przybywały matki zamordowanych dopiero co dzieci z rozpuszczonymi włosami i z wielkim jękiem opłakiwały przed namiotem królewskim rzeź swych dzieci.”

Solidarność narodowa

Mimo powszechności takich feudalnych zwyczajów, jak opisane powyżej, średniowiecze znało też solidarność narodową, jak i prześladowania ze względu na pochodzenie, język et caetera. Na pewno inaczej odczuwano “narodowość” niż “nacjonalizmy” wieku XIX, ale jednak odczuwano silnie, bardzo silnie. Dlatego też los polskich poddanych krzyżackiego państwa wszystkich Polaków (podobno) poruszył (zwłaszcza, że w istocie byli to mieszkańcy księstwa mazowieckiego…). Mordowanie Niemców nie zrobiłoby pewnie takiego wrażenia. Tu tymczasem –

“Wzburzeni tym prałaci i panowie polscy przybywają do króla z usilnymi prośbami i występują zarówno w sprawie pomordowanych, jak i wziętych do niewoli, surowiej, niż to przystało stanowi rycerskiemu, proszą o położenie kresu barbarzyńskiemu okrucieństwu, o zwrot jeńców ich wojsku i oświadczają, że jeżeli to nie nastąpi, wszyscy opuszczą szeregi i ten niegodziwy obóz, który w końcu spotka kara Boża.”

Sielanka

Długosz, po nakreśleniu tego straszliwego obrazu prześladowań i słusznej interwencji polskich panów, roztacza przed nami panoramę nieomal sielankową:

“Król polski Władysław z wielkim księciem Aleksandrem ulegając bardzo słusznie tym słowom, kazał wypuścić jeńców, troskliwie zgromadzić ich w namiocie biskupa poznańskiego Jastrzębca i zwrócić im wolność. Nadto wyznaczył karę śmierci dla tego, kto by ponownie dopuścił się tego okrucieństwa. A biskup poznański Wojciech Jastrzębiec jak najlepszy ojciec wyszedł ze swego namiotu i łaskawie pozwolił w nim zgromadzić kobiety i dzieci i zatrzymać je pod strażą przez następną noc. Od tej miejscowości przestał iść za królem za zezwoleniem króla, któremu towarzyszył z Królestwa Polskiego aż do tego obozu i wrócił do Polski.”

Prawda

Prawda to była, czy podkoloryzowanie, jeśli chodzi o osoby dokonujące rzezi i rabunków, oraz o interwencję i jej skutki? Bo mimo wszystko trzeba zapytać, czy to aby wyłącznie Tatarzy zabijali i rabowali, i czy faktycznie wszyscy polscy panowie przybyli do króla z protestem? Nie docieczemy tego. Długosz chce nam jakby zasygnalizować: “działo się wiele rzeczy złych, ale ludzie godni skutecznie im przeciwdziałali lub czynili zadośćuczynienie”. Możemy się tylko domyślać, że prawda, jak to zwykle bywa, okazałaby się mniej wesoła. Ale i tak jest nieźle. Po raz któryś widzimy, że Długosz przykrej prawdy nie tai.

A swoją drogą – przypomina się los mazurskich Polaków-autochtonów, których w pierwszych dziesięcioleciach po II wojnie traktowano jak prawie-Niemców.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – –

Tekst Jana Długosza podaję w przekładzie Julii Mrukówny, wg wydania: Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. VI/2, I, Księga 10 i 11, 1406-1412, red. J. Garbacik, K. Pieradzka, przeł. J. Mrukówna, Warszawa 1982

– – – – – – – – – – – – –

ZOBACZ: fragmenty nowego programu JK i Klubu Świętego Ludwika “Grunwald po Kowalsku”; płyta wkrótce, premiera miała miejsce 20 maja, mp3 pod adresem:

http://www.jacekkowalski.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=133&Itemid=81

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply