Mikołaj II żywił głębokie przekonanie, że czeka go los tragiczny. Toteż wybuch rewolucji i detronizację powitała jego rodzina z uczuciem ulgi: „Już się stało”.

„Przypadkowa rozmowa w pociągu” zupełnie przypadkowo też znalazła się w cyklu moich spostrzeżeń o Bolszewii. Narusza ona charakter publicystyczny tych studiów, jest kartką wyrwaną z reporterki. Niech jednak zostanie jako klamra pomiędzy uwagami o Bolszewii a tymi kilkoma słowami uwag, które chcę powiedzieć o „zatopionej Rosji”. Jak do tego doszło? Rewolucja lutowa, przygotowana aktem terrorystycznym z udziałem jednego z Wielkich Książąt[1](morderstwo Rasputina), złączyła wszystkie warstwy społeczeństwa rosyjskiego przeciwko jednemu człowiekowi, a raczej jednej parze małżeńskiej. Wywracając ten słup, który stał na drodze normalnego rozwoju Rosji, wszyscy tak się naprężyli, że razem ze słupem wywróconym polecieli w przepaść.

Na tym, co się czyta o Cesarzu Mikołaju II, i na tym, co nas dochodzi z opowiadań ludzi, którzy go znali, ciąży straszna klątwa. Człowiek ten był samodzierżcą jednej szóstej części globu. Każde jego słowo było czynem mogącym mieć gigantyczne znaczenie dla życia tysięcy ludzi. Każdy jego błąd, nieuwaga, niedopatrzenie strasznie się mściły na ludziach. Dlatego tak dużo jest wyzwisk rzucanych na osobę Mikołaja II nie ze strony rewolucjonistów, lecz przez byłych ministrów. Lecz będziemy względniejsi niż przedstawiciele najwyższej, rosyjskiej biurokracji.

Mikołaj II był gentlemanem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jego „partia” – jeśli można tego określenia użyć – przedstawiciele skrajnej reakcji, wśród której nie brakło ludzi niesłychanie inteligentnych – patrzyła na wojnę z Niemcami jako na głupią awanturę. On sam, będąc do szpiku kości reakcjonistą, rozumiał doskonale, co znaczy wojna pomiędzy ostatnimi konserwatywnymi monarchiami w Europie. W miarę postępów wojny musiał to rozumieć coraz dobitniej. Ale jak zdecydowanie, z jakim wstrętem odrzucał podczas wojny wszelkie propozycje pokoju, uważając, że nie może zdradzić sojuszników. Było coś z Pawła I, z jego pojęć o honorze maltańskim, w tym obłąkaniu, z którym Mikołaj II prowadził wojnę, gubiąc Rosję, tron i siebie. Pochylimy tu głowę przed jego pojęciem o słowie cesarskim, lecz nie przed przenikliwością polityka. Na obronę polityczności jego stanowiska można jednak dodać, że cała inteligencja rosyjska uważała idiotyczną – jak słusznie ją z rosyjskiego punktu widzenia nazywał hr. Witte – wojnę z Niemcami za zbawienną dla Rosji.

Wszystko, co pisałem o Bolszewii, pisałem metodą wyłapywania grubych linii podkreślenia cech istotnych, dominujących, rządzących psychologią Sowietów. Przytaczałem szczegóły jedynie jako ilustrację do tego, co bym nazwał „ideami panującymi”. W krótkiej charakterystyce ostatniego Cesarza chciałbym zastosować tę samą metodę, poprzestać na enuncjacji cech istotnych w psychologii Mikołaja II. Był to więc człowiek miłujący życie rodzinne, który gdyby nie był Cesarzem, nigdy by się życiem publicznym nie zajmował, a od wszystkich naokoło żądałby tylko, aby jego i jego rodzinę pozostawiono w całkowitym odosobnieniu. Los, wypadki, ludzie, naród rosyjski postąpili zupełnie inaczej, prześwietlili jego życie osobiste, wszystko, co każdy człowiek ma prawo zachować dla siebie, każdą rzecz najintymniejszą ogłosili, pokazali, wydrwili przed światem całym.

Drugą cechą zasadniczą Mikołaja II był mistycyzm. Jest to cecha dziedziczna w rodzinie Romanowów. Ale Mikołaj II był mistykiem największym, większym niż Aleksander I.

Opowiada Izwolski, jak za pierwszej rewolucji rosyjskiej forty zbuntowanego Kronsztadtu ostrzeliwały flotę i jak on, jako minister spraw zagranicznych składał w Peterhofie Cesarzowi raport o sprawach konsularnych w Persji. Cesarz słuchał bardzo uważnie, a armaty Kronsztadtu groziły nie tylko koronie Mikołaja II, ale jego życiu i życiu rodziny, gdyż w razie zwycięstwa rewolty, droga do stolicy byłaby odciętą. Dopiero, gdy po ukończeniu raportu Cesarz przez dużą taflę okienną spojrzał na morze i dymy wystrzałów – zapytał się go Izwolski, czemu jest tak spokojny. Otrzymał odpowiedź, która zabrzmiała wyjątkowo poważnie, że cesarz rosyjski jest przekonany, że los jego teraz, tak samo jak zawsze, leży w ręku Boga.

Mikołaj II żywił głębokie przekonanie, że czeka go los tragiczny. Toteż wybuch rewolucji i detronizację powitała jego rodzina z uczuciem ulgi: „Już się stało”.

Pochodnymi od mistycyzmu były dwie cechy. Jedna dobra, druga zła. Dobrą było wielkie poczucie cesarskiej odpowiedzialności. Ta niewrażliwość, spokój niewzruszony, godność, z którą Mikołaj II przyjmował najgorsze wiadomości, ten głos spokojny, którym, siadając do śniadania, powiedział: „ciekaw jestem, jak długo bronić się będzie jeszcze Port Artur”, gdy jednocześnie kładł pod serwetę depeszę o zdobyciu Portu Artura przez Japończyków, ten spokój, z którym przyjmował wszystkie obelgi i szykany po detronizacji – wszystko to płynęło z przekonania, że nie jest zwykłym człowiekiem, lecz istotą, której Pan Bóg wyznaczył posłannictwo nadzwyczajne. Wiara ta żyła z dziecinną naiwnością czy też z podziwu godnym mistycznym przekonaniem w psychice Mikołaja II.

Obok poczucia odpowiedzialności mistycyzm Cesarza stworzył w nim wiarę w lud rosyjski. Cesarza Mikołaja II można nazwać swego rodzaju demokratą, chłopomanem. Nikt nie może być zupełnie wyzwolony spod wpływów swego wieku, swej epoki. Mistycyzm Mikołaja i jego żony był średniowieczny. Cesarzowa całowała ręce jakichś pustelniczek, które od 50 lat się nie myły. Ale ta średniowieczność trochę była pomalowana Tołstojem. Mikołaj II, reakcjonista, średniowieczny mistyk, na wiele rzeczy miał pogląd podobny do Tołstoja. Nienawidził ochotników jednorocznych w wojsku, bo to inteligencja. Kochał szeregowca! Kochał i wierzył w lud rosyjski. Widział w nim ostoję swojego pochodzącego od Pana Boga posłannictwa.

Mieliśmy w niepodległej Polsce premiera, który się zajmował puszczaniem spodeczków na seansach spirytystycznych. Stosunek Mikołaja II do Rasputina był stosunkiem głębszym. W głowie – wypełnionej średniowieczną mistyką, podejrzliwością do własnego otoczenia, tak zrozumiałą u samodzierżcy, wreszcie ową literacką „wiarą w lud”, będącą chorobliwą cechą, będącą zabobonem przedwojennego pokolenia – ulokował się kult Rasputina, jako nadczłowieka, jako bezpośredniego wyobraziciela religijnych i wszelkich innych poglądów całego rosyjskiego ludu.

Teraz przejdźmy już bezpośrednio do katastrofalnej roli, którą odegrał Mikołaj II w życiu państwa rosyjskiego. Oczywiście, że tymi wszystkimi cechami, które poprzednio wyłuszczyłem, Mikołaj II był bardzo daleki od przekonań, poglądów wyznawanych za czasów jego panowania przez całe społeczeństwo rosyjskie. Kąt odchylenia wyobrażeń Mikołaja był niesłychanie wielki w stosunku do świata wyobrażeń inteligencji rosyjskiej. Była to przepaść, której przeskoczyć się nie dało. Z jakimkolwiek innym członkiem tej dynastii na tronie Rosja miałaby więcej szans uniknięcia katastrofy, która ją spotkała. Mikołaj II nie miał zupełnie zmysłu realizmu, był to umysł fantastyczny, gotowy w każdej chwili uwierzyć w każdą polityczną bajkę. Tacy ludzie zdarzają się nie tylko na tronach, lecz w życiu codziennym, a nawet bardzo często w życiu politycznym, tylko oczywiście nie przynoszą tyle szkody. W naturze Mikołaja II, w jego naturalnym, chłopięcym ugrzecznieniu wobec wszystkich tkwił także strach wyjątkowy przed zrobieniem komuś przykrości. Gotów był wszystkim ustąpić, wszystkim dogodzić. Są to cechy natury słabej, a natury słabe mają również skłonność do wpadania w drugą ostateczność, w upór, ślepy, bezmyślny, bezwzględny. To właśnie stało się z Mikołajem II. Słabość, bezwolność, niemoc w zakresie właściwego rozkazodawstwa połączyły się u niego z paroksyzmami bezwzględnego uporu.

Wszystkie te jego cechy charakteru doprowadziły do tego, że istotnie za czasów Sturmera i Protopopowa Rosja znalazła się w ślepym zaułku.

Z chwilą detronizacji Mikołaj II stał się odkupicielem swoich win i monarchii. Te cechy charakteru, które – gdy był władcą – powodowały katastrofę, teraz przeciwnie, wychodziły na dobre. Z godnością, ze spokojem Mikołaj II czekał na śmierć. Jak kwiaty podane artystce, tak krew przelana w związku z jakąś ideologią – zachęca i pobudza. Te biedne panienki, którym kule przebiły ciepłe od snu koszule i flanelowe kaftaniki, swą śmiercią więcej się monarchizmowi zasłużyły niż Alfons XIII swoimi wywiadami po gazetach i objaśnieniami. Jako dziennikarz, emocjonalnie związany z ideą monarchiczną, chciałem to jaskrawo na tych szpaltach podkreślić.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment pochodzi z książki Myśl w obcęgach. Studia nad psychologią społeczeństwa Sowietów, Universitas, Kraków 2012.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata Mackiewicza w krakowskim Universitas.


[1]Chodzi o w. ks. Dymitra Pawłowicza.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply