Polski chłop o Żydach

„Toteż gdyby żydzi chcieli na gruncie siedzieć i pracować, to dziś wszystka ziemia w Galicji do nich należałaby, byliby zupełnymi panami kraju, a chłopi, jak szlachta, byliby u nich w służbie i pracowaliby za parobków. Zaraz po pańszczyźnie byłaby nastała gorsza jeszcze dla całej ludności chrześcijańskiej żydowszczyzna. W Dzikowie na przykład nie ma tego kawałka chłopskiego gruntu, żeby nie był w rękach żydowskich, żeby nie był drogo wykupiony, a w innych wsiach było zupełnie to samo. Ale żydzi nie chcieli trudnić się gospodarstwem i ciężko pracować i woleli wielkie zyski, jakie im dawał handel gruntami przepłacanymi przez chłopów.”

Z chłopskiej perspektywy

„Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do dnia dzisiejszego” urodzonego w 1842 roku Jana Słomki, są fascynującym świadectwem czasów w których przyszło żyć ich autorowi, czyli drugiej połowy XIX w. i pierwszych trzech dekad wieku XX. Co w nich takiego ciekawego? Przede wszystkim to, że spisał je polski chłop. Co za tym idzie poznajemy świat z chłopskiej perspektywy. To rzecz bardzo rzadka i późno pojawiająca się w polskiej literaturze.

Słomka, przez kilka dekad wójt sąsiadującej z Tarnobrzegiem wsi Dzików, był bystrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. A że pamięć mu na starość służyła, to przekazał nam mnóstwo szczegółów świata, który już dziś nie istnieje. Nie tylko dlatego, że czasy się zmieniły. Nie istnieje również dlatego, że zmieniły się stosunki narodowościowe w Tarnobrzegu i jego okolicy. W wyniku eksterminacji Żydów dokonanej przez Niemców w czasie II wojny światowej, tereny te zamieszkują dziś w przytłaczającej większości Polacy. Tak też było przez większość historii tych ziem, licząc od powstania Polski, aż do połowy XIX wieku. Między rokiem 1853 a 1910 nastąpiła jednak gwałtowna ekspansja żywiołu żydowskiego. I to tak jeśli chodzi o samą liczbę ludności, jak i jej znaczenie ekonomiczne. W samym Tarnobrzegu w 1853 roku były ledwie 23 domy żydowskie na 116 ogółem. W 1910 roku domów tych było 359 na ogólną liczbę 496. W tym samym czasie liczba katolickich domów wzrosła z 93 do ledwie 137.

Jak żyło się ludziom w tak gwałtownie zmieniającym się świecie? Co czuli ci, którzy obserwowali zmiany własnościowe w swojej okolicy? Obserwowali utratę pozycji katolików ze wszystkich warstw społecznych: chłopów, mieszczan, szlachty. W końcu, w jaki sposób to się odbyło? Na te i wiele innych pytań znajdujemy odpowiedzi w pamiętnikach Słomki.

Fragmenty pamiętników Jana Słomki

Tematyka żydowska przewija się właściwie przez całe to dzieło, dlatego niezbędna stała się selekcja materiału. Wybrałem z niego najciekawszy i najobfitszy w szczegóły rozdział piąty z wydania II, które miało miejsce w 1929 roku. Cytuję go poniżej niemal w całości.

„Handel tak na wsi, jak w mieście był prawic wyłącznie w rękach żydów. Po karczmach wsiowych siedzieli tylko żydzi i prócz wódki mieli na przekąskę obwarzanki i bułki, które sami piekli, nadto gomółki z sera i śledzie. Przytem sprzedawali ubocznie sól, tytoń do fajek, zapałki, igły, tasiemki, krajki do opasywania się, — ale towaru tego mieli zawsze bardzo niewiele, zazwyczaj mieścił się wszystek w małej paczce, schowanej za szynkwasem.

Wsiowi ludzie jednak kupowali towar taki najczęściej od żydów i żydówek, domokrążców, obnoszących w opałce igły, tasiemki, krajki, zapałki, trochę pieczywa, przyczem też nigdy nie brakło wódki. Każdą wieś obchodziło stale kilku takich handlarzy czy handlarek ,dochodzących z miasta, więc prawie codzień do każdego domu które z nich zaszło. Znali bardzo dobrze swoje wsie i ludzi, byli też w każdym domu witani zawsze, jak dobrzy znajomi.

Za towar tak w karczmie jak domokrążcom rzadko kiedy płacili pieniędzmi, najczęściej dawały gospodynie jajka, kasze, kości i szczecinę ze świń, trochę jakiegoś zboża lub coś z drobiu, był to więc handel wymienny bardzo dla żydów popłatny. Toteż domokrążcy, choć byli nędznie odziani, obdarci i narzekali na biedę, mieli, jak się nieraz pokazywało, ładną gotówkę. Najwięcej zarabiali zawsze od tych, co wódkę lubili. Jeżeli gospodarz i gospodyni nie pili oboje, tylko jedno z nich, n. p. gospodyni, to dostawała wódkę skrycie przed gospodarzem i w skrytości też płaciła różnemi produktami domowemi.


W mieście trudnili się handlem prawie wyłącznie żydzi. Był on zresztą bardzo nędzny, skoro koło r. 1860 nie było w Tarnobrzegu nawet dziesięciu lichutkich sklepików, mieszczących się w domach drewnianych.

W paru sklepikach — prócz tego, co można było kupić u domokrążców wsiowych, — były płótna kolorowe, chusteczki, wstążki, płótna domowe, czapki, fajki, w których się wtedy chłopi bardzo kochali, grzebienie, cyganki, świeczki łojowe. Wszystko to prócz płótna białego, nabywanego od chłopów, sprowadzane było wozami z Tarnowa, dokąd pewnie przychodziło z przemysłowych krajów austrjackich. U paru innych żydów było zboże, które sprzedawali najwięcej w dni targowe, wystawiając w workach na rynek. Wreszcie na parę lat przed r. 1860 nastał pierwszy sklep z żelazem, gdzie było żelazo w kawałkach dla kowali, nadto rynki, żeleźniaki, kociołki, wewnątrz niewybielane. Zapasy towarowe we wszystkich tych sklepach były bardzo skromne, wartość ich nie dochodziła pewnie do 100 złr [złotych reńskich].

Najwięcej było karczem, czyli »szynków« z wódką, z których główny mieścił się u Joska w ratuszu, prócz tego był drugi na przeciwnym końcu ratusza i kilka innych, rozrzuconych po mieście, a więcej znacznie było nadto pokątnych, w których chłopi upijali się również dobrze, jak w pierwszych.

Pieczywo sprzedawali żydzi na podcieniach, które były naokoło rynku, a stanowił je wypust mniej więcej 2 metry przed każdym domem. Na rynku sprzedawali garnki, miski, łyżki drewniane, jak również cebrzyki, konewki, niecki, sita, przetaki, rzeszota, czyli »rajtaki«, sprowadzane z pod Majdanu kolbuszowskiego. […]


Chłopi handlem zupełnie się nie zajmowali, uważali go za zajęcie żydowskie, na którem — jak mówili — tylko żyd wyjść może. Handlu się wstydzili i wyśmialiby chłopa, który by chciał handlować. Przywozili tylko i przynosili na targ do miasta: zboże, ziemniaki, kaszę, jarzyny, drób, jaja, nabiał, wyroby przemysłu domowego i wszystko sprzedawali przeważnie żydom, którzy tem dalej handlowali i zyski z tego ciągnęli. Często chłopi kupowali drogo od żydów na wiosnę zboże, które w jesieni za psie pieniądze żydom sprzedali. Zresztą nie było dawniej szkół i chłop do handlu nie był zdatny, poprostu nie umiał liczyć. […]

Dopiero po powstaniu Towarzystwa Kółek Rolniczych w r. 1882 zaczęły się mnożyć po wsiach sklepiki Kółek Rolniczych i prywatne sklepiki chrześcijańskie. Obecnie w każdej wsi jest już taki sklepik, a w większych wsiach bywa ich nawet parę, wobec których żydowskie nie mogą się często utrzymać i znikają ze wsi. Również po miasteczkach powstały porządne sklepy chrześcijańskie.


Co do kredytu za pańszczyzny [do 1848 roku] — jak słyszałem od dziadków i innych, bardzo mało kto u kogo pożyczał, a jeżeli już kogoś przycisnęła potrzeba, że musiał pożyczyć na podatek lub jaki inwentarz, to mógł najczęściej coś wskórać kum u kuma albo sąsiad u sąsiada i to bez żadnego procentu, do żydów nie zwracali się jeszcze chłopi o pożyczki, bo nawet żaden żyd nie pożyczyłby wówczas chłopu.

Ale jak ja zapamiętałem, to pożyczkami trudnili się jedynie żydzi na podpisy u rejenta, czyli skrypta rejentalne i na weksle. Nie było jeszcze kas żydowskich opartych na statutach, zatwierdzonych przez władzę, tylko każdy pożyczał prywatnie. Brali wielkie procenta, bo 50 procent i więcej, jak się kto zgodził płacić jakiś procent, wolno było brać. Więc procent płaciło się według umowy, a jeżeli w terminie dług nie był spłacony, to osobno za grzeczność, za poczekanie wybierali żydzi od dłużników jajka, kury, cielęta, ziarno itp.

Jeżeli zaś kto na takiej grzeczności nie chciał się znać lub nie miał na to i upadał majątkowo, to przystępowali do egzekucji, za mniejsze długi zajmując ruchomości, za większe zaś opisując całą realność, po czym następowała licytacja. Do licytacji stawali tylko żydzi, chłopi się na tym początkowo nie rozumieli i licytacji unikali. Żydzi zaś gdy zmiarkowali, że na tym bardzo dobry interes, badali naprzód w sądzie, gdzie będzie licytacja, jechali na miejsce i licytowali w porozumieniu z sobą.

Brali też od dłużników za bezcen grunta, domy i co się dało wyciągnąć, strasząc, że jak dobrowolnie nie pogodzą, to wszystko na licytacji będą mieli sprzedane. W Tarnobrzegu zasłynęli z takiej lichwy żydzi: Szpirn, Szajnok, Tafel, Dawid i inni mniejsi spólnicy i naganiacze tych wielkich lichwiarzy. Ostatni z nich, Dawid, odznaczający się silną budową ciała, chełpił się przytem zawsze, że się nikogo nie boi, bo ma szerokie plecy.


Przez taką lichwę zrujnowali żydzi prawie połowę gospodarzy, bo w każdej gminie znalazło się dużo lekkomyślnych, którzy brali pożyczki i nic za to nie nabywali, ale po większej części na pijatykę obracali. I tacy nawet prędzej mogli dostać pożyczkę niż porządniejsi, bo godzili się łatwo płacić taki procent, jaki żydzi chcieli. Oni zaś wiedzieli między sobą, ile kto był gdzie winien, jaką wartość przedstawia jego majątek i pożyczali dotąd, dopóki majątek wystarczał na pokrycie kapitału, procentu i kosztów egzekucji.

W samym Dzikowie wydziedziczyli prawie ze wszystkim trzech gospodarzy osiemnastomorgowych, a mianowicie: Józefa Słomkę, Wojciecha Łuczaka i Michała Sadrakułę, zamieszkałych w przysiółku Podłęże; czterech gospodarzy sześciomorgowych, a to: Józefa Gronka, Pawła Krzyżka, Józefa Wójcikowskiego i Michała Grycha; z większej zaś lub mniejszej części majątku wydziedziczyli: Michała Ozycha, Jana Wiącka, Józefa Zmarzłego, Stanisława Antończyka, Michała Grębowca i wielu innych.

Jakim sposobem podówczas żydzi brali chłopów do łapki, nawet za drobne długi, niech posłuży za przykład to, jak robili z Michałem Grębowcem, moim sąsiadem. Miał on sześć morgów dobrego gruntu i porządne zabudowania gospodarskie. Był chłop robotny, nie pijak, bo jeżeli wypił czasem kieliszek wódki, to przy robocie lub jakiejś okazji; długu zaciągać nie miał potrzeby, bo zadowalał się najzupełniej tym, co z gruntu zebrał, więc nikomu nie był winien ani grosza. Jedną miał tylko wadę, że z żoną był czasem w niezgodzie i nieraz się dobrze pobił, ale to przechodziło jak burza i znowu sobie sprzyjali. W kłótni żona zawsze mu wypominała, chcąc mu dokuczyć, że cały majątek jej, bo ona wprowadziła na gospodarstwo inwentarz jako wiano.

Z tej niezgody małżeńskiej skorzystali żydzi. Ściągali Grębowca do siebie, częstowali wódką, mówiąc przytem: »Ny, Michale, co wam żona mówi, że majątek nie wasz, my się was nie boimy, choć tak żona gada, jak wam pieniędzy trzeba, to wam pożyczymy, niech się żona przekona, że wasz jest majątek, a lepiej was będzie szanować«. Tak wmówili w chłopa, że pożyczał po 5 do 10 złr., a za każdym razem prowadzili go do notariusza, czyli rejenta, zawierali tam akt dłużny, biorąc zawsze za świadków policjantów z Tarnobrzega, znanych wówczas pijaków. W ciągu paru miesięcy zmieniali ciągle u rejenta skrypta dłużne, dopisywali nowe pożyczki i wysokie procenta, w końcu zrobili z Grębowcem akt na pożyczkę wynoszącą 600 złr. I miał płacić na rok 60 złr. od sta.

Wtenczas dopiero wyprowadzili sądową komisję na opisanie realności Grębowca i zabezpieczenie na niej wspomnianej kwoty. Żona narobiła gwałtu, gdzie, kiedy i na co tyle pożyczał, on też zmiarkowawszy, że mu grozi ruina majątkowa, zaczął płakać, za włosy się targać, krzycząc:« Olaboga, co ony ze mną zrobiły!« Po odejściu komisji zacząłem go wypytywać, jak tyle długu narobił, pokazało się, że na te 600 złr. wybrał gotówką około 50 złr. I to u tych samych żydów przepił, do tego nie umiał zupełnie rachować, nie wiedział, co znaczy 600 złr.

Poszedłem z nim i z żoną do rejenta, rozpowiedziałem tam, ile Grębowiec wybrał tytułem pożyczki, że za grosz z tych pieniędzy nic nie kupił, na to rejent powiada, że swego czasu zwracał mu uwagę i kazał żonę zawołać, ale Grębowiec wtedy odrzekł: »Diabli żonie do tego, to jest mój grunt po moim ojcu«; bo tak go żydzi nauczyli gadać. Mówił dalej rejent, że teraz wszystko przepadło, bo aktu notarialnego nikt nie może obalić, doradził tylko, żeby Grębowiec sprzedał zaraz część gruntu i zaraz dług zaspokoił, bo inaczej narosną koszta i procenta i nie zostanie ani przy zagonie: żydzi wszystko sprzedadzą i z domu go wygonią. Grębowiec usłuchał i to była najlepsza rada, sprzedał zaraz dwie morgi najlepszego gruntu, nadającego się pod ogrody, i zapłacił cały dług, bo żydzi nie chcieli nic opuścić, i w ten sposób uratował resztę gospodarstwa.

To wywłaszczenie chłopów z majątków trwało tak długo, aż wyszła ustawa przeciw lichwie, zabraniająca brania wielkich procentów. Wtedy sąd zaczął prześladować i karać lichwiarzy i nastała jakby pomsta Boża nad nimi, bo zaczęli upadać, a niektórzy nawet w biedzie wymarli, inni też niekoniecznie w dostatku dożyli, a pozostałe po nich rodziny są dzisiaj zupełnie biedne. Przyszła też kreska na wspomnianego Dawida, który się chełpił szerokimi plecami. Przyłapany został na oszustwie, mianowicie, że dopisał na wekslu jakiejś kobiecie z Żupawy dużo większą sumę, niż należało. Sąd w Tarnobrzegu wytoczył mu śledztwo i przymknął w areszcie razem ze wspólnikami, co w mieście wywołało wielki harmider, bo prawie oni pierwsi dostali się do aresztu. Dopiero od tego czasu żydzi-lichwiarze zmiękli i bali się, a sąd coraz lepiej brał się do nich i poskramiał ich.


Jednakże w owym czasie nie tylko chłopi tracili majątki, i wiele rodzin włościańskich poszło w ruinę i ślad po nich zaginął, ale tak samo, a nawet gorzej działo się z mieszczaństwem i szlachtą.

Jak zapamiętałem, to jeszcze koło roku 1870 w Tarnobrzegu wielka część miasta zasiedlona była przez mieszczan-katolików, którzy siedzieli tu widocznie z dziada pradziada i byli dość zamożni. Trudnili się różnymi rzemiosłami, a najwięcej szewstwem, stolarstwem, krawiectwem i masarstwem, prócz tego zaś i gospodarstwem rolnym, bo mało było takich, żeby nie mieli gruntu własnego od 1 do 3 mórg. Chowali wieprze, krowy, a niektórzy mieli i woły, których używali do roboty. Mieli też swoje własne domy i to przy głównym rynku, a żydowskie były na tyłach miasta.

A obecnie zabrali, obsiedli to wszystko żydzi i miasto zżydziało zupełnie, tak że zaledwie cząstka dawnych mieszczan się zachowała i to na krańcach miasta, a w rynku żaden z tych dawniejszych mieszczan nie ma realności.

Dziś śladu nie ma po dawnych najpierwszych obywatelach tarnobrzeskich, po Zderskim, Jajkiewiczu, Rutynie, po Łubowiczu, Pomykalskim, Dutkiewiczu, po Gwizdalskim, Lachiewiczu, mających dawniej domy przeważnie w rynku, i innych pomniejszych, których nie wyliczam. Wprawdzie niektóre z wymienionych nazwisk jeszcze się w Tarnobrzegu znajdują, ale nie wywodzą się w prostej linii od wyliczonych wyżej obywateli.

Dopiero w ostatnich czasach mieszczaństwo tarnobrzeskie zaczyna się na nowo dźwigać, a to głównie dzięki napływowi do miasta ludzi nowych i rzutkich, a widać także, że i potomkowie dawniejszych mieszczan w młodszym pokoleniu zaczynają lepiej garnąć się do życia, podnoszą się, pozbywają dawnych wad, szczególnie pijaństwa, i nabywają realności, i w ten sposób znaczenie mieszczaństwa znowu się powoli podnosi. W ostatnich dwudziestu latach przeszło nawet na powrót w ręce chrześcijańskie kilka domów w rynku.


Również długa jest litania obszarów dworskich, które potracili dawni panowie; za mojej bowiem pamięci przeszły w żydowskie ręce następujące dwory w powiecie tarnobrzeskim: Chwałowice, Orzechów, Witkowice, Skowierzyn, Wrzawy z przyległościami, Żabno, Pniów, Dąbrówka, Antoniów, Motycze poduchowne, Gorzyce, Zalesie gorzyckie, Zarzekowice, Koćmierzów, Kajmów, Machów, Nagnajów. I nawet słuch wśród ludu zaginął zupełnie po możnych niegdyś panach, właścicielach tych dworów: po baronach Horochach, po Trojackim, Bilskim, Wiktorze, Cetnarskim, Zaklice i innych. Dwory od nich wykupili żydzi i albo dotąd na tych majątkach siedzą, albo rozparcelowali je z wielkim zyskiem między chłopów.

Nic to nie pomogło, że właściciele dworów posiadali rozległe obszary ziemi najlepszej gleby i ładne lasy, że mieli spłatę za pańszczyznę; a później za propinację, że płacili względniejszy podatek gruntowy, że byli wolni od podatków gminnych, że posiadali znaczne przywileje polityczne i pierwszeństwo wszędzie!

Szczególniej głośnym było zmarnotrawienie rozległych dóbr baranowskich przez hr. Krasicką, która tak nie umiała godzić dochodów z rozchodami, że wkrótce długi przeniosły wartość jej ogromnego majątku i wierzyciele, którzy już nie mogli odebrać swych należności, spowodowali — jak wieść niosła — jej przyaresztowanie. Kręcili się koło niej ustawicznie żydzi i wyjeżdżali za nią nawet za granicę, narzucając się z gotowymi pieniędzmi na różne wybryki, które następnie z dużym procentem ściągali i dobrze się stąd bogacili. Wybrali od niej za bezcen lasy na morgi do wycięcia drzewa; jeździłem do tych lasów, to widziałem, jak co kilkadziesiąt morgów stał kupiec żyd z młotem do odbijania drzewa i wołał : »Hop, hop, jedźcie do mojej morgi« ! Co mogła, wyprzedawała, tak że z pałacu baranowskiego nawet posadzki marmurowe żydzi zabrali. Szczęściem, że dobra po niej wraz z starożytnym zamkiem baranowskim kupił na licytacji Polak Dolański.

Niemniej głośną była później sprzedaż dóbr wrzawskich, a krakowska gazeta »Diabeł«, wyśmiewająca i karcąca błędy ludzkie, zwracając się wtedy przeciw sprzedawczykowi hr. Horochowi pisała między innymi: »Narobiłeś dużo wrzawy, zaprzedając żydom Wrzawy«. Były to bowiem dobra mające najlepszą glebę, wyborne łąki i sporo bogatego sosnowego lasu, a nadto w skład dóbr tych wchodziły bujne kępy, tj. wikliny nadrzeczne po prawym brzegu Wisły i obu brzegach Sanu; więc gdy się wieść rozeszła, że Wrzawy żydom sprzedane, niejeden nie mógł sobie tego w głowie wytłumaczyć, jak można było takie dobra utracić.

Bliżej znany mi jest przebieg sprzedaży Kotowej Woli przez Franciszka Popiela.

Był on rządcą u starego Dolańskiego w Sokolnikach, następnie kupił na własność Kotową Wolę. Znany był w powiecie jako wzorowy gospodarz.

Poznałem go w czasie klasowania gruntów w Kotowej Woli i sąsiednich wsiach, gdy komisja klasyfikacyjna przez kilka dni korzystała z gościny w jego dworze. Był bardzo gościnny, prowadził najchętniej rozmowę o gospodarstwie. Rozwijał u siebie wszystkie gałęzie gospodarstwa: uprawę roli, hodowlę bydła, ogrodnictwo, pszczelnictwo.

Ale gospodarowanie już mu ciążyło, chciał więc sprzedać majątek i przenieść się do Krakowa na spoczynek. Ogłosił więc sprzedaż, ale zaznaczał, że sprzeda tylko katolikowi, nie żydowi. Do kupna zgłaszali się chłopi, ale nie byli w stanie przystąpić do kupna całego majątku, na który składały się pola orne, łąki. las, budynki, inwentarz, wszystko razem wartości 230 000 złr.

Chciał to jednak nabyć Lejzor Wahl, najbogatszy wówczas kupiec w Tarnobrzegu, a ponieważ Popiel z żydami traktować nie chciał, Lejzor zwrócił się do mnie i prosił, żebym zgodził i zadatkował te dobra i jemu je następnie odstąpił. Na zadatek wręczył mi 15 000 złr. I obiecywał dobre wynagrodzenie, a robił to wszystko w cztery oczy ze mną, tak żeby nawet żona moja o tym nic nie wiedziała, ażeby sekret nie wydał się.

Ale gdy zastanowiłem się nad tym, widziałem, że byłoby to kupno podstępne, którym splamiłbym swój honor. Oświadczyłem więc Lejzorowi, że się tej sprawy nie podejmuję i oddałem owe 15 000 złr. Później zawsze mi to wymawiał, że przeze mnie nie doszedł do kupna Kotowej Woli.

W jakiś czas potem rozeszła się wiadomość, że Popiel Kotową Wolę sprzedał, więc gdy wracałem razem z komisarzem Swobodą z komisji reklamacyjnej gruntów z Rozwadowa, wstąpiliśmy do niego na pożegnanie.

Popiel opowiadał wtedy, że dobra swoje sprzedał i uwolnił się od ciężaru gospodarowania, tylko jedno — jak mówił — gryzie go i gryźć będzie jak mól do grobowej deski: że dobra sprzedał żydowi.

Starał się usprawiedliwić, co go skłoniło do tego kroku. Mówił, że jacyś złodzieje wdarli mu się w nocy do ogrodu i zniszczyli pasiekę, którą bardzo lubił, wyłupali plastry, a pszczoły rozłaziły się po całym ogrodzie. Wpadł wtedy w złość, a że z natury był prędki, jedną bryczkę posłał po rejenta do Rozwadowa, a drugą po Rachmiela Kanarka, który także chciał kupić Kotową Wolę.

Gdy to opowiadał, wyjawiłem mu, jak mnie Lejzor namawiał na to kupno i już miałem w rękach 15 000 złr. na zadatek, na to on zerwał się od stołu, chwycił mnie za ramiona i zawołał: »Przyjacielu, czemuś tego nie zrobił, byłbyś mnie wybawił od tego, co mnie gryzie i gryźć będzie, byłbym przynajmniej uczynił zadość postanowieniu, że dobra sprzedam katolikowi«. Rozpłakał się przytem jak dziecko. […]

Popiel przeniósł się następnie do Krakowa, gdzie umarł i majątek swój w znacznej części zapisał na cele narodowe i dobroczynne.

Z czasem dwory w powiecie tak poznikały, że większa własność nie mogła nawet wybrać dwunastu członków ze swojej kurii do Rady Powiatowej w Tarnobrzegu i wybierała ich spoza swego grona. Z żydów zaś, będących właścicielami obszarów dworskich, jedynie Rachmiel Kanarek brał udział w działalności i ofiarności obywatelskiej polskiej, za co miał uznanie w powiecie; inni zaś, jak cały ogół żydowski, trzymali się wobec spraw polskich oddzielnie, jako osobne społeczeństwo.

Naturalnie tak chłopi i mieszczanie, jak i szlachta sami przede wszystkim ściągali na siebie los, jakiemu ulegli. Chłopów i mieszczan — obok lichwy — gubiło i rujnowało straszne pijaństwo, gnuśność i ciemnota; a panowie, choć mieli naukę, to rachować nie umieli czy nie chcieli i rozchody na zbytki były u nich większe niż dochody.

Nie smakował im żaden wytwór domowy, krajowy, choćby nawet był lepszy od zagranicznego, sami też wojażowali po zagraniczu, trzymali różnych oficjalistów na wysokich pensjach. Uważali to za ujmę dla szlachcica, gdyby był inaczej żył, tj. rozumnie, według dochodów. Była w tym pycha, za którą przyszła kara Boża.

Za wszystkich: za chłopów, mieszczan i szlachtę myśleli żydzi — jak się to i teraz często trafia — oni wszystkim stanom faktorowali i za to majątki garnęli dla siebie.


Zbliżenie między żydami i katolikami było dawniej większe niż obecnie, ale dlatego, że katolicy więcej u żydów przesiadywali, gościli się i popijali, a żydzi mogli więcej z katolików żyć i wyzyskiwać ich.

Szczególnie wielkie zbliżenie było między żydami wsiowymi a chłopami i często dzieci takich żydów, wychowując się wśród dzieci chłopskich, chrzciły się w końcu. Najczęściej młode żydówki przyjmowały w ten sposób chrzest i wychodziły za parobków i synów gospodarskich. I to trafiało się prawie w każdej wsi. Ale ogół żydów występował przeciw temu zawsze bardzo wrogo i chrzest musiał się odbywać potajemnie, a »przechrzta« musiał się przed nimi z początku ukrywać.

Wnosząc z tego, co starsi opowiadali, to już za pańszczyzny głównie w karczmach żydowskich skupiało się życie chłopskie. Jak swego już nie było, to kradli, co się dało, na pańskim, i skradzione nieśli nocą do żyda, którego pan we wsi osadził i trzymał, i za to pili.

Za mojej pamięci był zwyczaj, że jak kto dał na mszę świętą za zmarłych, na dobry urodzaj albo na inną intencję, to na tę mszę zapraszał dziś na jutro sąsiadów, kumów, przyjaciół, wysyłając w tym celu po wsi swoje dzieci, a po mszy św. zapraszał wszystkich na podziękowanie za to, że się zeszli i modlili na jego intencję, do domu albo do karczmy i częstował, wódką i przekąską. Niektórzy na taką ucztę, jeżeli miała się odbyć w domu, zapraszali także księdza.

Każdy gospodarz zamawiał dwie lub trzy msze święte do roku i po każdym nabożeństwie było poczęsne, które niejeden przedłużył sobie do wieczora i dobrze sobie podpił.

A byłem już kilkanaście lat gospodarzem [mowa o latach 70. XIX w.], gdy w Dzikowie i innych wsiach był jeszcze zwyczaj, że karczmarze jeździli po kolędzie, każdy wstępował do »swoich gospodarzy«, którzy u niego byli stałymi gośćmi, to jest pili.

Po Dzikowie jeździł najwięcej Salomon Szrajber z Tarnobrzega.

Wszedłszy do izby zaczynał od życzenia: »Daj Boże szczęście, żeby się tu powodziło, iżby wszyscy byli zdrowi, pieniądze mieli i żeby tu niczego nie brakowało — przychodzę tu z kolędą«. I od razu nalewał do kieliszka wódkę, którą miał z sobą, a więcej było na wozie, i częstował po kolei wszystkich obecnych, poczynając od gospodarza i gospodyni, dawał po kieliszku dzieciom pomijając tylko najmniejsze, sługom, a nieobecnych kazał przywoływać, dogadując przytem: »Jak szanuję stół, to i stołowe nogi, ja tu wszystkich chcę potraktować, bo ten dom szanuję, niech go pamiętają wszyscy, żem tu był po kolędzie«. Gospodarzowi i gospodyni nalewał jeszcze po drugim i trzecim kieliszku i zachęcał: »Pijcie, pijcie, niech wam będzie na zdrowie, ja wam nie żałuję«, a gdzie spodziewał się lepszej kolędy, zostawiał jeszcze mniejszą lub większą flaszkę wódki.

Za to gospodarz dawał mu znowu od siebie kolędę, zazwyczaj ćwierć lub pół korca jakiegoś ziarna: żyta, jęczmienia, pszenicy, owsa, czego miał więcej, a znowu gospodyni dawała od siebie jaja, kaszę jaglaną, kurę, słowem, coś ze swego kobiecego gospodarstwa. Wsypywali to zaraz do worka, który żyd trzymał gotowy pod pachą, i ładowali na wóz, czekający przed domem. Gdy tak całą wieś objechał, to wszyscy mniej lub więcej byli wódką zamroczeni, tylko on był trzeźwy i wywoził ze wsi dobry wóz ziarna.

Dawanie tej kolędy było uważane jakby za powinność i kto by dał mało ziarna, to mu Szrajber przed drugimi wypominał; a kto był szczodry, takiego chwalił, żeby i drugich do hojności zachęcić. Taka objażdżka odbywała się dwa razy do roku: raz po Godnich świętach, »po kolędzie«, drugi raz po świętach Wielkanocnych, »po święconym«.

Wesela odbywały się także głównie w karczmach. Wprost od ślubu zajeżdżali wszyscy z całą paradą weselną do karczmy żydowskiej, bo w całej okolicy nie było nigdzie wtedy innego domu do zabaw. Na innych wsiach zajeżdżali do swoich karczem wsiowych, dzikowskie zaś wesela, ponieważ we wsi karczmy nie było, jak i dotąd nie ma, zajeżdżały do karczem w Tarnobrzegu, będących zresztą w bliskości, bo miasto ze wsią domami się styka. Z Dzikowa zajeżdżali najwięcej do Salomona Szrajbra, którego dom do dziś dnia jeszcze stoi, ale tak się już obniżył, że wnet okna dostaną do ziemi.

Kto miał sprawić wesele, to już zawczasu, na tydzień mniej więcej, zamawiał miejsce w karczmie. Zresztą karczmarze, mając z tego ładny zysk, sami przychodzili do gospodarza i ofiarowywali miejsce u siebie, wypytując się przytem, kto jest zaproszony i doradzając, żeby jeszcze tego lub owego zaprosić, o kim wiedzieli, że lubi się zabawić i można od niego dobrze utargować: »Przecie go nie można pominąć, to porządny gospodarz: on ma syna, córkę, on was znowu zaprosi, to trza z ludźmi żyć«.

Był też zwyczaj, że gdy wesele zajechało przed karczmę, starosta zarządzał, żeby nikt z wozów nie schodził, aż żyd wyszedł z flaszką i pobłogosławił najprzód państwo młodych, życząc im szczęścia, a potem dał wszystkim na dworze po kieliszku, wtedy dopiero weselnicy z wozów złazili, a grajkowie grali na dworze, aż wszyscy goście weszli do karczmy.


Wódką raczyli żydzi tylko chrześcijan, sami jej nie pili i jest to wielką rzadkością widzieć żyda pijanego.

Jeżeli jakiś wyszynk lub sklepik żydowski miał odbiorców tylko z kilku domów, to już się potrafił utrzymać, już mu to wystarczało, żeby mógł istnieć. Jeden szynkarz tarnobrzeski, który miał dziesięciu gospodarzy pijących u niego, mówił, że woli, żeby jemu wszystko się spaliło i przepadło niż tym gospodarzom, bo oni są jego żywicielami i trzymają go na nogach.

Żyli przytem bardzo oszczędnie i gdyby katolicy chcieli ich naśladować, to wszystkie majątki byłyby w ich rękach. Mówią, że biedniejsi żydzi nie jedzą z rana, aż coś zarobią, tj. coś sprzedadzą z zarobkiem.

Ci żydzi, którzy majątki od szlachty wykupywali, początkowo przeważnie biedni, żyli skromnie nawet i wtedy, gdy stali się już dziedzicami, i na przykład nigdy nie widziałem ani słyszałem, by który z nich wyprawiał bale, które we dworach szlacheckich były częste, nie trzymali też takiej drogiej administracji, która cały dochód zabiera, ale gospodarowali czasem może aż z przesadną oszczędnością.

Na przykład o Hauserze, który tak się dorobił, że kupił Kajmów i Machów, opowiadali, że trzymał jednego żydka, któremu w pieniądzach dawał podobno tylko 3 złr. na tydzień, a ten w jednej osobie był rządcą, ekonomem, karbownikiem, a nawet polowym, i każdy, kto miał jakiś interes do dworu, musiał do tego żydka się udawać, bo sam Hauser dojeżdżał tam tylko na kontrolę z Tarnobrzega.

Opowiadali dalej, że żona tego ekonoma chcąc się swemu dziedzicowi przypochlebić, zładowała mu przez parę razy barszcz, który mu tak posmakował, że po powrocie do Tarnobrzega nie czuł się głodnym i nie jadł tego, co mu własna żona podała. Ta dopytywała się męża, dlaczego nie chce jeść, a gdy się dowiedziała, że w Machowie jada barszczyk z »jajkiem i ze śmietankiem«, oburzyła się strasznie, że żona ekonoma lepszy barszcz sobie gotuje i lepiej żyje niż ona dziedziczka i ekonoma tego, wraz z żoną i dziećmi, ze dworu wygnała. Jest w tym nauka, jak się żydzi oszczędnością rządzą, że tylko tu wydają grosz, gdzie tego niezbędna potrzeba wymaga.


Jak tylko zapamiętałem, katolicy zawsze na żydów narzekali i narzekają, a przytem nieraz wyśmiewali się i wyśmiewają z ich różnych wad, żartując i robiąc im nawet różne figle, ale cóż z tego wszystkiego: żyd był i jest na wszystko cierpliwy, a katolicy szli i idą zawsze do żydów i dają się im wyzyskiwać na różne sposoby, i ci się bogacą, choć ciężko nie pracują.

Żyd dotąd ulega katolikowi i pozwala naśmiewać się z siebie i płatać sobie najnieprzyjemniejsze figle, dopóki widzi u katolika pieniądze w kieszeni i majątek, ale jak już wszystko wyssie i wyzyska, to się lepiej z katolika wyśmieje i za drzwi go wyrzuci.

Na to można by przytoczyć niejeden przykład. Był w Dzikowie gospodarz jeden dosyć zamożny, który lubiał drwić z żydów, ale zachodził zawsze do żydowskich szynków i żydzi korzystali z niego przy każdej sposobności. Raz uderzył szynkarza w twarz za to, że nie chciał dać mu piwa, żądając naprzód zapłaty. Żyd się z tego rozchorował, wniósł skargę do sądu, ale potem skargę cofnął, gdy chłop obiecał przepić za to w szynku 5 złr.

I przepił tyle zaraz w towarzystwie z drugimi, a gdy chciał dalej pić i szynkarz żądał znowu zapłaty z góry, palnął go znowu w twarz i powiada: »Przedtem zwaliłem cię w jedną stronę, a dziś w drugą, bobyś głowę krzywo nosił, a tak to ci się naprostuje«. Zrobił się straszny gwałt i krzyk, ale na tym się skończyło, bo żyd znowu się przeprosił, gdy chłop dalej do niego na pijatykę zachodził.

I dopóki się chłop lepiej miał, żyd przyjmował go w szynku, usługiwał mu i znosił wszelkie przezwiska, jakie chłopu ślina do gęby przyniosła i dopiero jak majątek od niego wyzyskał, wyrzucał go za drzwi. Skończyło się na tym, że ten zamożny gospodarz umarł w wielkiej biedzie i poniewierce, a żyd ma obecnie jedną z największych kamienic w Tarnobrzegu i dobrze mu się powodzi.


Handel prowadzili żydzi najczęściej w sposób oszukańczy, nierzetelnie. Kupujący zawsze musiał się obawiać, że żyd mu nie doważy, nie domierzy, że da gorszy towar, za drogo policzy, oszuka przy wydawaniu reszty itp. Z łatwością dawali towar na kredyt i przyuczali niejednego do borgów [kredytów]. Żyd zachęcając do kupna, z góry zaznaczał, że da towar bez pieniędzy, że się o pieniądze nie pyta, skoro jednak należności na czas nie otrzymał, wnosił bezwzględnie skargę do sądu i ściągał sobie dług z kosztami, a jeżeli liczył na krótką pamięć odbiorcy, to mu do długu coś przypisał i większej kwoty domagał się.

W handlu zawsze też prawie chodziło żydom głównie o to, ażeby wziąć pieniądze bez względu na to, czy towar dobry, nie zepsuty, czy wyjdzie kupującemu na pożytek.

Za mojej pamięci zaszło w Tarnobrzegu parę głośniejszych wypadków, które świadczyły, jaka to bywała obsługa żydowska w handlu. Jeden szczególnie narobił dużo wrzawy.

Raz stróż miejski, pełniący wartę nocną w zimie, zajrzał do piekarni żydowskiej przez okno niedostatecznie zasłonięte. Widział wtedy, jak żyd, piekarz, rozebrał się i mył się szczotką w ciepłej wodzie, a następnie czeladnik wodę tę wlał do dzieży do ciasta. I z takiego to ciasta jedli potem chleb kupujący. Stróż doniósł o tym do sądu, sprawa toczyła się w Rzeszowie. Pokazało się, że żyd, który się mył w tej ciepłej wodzie, miał parchy. Został on wtedy zasądzony, a piekarnia jego zamknięta.


Oświata u żydów była początkowo bardzo niska, byli na ogół głupsi od katolików.

W mieście wielu było takich, co polskiego języka nie znali i nie można się było z nimi zmówić, albo inni byli tacy, co język polski łamali i kaleczyli gorzej, niż to jest obecnie, i narażali się z tego powodu na śmiechy i drwiny.

Dzieci żydowskie uczyły się tylko na Talmudzie, a nauka ta odbywała się po domach grupami i była prowadzona przez żydków, którzy już sami coś umieli. Starali się o to, ażeby każde dziecko przykazania Mojżeszowe znało.

Do oświaty polskiej byli bardzo niechętni i gdy nastawały szkoły i przymus szkolny, zachowywali się względem szkoły z większym oporem niż najciemniejsi chłopi i woleli płacić kary, niż posyłać dzieci swoje do szkoły. Bo mówili, że dzieci ich muszą się uczyć przykazań Mojżeszowych, a jak się będą uczyć po polsku, to tamtego się nie nauczą. Mówili też, że co im potrzebne, to umią, bo jak potrafią porachować, to wystarczy.

W tarnobrzeskiej szkole były ciągle nakładane kary na zaniedbujących posyłanie dzieci na naukę i z kar tych pokrywały się wydatki na urządzenia szkolne. Kary te żydzi płacili, a dzieci do szkoły nie posyłali.

Dopiero potem zrozumieli korzyści z oświaty i dzisiaj już zapełniają szkoły powszechne w Tarnobrzegu i cisną się do szkół średnich i wyższych, a następnie zajmują zyskowne stanowiska.

W pierwszych latach po ustaniu pańszczyzny [czyli po 1848 roku], gdy lud był ciemny, bez oświaty, żyd tak niejednego potrafił przyciągnąć do siebie i ugłaskać swoim sprytem, pożyczką, borgiem, wódką, że na razie zdawało się chłopu, że to jest jego najlepszy przyjaciel, ale nim się mógł przerachować, to już jego gospodarstwo za rok, dwa poszło na licytację i stało się własnością żyda.

Jednak to dla żydów było za mało, bo jak mówi przysłowie: »Dziad dziada panem nie zrobi«. Dopiero panowie, dziedzice wielkich obszarów dworskich, dali żydom szerokie pole do zdobycia pieniędzy i wielkich majątków. Panowie wprowadzali żydów do każdej wioski, obsadzali po karczmach, dali im do rąk propinację [prawo do produkcji i sprzedaży alkoholu], a ci mając sposobność zalewać ciemnemu ludowi mózgi, rozpoczęli gospodarkę rabunkową i stopniowo wciskali się do dworów na faktorów, dostawców, kupców lasów, bydła, łąk, gruntów itd., a w niedługim czasie cały dwór dostawał się żydom.

Toteż gdyby żydzi chcieli na gruncie siedzieć i pracować, to dziś wszystka ziemia w Galicji do nich należałaby, byliby zupełnymi panami kraju, a chłopi, jak szlachta, byliby u nich w służbie i pracowaliby za parobków. Zaraz po pańszczyźnie byłaby nastała gorsza jeszcze dla całej ludności chrześcijańskiej żydowszczyzna. W Dzikowie na przykład nie ma tego kawałka chłopskiego gruntu, żeby nie był w rękach żydowskich, żeby nie był drogo wykupiony, a w innych wsiach było zupełnie to samo.

Ale żydzi nie chcieli trudnić się gospodarstwem i ciężko pracować i woleli wielkie zyski, jakie im dawał handel gruntami przepłacanymi przez chłopów. Osiadali na stałe tylko w miastach i miasteczkach, wykupując realności od mieszczan polskich, więc w paru dziesiątkach lat ludność miastowa zupełnie się zmieniła — jak po wielkiej wojnie [pierwszej wojnie światowej].


Za mojej pamięci przyszli da największych majątków w Tarnobrzegu: Lejzor Wahl, Dawid Engelberg i Mosiek Hauser. Lejzor Wahl, jak zapamiętałem, był z początku biednym, miał skromny szynk z wódką w tym miejscu, gdzie obecnie dom Chruściela. Chodził wtedy po Dzikowie i wybierał za wódkę jaja, drób, zboże itp., a z Podłęża ćwierciami nieraz dźwigał zboże na plecach. Tym, co chcieli pić, a nie mieli pieniędzy, odpowiadał, że on się o pieniądze nie pyta i daje na kredyt. Oddacie mi — mówił — jak będziecie mieli, albo oddacie zbożem z nowego«. I zapijało się u niego wielu takich, co nie byli nałogowymi pijakami; ale mieli głównie tę wadę, że lubili towarzystwo, zabawę, a przytem nie cenili czasu i zaniedbywali gospodarkę. Wahl miał znajomości po wszystkich wsiach okolicznych, o każdym gospodarzu wiedział na co go stać, jaki będzie miał zbiór i na konto tego dawał mu pić. Brał za to z nowego zboża ćwierciami i korcami; z dalszych wsi przywozili mu je na furach.

Nosili mu też zboże ukradkiem, w nocy, a on zawsze szynkował, jeżeli tylko był interes. Opowiadał mi jeden gospodarz z Dzikowa, który lubiał sobie głowę wódką zaprószyć, że jeżeli chciał Lejzora w nocy wyciągnąć z łóżka, to pukał do drzwi i mówił z przyciskiem, jakby coś dźwigał: »Otwórz; bo mi ciężko!« Lejzor wtedy uchylił drzwi, a on się wsuwał do szynku i pił, choć czasem nic nie przynosił. I tym się chwalił, że żyda oszukał, ale sam na tym tak wyszedł, że stracił cały majątek, złożony z sześciu morgów dobrego gruntu, i był w końcu tylko wyrobnikiem, nędzne życie prowadził.

Ze zboża w ten sposób zebranego miał Lejzor cały magazyn. Mieściło się ono w stancjach przy szynku i na strychu, bo pijak nie tylko zboże przyniósł, ale i na strych wydźwigał, gdy mu szynkarz kazał. Na wiosnę zaś, na przednówku, który u pijaków był corocznie, kupowali je u niego ci sami, którzy mu je znosili, a że pieniędzy nie mieli, więc najczęściej oddawali dopiero z nowego, za korzec, dwa itp. A ponieważ Lejzor dawał też chętnie pożyczki pieniężne i wódkę na kredyt, więc mówili o nim, że to żyd wygodny i dobry«.

Z chłopów przyszedł w ten sposób do znacznego majątku, a gdy następnie wziął się do dzierżawienia propinacji u hrabiego i do handlu drzewem, kupując lasy dworskie na morgi i wyprawiając budulec Wisłą do Gdańska, dorobił się takiego majątku, że liczną swoją rodzinę, synów i córki, wyposażył grubymi wianami, po kilkadziesiąt tysięcy reńskich, i potem jeszcze wspierał w interesach, gdy które stało licho, a gdy umarł, zostało po nim jeszcze 300000złr. po większej części na długach u chłopów i panów, które potem wdowa po nim ściągała, nie przepuszczając nikomu, i rozdzielała dalej między dzieci i wnuki.

Dawid Engelberg miał sklep korzenny i lepsze trunki, a przytem także zwyczajny szynk dla chłopów. Trzymał też pocztę prywatną, jeszcze wtedy, gdy posłaniec chodził z Tarnobrzega do Rzeszowa, a potem do Majdanu. Mosiek Hauser zaś miał pierwszy handel żelazny w Tarnobrzegu i handlował głównie z dworami. Następnie do spółki z Wahlem i Engelbergiem dzierżawił propinację i prowadził handel drzewem. Tak Engelberg, jak Hauser zgromadzili nie mniejsze majątki niż Wahl. Hauser kupił dwie wsie nadwiślańskie: Kajmów i Machów. Dzieci i wnuki swoje hojnie wywianowali.

Ci bogacze stanowili też za życia kasę dla żydów uboższych, bo innych kas podówczas nie było. Pożyczali biedniejszym żydkom na różne interesa i handle, ale na tym nie wychodzili już tak dobrze, bo ci ich najczęściej zarywali.

Wszyscy trzej a szczególnie Engelberg mieli opinię żydów porządnych; dbali o powagę, w interesach nie zarywali i dłużników nie wodzili po sądach. Zbogacili się — można powiedzieć — dlatego, że byli zapobiegliwi, a ludzie byli głupi, kwitło pijaństwo i nie było handlów chrześcijańskich.

O ile mi wiadomo, to te wielkie majątki po nich rozpłynęły się. Dzieci i wnuki prowadziły dalej interesa i handle, jak oni, ale kiepsko, i traciły na tym. O ile są w Tarnobrzegu i znam ich, to są nie bogaci, ale owszem niezamożni, zrównali się z chudobniejszymi i w znacznej części wymarli. Jeden tylko Lam, zięć Hausera, posiadał gruby majątek, a to dzięki temu, że dzierżawił propinację i rafinerię u hrabiego.

W ogóle teraz [w latach 20. XX w.] trudniej żydom tak się bogacić. Mogą się w handlu mieć lepiej i żyć lepiej niż np. chłop na roli lub niższy urzędnik, ale w tak krótkim czasie tak ogromnych majątków nie zbierają, a zaczęło się to od tego czasu, gdy szkoły nastały i ludzie zmądrzeli, gdy zaczęło upadać pijaństwo i ludzie mniej się bawili i gdy zaczęły powstawać kółka rolnicze i sklepy chrześcijańskie.

Obecnie do najbogatszych, prócz Lama, należą jeszcze Salomon Korn, który początkowo miał tylko sklepik i był niebogatym, dopiero, gdy się wziął do handlu ziemią, do kupna gruntów chłopskich i parcelacji folwarków i dworów, doszedł do wielkiego majątku. Mniej bogatym od niego jest Beniamin Federbusch, którego ojciec robił sukmany chłopom i który początkowo był zwyczajnym żydkiem, z którym nikt się nie liczył, ale gdy zaczął handlować gruntami, kupować, sprzedawać, wymieniać, przyczem bywał na śledztwie sądowym, doszedł do takiego majątku, że go stać było na dziesiątki tysięcy koron i ma kamienicę w rynku.”

Dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

„O przyczynach nienawiści ludu ruskiego do Żydów”

„Polski inteligent o Żydach”

„Brudny jak polski Żyd – czyli niemiecki Żyd o polskich”

„Czy Polska powinna domagać się odszkodowań od Izraela?”

„Kolaboracja Żydów ze Szwedami w Krakowie”

„Żydzi w okresie szwedzkiego „potopu” – zdrajcy, szpiedzy i wierni poddani”

„Terytorium Polski pod względem wojskowym – żydzi”

„Postęp czy regres, czyli czego możemy zazdrościć pańszczyźnianym chłopom”

„Sieroty po Rzeczpospolitej”

„Dlaczego lewica powinna uwielbiać polską szlachtę, choć jej nienawidzi”

„Polski chłop o dziedzicu”

„Za jednego bitego dam siedmiu niebitych, czyli o roli chłosty w armii rosyjskiej XVIII i XIX w.”

„Najomszczyki”

„Dobre umieranie”

19 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaroslaus
    jaroslaus :

    Polscy władcy zawsze mieli pecha, że takie ścierwo przygarniali. Co nam wyszło z Krzyżaków, których przegnano w Węgier wszyscy wiem. Gorzej jest z tą parchatą zarazą, tym trądem, który pożera całe narody i kraje. Myślcie, że to przypadek, że przegnano precz tą szarańczę kolejno z Hiszpanii, Francji, Włoch, Szwajcarii, Niemiec, Węgier? Weźcie w końcu zrozumcie, że żyd nigdy nie zrobił czegokolwiek dobrego dla społeczności, którą infekował – NIGDY. A dziś ta forma zarazy jest jeszcze groźniejsza, bo wtapia się w tłum, udaje, że jest czym nie jest, ukrywa swoje żydostwo – wiedzieliście, że bufetowa to żydówa? A potem rosną takie muzea niby żydków polskich za 200 milionów złotych – a na muzeum dla Żołnierzy Wyklętych są ochłapy. Albo na muzeum Kresów to już nie ma nic. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to popatrzcie jaki fajny link znalazłem na jeden ze stron na pejsbooku – http://www.speedyshare.com/EKat4/Juden-Total-Recall.docx

  2. werle
    werle :

    „W POWIETRZU CZUĆ PROCH, ale DLA NAS TO NIC ZŁEGO… SKORZYSTAJMY z DOBREJ OKAZJI. ZAMIAST BAWIĆ SIĘ w PATRJOTYZM itp. MRZONKI, MYŚLMY PRZEDEWSZYSTKIEM o SOBIE. CHŁOP POLSKI nie LUBI NAS, WIEMY o TEM, ale CHŁOP jest GŁUPI – NIE BOIMY SIĘ GO. O SZLACHTĘ NAM GŁÓWNIE IDZIE. WMIESZA SIĘ ONA przez SAM PUNKT HONORU w AWANTURĘ, PÓJDZIE do LASU, NA KRWAWE POLA, za CO JĄ RZĄD UKARZE, ZNISZCZY, WYTĘPI, WYDUSI, WYWŁASZCZY, a WÓWCZAS DLA NAS DROGA OTWARTA… W KAŻDYM NARODZIE MUSI się WYROBIĆ PONAD MASY JAKAŚ INTELIGENCJA i RODZAJ ARYSTOKRACJI. MY JESTEŚMY MATERJAŁEM GOTOWYM, MY ZAWŁADNIEMY KRAJEM, a PANUJEMY JUŻ PRZEZ GIEŁDY i PRZEZ WIELKĄ CZĘŚĆ PRASY nad POŁOWĄ EUROPY. ALE NASZEM WŁAŚCIWEM KRÓLESTWEM, NASZĄ STOLICĄ, NASZEM JERUZALEM BĘDZIE POLSKA. MY BĘDZIEMY JEJ ARYSTOKRACJĄ, MY tu RZĄDZIĆ BĘDZIEMY, KRAJ TEN NALEŻY do NAS, jest NASZ” !!!

  3. jaroslaus
    jaroslaus :

    Odnośnie tego pejsatego pajaca z Krakowa, co tak ładnie się wypadał o „gojach”. Nie wierzcie w ani jedno jego słowo, bowiem oto parchowi wymknęło się to o czym myśli miażdżąca większość z nich. Parchaty będzie teraz kłamał, ale jest to dla niego dość naturalne. Nawet jeśli moja opinia was nie przekonuje, pozwólcie, że zacytuję wielkiego europejskiego filozofa, Schopenhauera, który rzekł, iż „żyd jest wielkim mistrzem kłamstwa”. Warto byście wiedzieli czym taki żyd, jak nasz bohater, operuje kiedy odwala swoją hucpę – otóż operuje talmudem. A talmud…och, to dopiero jest skarbnica wiedzy o tym co oni o nas myślą – a oto parę przykładów: „Każdy Goj, który bada Talmud, oraz każdy Żyd który mu w tym pomaga, powinien umrzeć”. – Sanhedryn 59a Aboda Zora 8-6, Szagiga 13. „Zakazane jest ujawnianie tajemnic prawa” (Talmudu) –Chadzasz, 171, 3. „Przekazanie Gojowi czegoś o naszych stosunkach religijnych jest równe zabiciu wszystkich Żydów, gdyż gdyby Goje dowiedzieli się, czego uczymy o nich, zabiliby nas otwarcie.” – Libbre David 37. „Jeśli Żyd zostaje wezwany do wyjaśnienia jakiejś części rabinicznych ksiąg (Talmud), powinien dać tylko fałszywe wyjaśnienia. Kto kiedykolwiek naruszy to prawo, powinien być skazany na śmierć” – Libbre David 37.

      • jaroslaus
        jaroslaus :

        żydzi nie znają czegoś takiego jak “honor”, bowiem jest to nacja pasożytnicza. Będą niszczyć każdą społeczność, którą zainfekują – ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero wtedy, gdy społeczeństwo zwróci się przeciwko nim. W szkołach do dnia dzisiejszego BEZCZELNIE KŁAMIE SIĘ o roli żydostwa w IIWŚ, a prawda jest następująca. Kapitał żydowski wspomógł Hitlera w dojściu do władzy – żydzi z USA gardzili żydami ze środkowej Europy nazywający is pogardliwie Ostjuden, nie zważając na fakt, że było to środowisko z którego najczęściej wywodzili się ich właśni przodkowie, w czasie wojny parchate żydy MASOWO kolaborowały z gestapo w ramach organizacji Żagiew wyłapując innych żydów – pożerali się nawzajem – a przy okazji denuncjując Polaków. I oczywiście pozostaje kwestia getta – tam nie wszedł żaden Niemiec aż zostały tylko garstka pajaców. Ci pajace to należeli do Judenratu i żydowskiej policji, która PAŁOWAŁA i wpychała do wagonów żydowskie niemowlęta, małych żydów, starych żydów etc, często nawet własne rodziny. Dopiero kiedy przyszła pora na te ostatki to się zbuntowali! I dziś mają ten obrzydliwy pomnik w Warszawie, który powinien zostać rozbity i zamieniony na podłoże pod chodnik – bo wtedy byłyby z niego większy pożytek. Cała historia z żydostwem w getcie jest bardzo niejasna. Są poważne powody by sądzić, że grupa komunistów Anielewicza wcale nie popełniła samobójstwa tylko została zaszlachtowana przez żydowskich socjalistów. Nie będę tego tu jednak wyjaśniał. Tak więc nie dziwi mnie to, że żydy robiły wszystko by przypodobać się swoim nowym panom, a nóż za “wierną” służbę (wierną nie z serca ale tylko dlatego, że topór wisi nad parchatym łbem) uda się przeżyć. Co z tego, że może trzeba będzie wyczyścić jakież zażydzone miasteczko na Kresach Polski? Za to dziś Ty mój kolego, a także każdy inny polski goj – dowiadujemy się od żydowskiego premiera państwa kryminalnego w Palestynie – Icchaka Szamira, iż “Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.

  4. suwaliszek
    suwaliszek :

    Antysemickie bzdury! Zamiast się wyżywać na Żydach lepiej spowiadajmy się ze swych grzechów.
    Przecież w tych wspomnieniach co chwile jest powiedziane o pijaństwie, nieuctwie, życiu ponad stan. Znamienny jest przedostatni akapit gdzie powiedziane jest wyraźnie, że Żydzi przestali się tak bogacić ( w II RP ) gdy zmalało pijaństwo i rozwinęła się oświata i polska przedsiębiorczość. REDAKCJO: jak można tolerować wyrażenia ” ścierwa” wobec Żydów?! To czysty antysemityzm. Czy redakcja Kresy.pl podziela antysemityzm?! PANIE R. SIKORA: zamiast rozpływać się w komplementach powinien pan napisać chociaż kilka słów komentarza jak pan rozumie ten materiał źródłowy bo stał się jak widać po licznych wpisach żródłem szowinistycznych wystąpień antysemickich – CHYBA, ŻE O TO PANU CHODZIŁO?! Jako Polak wstydzę się za taką polskość – TO JEST ŚCIERWO POLSKIE!

      • suwaliszek
        suwaliszek :

        Hawranek: nie znasz historii – po zaproszonych Krzyżakach pozostała duża ilość naszych bohaterów narodowych z niemieckimi nazwiskami, podobnie z czeskimi najemnikami czy innymi. Tatarzy do dzisiaj są wierni swej nowej ojczyźnie. Podobnie z Żydami – to ,że nie rezygnowali ze swej tożsamości nie znaczy wcale, że nie byli też Polakami. Tak jak Litwini ( Mickiewicz, Piłsudski ) podkreślali swoją podwójną narodowość – najpierw litewską potem polską tak i Żydzi – najpierw żydowską a potem polską. W naszych dziejach Żydzi zapisali się złotymi literami – było wśród nich wielu bohaterów przelewających krew za Polskę w powstaniach i wojnach. Przez wieki płacili pogłowne – nie podatek dochodowy ale stały haracz od ilości głów. To stanowiło przez wieki źródło wielkiego dochodu państwa polskiego. To tylko nasza głupota i pijaństwo nie pozwalały nam właściwie z tego dochodu korzystać. Nie tylko wielmoże opiekowali się Żydami w swych posiadłościach ale nawet zakony katolickie zabiegały aby przy ich klasztorach osiedlali się Żydzi.

  5. jaroslaus
    jaroslaus :

    Przedstawiam Państwu dzieło naszego wielkiego Wieszcza Narodowego, którego ów wiersz jest z jakichś DZIWNYCH powodów POMIJANY w podręcznikach szkolnych klas wszystkich – Adama Mickiewicza.

    PCHŁA I RABIN

    Pewny rabin w Talmudzie kąpiąc się po uszy,

    Cierpiąc, że go pchła gryzła; w końcu się obruszy:

    Dalej czatować, złowił. Siedzi przyciśnięta,

    Kręci się, wyciągając główkę i nożęta:

    “Daruj, Rabi, mądremu nie godzi się gniewać:

    Potomkowi Lewitów możnaż krew przelewać?”

    “Krew za krew! – wrzasnął Rabin – Belijala płodzie!

    Filistynko, na cudzej wytuczona szkodzie!

    Mrówki snują szpichlerze; pracowite roje

    Znoszą miody i woski, a trucień napoje:

    Ty się jedna śród ludzi z liwarem uwijasz,

    Pijaczko tym szkodliwsza, iż cudze wypijasz”.

    Zakończył, i gdy więźnia bez litości dłabi,

    Pchła konając pisnęła: “A czym żyje rabi?”

  6. jaroslaus
    jaroslaus :

    W ramach akcji tępienia ciemnoty, zabobonu oraz klasycznej ignorancji przedstawiam Państwu FRAGMENT KSIĄŻKI, którą każdy winien przeczytać – zwłaszcza, że nie jest obszerna – Rola neofitów w dziejach Polski Stanisława Didiera. „W tym samym czasie powstały w kraju pod patronatem Kościoła bractwa wstrzemięźliwości od gorących napojów. Bractwa te rozszerzyły się szybko w całem Królestwie i na Litwie. W 1860 r. liczba członków bractw wstrzemięźliwości dosięgała cyfry 600 tys. osób, przeważnie włościan. W samej gubernji Wileńskiej liczba wypitych wiader wódki z 900.000 zmalała do 550.000. Żydowscy właściciele szynków, dotknięci w najdrażliwsze miejsce, bo uderzeni po kieszeni, zaczęli szerzyć wiadomości, że księża, zakładając bractwa, prowadzą działalność polityczną i szkodzą interesom państwowym. Znaleźli się i tacy, którzy pisali do wyższych władz rosyjskich denuncjacje, że bractwa mają cele polityczne i mogą stać się w niedalekiej przyszłości potężną i arcyniebezpieczną bronią w rękach duchowieństwa katolickiego. Wskutek tego Rosjanie zaczęli zabraniać zakładania bractw. Duchowieństwo jednak nie kapitulowało i dalej propagowało abstynencję. Powiadomiona o tem przez żydów policja rosyjska karała dotkliwie inicjatorów. Wywołało to wrzenie wśród ludu polskiego, którego nastroje stawały się coraz bardziej wrogie względem żydostwa. Wyraźnie o tem pisze Agaton Giller (“Historja powstania narodu polskiego”, t. II, str. 199), że “waśń, jaka w Królestwie między Polakami i żydami przed 1861 r. wybuchła, doszła do stopnia, od którego do bijatyk i kamienowań niewielkie przejście”. Tak więc bij się w pierś człowieku prosty i syp popiół na głowę za swoje nieuctwo i pouczanie nas – Polaków.

  7. jaroslaus
    jaroslaus :

    W 2010 roku rabin Ovadia Yosef objawił całemu światu swoją “mądrość” i rzekł, iż „JEDYNYM CELEM GOJÓW JEST SŁUŻYĆ ŻYDOM” – i dalej: „PO CO GOJE SĄ POTRZEBNI? BĘDĄ PRACOWAĆ, BĘDĄ ORAĆ, BĘDĄ ZBIERAĆ PLONY. MY BĘDZIEMY SIEDZIEĆ JAK WŁADCY (effendi) I JEŚĆ. PO TO GOJE ZOSTALI STWORZENI”. Nie dajcie się ogłupić – tego nie powiedziała pierwsza lepsza żydowska łajza tylko „NACZELNY RABIN IZRAELA” w latach 1973-1983 i tzw. „przywódca duchowy” partii Szas WSPÓŁ FORMUJĄCEJ rząd tworu Izrael. Dlatego cokolwiek mówią – nigdy im nie wierzcie. http://failedmessiah.typepad.com/failed_messiahcom/2010/10/gentiles-exist-only-to-serve-jews-rabbi-ovadia-yosef-says-234.html

  8. jaroslaus
    jaroslaus :

    UWAGA. Pod podanym linkiem zeskanowany odpis wyciągu z protokołu posiedzenia Komitetu Zakładowego PZPR przy MSZ z dnia 10 kwietnia 1968 roku – wskazujący HANIEBNĄ i WROGĄ interesom Polski (już nawet nie PRL w tym wypadku) postawę bardzo wysoko postawionego ŻYDA – CZŁONKA Komitetu Centralnego PZPR – wiceministra „Naszkowskiego” oraz jego WYCZYNACH w czasie wyjazdu do Kairu gdzie doprowadził do tego, iż Egipt NIE UZNAŁ polskiej granicy zachodniej, choć miała to być formalność. Teraz dla ludzi myślących – nie bądźcie naiwni – po kadencji Mellera, Rotfelda, Geremka to pejsate towarzystwo dalej oplata MSZ, część ma dalej takie piękne jak w/w nazwiska. To, że syn mordercy z UB/SB, członka KPP jest dziś ambasadorem w USA jest skandalem – ale żyjemy przecież w bantustanie. Ten żyd – Sznepf, odtworzył w Polce tą żydowską lożę masońską B’nai B’rith. Trzeba tu mieć na uwadze dwie kwestie – to jest TA SAMA organizacja co przed wojną. Przecież był powód, że jej działalność w II RP została zakazana. Skany załączonych odpisów stanowią aneks do książki pt. Rewolta Marcowa Jerzego Brochockiego http://www.speedyshare.com/fmMHN/zydy-w-MSZ.pdf