Azef

Uprzedziłem, że będę się zajmował oficjalną, a nie rewolucyjną Rosją – do oficjalnej należała jednak cała makabryczna i niesamowita dziedzina prowokacji policyjnej.

Żandarmeria rosyjska tego okresu była pogardzana przez społeczeństwo do tego stopnia, iż zdarzało się, że na urzędowych powitaniach korpusu oficerskiego – wielcy książęta odmawiali podawania ręki oficerom żandarmerii. Żandarmeria była oddzielona od policji, należała do wojska; oficerami byli tu ludzie, którzy musieli opuścić swój pułk z powodu jakiegoś skandalu. A jednak pod względem technicznym, zawodowym, ludzie ci doszli do doskonałości, czego dowodem jest fakt, że prezydent Francji, Feliks Faure, prosił oficera żandarmerii rosyjskiej, Raczkowskiego, aby zorganizował ochronę jego osoby w czasie podróży do Lyonu. Prezydent Carnot, jeden z poprzedników Faure na jego wysokim urzędzie, był zamordowany właśnie w Lyonie i Faure obawiał się jego losu. Ale żandarmom potrzebne były awanse, ordery, kwoty dyspozycyjne. Jak łowczym i podłowczym, pilnującym polowań w jakiejś puszczy, potrzebne są sarny i dziki, aby było na co polować, muszą więc je rozmnażać, tak samo tym żandarmom potrzebni byli rewolucjoniści, aby było kogo łowić, aresztować, wykazywać swoją gorliwość i osiągnięcia. Teoretyczne rozważania marksistowskie ich nie zadowalały, były za mało efektowne; tajne drukarnie było to już coś bardziej konkretnego, ale ideałem ich był terror. Bomba, zabicie jakiegoś dygnitarza, a potem polowanie na sprawców, wykrywanie ich – oto, co było ideałem duszy żandarmerii.

Wystarczy tu naszkicować historię jednego Azefa, bynajmniej nie jedynego, lecz jednak najbardziej głośnego prowokatora policyjnego. Azef urodził się w rodzinie żydowskiej, w miasteczku Łyskowie, powiatu wołkowyskiego, tam, gdzie jest pochowany Franciszek Karpiński. Gimnazjum ukończył Azef w Rostowie nad Donem, potem miał się zająć handlem masłem – otrzymał od jakiejś firmy osiemset rubli na zakupy na wsiach, ukradł te pieniądze i uciekł do Karlsruhe w Niemczech, gdzie wstąpił na politechnikę.

Stamtąd zaczyna pisywać listy do urzędów policyjnych, iż może dawać informacje o istniejącym w Karlsruhe kole studentów socjalistów-rewolucjonistów. Było to w roku 1893. Policja wyznaczyła mu pięćdziesiąt rubli miesięcznie i gratyfikacje na gwiazdkę. Takiego koła w ogóle nie było, ale Azef je założył i sam jako założyciel został jego prezesem.

Później Azef przez kilkanaście lat zajmuje najwyższe stanowiska w ruchu rewolucyjno-socjalistycznym, jest jednocześnie prezesem komitetu polityczno-ideowego i wodzem drużyny bojowej. Te dwie instytucje ze względów konspiracji nie porozumiewały się z sobą – komitet wydawał rozkazy, lecz nie znał ich wykonawców, wszelki kontakt władz politycznych partii i jej organizacji bojowej odbywał się wyłącznie przez Azefa – agenta Ochrany.

Azef organizował zamachy na własną rękę, a po dokonanym zamachu wydawał część uczestników policji. Wydawał przy tym ludzki materiał, który mu był mniej potrzebny do roboty dalszej; chętnie wydawał ideologów, publicystów, idealistów, partyjnych hamletów i tego rodzaju większych ludzi. Zahartowanych pracowników rewolweru i bomby, niezłomnych terrorystów, kochających terror – Azef oszczędzał i potrafił ich chronić przed aresztowaniami. Na przykład Sawinkowa Azef, zdaje się, że kilkakrotnie sprzedawał policji, ale Sawinkow potrafił zawsze uciec – Azef poznał się wtedy na jego zdolnościach i już go nie wydawał.

Od czasu do czasu jakieś podejrzenia co do roli Azefa przenikały do środowiska rewolucyjnego. Azef wtedy zabijał (oczywiście [nie] własnymi rękami) ludzi, którzy żywili takie wątpliwości. Tak było z Tatarowem, który zaczął sypać Azefa, i z polecenia Azefa został zabity w domu własnego ojca, prawosławnego popa przy cerkwi w Warszawie, na Pradze.

Azef zabijał także konkurentów, jak na przykład wielkiego prowokatora nr 2 – popa Hapona. Z polecenia Azefa tego Hapona zadusił sznurem niejaki Rutenberg, podczas gdy komitet polityczny postanowił zabić Hapona tylko wespół z jakimś oficerem żandarmerii, aby jednocześnie stwierdzić, że Hapon był szpiegiem i zdrajcą. Kiedy Rutenberg stanął przed sądem partyjnym za samowolne zabójstwo Hapona i kiedy powołał się na rozkaz Azefa – Azef po prostu powiedział sądowi: „A więc, towarzysze, albo mnie wierzycie, albo Rutenbergowi”. Wierzono oczywiście Azefowi.

Azef organizuje zamach na ministra spraw wewnętrznych Plehwego, ale dowiaduje się, że niejaka Klimczogłu, członkini innej organizacji, na własną rękę organizuje takiż zamach na tego ministra. Azef wydaje Klimczogłu i całą jej organizację w ręce policji, potem jego ludzie dokonują zamachu i zabijają Plehwego.

Azef korzystał już nie tylko z pensji, ale i z kredytów dyspozycyjnych, które płaciła mu policja, a jeszcze bardziej z pieniędzy wpłacanych na cele terrorystyczne przez sympatyków rewolucji, wśród których było dużo bogatych fabrykantów, a nawet arystokratów rosyjskich.

Należy tu zaznaczyć, że rosyjska socjaldemokracja, czyli późniejsi bolszewicy i mienszewicy, nie miała nic wspólnego z Azefem i socjal-rewolucjonistami. Ale i ci nie ustrzegli się od prowokatorów w swoim gronie, jak na przykład przewodniczący socjal-demokratycznej frakcji w Dumie, niejaki Malinowski, agent Ochrany.

Azef zabija ministra Sipiagina, ministra Plehwego, gen. Bogdanowicza, generał-gubernatora moskiewskiego W. Ks. Sergiusza. Planował i organizował wiele innych zamachów, które nie doszły do skutku, ale Azef na nich zarobił. Między innymi zamach na samego cesarza nie doszedł do skutku nie z winy Azefa, lecz zamachowca, który załamał się w ostatniej chwili.

Wywiad kontrrewolucyjny cesarski składał się z kilku instytucji niezależnych od siebie. Generał Gierasimow posiłkował się Azefem, niezależny od Gierasimowa płk Trusiewicz miał Resa. Kiedy wyleciała w powietrze willa premiera Stołypina, Trusiewicz woła: „To dzieło socjal-rewolucjonistów”. „Nie – odpowiada Gierasimow – to dzieło socjal-rewolucjonistów maksymalistów.” Socjal-rewolucjoniści to był Azef, socjal-rewolucjoniści maksymaliści to był Res.

Policja nie wiedziała, że Azef jest inicjatorem zamachów, rewolucjoniści nie wiedzieli oczywiście, że Azef był szpiegiem. Aż wreszcie zaczyna się historia Bakaja i Burcewa. Nie opowiadam o niej, bo i tak mimo woli wkroczyłem w daty XX wieku. Burcew wsiadł do pociągu pośpiesznego w Kolonii i spotkał w przedziale pierwszej klasy b. dyrektora departamentu Łopuchina, arystokratę rosyjskiego. Burcew zaczyna go dręczyć pytaniami, kto to jest „Raskin”. Łopuchin długo nic nie odpowiada, aż wreszcie biorąc już walizkę powiada: „Żadnego Raskina nie znam, a inżyniera Jewno Azefa widziałem wszystkiego kilka razy”.

Niesamowita historia prowokacji szczerzy na nas swe upiorne zęby.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment książki “Był Bal”, wyd. Universitas, Kraków 2012.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w krakowskim wydawnictwie Universitas.

[link=http://www.universitas.com.pl/katalog/kat_168]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply