Wódz gdańszczan zaskoczony początkowo tym, że przeciwnik nie czmychnął, wierzył głęboko w zwycięstwo. Obawiał się ponoć tylko tego, żeby żołnierze Batorego nie uciekli przedwcześnie z pola bitwy.

„200 husarzy przeciwko Moskwie”– tak zatytułowany był mój artykuł o rocie Marcina Kazanowskiego, która 27 czerwca 1581 roku, przez 7 godzin broniła Mohylewa przed 30-tysięcznym wojskiem rosyjskim. Broniła nie na murach, ale walcząc w otwartym polu. Gdy z pomocą przybyło im około 300 kawalerzystów lekkiej jazdy, przegoniono nieprzyjaciela spod tego miasta.

Nie był to jednak jedyny, tak wybitny wyczyn tego rycerstwa. 17 kwietnia 1577 roku, chorągiew husarska Marcina Kazanowskiego dokonała innej spektakularnej rzeczy. Przełamała niemieckich lancknechtów z ich długimi pikami. Tego typu zdarzenia były powszechnie uważane za nadzwyczajne, gdyż w zachodniej Europie długie piki zwykle skutecznie broniły piechotę przed szarżami jazdy.

Przed bitwą

Bitwa pod Lubieszowem (dzisiaj miejscowość znana jest jako Lubiszewo) miała miejsce podczas wojny domowej z Gdańskiem po elekcji Stefana Batorego na króla Polski. Zasługuje na szczególną uwagę z dwóch powodów. Pierwszym jest olbrzymia dysproporcja sił, pomimo której wojska królewskie pokonały przeciwnika. Drugim powodem jest fakt starcia się w tej bitwie dwóch odmiennych sztuk wojennych – staropolskiej i niemieckiej. Interesujące jest zwłaszcza to, w jaki sposób husaria rozbiła szyki lancknechtów dysponujących długimi pikami.

Armia królewska, dowodzona przez hetmana nadwornego koronnego i jednocześnie kasztelana gnieźnieńskiego Jana Zborowskiego, liczyła sobie etatowo 1350 kawalerii (w tym 1135 husarzy) oraz 730 piechoty. Łącznie 2080 stawek żołdu. Stany rzeczywiste były jednak niższe.

Armia gdańszczan liczyła łącznie około 12 000 – 14 000 ludzi, z tego 3500 – 3900 zawodowych żołnierzy zaciągniętych w państwach niemieckich. Dysponowała przy tym: 30 „działkami żelaznymi” przewożonymi na wozach, 5 działami i 2 moździerzami. Armią tą komenderował doświadczony dowódca Hans Winkelbruch von Köln.

Bitwa rozegrała się kilka kilometrów na zachód i południowy zachód od Tczewa. W tym rejonie płynie Motława, której koryto otoczone było przez grzęzawiska i bagna. Armia królewska, rozłożona przed bitwą po wschodniej stronie Motławy (w pobliżu Rokitek), nie omieszkała obsadzić pobliskiego Tczewa piechotą (50 hajduków), której zadaniem była obrona miasta przed atakiem wojsk gdańskich.

Wojska gdańszczan zbliżyły się do żołnierzy Batorego od północy, będąc od nich oddzielone bagnami Motławy i samą rzeką. W rejonie Tczewa istniały w tym czasie 2 przeprawy z mostkami, które umożliwiały przejście przez rzeczone bagna i rzeczkę. Pierwsza z nich znajdowała się przy trakcie koło Rokitek czyli około 4 km na zachód od Tczewa. Druga była położona bardziej na południe od niej czyli pod Lubieszowem, między dwoma jeziorami (około 6 km na południowy – zachód od Tczewa).

Wódz gdańszczan zaskoczony początkowo tym, że przeciwnik nie czmychnął, wierzył głęboko w zwycięstwo. Obawiał się ponoć tylko tego, żeby żołnierze Batorego nie uciekli przedwcześnie z pola bitwy. Wiara ta wynikała z olbrzymiej przewagi liczebnej, jaką mieszczanie tego najludniejszego miasta Rzeczypospolitej mieli nad wojskami królewskimi. Mimo jednak tak wielkiej wiary we własne siły, Hans Winkelbruch von Köln nie zaniedbał niczego, co pomogłoby mu w zwycięstwie. Plan bitwy, przygotowany przez tego doświadczonego wodza, rokował wszelkie nadzieje na sukces. Zdając sobie sprawę z niewielkiej jakości pospolitego ruszenia, postanowił użyć go tylko do działań wiążących w okolicach przeprawy pod Rokitkami. Sam zaś na czele regularnego wojska postanowił obejść szerokim łukiem pozycje żołnierzy królewskich i uderzyć na nich od południa, czyli na skrzydło i tyły armii Batorego. Zamierzał uderzyć w momencie, gdy armia ta będzie ścierać się z mieszczanami. W tym celu armia Gdańska rozdzieliła się w okolicach Miłobądzia na dwa korpusy. Pierwszy z nich, złożony z całego pieszego pospolitego ruszenia mieszczan z przydzielonymi im 200 jeźdźcami, skierował się na wzgórza wokół Dąbrówka i Zajączkowa. Drugi korpus (3100 lancknechtów i 600 jazdy) skierował się na przeprawę pod Lubieszowem.

Aby w szeregi wojsk królewskich wprowadzić dodatkowe zamieszanie, w momencie dwustronnego ataku sił lądowych, do akcji miały wejść także siły, jakie Hans Winkelbruch wysłał Wisłą. Ich celem był Tczew, jednakże przeciwne wiatry powstrzymały gdańską flotę na tyle skutecznie, że nie zdążyły one wejść do boju o czasie.

Pierwsze walki

Bitwa zaczęła się „troszkę przed południem” przed przeprawą pod Rokitkami, to jest na zachodnim brzegu Motławy. Stojące tam pospolite ruszenie, czyli milicja gdańszczan, poczynało sobie jednak dość niemrawo. Początkowo mieszczanie próbowali wiązać bardzo nieliczną jazdę królewską, która przeprawiła się na ich stronę rzeki, ostrzeliwując ją z dział i ręcznej broni palnej. Gdy jednak sami zostali ostrzelani przez kilkudziesięciu hajduków, stracili resztki animuszu i przyjęli zupełnie bierną postawę, pozostawiając własnej jeździe (200 kawalerzystów) harce z jazdą polską.

Siły główne trzymał hetman po wschodniej stronie Motławy i bagien ją otaczających. To tutaj bowiem:

„Zborowski usadowiwszy się w dobrem miejscu, ponad bagnami, zajął wąskie drogi i przechód im [gdańszczanom] tamować postanowił.”

Przeprawę pod Rokitkami, owo wąskie gardło, które prowadziło do znajdujących się po wschodniej stronie Motławy wojsk królewskich, obsadził Zborowski wszystkimi działami i hakownicami, którymi w tej chwili dysponował (2 działka + 27 hakownic).

W czasie opisanych powyżej starć zaciężni lancknechci pod wodzą Hansa Winkelbrucha von Kölna, wykonywali manewr mający okrążyć armię Batorego. Podążali oni do przeprawy pod Lubieszowem. Na ich czele szła kawaleria, która miała wiązać harcem jazdę królewska i osłaniać w ten sposób przeprawianie się piechoty.

Obserwująca ich kawaleria (50 petyhorców Temruka Szymkowicza) powiadomiła Zborowskiego o ruchach tej grupy wojsk. Hetman wojsk królewskich wsparł petyhorców rotą Spytka Jordana (50 husarzy) oraz 20 nadwornymi husarzami węgierskimi. Zanim jednak wsparcie nadciągnęło, rajtarzy i lancknechci, spychając nieliczną jazdę lekką, zaczęli przeprawiać się przez Motławę. Nie pomogło zrzucenie za sobą mostka przez żołnierzy Temruka. Lancknechci mostek naprawili. Wsparcie, które Zborowski udzielił Temrukowi, przybyło w końcu w okolice przeprawy pod Lubieszowem, lecz 120 – 140 koni jazdy królewskiej, jakie się w tym momencie tam znalazło, nie miało najmniejszych szans na powstrzymanie lancknechtów. Zborowski nakazał więc Stanisławowi Żółkiewskiemu wraz z jego husarzami (40 koni) ruszyć na pomoc Jordanowi i Temrukowi. Żółkiewski polecenie wykonał i dołączył do sił, próbujących przeszkadzać ruchom wojsk niemieckich po wschodniej stronie Motławy.

Zacięte walki między chorągwiami jazdy królewskiej Temruka, Jordana, Żółkiewskiego i nadwornymi husarzami węgierskimi (łącznie 160 – 180 koni) a rajtarami i jazdą gdańską (600 koni) nie miały już na celu wyparcia niemieckich wojsk zaciężnych za Motławę, lecz miały one dać czas Zborowskiemu na przegrupowanie własnej armii.

Hetman zdecydował przegrupować swoje wojska tak, aby skutecznie stawić czoła nadciągającym z południowego – zachodu wojskom zaciężnym. W tym celu wycofał z zachodniej strony Motławy harcujących tam do tej pory kawalerzystów i zrzucił za nimi mostek. Zabezpieczył się w ten sposób przed szybkim przekroczeniem przeprawy pod Rokitkami przez pospolite ruszenie gdańszczan, to jest zabezpieczył tyły swojej armii, która teraz mogła skierować swój front w kierunku lancknechtów. Poza tym, ściągnął do sił głównych żołnierzy Andrzeja Karchowskiego, którzy dotąd obserwowali stateczki gdańskie. Wysłał dodatkowych 50 hajduków Andrzeja Firleja do pomocy załodze Tczewa tak, że od tego momentu miasta bronił garnizon stuosobowy, wygłosił mowę do wojska i ruszył z armią na przeprawę pod Lubieszowem. Jednak zanim siły główne Zborowskiego tam dotarły, lancknechci pod osłoną rajtarów ustawili 3 działa oraz zaczęli kopać szańce i stawiać palisadę.

Decydujące starcie

„Było to już z południa o godzinę”, gdy zbliżał się kulminacyjny moment bitwy. Wojska królewskie przybyły na miejsce starcia z zawodowym wojskiem niemieckim. Obie armie stanęły w szyku, gotowe do walki.

Walki na przeprawie pod Lubieszowem przebiegały w kilku fazach:

Na prawym skrzydle wojsk królewskich – walka ogniowa między hajdukami węgierskimi a niemieckimi lancknechtami.

Na lewym skrzydle wojsk królewskich – pierwsza szarża jazdy królewskiej na zaciężnych Niemców; szarża, która nie przełamała pozycji niemieckich.

Na prawym skrzydle wojsk królewskich – zdobycie niemieckich dział przez piechotę węgierską.

Na prawym skrzydle wojsk królewskich – wymiana ognia między hajdukami (strzelali ze zdobycznych dział) a lancknechtami (strzelali z działek umieszczonych na wozach).

Na prawym skrzydle wojsk królewskich – atak niemieckiej piechoty dzierżącej piki na hajduków. Walka wręcz między piechotą węgierską a niemiecką. Węgrzy uzyskali w tej walce przewagę; pościnali piki lancknechtom.

Na lewym skrzydle wojsk królewskich – gdy rozgorzała walka wręcz między piechurami na prawym skrzydle, kawaleria królewska ponownie uderzyła na przeciwnika (druga szarża). Uczestniczyli w niej husarze Marcina Kazanowskiego. Szarża ta rozbiła rajtarów. Ci, uciekając, zmieszali szyki stojących za nimi lancknechtów. Husaria po rozbiciu rajtarów uderzyła na zmieszane szeregi piechoty niemieckiej i przełamała jej szyki.

Na obu skrzydłach – ucieczka niemieckich żołnierzy z pola walki. Pogoń wojsk królewskich za pierzchającym przeciwnikiem.

Znając już ogólny obraz walk w tym rejonie, przejdę do bardziej szczegółowego omówienia starć w które zaangażowała się jazdę królewska. Przeprowadziła ona dwie szarże.

Pierwsza szarża

Uszykowane w pierwszej linii, zapewne w jeden huf, roty Jana Andrzeja Leśniowolskiego (100 husarzy), Andrzeja Firleja (100 husarzy), Spytka Jordana (50 husarzy), Temruka Szymkowicza (50 petyhorców) i husarze węgierscy (20 – 40) w momencie, gdy hajducy zaangażowali się w walkę ogniową z lewym skrzydłem niemieckim, zaszarżowały na stojących naprzeciwko nich rajtarów. Czy pierwsza szarża była również skierowana przeciwko lancknechtom? Tego nie wiem. Ze źródeł natomiast wynika, że szarża pierwszego rzutu wojsk polskich, w którymś momencie została wsparta przez chorągiew kozacką Jerzego Strusia (100 koni). Kozacy uderzyli na tyły wojsk niemieckich, co wywołało na Niemcach spore wrażenie.

Rajtarów jednak nie przełamano. Nie przełamano, chociaż dysproporcja sił nie była aż tak znaczna (rajtarzy 600 koni, husarze i petyhorcy 320 – 340 koni). Dlaczego? Źródła tego nie wyjaśniają. Mogę tylko przypuszczać, że szarża ta zakończyła się złamaniem kopii przez pierwszy szereg husarzy. Dlatego też rotmistrzowie nakazali odwrót po to, aby husarze z niezłamanymi dotąd kopiami wysunęli się na czoło swoich jednostek. Po takiej reorganizacji szyków, jazda królewska mogła zaatakować ponownie, mając u frontu husarzy z ich morderczymi kopiami.

Husarze Kazanowskiego wchodzą do akcji

Atak husarii skierowano ponownie przeciw rajtarom. Tym razem w szarży brały udział 2 chorągwie husarskie (Marcina Kazanowskiego i Jana Zborowskiego), przy czym ich łączna liczebność wynosiła 200 koni. Szarża okazała się skuteczna. Rajtarów rozbito i przegoniono.

Gdyby rozpatrywać całość akcji husarii, czyli dwie szarże razem a nie każdą oddzielnie, to ich obraz rysowałby się bardzo logicznie. Obie szarże miały następujący przebieg. Najpierw miała miejsce opisana już szarża 1. Husarze pierwszej linii po uderzeniu w rajtarów i złamaniu na nich kopii wycofali się, ustępując miejsca jednostkom drugiej linii. Druga linia składała się z chorągwi Zborowskiego i Kazanowskiego. Zaszarżowali oni na wstrząśniętych pierwszym atakiem rajtarów, gdy tylko chorągwie pierwszej linii, czyli pierwszego rzutu, zrobiły im miejsce. Taki falowy atak był typowy dla polskiej kawalerii.

Wszystko to działo się na lewym skrzydle wojsk królewskich, gdy w tym czasie na lewym skrzydle wojsk niemieckich trwała walka piechoty.

Rozbicie rajtarów nie oznaczało końca walk. Za rajtarami stali bowiem lancknechci z ich pikami. Jednak husarze Zborowskiego i Kazanowskiego poradzili sobie i z nimi. Uciekający rajtarzy „jeszcze bardziej” pomieszali szyki piechoty, przez co stali się oni łatwym łupem dla husarzy (roty Zborowskiego i Kazanowskiego w trakcie całej bitwy straciły łącznie tylko 5 zabitych i 3 rannych ludzi oraz 1 zabitego i 6 rannych koni). Dlaczego jednak piechota stojąca dotąd za rajtarami była już wstępnie zmieszana? Zdaje się, że odpowiedzialnością za to obarczyć można jazdę kozacką Strusia, która wcześniej, czyli przed szarżą husarii Zborowskiego i Kazanowskiego, uderzyła z tyłu na wojska niemieckie (a więc tam, gdzie lancknechci nie byli chronieni przez rajtarów) i niemało Niemców strwożyła, choć sama poniosła przy tym pewne straty. Wstępne zmieszanie lancknechtów mogło też być wynikiem tego, co się działo na niemieckim lewym skrzydle, gdzie hajducy brawurowo poczynali sobie z pikinierami.

Panika i rzeź

Rozbicie przez husarię niemieckiego prawego skrzydła, spowodowało panikę i ucieczkę tegoż skrzydła. Także żołnierze lewego skrzydła niemieckiego, którzy niezbyt szczęśliwie ścierali się z hajdukami, spanikowali na ten widok. Panika udzieliła się również pospolitemu ruszeniu gdańszczan, które nienaciskane przez nikogo, rzuciło się do ucieczki. Spanikowali także ci lancknechci, którzy nie zdążyli przejść na wschodnią stronę Motławy. Bitwa zmieniła się w pogoń i rzeź pierzchających niemieckich wojsk zaciężnych i gdańszczan.

Gdy wojska królewskie zapędziły się w pogoń za rozbitymi wojskami przeciwnika, nadpłynęła w końcu gdańska flota, która miała zaatakować Tczew. Mimo że spóźniona, starała się wywiązać z zadania, jakie jej powierzono („szyfy stanąwszy na Wiśle gęstą strzelbę do miasta puszczali”). W tym momencie hetman Zborowski miał przy sobie jedynie 200 ludzi. Zatrąbił więc na odwrót i podążył na ratunek Tczewa, który udało mu się ocalić. Żołnierze na stateczkach mieli więcej szczęścia niż ich towarzysze na lądzie. Widząc nadchodzącą odsiecz, domyślili się, że bitwę wygrał przeciwnik. Zrezygnowali więc ze szturmu do miasta i odpłynęli. Bitwa dobiegła końca.

Straty wojsk obu stron rozłożyły się bardzo nierównomiernie. Łączne straty całej armii Batorego w bitwie pod Lubieszowem wyniosły (licząc z luźną czeladzią):

ludzi: 60 zabitych i 127 rannych

koni: 44 zabite i 64 ranne.

W porównaniu do strat wojsk królewskich, straty gdańszczan były olbrzymie. Sama liczba trupów, którą udało się zliczyć i pochować na pobojowisku wyniosła 4416 – 4427, lecz oprócz nich:

„[…] w pogoni różno je bito, a ktemu chłopstwo po lesiech, po górach, po wsiach, po stodołach bili, mordowali”

Dr Radosław Sikora

Powyższy opis bitwy jest oparty na rozdziale „Lubieszów 17 IV 1577” książki „Niezwykłe bitwy i szarże husarii”

Tematy pokrewne:

Latarnia 3 lipca 1577 roku

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply