Niedola chłopów pańszczyźnianych jest w Polsce powszechnie znana. Tymczasem porównanie ich obciążeń do obciążeń współczesnych Polaków stawia pod głębokim znakiem zapytania to, czy rzeczywiście mamy się lepiej niż oni. Okazuje się, że pracujemy dłużej niż to niegdyś robili przyrównywani do niewolników chłopi, a na nasze potrzeby pozostawia się mniej z tego, co wypracujemy, niż im.

Dawno temu w Galicji

W roku 1772 doszło do pierwszego rozbioru Polski. Austria zajęła wówczas tereny południowej Polski, które odtąd zwane były Galicją. W latach 80. XVIII wieku cesarz austriacki wprowadził reformy, zmniejszające zależność chłopów od szlachty galicyjskiej. Odpowiedzią chłopów były migracje do istniejącej wciąż Rzeczpospolitej[1]. Wbrew oczekiwaniom, uznali swój los za jeszcze cięższy niż poprzednio i w ten sposób próbowali go polepszyć. Można więc sądzić, że sytuacja chłopa galicyjskiego z przełomu XVIII i XIX wieku, w jego własnej ocenie była gorsza niż pod panowaniem polskim. Ale właściwie jak mu się żyło? Na to pytanie odpowiada pionierska praca etnograficzna, opublikowana we Lwowie w 1811 roku.

Ignacy Lubicz Czerwiński, w książce o długim tytule „Okolica Za-Dniestrska między Stryiem i Łomnicą: czyli opis ziemi i dawnych klęsk, lub odmian tey okolicy; tudzież, iaki iest lud prosty dla religii i dla Pana swego? Zgoła, iaki ón iest? w całym sposobie życia swego, lub w swych zabobonach albo zwyczaiach” opisał między innymi materialne warunki życia chłopów osiadłych między rzekami Dniestr, Stryj i Łomnica, czyli kilkadziesiąt kilometrów na południe od Lwowa. Nie mniej interesujące są obszerne charakterystyki ich mentalności, obyczajowości, zabobonów, stosunku do panów, religii, itd. Jednak w tym momencie interesować nas będzie przede wszystkim to, jak wielkim obciążeniom ten chłop, a właściwie jego gospodarstwo podlegało. Okazuje się, że ówczesny chłop pańszczyźniany, który dzierżawił od swojego pana 16 morgów ziemi, miał w obowiązku odpracować 104 dni pańszczyzny – w połowie sprzężajnej (chodzi o prace z zaprzęgiem), w połowie pieszej (nie wymagającej zaangażowania zaprzęgu)[2]. Gdyby wykonywał ją pracownik najemny, praca ta warta byłaby 19 florenów (fl) i 4 krajcary (xr)[3]. Dodatkowe świadczenie chłopa (czytaj – 16 morgowego gospodarstwa wiejskiego) na rzecz pana, czyli czynsz, 5 ćwiertni owsa, 2 kapłony, 1 kura, 15 jaj, 1 motek przędzy, warte były kolejne 2 fl i 14xr. Miał więc pan z tego chłopa 21 florenów i 18 krajcarów intraty.

16 morgów ziemi nie tylko w pełni zaspokajało wszystkie podstawowe potrzeby rolnika, ale i znacznie je przewyższało. Dlatego, jak twierdził Czerwiński, część chłopów we wcześniejszych czasach „na połowie tylko roli [czyli na 8 morgach] siedzieć lubili”[4]. Tyle im wystarczało do życia, a liczba dni, które musieli poświęcić na odpracowanie pańszczyzny była wówczas mniejsza. Właściciele wsi wyeliminowali jednak takich chłopów, powierzając im większe grunta na potrzeby własne. A dlaczego tak się działo, wyjaśnię niżej.

104 dni w roku przeznaczał chłop na roboty pańszczyźniane. Kolejne 12 dni na tak zwane szarawarki[5]. Była ta przymusowa praca na cele publiczne, takie jak naprawy dróg, grobli i młynów. Ostatnią już pozycją była obowiązkowa praca na rzecz gromady, czyli wspólnoty wiejskiej – 4 dni w roku[6]. Łącznie daje to 120 dni w roku obowiązkowej pracy.

Warto dodać ile trwał ówczesny dzień roboczy. Kwestię tę regulował patent cesarski z 16 czerwca 1786 roku. Jego długość uzależniona była od pory roku. Latem dzień roboczy trwał 12 godzi, z czego 2 godziny miał chłop na odpoczynek i posiłek oraz na dotarcie do miejsca pracy i powrót z niego. Czyli faktycznie pracował 10 godzin. Zimą dzień roboczy liczył sobie 8 godzin, z czego 7 godzin efektywnej pracy i 1 godzina na odpoczynek i pozostałe zajęcia[7]. Te regulacje zaborcy oznaczały zwiększenie czasu pracy. W czasach polskich bowiem, chłopi często wychodzili w pole dopiero w południe, po spożyciu wczesnego obiadu[8].

A co z pozostałą częścią roku?

Chłop na swoim gospodarstwie pracował 70 dni[9]. Tyle wystarczało, by spokojnie się utrzymać. Przy czym z tej pracy jego pan również miał pewien zysk, gdyż jeśli chłop hodował pszczoły, bydło lub świnie, to musiał opłacić tak zwane oczkowe, rogowszczyznę i swińszczyznę. Opłaty były proporcjonalne do wielkości hodowli[10], ale nie sprecyzowano jakie dokładnie. W każdym razie, jak podał Ignacy Lubicz Czerwiński, pasiek właściwie chłopi nie posiadali, a świnie i wieprze hodowano w zasadzie tylko po to, by po ich sprzedaniu mieć gotówkę na opłacenie podatków.

Kolejne 73 dni to niedziele i święta[11]. Tu warto dodać, że austriacki zaborca zmniejszył liczbę dni świątecznych, gdyż za polskiego panowania, było ich jeszcze więcej[12]. A pozostałe 102 dni w roku miał chłop do swojej dyspozycji[13]. Te dni „albo próżniactwu poświęca, albo na transport soli w drogę [się] przenaymuie [wynajmuje]”[14].

Innymi słowy, wszelkie świadczenia na rzecz pana, państwa i wsi oraz praca poświęcona zabezpieczeniu egzystencji rodziny, zabierały chłopu 190 dni w roku. Pozostałe 175 dni miał wolne i wykorzystywał czy to na świętowanie, czy na dodatkowy zarobek (wożenie soli), czy też na zwykłe próżniactwo.

Podkreślić w tym momencie trzeba jedną rzecz, która różni tamte czasy od obecnych. Podane tu obciążenia liczono dla całego gospodarstwa, a nie na każdą osobę w nim zamieszkałą. Czyli na przykład te 104 dni w roku pańszczyzny miała do odpracowania jedna osoba z gospodarstwa. Mogła to być głowa rodziny, ale mógł to być jeden z jego synów, czy nawet parobek zamożniejszego gospodarza. Wówczas sam gospodarz nie musiał nic robić na pańskim polu. Żonę gospodarza te zajęcia rzecz jasna nie obejmowały. Ta była strażniczką domowego ognia (dosłownie), przygotowywała posiłki dla pracujących mężczyzn, troszczyła się o dzieci, a poza tym wykonywała inne czynności w domu, obejściu i ogrodzie, a także uczestniczyła w żniwach[15].

A co z tego wszystkiego ów chłop miał? Już samo to pytanie może się wydawać zaskakującym dla wielu osób. Przyzwyczajeni do myślenia o chłopach pańszczyźnianych, jak o niewolnikach, nie wyobrażamy sobie, by i ten czerpał z tej zależności jakiekolwiek korzyści. A jednak…

Najbardziej oczywistą rzeczą jest to, że chłopi pańszczyźniani wraz z rodzinami mieli jako tako zabezpieczoną egzystencję. Pan wydzierżawiał im ziemię, z której się utrzymywali, a z której od 1787 roku byli praktycznie nie do usunięcia[16]. To ich bardzo różniło od na przykład chłopów w Wielkiej Brytanii, których w owym czasie bezpardonowo rugowano z ziemi, nie pozostawiając im żadnych środków do życia. Ponadto włościanie galicyjscy korzystali z darmowego drewna. Z niego budowano chaty i inne budowle, wyrabiano narzędzia gospodarskie, ale przede wszystkim ogrzewano chałupy. Tylko na ten ostatni cel, co roku chłop zwoził sobie z pańskiego lasu 40 wozów drewna. Czerwiński oblicza, że całe to drewno, które w ciągu roku wykorzystywał poddany, warte było co najmniej 10 florenów[17]. Przypomnę, że 104 dni pańszczyzny wycenił na niecałe 20 florenów. Czyli mniej więcej połowę tego, co wypracował chłop na pańskim polu, zwracało mu się w postaci darmowego drewna. Tutaj leży też odpowiedź na pytanie, dlaczego właściciel wsi dążył do obdzielenia swoich poddanych większym areałem, a na co oni nie bardzo mieli ochotę. Z mniejszego areału miał chłop te same przywileje, co z większego, za to mniej musiał pracować na pańskim. W efekcie czego, tak naprawdę jedynie zapracowywał na siebie i swą rodzinę.

Galicyjski chłop pańszczyźniany nie musiał się również martwić o przyszłość swoich dzieci. Gdy ojciec chciał się pozbyć syna z domu, przekazywał mu część swojego bydła i wyprawiał do pana, by ten naznaczył mu grunt, gdzie odtąd mógł sobie gospodarować[18].

Czy mamy komu zazdrościć?

Znając już ucisk w którym 2 wieki temu żył porównywany do niewolnika pańszczyźniany chłop, przyjrzyjmy się naszym czasom. Wymiar czasu pracy w 2013 roku w Polsce dla pracownika pełnoetatowego wynosił 251 dni roboczych[19]. Zaraz, zaraz… Czy to aby nie pomyłka? Przecież tak bardzo uciskany chłop pańszczyźniany pracował aż 190 dni w roku. Jak to możliwe, że dzisiaj pracodawca ma prawo wymagać od pracownika 61 dni pracy więcej? Ano możliwe…

Idźmy dalej. Czy przeciętni Polacy są dziś w stanie wyżyć z jednej tylko pensji, tak by żona mogła zająć się domem i dziećmi? Sądzę, że znakomita większość czytelników podzieli moją opinię, iż jest to niemożliwe. Nasze wrażenie potwierdzają dane Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. W Polsce nie jest możliwe utrzymanie nawet tylko trzyosobowej rodziny w przypadku, gdy pracuje jedna osoba. Uściślę – nie jest możliwe utrzymanie jej na poziomie minimum socjalnego przez pracującą za średnią krajową osobę[20]. Jak to się więc działo, że uciskany chłop pańszczyźniany nie miał z tym większego problemu i to pracując znacznie krócej niż my dzisiaj? Od jego czasów standard życia znacznie wzrósł, a wyższy standard kosztuje. To prawda, ale nie tłumaczy wszystkiego. W końcu od jego czasów wielokrotnie też wzrosła wydajność ludzkiej pracy. Dzięki temu można żyć dużo lepiej, pracując tyle samo. Więc może państwo zabiera za dużo z tego, co wypracowujemy?

Określeniem, jaką część naszego dochodu zabiera nam państwo zajmuje się Centrum im. Adama Smitha. Ustaliło ono, że tak zwany dzień wolności podatkowej w 2013 roku wypadł 22 czerwca[21]. Oznacza to, że niemal przez pół roku pracujemy na spłatę wszelkiego typu świadczeń i podatków, które winni jesteśmy państwu. A jeszcze prościej – państwo zabiera nam niemal połowę naszego dochodu. Dużo to czy mało?

Historycy podkreślają spore trudności w określeniu tego, jaką część swojego dochodu oddawał pańszczyźniany chłop państwu, panu i kościołowi. Mimo iż jest to trudne, nie jest to niemożliwe. W Polsce pod koniec XVI wieku:

„Różnego rodzaju szacunki wskazują, że obciążenia gospodarstwa chłopskiego sięgały około 1/3 ogólnego dochodu z gospodarstwa.”[22]

Ale nas interesuje Galicja początków XIX w. Jako takich obliczeń dla tej epoki nie odnajduję, ale istnieje bardzo ciekawy akt prawny dla tych ziem z 1789 roku, który określał, że:

„z dochodu gruntowego miało przypaść włościaninowi 70%, zaś z reszty, tj. z 30%, miały być pokryte ciężary państwa i właściciela [tegoż włościanina]”[23]

Wspomniane tu prawo miało krótki żywot, gdyż skasowano je w roku 1790. Pokazuje jednak, jakie obciążenie chłopa uważano za dopuszczalne. Było ono takie samo, co w Polsce końca XVI w. Można sądzić, że realne obciążenie chłopa galicyjskiego w początkach XIX w., nawet jeśli przekraczało owe 30%, to drastycznie od niego nie odbiegało. A to oznacza, iż dzisiaj państwo zabiera nam większą część naszych dochodów niż zabierano pańszczyźnianym „niewolnikom”.

Od kilku lat w Internecie robi furorę cytat z blogu profesora Roberta Gwiazdowskiego, eksperta do spraw podatkowych:

„Chłop pańszczyźniany pracował więc dla pana feudalnego na początku XVI wieku 52 dni w roku, a później 104 dni. I to był feudalny wyzysk. My na początku XXI wieku pracujemy dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej 164 dni. I to jest sprawiedliwość społeczna.”[24]

Trudno o lepszą puentę tego artykułu, choć może warto dodać jeden komentarz. Od 2009 roku, kiedy prof. Gwiazdowski pisał powyższe słowa, do 2013 roku przybyło nam 8 dni pracy na rzecz Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

Dr Radosław Sikora

Przypisy:

[1] Radosław Sikora, Sieroty po Rzeczpospolitej.
Migracje chłopów z Galicji do Polski obserwował również mieszkający przy granicy Jan Ferdynand Nax . Pisał on: „Na pograniczu nowey Galicyi mieszkaiąc, nie zdarzyło mi się postrzedz tego wywędrowania naszych chłopow, o którym Autor powiada; częściey widziałem z Cesarskich Kraiow wychodzących ludzi do Polski” (Jan Ferdynand Nax, Uwagi nad uwagami, czyli obserwacye nad xiążką, która w roku 1785 wyszła pod tytułem “Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, kanclerza i hetmana w. kor.”.Warszawa 1789. s. 284).

[2] Czerwiński, Okolica, s. 108 – 109.

[3] 1 floren = 60 krajcarów

[4] Czerwiński, Okolica, s. 111.

[5] Tamże, s. 176.

[6] Tamże.

[7] Stanisław Kutrzeba, Historya ustroju Polski w zarysie. Lwów 1920. T. 4, s. 150.

[8] Władysław Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku. Lwów 1931. T. I, s. 412; Czerwiński, Okolica, 101.

[9] Czerwiński, Okolica, s. 177.

[10] Tamże, s. 109.

[11] Tamże, s. 108.

[12] Tamże.

[13] Tamże, s. 177. Przy czym Czerwiński zaokrągla tę liczbę do 100 dni.

[14] Tamże.

[15] Tamże, s. 213 – 217; 221 – 223.

[16] Kutrzeba, Historya, s. 151.

[17] Czerwiński, Okolica, s. 110.

[18] Tamże, s. 217.

[19] Źródło: http://www.kalendarzswiat.pl/wymiar_czasu_pracy/2013

[20] Źródło: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Nie-utrzymasz-rodziny-za-srednia-pensje-2461570.html

[21] Źródło: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Dzien-wolnosci-podatkowej-od-dzis-pracujemy-na-siebie-2866302.html

[22]Polska w czasach nowożytnych (1501-1795). Red. Jerzy Topolski. Poznań 1999. T. II, s. 43.

[23] Kutrzeba, Historya, s. 152.

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. tuskjuzwywiecieco
    tuskjuzwywiecieco :

    . Widać ze mieszczuch to wymyślił Po pierwsze praca na roli ma charakter sezonowy Więc jak trzeba orać to u dziedzica i u siebie Jak trzeba siać to u dziedzica i u siebie Jak trzeba kosić to u dziedzica i …tak dalej Latem i wiosną dni za mało żeby się wyrobić A “wolne” odbierane zimą do niczego się nie przydaje. Po drugie 104 dni w roku zmarnowane na pracę u ciemiężcy a nadal zdychamy z głodu bo jeszcze nic u siebie nie zrobiliśmy. Po trzecie jeśli się coś stanie zwierzęciu pociągowemu to egzystencja chłopa jest zagrożona bo jest to też jego środek utrzymania

  2. Tomi1968
    Tomi1968 :

    Skoro tym galicyjskim chłopom żyło się tak dobrze i tak mało pracowali, to skąd wzięło się określenie “galicyjska bieda” lub dlaczego chłopi w czasie rabacji galicyjskiej tak gwałtownie wystąpili przeciwko swoim panom.? Z miłości i wdzięczności za dobre traktowanie i dostatnie życie?